Jak mason z loży John Piliers stał się w mediach "chrześcijaninem"

Sposób, w jaki rozgrywany jest krwawy czyn Breivika, wyraźnie wskazuje na snucie planów jakiegoś "ostatecznego rozwiązania" kwestii "skrajnej prawicy" i "chrześcijańskiego fundamentalizmu"
Prof. Jacek Bartyzel -Dezinformacyjny montaż

To, co działo się i dzieje nadal w mainstreamowych mediach, od kiedy tylko poznano personalia zamachowca z Oslo, winno stać się przedmiotem ćwiczeń warsztatowych na uczciwych studiach dziennikarstwa, gdziekolwiek takowe jeszcze się uchowały. Jak w soczewce można tu dostrzec, w jaki sposób panujący system preparuje ideologiczny wizerunek wroga, jak chce zagospodarować zwiększony potencjał strachu i agresji, a nawet do pewnego stopnia można się zorientować, jakie są bardziej długofalowe plany odnośnie do eliminacji tego, co w jego gremiach decyzyjnych postrzegane jest jako zagrożenie.

Od pierwszych chwil przeto w montażowniach kłamstwa wykuwa się dwie podstawowe sztance identyfikujące Andersa Behringa Breivika - i to od razu jako figurę reprezentującą pars pro toto wroga ogólnego - "skrajny prawicowiec" i "chrześcijański fundamentalista". Dwa określenia i cztery słowa. Dwa z nich: "prawica" i "chrześcijaństwo", mają funkcję quasi-referencyjną, czytelnie, a nawet "łopatologicznie", powiadamiając, gdzie czai się zło. Dwa następne: "skrajny" i "fundamentalizm", spełniają funkcję ekspresyjną, bo przedmiotowo nie znaczą nic. "Skrajność" sygnalizuje tylko coś ogólnie nieprzyjemnego, bo nieumiarkowanego, "fundamentalizm" natomiast - słówko niezmiernie popularne, które trafiło nawet, niestety, do języka akademickiego - w przekładzie z żargonu demoliberalnego na język naturalny oznacza kogoś, kto naprawdę wierzy i traktuje serio swoją wiarę, zamiast już na wstępie ogłosić akt kapitulacji wobec wierzeń sprzecznych i konkurencyjnych. Używane w zasadzie w odniesieniu do wyznawców religii, czasem także do pewnych systemów przekonań, ale zawsze tylko tych, o których "wszyscy wiedzą", że są "niesłuszne". Proszę zauważyć, że nigdy nie mówi się o "fundamentalistycznym demokracie", "fundamentalistycznym liberale" ani nawet - co jeszcze ciekawsze - o "fundamentalistycznym rewolucjoniście".

Wróg uniwersalny


Naturalnie wizerunek z minuty na minutę obrasta następnymi "znakami szczególnymi". Dowiadujemy się, że Breivik jest nacjonalistą, a nawet nazistą i rasistą, ale również konserwatystą, też - a jakże - "skrajnym". Ze szczególnym wdziękiem połączyła to pewna młoda osoba wezwana w charakterze ekspertki, która na pytanie dziennikarki w studiu telewizyjnym, czy wiemy już coś o poglądach Breivika, odpowiedziała płynnie, mile się uśmiechając: "Tak, wiemy. Jest nazistą i chciał zaprowadzić skrajny konserwatyzm". Na czym polega nazistowska - a raczej, nazywajmy w końcu rzecz ściśle i po imieniu: narodowosocjalistyczna - metoda zaprowadzania konserwatyzmu, już niestety nie wyjaśniła. Bo i po co zresztą.

