Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Zatęchły smrodek brukselki

Są takie potrawy, które dzielą ludzkość na wielbicieli i tych, którzy ich nienawidzą. Gdy byłem w peerelowskim przedszkolu, zyskałem wielką wdzięczność rówieśników, gdyż zjadałem za nich znienawidzony przez większość szpinak, który królował w nędznym przedszkolnym menu. Nie było to żadne poświęcenie, gdyż po prostu go lubiłem i uwielbiam do dziś, podobnie jak różne odmiany warzyw kapustnych z brukselką, kalafiorem i kalarepą na czele, do których za czasów przełomu dołączyły jarmuż, brokuły i kapusta pekińska.

Wszystko to zdrowe i na mój gust smaczne, ale z licznych dziś programów kulinarnych TV dowiedziałem się, że zapach brukselki jest dla większości mieszkańców globu obmierzły i że trzeba ich wręcz przymuszać do spożywania tego pożytecznego warzywa. Dla mnie zapach gotowanej brukselki był zawsze upojny, ale smród zgniłej kapuchy niosący się ostatnio z Brukseli coraz intensywniej zatruwa mi nie tylko przyjemności kulinarne, ale wręcz życie jako takie.

Od symbolu wolnego świata do wspólnoty ideolo

Opozycja wyjąca od 5 lat o szykowanym rzekomo przez PiS polexicie tak się zapędziła w donoszeniu na Polskę do Komisji Europejskiej, iż wpadła we własne sidła, bo rozbestwiona „brukselka” zaczęła się nas czepiać tak nachalnie, że nawet najwięksi jej polscy entuzjaści dostrzegli, iż spełnianie kolejnych żądań prowadzi wprost do utraty suwerenności państwowej. A skoro jedynym pożytkiem z przynależności do UE ma być umocnienie bezczelności i bezkarności „nadzwyczajnej kasty”, a wszelkie przedsięwzięcia budujące niezależność Polski, jak przekop Mierzei Wiślanej czy odbudowa stoczni, będą z (nad)użyciem unijnych mechanizmów prawem kaduka blokowane przez zawistnych konkurentów – Niemcy i Rosję – coraz więcej Polaków zacznie się zastanawiać, czy skoro nas sami stamtąd wypychają, to może pora się wyprowadzić. Kiedyś członkostwo w UE było symbolem przynależności do wolnego świata i jedyną alternatywą było uczestniczenie w postsowieckich wspólnotach, których entuzjastą był Lech Wałęsa do takiego stopnia, że obalił rząd Jana Olszewskiego, który temu, Bogu dzięki, zdążył zapobiec.

Dlatego przed referendum o przystąpieniu do UE Jarosław Kaczyński i jego Porozumienie Centrum także namawiali Polaków do głosowania „za”, choć właśnie wtedy zarysował się już wyraźny trend przekształcania wspólnoty gospodarczej we wspólnotę ideologiczną. Powodowany wiarą bardziej we własne doświadczenia wsparte ostrzeżeniami Wołodii Bukowskiego, który już wtedy dojrzał niepokojące podobieństwa struktur Sowietskiego Sojuza i „jewrosojuza”, jak zwą UE Rosjanie, z czystym sumieniem głosowałem przeciw wstąpieniu do tej organizacji. Jednak nawet w najczarniejszych snach nie spodziewałem się tak szybkiej degrengolady Unii przekształcającej ją w narzędzie interesów kilku największych państw europejskich, a zarazem fanatyczną ofensywę ideolo w przyspieszonym tempie demolującą prawdziwe fundamenty Europy – chrześcijaństwo, prawo rzymskie i filozofię grecką.

Ludność polskojęzyczna i obce srebrniki

W Polsce wsparcie dla tych samobójczych dla Europy działań okazuje dziwna sfera społeczna, która po zwycięstwie wyborczym Zjednoczonej Prawicy sama się określiła jako „opozycja totalna”. Mówi ona „nie” absolutnie wszystkim staraniom obecnych władz, zarówno zmierzającym do podniesienia statusu Polski w świecie, jak i podniesienia poziomu życia jej obywateli i sprawiedliwszych stosunków społecznych. Ostatnio przedstawiciele tej opozycji już nie tylko donoszą na własny kraj do UE, ale na forum Rady Europy ręka w rękę z Rosją głosują za uchwałą potępiającą Polskę za rzekome ograniczanie demokracji, czyli próbę zdyscyplinowania podważającej ustrój kasty sędziowskiej.

