Krok po kroku. Wojciech Reszczyński-Z rozumem i nazywając rzeczy po imieniu

jeśli chodzi o "Wyborczą", dla niej polityczne jest wszystko to, co nie jest zgodne z jej polityczną linią. Choroba stosowania podwójnych standardów wydaje się nie mieć końca Wygłaszane w ostatnich dniach homilie i okolicznościowe kazania księży biskupów i prałatów, jak każe zwyczaj, łączyły w sobie ducha maryjnego święta i troskę o państwo.
W kieleckiej bazylice homilię wygłosił ks. bp Kazimierz Ryczan, w Kaliszu do wiernych mówił ks. bp Stanisław Napierała, na Jasnej Górze głosił kazanie ks. abp Stanisław Gądecki, w warszawskiej archikatedrze św. Jana Chrzciciela ks. abp Kazimierz Nycz, a w gnieźnieńskiej - ks. bp Wojciech Polak. Wspaniałą, patriotyczną homilię wygłosił także ks. prałat płk Sławomir Żarski, administrator Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego.
Tymczasem dla dziennikarzy z Czerskiej biskupie homilie to jak zwykle okazja, aby Kościół po swojemu podzielić na tych, co "agitują i straszą", i na tych, co "godzą". Powraca wciąż ta sama nuta rewolucyjnej czujności, z jaką gazeta od lat opisuje wszystko to, co głosi nam Kościół. Jak w ogóle można w stosunku do osób duchownych użyć słowa "agitują", a kazania kościelne uznać za agitację. Jest to podejście - i oczywiście język też - typowo bolszewickie. Ojczyzną agitacji był, jak wiadomo, Związek Sowiecki, a jej największym mistrzem sam Włodzimierz Lenin. To bolszewicy agitowali, by "podnieść świadomość mas pracujących miast i wsi".
W opinii gazety Michnika do tych godzących należy niezmiennie metropolita lubelski ks. abp Józef Życiński, którego słowa: "Musimy pamiętać o tym, że Królowa Polski jest ponadpartyjna, Matka Boża nie wiąże się z żadną frakcją, Ona jest dla wszystkich", mają "kontrastować" z wypowiedziami innych hierarchów Kościoła.
Warto przy okazji tych rozważań przypomnieć kilka faktów z historii Kościoła. Kiedy Legiony Józefa Piłsudskiego wkraczały do Kielc, tamtejszy katolicki biskup Augustyn Łosiński przypominał swoim księżom, że składali przysięgę na wierność carowi, a tych, którzy jednak w jakiejś formie pomagali żołnierzom, przenosił na inne placówki. Ten "ugodowy" biskup rusofil nie zgodził się nawet na odprawienie pierwszej Mszy polowej dla legionistów w katedrze kieleckiej. Inny "ugodowy" hierarcha, administrator archidiecezji wileńskiej Kazimierz Michalkiewicz, jeszcze w 1916 roku, a więc na dwa lata przed tym, jak "wybuchła Polska", uroczyście celebrował w katedrze Msze w intencji matki cesarza Rosji - w dniu jej urodzin i imienin. Zupełnie mu nie przeszkadzało, że oprócz niego nikt w tej modlitwie nie uczestniczył. A były to czasy, kiedy w zaborze rosyjskim istniał absolutny zakaz wykonywania pieśni "Boże, coś Polskę". Podobnie nerwowo reagowali na tę pieśń agenci bezpieki za PRL, którzy musieli służbowo chodzić do kościoła na Msze Święte. W ich raportach każde odśpiewanie "Boże, coś Polskę" było skrupulatnie odnotowywane. Księży zaś upominano za wiernych, którzy oczywiście śpiewali: "Ojczyznę wolną racz nam zwrócić, Panie".
A zatem w kieleckiej bazylice Anno Domini 2010, ponad 90 lat po biskupie Augustynie Łosińskim, który tak bał się manifestować uczucia patriotyczne, "straszy" teraz ks. bp Kazimierz Ryczan, ten, który zdaniem "GW" już ulokował swoje sympatie polityczne. Ale przecież obrona wolności słowa, domaganie się prawa do głoszenia prawdy, obrona oskarżanego właśnie o "agitację telewizyjną" redaktora Jana Pospieszalskiego, krytyka polskojęzycznych, ale obcych nam duchem mediów czy krytyka podpisanej przez Bronisława Komorowskiego w trybie błyskawicznym nowelizacji ustawy o IPN to fakty, które niepokoją. Tak jak ostatnia kuriozalna wypowiedź marszałka Senatu Bogdana Borusewicza o tym, że film Pospieszalskiego "Solidarni 2010" był "seansem nienawiści". Co ciekawe, seansem nienawiści nie jest zachowanie się dwóch pseudodziennikarzy radiowych haniebnie naigrawających się z brata zmarłego prezydenta.
A jeśli chodzi o "Wyborczą", dla niej polityczne jest wszystko to, co nie jest zgodne z jej polityczną linią. Choroba stosowania podwójnych standardów wydaje się nie mieć końca. Stąd całkowicie uzasadniona jest potrzeba modlitwy "o mądrego prezydenta", o czym mówił ks. bp Ryczan. W tym oczekiwaniu nie ma nic politycznego.
Dlaczego kazanie ks. bp. Stanisława Napierały z Kalisza, który podobnie jak ks. bp Kazimierz Ryczan nie godzi się na "chodzenie na pasku poprawności nadawanej codziennie w mediach pochodzących nie wiadomo skąd", ma być także uznane za polityczne? Ksiądz biskup trafnie zauważył, że "dokonania" niektórych mediów są tak antynarodowe i antykościelne, że warto się zastanowić, kto nimi kieruje. Przecież nie ulega wątpliwości, że te wszystkie ekscesy poniżające godność Narodu, to trwające od 20 lat naigrawanie się z polskości, patriotyzmu, następuje dzięki przyzwoleniu dysponentów, właścicieli mediów. I jak to możliwe, że dzieje się to w wolnej Polsce. Czy rzeczywiście możemy być "dumni ze współczesnego państwa polskiego", jak stwierdził na obchodach święta 3 Maja marszałek Bronisław Komorowski?
W swojej homilii podczas Mszy Świętej za Ojczyznę w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie ksiądz prałat Sławomir Żarski mówił: "Racz nam wrócić, Panie, Ojczyznę wolną od kłamstwa, hipokryzji, 'politycznej poprawności', historycznej amnezji, partyjnego egoizmu i antykościelnej neurozy". Czy to kolejny duchowny, który "straszy i agituje"?
Obyśmy mieli jak najwięcej takich duchowych przewodników, którzy nie boją się mówić prawdy i nazywać niepokojących nas zjawisk zgodnie z rozumem i po imieniu.


za: NDz z 6.5.2010 (kn)