Kłopot z obrońcami przyrody

Jeśli ktoś zetknął się kiedyś z najbardziej zagorzałymi miłośnikami kotów lub psów, to wie, że może to być traumatyczne doświadczenie. Dla części kocich i psich aktywistów radykałów wszystko ma być ściśle podporządkowane dobru tych zwierząt, oczywiście dobru zdefiniowanemu przez tych ludzi. Czasem rozumianemu wbrew naturze zwierząt.

Nie przeczę, tacy aktywiści są potrzebni w społeczeństwie i wykonują dużo dobrej roboty, na przykład zabierając porzucone zwierzęta z ulic, lecząc je i przysposabiając do adopcji. Ale ich nadmierne poczucie misji i radykalizm odstraszają, a bywa, że wręcz przerażają, szkodząc sprawie ochrony i godnego traktowania zwierząt.

Podobnie jest z aktywistami ekologicznymi. Zgoda, ochrona przyrody i zasobów Ziemi to bardzo ważna sprawa. Ale radykalizujący się ekolodzy już domagają się rezygnacji nie tylko ze złych nawyków życia codziennego, ale nawet z rodzenia dzieci. I w ogóle domagają się, by świat radykalnie zmienić z dnia na dzień, tu i teraz, bez względu na wszystko. A taką postawą na dłuższą metę tylko szkodzą sprawie, na której niby tak bardzo im zależy.

Marcin Herman

za:niezalezna.pl

***

Hmm...Rodziny bez dzieci... No to kto zrodzi i utrzyma lewy aktyw?...
- Oni tak naprawdę, czy udają dla samoośmieszenia?...
To by uwiarygadniało moją hipotezę sprzed lat, iż to agenci prawicy i wiadomego Prezesa demolujący lewe ugrupowania :-)
kn