Jak widać, "portret pamięciowy" wroga uniwersalnego jest niemal kompletny. Do pełni szczęścia brakuje "montażystom" chyba tylko "homofobii", więc jak na razie na tym odcinku frontu ideologicznego muszą się zadowolić szczuciem na zacnego i mądrego prof. Aleksandra Nalaskowskiego. Tu jednak nie ma co ironizować, bo sposób, w jaki rozgrywany jest krwawy czyn Breivika, wyraźnie wskazuje na snucie planów jakiegoś "ostatecznego rozwiązania" kwestii "skrajnej prawicy" i "chrześcijańskiego fundamentalizmu". Gnijący od libertynizmu, który sam propaguje, podbijany przez inwazję ludów "licznych jak piasek morski", do której sam zachęca w obłędzie "wielokulturowości", bankrutujący finansowo od Grecji po Portugalię, socdemoliberalizm dostrzegł w mobilizacji sił do rozprawienia się z "wrogiem wewnętrznym" szansę na przedłużenie o kilka czy kilkanaście lat swojej agonii, z której nieuchronnością nie chce się pogodzić.

Masoński trop

Zostawmy jednak na boku prognozy i wróćmy do naszej analizy. W miarę jak napływają kolejne informacje, zwłaszcza publikacje samego sprawcy, który okazał się nie tylko mordercą, ale i nieokiełznanym grafomanem, jego "portret pamięciowy" mocno się komplikuje. Kluczowa staje się przede wszystkim wiadomość, że Breivik jest masonem należącym do loży Solene - pojawia się nawet jego zdjęcie w stroju "rytualnym". Fakt ten potwierdzili sami wolnomularze, wykluczając Breivika ze swoich szeregów. Informacji o masońskiej przynależności nie sposób ukryć, niemniej zdaje się ona kompletnie nie interesować tych, których z racji wykonywanego formalnie zawodu powinna interesować najbardziej. Nagle gdzieś zniknęli sławni "dziennikarze śledczy": czyżby wszyscy wyjechali na urlop, czy może jednak raczej dobrze wiedzą, że nie powinni wściubiać nosów tam, gdzie nie trzeba? W każdym razie fakt ów, tak kapitalnej wagi, podawany jest jako nic nieznacząca ciekawostka, ot tak, jakby chodziło o to, że lubi kolekcjonować znaczki. Nie twierdzę, że przynależność mordercy do masonerii ma na pewno bezpośredni związek z jego krwawym wyczynem; na razie brak na to bezpośrednich dowodów. Ale przecież elementarna wiedza historyczna pozwala nam stwierdzić, że masonerię spotykamy nieustannie jako siłę inspirującą i sprawczą znakomitej części, jeśli nie większości, spisków, rewolucji, przewrotów, zbrodni, zamachów, tak kolektywnych, jak i indywidualnych, jakie wydarzyły się przez ostatnie ponad dwa stulecia. Winno to skłaniać przynajmniej do zbadania, czy i tym razem nici nie prowadzą do tego diabelskiego kłębka. Jak słyszę, nasze ABW też jęło sprawdzać jakowyś "polski ślad" zamachu w Oslo: czy nie od tego należałoby zacząć?
Cokolwiek zresztą z masoństwa Breivika wynika albo nie wynika praktycznie, jedno jest pewne: przynależność do masonerii absolutnie wyklucza "chrześcijański fundamentalizm". Sama ta etykietka zresztą jest w naszym kraju wyjątkowo perfidną manipulacją. Przeciętny odbiorca w Polsce przecież (który zazwyczaj nie wie nic o tzw. ewangelikanach protestanckich w USA) kojarzy to natychmiast z katolicyzmem - w pewnym sensie zresztą słusznie, bo przecież nie ma innego prawdziwego chrześcijaństwa niż katolickie. Nie umniejsza to jednak manipulacji, bo wiadomo, że w Norwegii katolicyzm jest wyznaniem śladowym, liczbowo mniejszym chyba nawet od zielonoświątkowców. Gdyby nawet zatem nic innego nie było wiadomo o Breiviku, to z samego rachunku prawdopodobieństwa możliwość przynależności tego "chrześcijańskiego fundamentalisty" do Kościoła katolickiego zbliżałaby się do zera. Ale przecież już to i owo wiadomo. Jak poinformował dyrektor Centrum Studiów nad Nowymi Religiami (CENSUR) Massimo Introvigne, Breivik w liście rozesłanym kilka godzin przed zamachami groził Papieżowi Benedyktowi XVI, wypowiadając się o nim w słowach pogardliwych i nienawistnych ("tchórzliwy, niekompetentny, skorumpowany i nielegalny" [sic!] - ciekawe, z punktu widzenia jakiego "legalizmu", skoro sam Breivik formalnie jest luteraninem?). Na jego blogu znajdują się też wypowiedzi skrajnie nieprzychylne chrześcijaństwu średniowiecznemu i powtarzające bajdurzenia wszystkich wrogów Kościoła o jego rzekomych milionach ofiar. Interesującym wątkiem jest także podpisywanie się jako "templariusz"; to znana metoda różnych masońskich i paramasońskich bractw "ezoterycznych" podszywania się pod ten czcigodny i nieszczęśliwy zakon rycerski. Sam zainteresowany wreszcie określa się jako "chrześcijanin kulturowy" o wyłącznie antyislamskim ostrzu oraz zwolennik zwołania ogólnochrześcijańskiego kongresu, który by stworzył "jednolity, antyislamski kościół europejski". Wszystko to na kilometr pachnie wolnomularskim synkretyzmem, okultyzmem, "klimatami" New Age, a nie żadnym "fundamentalizmem chrześcijańskim".

