Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski - ANTYPOLONIZM

Niektóre środowiska w USA i na Ukrainie cierpią na fobie antypolskie, tak jak inne środowiska cierpią na fobie antysemickie. Tego typu osoby będą zawsze naginały fakty historyczne lub je wręcz zmyślały, aby udowodnić swoje racje. Jeden z czytelników zapytał mnie, czego spodziewam się po nowej książce Jana Tomasza Grossa, która przypisuje Polakom kolejne potworności, tym razem w postaci rozgrzebywania zwłok ofiar Holocaustu w poszukiwaniu kosztowności.Odpowiadając stwierdzam, że spodziewam się tego samego co po pierwszej książce, czyli tendencyjnego przedstawienia problemu. Utwierdza mnie w tym przekonaniu fakt, że autor nie jest historykiem i mówiąc delikatnie - jest raczej na bakier z warsztatem naukowym, który obowiązuje każdego rzetelnego badacza przeszłości.

Oczywiście w społeczeństwie polskim, tak samo jak francuskim, holenderskim czy czeskim, były szumowiny, które dorabiały się na żydowskich ofiarach, ale była to zdecydowana mniejszość. Poza tym, taka postawa była napiętnowana. Dla przykładu - w wiosce, w której byłem kiedyś duszpasterzem, żył pewien człowiek. W czasie wojny za worek cukru wydał Niemcom ukrywającego się Żyda. Później sam musiał uciekać, gdyż za ten haniebny czyn AK wydała na niego wyrok śmierci. Po 1945 r. za to samo został aresztowany. Do końca życia był odrzucony przez swoje najbliższe otoczenie.

Co do Grossa, to trzeba jasno powiedzieć, że cierpi na antypolską fobię, tak jak inni cierpią na fobie antysemickie. Tego typu osoby będą zawsze naginały fakty historyczne lub je wręcz zmyślały, aby udowodnić swoje racje. Mam znajomego, który wiele lat temu został oszukany przez Rumunów. Od tej pory nie tylko głosi rasistowskie hasła pod ich adresem, ale podejrzewa ich o przeróżne przestępstwa. Kiedy w KL Auschwitz skradziono napis "Arbeit macht frei", to napisał do mnie, że on wie na pewno, iż zrobili to Rumuni. Nawiasem mówiąc, jest to człowiek bardzo wykształcony, ale w tej kwestii nie przyjmuje żadnych innych argumentów. Niestety w podobny sposób działa autor najnowszych antypolskich wypocin. Był on zmuszony, w ramach czystek antysemickich, do opuszczenia naszego kraju. Nie przyjmuje jednak do wiadomości, że czystek tych dopuścili się Polacy nie jako całe społeczeństwo, ale komunistyczni aktywiści w ramach wewnątrzpartyjnych porachunków. Jak Gross chce się odegrać, to niech atakuje elity PZPR, które tymi czystkami kierowały. Np. Wojciecha Jaruzelskiego, odgrywającego wówczas niechlubną rolę w usuwaniu z wojska oficerów pochodzenia żydowskiego, albo tych działaczy partyjnych, którzy zajmowali posady ludzi zmuszonych do emigracji.

Muszę też zaznaczyć, że bardzo dziwi mnie to, iż taki gniot intelektualny ma zamiar wydać krakowski "Znak", którym kieruje prezes Henryk Woźniakowski, rodzony brat europosłanki PO Róży Thun. Dziwię się tym bardziej, że to samo wydawnictwo ze względu na poprawność polityczną nigdy nie chciało wydać żadnej książki historycznej o ludobójstwie na Kresach Wschodnich, dokonanym przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach, Żydach i Ormianach. Wydawnictwo to odmówiło także wydania książki Romana Graczyka o agenturze Służby Bezpieczeństwa w środowisku "Tygodnika Powszechnego" i krakowskiego Klubu Inteligencji Katolickiej. W tej ostatniej sprawie władze wydawnictwa wykazały się wyjątkowym brakiem odwagi. To był główny powód, dla którego przestałem publikować w "Znaku" swoje kolejne książki. Dodam w tym miejscu, że to właśnie Henryk Woźniakowski w 2006 r. starał się za wszelką cenę zablokować wydanie mojej publikacji pt. Księża wobec bezpieki, która jednak ukazała się, ale było to wyłączną zasługą dyrektor Danuty Skóry, dawnej działaczki Studenckiego Komitetu Solidarności. To ona swoją determinacją i osobistą odwagą w końcu przełamała opór prezesa. A książki Grossa oczywiście nie kupię. Szkoda pieniędzy. Innym też jej nie polecam.



Co do antypolonizmu, szerzącego się w różnych krajach, to trzeba odnotować zachowanie greckokatolickiego arcybiskupa Ihora Wożniaka, redemptorysty, następcy kardynała Lubomyra Huzara na urzędzie metropolity lwowskiego. W październiku 2007 r. poświęcił on pomnik Stepana Bandery, wygłaszając przy tym płomienne kazanie, gloryfikujące zbrodniarzy z UPA. W listopadzie 2009 r. objął także patronat (niestety razem z kardynałem Stanisławem Dziwiszem i "Tygodnikiem Powszechnym") nad sesją ku czci Andrzeja Szeptyckiego, który swoich podwładnych oddelegowywał do SS "Galizien". Z kolei 1 stycznia br. wziął udział w kolejnej hucpie politycznej, głosząc peany pod adresem szefa Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Cała manifestacja odbywała się pod hasłem "Bandera jest! Niech wrogowie boją się!" Uczestniczyli w niej m.in. mer Lwowa, Andrij Sadowy, zastępca szefa Obwodowej Administracji Państwowej Myron Solar i szef lwowskiej Rady Obwodowej Oleg Pankiewicz. Ten ostatni, jak przystało na partyjnego demagoga, krzyczał wręcz: "Musimy iść drogą Bandery, kontynuować jego historyczne dzieło i w przyszłości osiągnąć stawiane przez Niego cele (...) Bandera! Bandera na zawsze! Strach na wrogów, niech drżą najeźdźcy! Sława Ukrainie! Sława Bohaterom!".



Nie trzeba dodawać, że cała ta impreza była pełna akcentów antypolskich i antysemickich.

To, co się dzieje w niektórych diecezjach unickich, jest niestety bagatelizowane przez władze Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej, która coraz bardziej dryfuje w stronę nacjonalizmu i ksenofobii. To wcześniej czy później się na niej zemści. Choćby poprzez odpływ wiernych do prawosławia, o czym piszę z żalem jako prawnuk greckokatolickiego księdza, który tak samo kochał Ukrainę, jak i Polskę.



za: http://niezalezna.pl/artykul/antypolonizm/43552/1  (tb)