W niedawno opublikowanym sondażu 60 proc. Polaków uznało, że należą nam się odszkodowania za niemieckie zbrodnie z czasów II wojny światowej. Osłupiałem! Oto 25 proc. naszych rodaków nie ma w tej sprawie zdania, a 15 proc. jest przeciw! Kim są ci ludzie? Ta jedna czwarta nie ma zdania, bo kasta i samozwańcza elita przez 30 lat wbijały jej do głów, że polskość to nienormalność, więc nie ma prawa nie tylko do własnego zdania, ale do jakiegokolwiek upominania się o elementarną sprawiedliwość. A te 15 proc.? Trudno się oprzeć przekonaniu, że z polskością w ogóle nie ma nic wspólnego, zarówno ze względu na sowiecko ubeckie korzenie – jak u resortowych dzieci, potomków zainstalowanych tu po wojnie komunistów – jak i piewców liberalizmu w stylu zachodnim, który dziś zdjął już maskę i ujrzeliśmy od dawna znane marksistowskie oblicze w nowym genderowym makijażu.

Jedni i drudzy to w najlepszym przypadku mentalni internacjonaliści-kosmopolici, którzy bez wahania wyprzedadzą za grosze lub zniszczą polski przemysł na życzenie wielkich protektorów ze Wschodu lub Zachodu. Mówią wprawdzie po polsku, ale z niechęcią, bo jak dowiedzieliśmy się od znanego aktora – wstydzą się tego. Wstydzą się Polski, polskości, ale nie zostawią nas w spokoju, bo tylko tu mają wzajemnie sobie przyznawany status autorytetów moralnych, gwiazd sztuki, nauki i intelektu. Tu mają przywileje powodujące całkowitą bezkarność niezależnie od popełnianych wykroczeń czy nawet przestępstw. Jesteś nasz – możesz spokojnie okradać staruszki, przejeżdżać je na przejściu dla pieszych, wyrzucać bezprawnie weteranów na bruk i przejmować za bezcen ich mieszkania.

Ze strachu przed utratą bezkarności

Po powtórnym zwycięstwie prawicy w demokratycznych wyborach i zwiększeniu jej elektoratu o kolejne miliony członkowie partii antypolskiej wedle definicji księcia Czartoryskiego policzyli się i z lękiem stwierdzili, że liczą… czyżby owe 15 proc., co to nie chce odszkodowań za zbrodnie niemieckie? A jeśli w dodatku ta jedna czwarta otumanionych przestanie ich popierać? To powód rozpętania dziś totalnej wojny z państwem polskim przez odsuniętych częściowo od władzy pieszczochów wszystkich systemów od 1944 po 2015 r. Ziemia pali się im pod nogami, setki, jeśli nie tysiące afer mogą nie tylko wypłynąć, lecz także zostać rozliczone, a winni ukarani. Gwarancją, że się tak nie stanie, było zachowanie w praktycznie nienaruszonym stanie całego systemu „sprawiedliwości” w Polsce zamontowanego po wojnie przez Sowietów. Sędziowie orzekali zawsze „jak należało”, bo sami mieli ręce ubrudzone w tychże aferach lub wręcz zbrodniach, jak zabójstwa czy zagadkowe śmierci ludzi Solidarności i ich następców.

Kiedy więc stopniowo padały kolejne bastiony oligarchicznego ustroju ustalonego przy mocno nachylonym w lewo Okrągłym Stole, opozycja gotowa była nawet na sprowokowanie krwawych ulicznych zamieszek, byle obalić władzę, a gdy to zawiodło, próbowała sama dokonać przewrotu, co skończyło się „ciamajdanem”.

Padł Trybunał Konstytucyjny, który miał w ich zamyśle blokować próby reform, i sercem zdrady stanu stał się Sąd Najwyższy. Jego uzurpacje są całkowicie bezprawne i sprzeczne z konstytucją, ale totalniacy ze wsparciem zagranicy będą ich bronić jak… nie niepodległości, ale prawa do własnej wiecznej bezkarności!

Nasz kordon sanitarny przeciw antypolskiej zarazie

Po uznaniu przez Trybunał Konstytucyjny nielegalnej „uchwały” trzech izb Sądu Najwyższego za nieobowiązującą do czasu wydania ostatecznego wyroku w tej sprawie rzecznik SN już zapowiedział, że mafia sędziowska nie podporządkuje się tej decyzji. I co im wtedy państwo zrobi? 8 lutego środowiska patriotyczne spotkają się przed broniącym praworządności Trybunałem Konstytucyjnym, by jak 13 grudnia w pierwszej kadencji wyrazić solidarność także z Sejmem, rządem i prezydentem.

I ja tam będę, ale uważam, że jeśli nie odbierze się natychmiast zdrajcom stanu sędziowskich legitymacji, to powinniśmy ponownie wyjść tłumnie na ulice – nie ich „warszawki”, a naszej stolicy Warszawy – przypomnieć czasy Solidarności, wziąć się za ręce i otoczyć gmach Sądu Najwyższego solidarnym kordonem sanitarnym, by nie dopuścić już więcej roznosicieli zarazy do jednego z najwyższych organów Rzeczypospolitej.
I niech się polexitują z naszego kraju do euroraju! A ja, trudno, dla dobra sprawy zrezygnuję z brukselki!

Jerzy Lubach

za:niezalezna.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.