Wyznawca postępu

Nic się nie zgadza również w pozostałych kwalifikacjach jego tożsamości, gdzie sprzeczność goni sprzeczność. Podobno był użytkownikiem profilu jakiegoś portalu nazistowskiego. Zakładając nawet, że to prawda - czego nie możemy uznać za pewnik, wiedząc, jak łatwo przykleja się tę łatę wszystkiemu, co niezgodne z panującą ideologią - to jak pogodzić to z faktem, że do swoich idoli zalicza bohatera antyhitlerowskiego ruchu oporu Maxa Manusa? Mówią też, że rasista: wydaje się, że tak, ale jakiś taki bardzo selektywny, bo tylko antyislamski, a co najważniejsze - mocno niewygodny dla mainstreamu, bo prosyjonistyczny i proizraelski, i to w sposób wręcz egzaltowany. Na swoim blogu napisał na przykład, że "Europa zginęła w Auschwitz". Ważnym - a skrzętnie ukrywanym przez media masowego rażenia - motywem jego drugiej zbrodni, na wyspie Utoya, wymierzonej w obóz młodzieżowy Partii Pracy, było to, że ta ultralewicowa partia jest propalestyńska i antyizraelska, reprezentując coraz powszechniejszy na Zachodzie nurt "lewicowego antysemityzmu". Wydaje się więc, że Breivikowi wyjątkowo blisko jest do sprawcy niegdysiejszej masakry Palestyńczyków w Hebronie, dr. Barucha Goldsteina - oczywiście jedynie "duchowo", bo z facjaty może uchodzić za wzór błękitnookiego blond nordyka.
Nazywają go też nacjonalistą. Wiadomo jednak, że atakował w swoich wynurzeniach autentycznie nacjonalistyczne ruchy, jak francuski Front Narodowy, natomiast jego jednostronna islamofobia ma raczej to samo podłoże, co zamordowanych holenderskich, laickich populistów: Pima Fortuyna i Theo van Gogha czy Oriany Fallaci, histerycznie broniącej bardzo specyficznie pojmowanych "europejskich wartości". Jeśli to ma być europejska prawica, to trzeba powiedzieć, że w dekadenckim bagnie, jakim dziś jest Europa, nawet "prawica" może być tylko bagienna.
Tym bardziej podejrzany jest jego "konserwatyzm", kojarzony z tym, iż Breivik należy do Partii Postępu. A od kiedy to konserwatyści są czcicielami postępu? Wiadomo przecież, że oprócz lewicy postępowy jest jedynie paraliż. Co się zaś tyczy norweskiej Partii Postępu (Fremskrittspartiet), to wiadomo o niej, że założył ją (nieżyjący już) Anders Lange, który był wyznawcą tzw. obiektywizmu Ayn Rand, apologetki kapitalizmu, nienawidzącej chrześcijaństwa i konserwatyzmu nie mniej niż komunizmu. W partii tej długi czas dominującą rolę odgrywali libertarianie, czyli wyznawcy indywidualistycznej wersji anarchizmu. I chociaż wskutek secesji "ortodoksyjni" libertarianie znaleźli się potem poza partią, to jednak jej ideologią pozostaje klasyczny liberalizm, ekonomiczny i polityczny - aczkolwiek śladowym elementem konserwatyzmu w sferze wartości jest w niej to (za co należy się jej uznanie), iż sprzeciwia się legalizacji "związków jednopłciowych". Lecz przecież i tego "libertarianizmu" Breivika niepodobna brać całkiem na serio, skoro na motto swojego manifestu wziął cytat z progresywnego socjalliberała Johna Stuarta Milla. Przecież J.S. Mill jest również ulubionym autorem na przykład prof. Magdaleny Środy, a chyba nikt nie będzie podejrzewał tej niewiasty o jednoczesne bycie konserwatystką i chrześcijańską fundamentalistką? Ów wielbiciel Milla wygrażał tak samo i liberalizmowi, i marksizmowi!

