Pozorna jedność Europy

Dawno temu, a może całkiem nie tak dawno, była w Europie i w Polsce taka piękna epoka, trwała gdzieś do 2014 r., gdy wierzyliśmy, że nowa Europa jest na najlepszej drodze, by jeszcze za naszego życia zjednoczyć się z Europą starą. Potem pojawił się zły wilk pod postacią Jarosława Kaczyńskiego i odebrał wszystkim marzenia.

Tak mogłaby się zaczynać baśń o Polsce, gdyby nie fakt, że tak rozpoczyna swój artykuł Cezary Michalski. Tekst opatrzony zresztą równie fantastycznym tytułem: „Homo sovieticus boi się multi-kulti”. Newsweekowy publicysta próbuje za wszelką cenę przerobić na własną modłę kategorię niegdyś upowszechnioną w Polsce przez ks. prof. Józefa Tischera. Ten wybitny polski myśliciel opisywał człowieka, który nie wie, co zrobić z własną wolnością. Michalski kreśli więc obraz Polaków, z których system totalitarny zrobił istoty rzekomo obawiające się wszelkiej różnorodności: dochodowej, obyczajowej, etnicznej, a nawet estetycznej. Przeżywamy ją zdaniem redaktora jako coś nienormalnego.

Oczywiście nie wytrzymuje to próby racjonalnej argumentacji. Nie jest bowiem tak, że Polacy boją się różnorodności, mają do niej awersję, nienawidzą innych. Michalski spłyca zjawisko, którego wyjaśnienie nie jest wprawdzie bardzo skomplikowane, ale jednak nie tak prymitywne, jak on je postrzega. Polacy bowiem to naród, który po pierwsze ceni tradycję, a po drugie nie odrzuca nowoczesności. Nowoczesność nie jest jednak dla przeciętnego Polaka wartością samą w sobie. Jeśli niesie ze sobą wartości, które uderzają w fundamenty chrześcijaństwa, Polacy z nimi się nie utożsamią, kropka. Dystans naszego społeczeństwa do zróżnicowania, o którym mówi Cezary Michalski, nie wynika z żadnej współczesnej formy człowieka sowieckiego, lecz z przywiązania do systemu wartości opartego na etyce chrześcijańskiej. Zresztą doskonale wiadomo, że zróżnicowanie obyczajowe, o którym wspomina publicysta, nie jest niewinną chęcią zamanifestowania własnej odmienności, ale nierzadko ­nachalną propagandą postaw homoseksualnych.

Piękna i brzydka Europa

Władysław Bartoszewski porównywał kiedyś Polskę do brzydkiej panny, która nie powinna być zanadto wybredna. Dziś w duchu tej logiki podąża Cezary Michalski, który dzieli Europę na lepszą i gorszą. Przy czym kryterium podziału stanowi… reakcja części Starego Kontynentu na falę kryzysu emigracyjnego. Zachód, według Michalskiego, reaguje prawidłowo. Polska, Węgry i była NRD przegrywają natomiast batalię z populizmem, przez co cofają się w kierunku utraconej ­jedności. Michalski prezentuje tu szerszy nurt komentatorów udających, że multi-kulti pozytywnie wpływa na Europę. Tymczasem wielu publicystów, polityków coraz śmielej dostrzega fakt, że stara Unia działa dziś autodestrukcyjnie. Pomimo niepodważalnych negatywnych skutków polityki imigracyjnej europejscy przywódcy udają, że nic złego się nie dzieje. Jednocześnie tuszują wydarzenia, które burzą narrację o zasymilowanych imigrantach, jak niegdyś próbowano przemilczeć wydarzenia z nocy sylwestrowej w Niemczech

Pozostało 51% treści.

więcej: http://gpcodziennie.pl

Autor: Leszek Galarowicz