Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Szczęśliwy sądny dzień pozwanych ( Agora i Gross)

Jeśli wypowiadam się na temat działania sądów czy, szerzej, wymiaru sprawiedliwości w Polsce to od razu przyznaję, że prawniczego wykształcenia nie posiadam. Że wszelkie moje wypowiedzi w tej materii są wypadkową mego, być może skażonego wspomnianym wyżej błędem braku kompetencji, poczucia sprawiedliwości. Takiej bardziej instynktownej i wypływającej z tego samego źródła co poczucie krzywdy bitego dziecka, czy oszukanego naiwniaka. Po prostu czuję, że nie tak powinno być. I jeśli się mylę to proszę mnie wyśmiać i wychłostać fachowymi argumentami. Rzecz będzie dotyczyć dwóch wyroków, o których świeżo przeczytałem. Łączy je oczywiście ideowe pokrewieństwo i trudna do określenia nić sympatii i współpracy obu pozwanych, którzy okazali się zwycięzcami wytoczonych im procesów ale tutaj akurat mnie to mało interesuje. Choć jak kto się zechce przyczepić to i tak będzie mi wmawiał, że przede wszystkim właśnie to mnie do pisania skłoniło. Rzecz dotyczy bowiem procesów przeciwko J.T Grossowi i spółce Agora. Dla mnie jednak w obu tych sprawach pozwani to raczej aktorzy drugiego planu choć w rolach nieomal oskarowych. Role pierwszoplanowe odegrali zaś sędziowie. I są to role wybitne. Szczególnie zaś te ich epizody gdy sędziowie w obu sprawach uzasadniali wydane przez siebie wyroki. Użyte przez nich argumenty to elementy, które z cała pewnością zbudują fundament nowej polskiej praworządności. Jakiej? Zobaczy się.

W pierwszym z procesów spółka Agora, wydawca Gazety Wyborczej, pozwana została za opublikowany we wspomnianym tytule materiał . "Co tam niszczą w ABW", w którym redakcja zastanawia się usilnie jakie to podłe czyny możliwe są w wykonaniu pisowskiej (jeszcze wówczas) władzy w związku z wydaniem przez Jarosława Kaczyńskiego dokumentu z 23 października 2007 r a dotyczącego zasad niszczenia akt ABW. Rzecz w tym, że materiał nie zawierał żadnych informacji o związanych z tym nadużyciach ani przesłanek, które by uprawniały takie sugestie lecz rozwodził się ( cytując nawet sejmowego eksperta) nad możliwościami jakie ów przepis wprowadza. Ekspert nie bawił się jednak w proroka lecz pozwolił sobie, rzecz jasna anonimowo, na dość śmiałą szarżę:
„- Premier, zezwalając na niszczenie dokumentów legalizacyjnych, przekroczył swoje uprawnienia - twierdzi w pisemnej analizie dla "Gazety" ekspert sejmowej komisji służb specjalnych.[…] Według eksperta niszczenie takich dokumentów, zwłaszcza z pominięciem oceny komisji, jest sprzeczne z prawem. "Sprawa jest tym bardziej niepokojąca, że z medialnych doniesień wynika, że służby nadużywały swoich uprawnień w zakresie legalizacj.[…] W rozmowie z nami ekspert dodaje, że zarządzenie może pomóc w zatarciu śladów nielegalnych działań służb. Również takich, o których publicznie nie wiadomo.”*

Na podstawie powyższej „cytaty” trudno dziwić się, że Jarosław Kaczyński, ów „premier” z eksperckich wynurzeń, poczuł , że jego dobra osobiste zostały poważnie „uszczknięte” i Agorę pozwał.  Po niekorzystnym wyroku Sądu Okręgowego również Sąd Apelacyjny zdecydował się oddalić pozew prezesa Pis. I, moim skromnym zdaniem, zrobił to, że zacytuję kawałek klasyka Tarrantino, k***a, w wielkim stylu! Wedle przewodniczącego składu sędziowskiego, sędziego SA Marka Podegrodzkiego:
"W całej tej publikacji nie sposób odnaleźć niczego, co by dotyczyło Jarosława Kaczyńskiego jako człowieka; jest ona poświęcona jego władztwu publicznemu jako premiera" "Sąd z ulgą stwierdza, że minęły czasy, gdy krytykowanie dygnitarzy było niedopuszczalne"- dodał sędzia[…] "W tej sytuacji należałoby przyznać się do błędu, a nie walczyć zawzięcie z publikacjami kwestionującymi zasadność zarządzenia"- powiedział sędzia.**