W bagnie pojęć

Wniosek z powyższego nasuwa się w sposób oczywisty: nie ma najmniejszego sensu traktowanie z powagą jakichkolwiek deklaracji ideowych zbrodniarza z Oslo. "Światopogląd" Breivika to bełkotliwy zlepek haseł, zmieszanych i wyjętych jak słowa na kartkach z kapelusza w "poezji" dadaistów. To wytwór nieuporządkowanego umysłu "inteligentnego półgłówka", który naczytał się chaotycznie rozmaitych rzeczy i wszystko mu się pomieszało: masońskie mity z chrześcijaństwem, Izrael z wikingami, Cyd z Drakulą, Jan III Sobieski z Winstonem Churchillem itd., itp. Nawiasem mówiąc, dokładnie taką samą breję pojęciową ma w umyśle wspomniana przeze mnie "ekspertka", której nazizm kojarzy się z zaprowadzaniem skrajnego konserwatyzmu - choć oczywiście nie sugeruję, by ta, zapewne miła i łagodna osoba, miała jakieś zbrodnicze zamiary i skłonności.
Lecz jako exemplum jest to coś jeszcze. Breivik to produkt postmodernistycznego nihilizmu metafizycznego i epistemologicznego, w którym pojęcia i ich desygnaty utraciły wszelką substancjalność, przeto dadzą się używać jako dowolne elementy składanki niezobowiązującej do czegokolwiek lub przeciwnie - uzasadniającej wszystko. Te słowa to przecież tylko - jak pisał jeden z guru tej antyfilozofii - zwłoki metafor naszych przodków. Jak widać, mogą one jednak przekształcić się również w stos zwłok jak najbardziej empirycznych. Jeśli nawet jest to swoista droga powrotu od "hermeneutyki pustki" do rzeczywistości, w której grę interpretacyjną "zobacz gdziekolwiek" zastępuje "zabij kogokolwiek", to musi budzić przerażenie taki sposób odzyskiwania substancjalności.

Autor jest kierownikiem Katedry Hermeneutyki Polityki na Wydziale Politologii i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

za: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110726&typ=my&id=my05.txt (kn)

***


Breivik postuluje to samo, czego dziś tak głośno domaga się nowa europejska lewica

Kto szkolił zamachowca

Z Massimo Introvignem, włoskim socjologiem, założycielem i dyrektorem Centrum Studiów nad Nowymi Religiami (CESNUR), światowym ekspertem w dziedzinie ruchów religijnych, rozmawia Łukasz Sianożęcki

W rządowej dzielnicy Oslo i na pobliskiej wyspie Utoya z całą pewnością mieliśmy do czynienia z zamachem terrorystycznym. Zgadza się Pan z teorią, że był to zamach motywowany religijnie, jak podaje dziś większość środków społecznego przekazu?

