Krzysztof Wyszkowski - Katolicy od Bermana i Michnika

Roman Graczyk przez całe życie był przykładnym katolikiem reguły „postępowej”. Była to postępowość tak postępowa, że z „Tygodnika Powszechnego” poniosła go aż do „Gazety Wyborczej”, gdzie szerzył postęp pod kierunkiem najznamienitszych bojowników postępowości w katolicyzmie w osobach Adama Michnika i Jana Turnaua. Szerzył i nieustraszenie postępował w postępowości, aż w pewnej chwili coś zaczęło mu w tym interesie śmierdzieć – oto nawet do obozu postępu zaczęły docierać informacje, że istotą reguły o postępowości w katolicyzmie jest jej zaszeregowanie w archiwach UB/SB – im więcej postępowości, tym więcej agenturalności. I odwrotnie.

Graczyk okazał się jednak nie być płatnym cynglem, lecz typowym pożytecznym idiotą, który uznał, że skoro nawet na salonach można już wspomnieć o agenturalności np. Ryszarda Kapuścińskiego, to i on może zrobić coś podobnego. Ale tu popełnił błąd – nie tylko odszedł z „GW”, ale i zaczął wrednie kąsać rękę, która go niegdyś przygarnęła, wykarmiła i światopoglądowo ukształtowała. Jakby pieczętując swą apostazję, napisał książkę Cena przetrwania? SB wobec "Tygodnika Powszechnego”. Na domiar złego jej treści nie uzgodnił z nadzorującymi postępowość w polskim katolicyzmie odpowiednimi instancjami.

Choć Graczyk wykazał maksimum oględności, nie wskazując, że o roli „TP” dobitniej świadczy udział jego liderów w kontrakcie okrągłego stołu i w budowaniu III RP jako państwa SB niż archiwa przesiane tak starannie, że nie ma w nich najważniejszych teczek, to jednak cyngiel branżowego dodatku do „GW” – „Press” – zrealizował parszywe zlecenie na skompromitowanie go jako donosiciela: „gdyby tak użyć metody zastosowanej przez niego w książce (…), mógłbym napisać, że Graczyk na milicji wydał kolegę”. Gdy Graczyka w trybie administracyjnym usunięto z listy funkcjonariuszy obozu postępu, ten sam numer „Press” zamieścił autopanegiryczne wspomnienie jego dawnego szefa z „GW”, człowieka, który dobrze pamięta, że o stopniu postępowości w katolicyzmie nadal decydują niezniszczalne wskazówki Józefa Bermana.

Jan Turnau pisze, że swoją walkę o postęp rozpoczął ma łamach „Wrocławskiego Tygodnika Katolików”: „na którego czele stanął w 1953 roku Tadeusz Mazowiecki”. Na swoim blogu wspomina: „Pamiętam ze studiów uniwersyteckich koleżeński sąd nad kolegą, który zataił, że miał ojca policjanta”. Turnau niczego nie musiał taić, bo, jak dumnie głosi, o jego przystąpieniu do PAX „zdecydowała ideologia. Podwójna: przede wszystkim wyniesiona z domu wiara rzymskokatolicka, ale też pochodzące z PRL-owskiego powietrza przekonanie, że trzeba iść z postępem”. Swoje zadania na etacie w WTK określa dobitnie: „zajmowałem się żenieniem dwóch wiar: komunistycznej z katolicką”.

Zaiste, trzeba było być ogromnej bolszewickiej wiary, żeby służyć katolicyzmowi, tak jak Mazowiecki, który o biskupie Kaczmarku, uwięzionym i torturowanym za prawdę o tzw. pogromie kieleckim jako komunistycznej prowokacji, napisał: „Ku działalności tej kierowało nastawienie wrogie wobec postępu społecznego, wrogie wobec przemian społecznych i broniące dotychczasowego kapitalistycznego ustroju. Postawa ta wyrażała się też w widzeniu przyszłości dla Kościoła i katolicyzmu jedynie w dawnych warunkach, co w skutkach oznaczało wyzbywanie się apostolskiego nastawienia wobec nowych czasów i nowej epoki społecznej”.

To pragnienie apostolstwa pośród enkawudystów z Natolina i Puławian „frondyści” dobrze wyrazili w swoim meldunku z 1955 r.: „Niżej podpisani działacze katoliccy zwracają się do Komitetu Centralnego PZPR, jako do gospodarza politycznego naszego kraju (…), czynimy to z pełnym zaufaniem wynikającym z głębokiego ideologicznego uznania przez nas partii klasy robotniczej za siłę kierowniczą naszego kraju oraz w pełnej gotowości do zastosowania się do jej oceny. (…) Niżej podpisani wielokrotnie dawali wyraz zarówno w publicystyce, jak i w działalności politycznej swojemu krytycznemu i negatywnemu stosunkowi do linii politycznej Watykanu”.

Październikowa wygrana Puławian miała dla katolicyzmu postępowego skutki następujące: „Tymczasem w Warszawie Tadeusz Mazowiecki z Januszem Zabłockim założyli miesięcznik »Więź«. Miał on głosić katolicyzm (…) otwarty na świat pozakatolicki w ogóle, nie tylko ten partyjno-rządowy”. Skoro tak, to musiał znaleźć się tam etat dla Turnaua, co miało twórcze historyczne konsekwencje: „Więź czytał (…) Adam Michnik i bardzo sobie cenił tę lekturę (…). Gdy wybuchła wolność (…), powołał mnie na szefa działki religijnej (…) Zostałem w ten sposób, jak to ktoś określił – »kapłanem« tego najpotężniejszego polskiego pisma opiniotwórczego”.

I tak toczy się ten światek… Katolicyzm ewoluuje, skłania się raz w tę, a raz w tamtą stronę, Graczykowie przychodzą i odchodzą, ale stara kadra – Mazowiecki, Turnau, ks. Czajkowski, Bortnowska, Wilkanowicz – i młodsi, tacy jak Szostkiewicz czy Wisniewska razem z TP i Wydawnictwem Znak, pozostają wierni wymyślonemu za Stalina „apostolstwu”.

za: niezależna.pl z 7.5.11