Ciekawe to i odkrywcze stwierdzenia. Szczególnie to o władztwie publicznym, które nie jest tożsame z osobą je dzierżącą. Tedy, rozumiem mym umysłem prostym,  jeśli teraz powiem, iż jest możliwym, że premier kradnie, to oskarżam jakieś władztwo a nie konkretną osobę. To, tak przy okazji, świetna linia obrony dla wszelkich malwersantów i "psujów" zza urzędniczych biurek. wszak to nie oni winni tylko "oderwane od konkretnej osoby władztwo"! Nie wiem też czy historiozoficzne wynurzenia pana Podegrodzkiego powinny znaleźć się akurat w uzasadnieniu wyroku. Chyba lepiej by było aby ten temat zastąpiło wyjaśnienie czy stwierdzenia, „przekroczył swoje uprawnienia”, że "z medialnych doniesień wynika, że służby nadużywały swoich uprawnień” i wreszcie „że zarządzenie może pomóc w zatarciu śladów nielegalnych działań służb. Również takich, o których publicznie nie wiadomo” to „krytyka zasadności czy może jednak sugerowanie działań niezgodnych z prawem. Bo tu akurat jakoś widzi się odmiennie niż panu sędziemu.
Drugi wyrok to sprawa trudniejsza. Dla mnie przede wszystkim gdyż w niej moje poczucie uczciwości każe mi stanąć po stronie ludzi, których za nic sympatią nie darzę i nie mam zamiaru. Ale prawo jest, a przynajmniej powinno być tak skonstruowane, że musi być ponad takie uczucia jak owa sympatia, gniew, czy chęć zemsty. Kierować się musi prawdą udowodnioną i udokumentowaną.

W procesie, który Janowi Tomaszowi Grosowi w obronie naruszonej fragmentami słąwnej książki „Sąsiedzi” czci ojca, Czesława Laudańskiego, wytoczył Kazimierz Laudański, zapadł wyrok uniewinniający pisarza. Mimo tego, że podstawa pozwu, czyli przypisanie Czesławowi Laudańskiemu słów, przez niego nie wypowiedzianych, nie podlega dyskusji. Że sam Gross w kolejnych wydaniach ksiązki ów fragment z nieprawdziwym cytatem usunął. Jakże to tak więc? Nie za bardzo rozumiem.
Jak podaje „Gazeta Wyborcza”***:
„SO uznał, że wprawdzie doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda i jego ojca, ale działanie Grossa nie było bezprawne. Sędzia Jacek Tyszka mówił w uzasadnieniu, że książka "Sąsiedzi" to "prawda historyczna". "Powód podnosił, że jego ojciec został uniewinniony w 1949 r., ale strona pozwana słusznie podnosiła, że wyrok uniewinniający nie jest dowodem na to, że osoba nie popełniła danego czynu" - mówił sędzia

Według SO, omyłkowe przypisanie słów synów Czesława jemu samemu nie było zaś przez Grossa zamierzone. Ponadto […] Gross miał prawo napisać, że C. Laudański "wychował synów na zaciętych nacjonalistów, morderców, zdrajców i kolaborantów" - choć sędzia podkreślił, że nie ocenia, czy tak ostre sformułowania przystoją historykowi."
Właściwie to uzasadnienie trudno nawet skomentować. Bo jak? Pytając jak można, zgodnie z prawem, naruszać czyjeś dobra osobiste? Zdumiewać się, że w państwie prawa, w którym co i rusz ktoś przypomina że „osoba, której sąd nie skazał prawomocnym wyrokiem, jest, w świetle prawa, niewinna” sędzia oświadcza, że słuszne jest twierdzenie, iż „wyrok uniewinniający nie jest dowodem na to, że osoba nie popełniła danego czynu”. Tak to sobie może podywagować ktoś taki jak ja a nie facet odziany w togę i mający na szyi łańcuch czyniący to, że słowa wypowiadane są przez niego w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej. Czy może wytknąć sędziemu, że za argument podaje pierwej to, że „Sąsiedzi” to „prawda historyczna” a dalej tak niefrasobliwie tłumaczy, że „przypisanie słów […] nie było zaś przez Grossa zamierzone.” A może wreszcie spytać na jakiej podstawie sędzia uznał za dopuszczalną hipotezę Grossa, że niegodziwe postępki synów Laudańskiego to efekt jego wysiłków wychowawczych?
Chyba lepiej nie pytać, nie zastanawiać się. Inaczej jeszcze dojdę do wniosku, że nastąpiło w obu tych sprawach jakieś dziwne pomieszanie ról. Że obaj szanowni sędziowie zapomnieli, iż ich togi ozdabia, jak przystało, kolor fioletowy a nie zielony, adwokacki. Z ich wypowiedzi tak oczywiście to nie wynika.
Ktoś powie, że napisałem to z pozycji pisowskich, antymichnikowskich a może i antysemickich. Jeśli napisze to znaczy, że jest głupcem. Problem leży w tym, że wymiar sprawiedliwości nie może mieć politycznych sympatii ani przeszkadzającej w sprawiedliwym sądzeniu „wiedzy historycznej” czy wrażliwości. Powinien być obsadzony przez zimnych i nieczułych fachowców, którzy do pouszki czytają kodeksy a w głowie mają wyłącznie paragrafy. Przynajmniej wtedy, gdy na szyi zawieszają sobie łańcuchy z orłem.

* http://wyborcza.pl/1,76842,4649557.html
** http://www.dziennik.pl/polityka/article420049/Prezes_PiS_przegral_w_sadzie_z_Wyborcza.html
***http://wyborcza.pl/1,75248,6853006,Gross_nie_musi_przepraszac_za_ksiazke_o_Jedwabne

za: http://rosemann.salon24.pl/ (tb)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.