- Na początku media nazwały Andersa Breivika "chrześcijańskim fundamentalistą". Niektóre posunęły się jeszcze dalej, próbując przypisać go do konkretnego Kościoła. To obrazuje nam, jak bezceremonialnie używa się dziś słowa fundamentalista, w przeważającym stopniu zupełnie go nie rozumiejąc. W rzeczywistości Breivik jest kimś zupełnie innym. Uzmysłowiają nam to jego filmy wideo, a także 1500-stronicowy dokument przez niego stworzony, czyli "2083. Europejska Deklaracja Niepodległości". Został publicznie udostępniony w internecie - co też jest niezmiernie ciekawe - przez Kevina Slaughtera, członka satanistycznego antykościoła Antona LaVeya. Przy okazji warto wspomnieć, że sekta ta ma wielu swoich zwolenników w Norwegii. Przeglądając profil Breivika na Facebooku, nieodparcie rzuca się w oczy jego ogromne zainteresowanie masonerią, a także jego fotografia w pełnych masońskich regaliach. Dzięki temu zidentyfikowano go jako członka loży masońskiej, a po oficjalnym wykluczeniu go z niej przez mistrza Norweskiego Zakonu Wolnomularskiego Ivara Skara mamy pewność, że należał do tego kręgu. Oczywiście żaden fundamentalista nie przyznałby się do członkostwa organizacji wolnomularskiej, tak jak to zrobił Breivik. Ponadto Norweg opisuje siebie jako fana rozrywki sieciowej, gustującego w grach RPG takich jak World of Warfcraft, Fallout czy Bioshock oraz wiernego widza serialu o wampirach "Blood Ties".

Niektórzy dziennikarze doszukali się we fragmentach jego dokumentów śladów identyfikacji z katolicyzmem.


- Cóż, jest to całkowita nieprawda. Z jednej strony wprawdzie pisze on w swojej książce, że popiera tradycyjny model rodziny, z mężczyzną jako jej głową, ale już kilka akapitów później zaznacza, że zdrady małżeńskie są "relatywnie małym grzechem" i - jak dodaje - sam postanowił odłożyć 2 tys. euro z budżetu operacyjnego, aby "zabawić się" z modelką na kilka dni przed akcją. Żaden katolik nie podpisałby się pod taką teorią. Ponadto każdy katolik potępia aborcję. Breivik zaś w swoich postulatach wnosi o umożliwienie zabijania nienarodzonych dzieci, "jeśli dziecko jest upośledzone umysłowo lub niesprawne fizycznie", a także w kilku innych przypadkach, co jednocześnie nie przeszkadza mu określić aborcji jako zjawiska negatywnego. Co ponadto dyskredytuje go jako katolika, to przyznanie się do sympatyzowania z treściami prezentowanymi na stronie internetowej Deiligst.no oraz przyjaźni z autorem tej witryny. Deiligst jest jednym z najbardziej dochodowych serwisów społecznościowych w tym kraju. Warto jednak zaznaczyć, że opiera się on głównie na promowaniu przygodnych, jednorazowych stosunków seksualnych.

Jak więc można sklasyfikować poglądy norweskiego zamachowca?


