Haniebna samowola i fałsz

"Jezus" wg scenariusza Jędrzeja Piaskowskiego i Huberta Sulimy w reż. Jędrzeja Piaskowskiego w Nowym Teatrze w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Niech tytuł spektaklu "Jezus" w Nowym Teatrze w Warszawie w reżyserii Jędrzeja Piaskowskiego nie zwiedzie publiczności oczekującej rzetelnego przedstawienia postaci Chrystusa, Jego życia i nauczania. Tytuł jest prowokacyjny, mający zwabić publiczność do teatru. Bo jeśli chodzi o poziom artystyczny i intelektualny, to jest to rzecz tak żenująca, że brak mi słów. Bełkot i wygłup. Czy do tego potrzebny jest zawodowy teatr? Tak, bo ma do spełnienia zadanie, wszak stał się narzędziem i zakładnikiem ideologii propagowanych przez środowiska nowej lewicy, środowiska neomarksistowskie. Bo to one dziś zawłaszczyły sceny teatralne i w ogóle kulturę. Owszem, są wyjątki, ale nie mają wpływu na całokształt życia teatralnego, kulturalnego w naszej Ojczyźnie.

Oswajanie z dewiacją

W przedstawieniu Jędrzeja Piaskowskiego i Huberta Sulimy wprawdzie nikt nie wypowiada imienia Jezusa, ale wiadomo, o kogo chodzi. Atrybut boskości Jezusa zostaje zanegowany, ośmieszony. Próbuje się celowo fałszywie, wulgarnie interpretować nauki głoszone przez Pana Jezusa zawarte w Ewangelii. Jest to interpretacja bluźniercza, szydząca z wiary katolickiej, z Pisma Świętego.

Reżyser nadał spektaklowi charakter farsowy, aby - jak odczytuję - w myśl zasady "śmieszne aż boki zrywać" zdeprecjonować wiarę katolicką, Kościół, katolików. No bo jak inaczej odebrać takie sceny, gdzie aktor przebrany za kałamarnicę czy ośmiornicę (Piotr Polak) z pokaźną brodą i aureolą nad głową znamionującą świętość (Pan Jezus?) mówi: "Przybywam w pokoju" i stawia przed sobą pulpit zrobiony z pieczywa, bułek, chleba. Czy to szyderstwo z chleba eucharystycznego? A postać centralna, transwestyta o imieniu Kaśka (w tej roli Bartosz Gelner) ubrany w damski kapelusz i sukienkę i w formie farsy rozprawiający o miłosierdziu? Albo scena, w której Maria zwierza się, że słyszy głos wewnętrzny (Jezusa?), który podpiął się pod jej radio: "On mówi, że wszystko o mnie wie, że policzył wszystkie włosy na mojej głowie i że mnie kocha taką, jaką jestem". Nie wspomnę już Sary Celler-Jezierskiej grającej rolę starej prostytutki mającej uosabiać Marię Magdalenę czy wykonującej taniec krowy (która ma tu znaczyć tyle, co Baranek Boży) i inne. Nie mogło zabraknąć też scen homoseksualnych.

Chaos, przebieranka, szokowanie i co kto chce. Poprzekręcane wątki z Ewangelii, używanie słów, nazw z Pisma Świętego w obrazoburczym kontekście itd., itd. Są przecież w naszej cywilizacji chrześcijańskiej (a w takiej żyjemy, jeszcze) pewne przestrzenie sakralne, mistyczne, religijne, których kalanie jest przestępstwem nie tylko pod względem moralnym, ale i w literze prawa. Ponadto mamy Konstytucję, warto, by pseudoartyści nie tylko krzyczeli na ulicach: "Konstytucja!", ale by ją wreszcie przeczytali.

Rewolucja aksjologiczna

Oczywiście premiera w Nowym Teatrze wpisuje się w scenariusz zniszczenia autorytetu Kościoła katolickiego, by ten nie mógł bronić naszych podstawowych wartości, prawa naturalnego, prawa do życia nienarodzonych, przeciwstawiać się eutanazji, przypominać o sumieniu. Dzisiaj trwa rewolucja aksjologiczna. To walka Dawida z Goliatem. Nie można bagatelizować wielkiego lobby działającego na rzecz zniszczenia Kościoła, naszej wiary. Ten scenariusz został napisany już dawno, ale obecnie realizowany jest z ogromną siłą i przyspieszeniem. Nic tu nie dzieje się przypadkowo i samoistnie.
Spójrzmy, jak ogromne kwoty przeznacza George Soros (założyciel m.in. Fundacji Batorego) dla międzynarodowych organizacji propagujących aborcję, dla organizacji politycznego ruchu homoseksualnego (w tym LGBT), organizacji propagujących ideologię gender (również na terenie szkół) itd., itd. Teatr bierze w tym aktywny udział.
Nawarstwienie przedstawień z tematyką nachalnie propagującą homoseksualizm, LGBT, gender z rozmaitymi dewiacjami, a dyskredytowanie normalnej, tradycyjnej rodziny (gdzie jest mama, tata, dzieci) poprzez ukazywanie jej wyłącznie w kontekście tzw. toksycznych, przemocowych relacji - wszystko to ma oswajać widza z nienormalnością i prowadzić do akceptacji dewiacji jako normy. I tak się dzieje, wystarczy pochodzić do teatrów, pooglądać przedstawienia i zainteresować się, kim są twórcy takich spektakli oraz dyrektorzy teatrów wystawiających takie sztuki jak na przykład "Jezus".
Oglądając przedstawienia, wielokrotnie zastanawiam się, jak to jest, jak do tego doszło. Przecież jestem Polką, żyję w swojej Ojczyźnie, a przychodząc do teatru, często czuję się, jakbym była emigrantką w jakimś obcym kraju. Bolesne.

"Haniebna samowola i fałsz"
Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik nr 167
20-07-2019