- W zasadzie to można by dość krótko odpowiedzieć, że po co tracić swój cenny czas, aby zrekonstruować poglądy szaleńca, prawda? Jednakże książka "2083. Europejska Deklaracja Niepodległości" pokazuje, że w jego szaleństwie jest metoda, oczywiście zaraz obok megalomanii oraz licznych wewnętrznie sprzecznych stwierdzeń. Główną tezą jego książki jest stwierdzenie, że Europa znajduje się w niebezpieczeństwie, ponieważ zalewa ją fala imigracji muzułmańskiej, a islam jest najbardziej niebezpieczną ideologią na świecie. Jedna trzecia jego dokumentu to zbiór cytatów z antyislamskich autorów, niektórych całkiem rozsądnych, przeplatanych słowami innych zakrawających zwyczajnie na paranoję. Aby zastopować islam, Breivik stwierdza, że należy zawrzeć szeroką koalicję. Nie do końca jest przekonany jednak, że w jego antyislamskiej rewolucji powinni uczestniczyć chrześcijanie, ponieważ - jak stwierdza - Norweski Kościół Luterański, w którym został ochrzczony w wieku 15 lat, jest dziś zupełnie oddany lewicowej, proimigracyjnej agendzie. Nie do końca zgadza się także z poglądami Kościoła katolickiego na temat islamu, ponieważ - jak stwierdził - "papież Benedykt XVI, prowadząc dialog z muzułmanami, porzucił chrześcijaństwo i wszystkich chrześcijan Europy i dlatego uważany jest za tchórzliwego, niekompetentnego, skorumpowanego i nieprawnego papieża". Wobec czego Breivik uważa za konieczne "zlikwidowanie" zarówno protestanckich, jak i katolickich liderów i zwołanie "Wielkiego Kongresu Chrześcijan", który powoła do życia nowy europejski Kościół. Breivik formułuje także zestaw zasad, którymi jego nowy "Kościół" miałby się kierować. Jak stwierdza, "ani Kościół, ani jego liderzy nie będą mieli wpływu na żadne pozakulturowe sprawy polityczne, w jakiejkolwiek mierze". Wyszczególnia, że dotyczy to także nauki, badań, rozwoju i wszystkich innych dziedzin, które prowadzą do lepszej przyszłości Europy. Jednym słowem - Breivik, nazywając siebie antylewicowcem, sam postuluje to, czego dziś tak głośno domaga się nowa europejska lewica. Tak jak mówiłem, wewnętrzne sprzeczności są tu obecne na każdym kroku.

W kim Breivik widzi swoich sprzymierzeńców?

- Breivik widzi swoich sojuszników przede wszystkim w judaizmie, choć może bardziej w swoim wyobrażeniu judaizmu, który postrzega jako jedyną religię szczerze oddaną walce z islamem. Jest on fanatycznie proizraelski i tak samo fanatycznie antyarabski. Uważa, że Żydzi są najbardziej szlachetnym z narodów świata. Pisze, że gdyby była możliwość przeniesienia się w czasie, wówczas cofnąłby się do roku 1933 do Berlina i jako pierwszy wyciągnąłby broń, aby zastrzelić Adolfa Hitlera. Ale z drugiej strony pisze, że neonaziści mają w swojej ideologii kilka punktów, z którymi warto się zapoznać. Z tego, co wiemy, był on stałym komentatorem na przynajmniej jednym z nazistowskich forów internetowych. W swojej książce odwołuje się także do najstarszej wersji tzw. izraelizmu brytyjskiego, czyli doktryny stwierdzającej, że północne narody europejskie, szczególnie Brytyjczycy i Skandynawowie, są potomkami zagubionych plemion Izraela. Według tej teorii np. Dania swoją nazwę zawdzięcza izraelskiemu plemieniu Dana. W jego twórczości możemy znaleźć także wiele odwołań do Angielskiej Ligii Obrony (English Defence League), a także innych świeckich organizacji antyislamskich. Do najczęściej cytowanych przez Breivika autorów należy norweski bloger Fjordman (który po zamachach oświadczył, że nieprawdą jest, jakoby kiedykolwiek spotkał Breivika). Sam Fjordman z kolei jest osobą bardzo nielubiącą katolicyzmu. Docenia jedynie dokonania Kościoła w średniowieczu oraz Sobór Watykański II - za otwarcie się na pozostałych chrześcijan oraz na żydów. To na niego zamachowiec powołuje się, pisząc, że wysoko ceni Kościół średniowieczny za jego militarne wartości, które były skuteczne zarówno w walce z pogaństwem, jak i islamem. Obecnie jednak, jak uważa Norweg, Kościół zatracił wszystkie te wartości i stał się zagrożeniem zarówno dla nas samych, jak i dla naszych bliskich, podobnie jak kiedyś marksizm.

Trudno znaleźć kogoś, kto opowiedziałby się za tego typu pokrętną ideologią.

- Dlatego Breivik wzywa do zawarcia przymierza wszystkich, którzy są w jakikolwiek sposób przeciwko islamowi. Szuka sprzymierzeńców dosłownie wszędzie, np. przypomina stanowisko tej religii w kwestii homoseksualizmu, zauważając, że w wielu krajach arabskich za utrzymywanie kontaktów płciowych z osobą tej samej płci grozi śmierć. Wobec czego wzywa ruch świeckich humanistów, który ma dużo większe znaczenie w Norwegii niż gdziekolwiek indziej w Europie, aby zmienił swoich dotychczasowych przywódców i przyłączył się do walki z islamem, zamiast - jak do tej pory - "koncentrować się na bezużytecznej krytyce chrześcijaństwa". W związku z tym nic dziwnego, że wśród przyjaciół Breivika znajdziemy satanistyczną sektę LaVeya. Do przyłączenia się do rewolucji wzywa także Romów i Sintów [wędrowna grupa etniczna, pochodząca z Półwyspu Indyjskiego, pokrewna Romom - przyp. red.], ponieważ - jak wyjaśnia mężczyzna - istnieje teoria, że przed laty zostali oni zniewoleni przez muzułmanów, co z kolei doprowadziło do ich dzisiejszego bardzo kłopotliwego położenia. W zamian za udział w antyislamskiej kampanii obiecuje im nagrodę w postaci wolnego, suwerennego państwa romskiego w "nowej Europie".

Rozumiem, że z tych pism wynika, iż Breivik po wprowadzeniu skutecznej rewolucji widziałby się w roli nowego przywódcy całej Europy?


- Mężczyzna twierdzi, że w 2002 roku założył w Londynie wraz z ośmioma znajomymi nowy zakon neotemplariuszy nazwany PCCTS (z angielskiego Biedni Bracia - Żołnierze w Chrystusie i Świątyni Salomona). Wprawdzie to wszystko, co napisał o działalności tej grupy, może być nieprawdą, ale to już sprawdzi policja. Jednocześnie wskazuje to, że miał ochotę być liderem, przywódcą. To także przebija się z kart jego książki.

Wynika z tego, że założył lub chciał założyć pewien rodzaj sekty. Jakie miałyby być jej cele?


- Breivik pisał wówczas: "Chrześcijanie, chrześcijańscy agnostycy i chrześcijańscy ateiści mogą przyłączyć się do PCCTS i stać się sędziami-rycerzami". Zadania tego "zakonu" miały odbywać się w trzech fazach. Podczas pierwszej (lata 1999-2030) ma nastąpić "przebudzenie Europy do bezlitosnej rzeczywistości, którą jest zbliżająca się wojna domowa z muzułmańskimi imigrantami". Owe przebudzenie miało nastąpić dzięki "śmiertelnym, szokującym atakom", wykonanym przez niewielkie grupy, a nawet jednoosobowe "tajne komórki", a wymierzonym w "zdrajców" z tych partii politycznych, które wspierają imigrację. Jednocześnie Breivik zdawał sobie sprawę, że niewiele osób poprzez takie radykalne rozwiązania, a odpowiedzialnych za ataki zostanie nazwanych terrorystami, dlatego obiecał, że męczeństwo sędziów-rycerzy, którzy zginą w tych akcjach, będzie prawdziwie uznane i docenione. Drugą fazą przypadającą na lata 2030-2070 ma być eskalacja walk i przerodzenia się ich w wojnę partyzancką, wymierzoną z kolei już w konkretne europejskie rządy. W ostatniej, trzeciej fazie (2070-2083) zdaniem autora dojdzie do prawdziwej wojny pomiędzy rodowitymi Europejczykami a muzułmańskimi emigrantami. Skończy się ona zabiciem lub deportacją wszystkich muzułmanów poza Stary Kontynent. Twierdzi też, że jego zakon już znalazł poparcie w świecie. Pisał, że wszyscy spośród serbskich zbrodniarzy wojennych są tak naprawdę prawdziwymi europejskimi antyislamskimi bohaterami i wielokrotnie popierali jego i jego przyjaciół. Czytamy nawet, że Breivik był w Liberii, aby spotkać się tam z bliskim współpracownikiem Radowana Karadżicza.

W ubiegły piątek Anders Breivik po prostu samotnie rozpoczął swoją rewolucję...

- Wyjątkowo mocno podejrzane jest to, że Breivik, który nigdy nie był w wojsku, tak doskonale zna się na militariach: broni, materiałach wybuchowych, kamizelkach kuloodpornych. Prawdą jest oczywiście, że internet dziś to ogromne źródło wiedzy, z którego mógł umiejętnie korzystać zamachowiec. Jednakże wiele spośród posiadanych przez niego informacji jest niedostępnych dla zwykłego użytkownika sieci, a ich szczegółowość wprost zadziwia. Dlatego otwarte pozostaje pytanie, czy działał sam, czy też miał jakąś pomoc z zewnątrz.

Dziękuję za rozmowę.


***

Jak mason z loży John Piliers stał się w mediach "chrześcijaninem"

Dołożyć prawicy

Z prof. Bruno Gollnischem,francuskim posłem do Parlamentu Europejskiego, członkiem biura politycznego Frontu Narodowego, rozmawia Franciszek L. Ćwik

Francuskie media nie przestają powtarzać, że sprawcą zbrodni w Norwegii był "prawicowy ekstremista", "chrześcijaninkonserwatysta". To oczywista próba wykorzystania tragedii do dyskredytowania rodzimej prawicy...

- Zabójcę, Andersa Behringa Breivika, prezentuje się jako "fundamentalistę chrześcijańskiego" tylko dlatego, że podobno odwiedzał strony internetowe, które można tak zakwalifikować. Okazuje się, o czym informuje na stronie internetowej "Nouvelles de France" Eric Martin, że o ile sam sprawca określa się jako "chrześcijanin" i "konserwatysta", co nie jest czymś wyjątkowym w Norwegii, o tyle w swoich poczynaniach nie odnosi się do żadnej przynależności religijnej, tylko do masonerii. Należał on do loży John Piliers (Soilene), w spisie na stronie internetowej figurował jako jej członek.

Dlaczego media nie są zainteresowane podawaniem tej informacji?

- Dlatego że tworzony przez nie obraz i zamierzone cele propagandowe wymierzone w narodowe partie prawicowe i chrześcijan kłócą się z wizją "postępowej" masonerii, której w ramach poprawności politycznej nie można kojarzyć z taką zbrodnią. Z reguły kiedy tylko dochodzi do ataków na synagogi (zamach na ulicy Copernic w Paryżu) czy profanacji żydowskich cmentarzy (Carpontra), mamy do czynienia z manipulacyjnymi oskarżeniami wymierzonymi w narodową prawicę i obrońców tradycyjnych wartości.

Sprawstwo zamachów bywa "uogólniane" - ale tylko w przypadku, kiedy morderców nazywa się "skrajną prawicą"...
- Zabójca jest indywidualnie odpowiedzialny za swoje czyny, niezależnie od tego, czy byłby chrześcijaninem, czy masonem. W praktyce media stosują tę zasadę, ale tylko wtedy, gdy sprawcami zbrodni są ludzie związani z lewicą. Tak było w 2002 r., kiedy to aktywista Zielonych Richard Durn zabił ośmiu członków rady miasta Nanterre i ranił czternastu innych. Nikt wówczas nie wskazywał na jego zaangażowanie polityczne.

Dziękuję za rozmowę.



za: http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110727&typ=sw&id=sw11.txt (kn)