Kiedy pękną kajdany kłamstwa?

„Zostawcie tych żołnierzy” pisze publicysta „GW” Seweryn Blumsztajn.
Nie leje jednak krokodylich łez za byłymi żołnierzami WSI ani nie broni Czesława Kiszczaka, zbrodniarza komunistycznego, ani też nie podąża śladem swojego pryncypała Adama Michnika, każąc się „odpieprzyć” od Jaruzelskiego.
Dziś jest Dzień Żołnierzy Wyklętych. Wspominamy tych, których powinny znać nawet dzieci w całej Polsce, a których po dziesiątkach lat zakłamania nie znają dorośli. Co więcej, reforma edukacji sprawia, że dzisiejsi nastolatkowie o „Ogniu” czy „Łupaszce” na lekcjach historii nie usłyszą prawdopodobnie wcale. Głosów protestu jednak nie słychać. Nic dziwnego. Parafrazując śp. Macieja Rybińskiego, Żołnierze Wyklęci „nawet zmarli są groźni dla żywych, bo dają świadectwo ich intelektualnego upadku i moralnego zaprzaństwa”.
Bo dla salonu nie ma gorszej informacji niż ta, że może się pojawić narracja inna od forsowanej przez niego w ciągu ostatnich dwóch dekad. Że nagle Witold Pilecki i Zygmunt Szendzielarz mogą dla młodych stać się większymi bohaterami niż Jacek Kuroń czy Bronisław Geremek. Stąd nerwowe ruchy inżynierów dusz, którzy z jednej strony forsują narracje o „polskich obozach koncentracyjnych”, a z drugiej apelują: „Zostawcie Żołnierzy Wyklętych”.
Stąd apele o normalność – a przecież normalność to zgodność z normą. Przez ostatnie 20 lat normą było milczenie, sznurowanie ust, ewentualnie relatywizowanie, zrównywanie ofiar z katami, sugerowanie, że „wszyscyśmy są winni” i „nie wolno oceniać”. Czy wszystko jest bezcenne lub nic niewarte? Co stanowi normę, gdy patrioci są nieznani, a Polaków namawia się do palenia świeczek na pomnikach bolszewickich hord?
Oto jednak, tak jak przed laty – w 1956, 1970, 1980 – o wartości upominają się ludzie ulicy.
Janusz Kurtyka nie ustawał w przywracaniu pamięci o Wyklętych, podobnie jak Lech Kaczyński, który nie bał się uklęknąć przed pomnikiem Józefa Kurasia „Ognia”, także ludzie w szalikach wynoszą na sztandary bohaterów podziemia antykomunistycznego. To „kibole” podczas rekonstrukcji bitwy pod Olszynką Grochowską zwracają uwagę fotoreporterom, że nie wypada pchać się z buciorami na pomnik. I to w okresie, kiedy w rocznicę powstania Armii Krajowej prezydent zamiast uczcić tę datę, gawędzi o walentynkach.
Jakże musi was szlag trafiać, panowie redaktorzy establishmentowych mediów, że Tadek z zespołu Firma, człowiek, który jeszcze niedawno przyznawał się do tego, że bywał z prawem na bakier, a swoimi tekstami dodawał otuchy odsiadującym wyroki, dziś ze swoją rapowaną opowieścią o rotmistrzu Pileckim dociera do młodych ludzi bardziej niż dziesiątki waszych „obiektywnych” i pełnych obłudy tekstów.
„GW” apeluje, by „zostawić” Wyklętych. Zapewne najlepiej na śmietniku historii. Bo walka antykomunistycznego podziemia burzy wszystkie mity tworzone przez salon, zadaje kłam usilnie forsowanej narracji o komunizmie i Polsce „ludowej”. Podkopuje fundamenty kłamstwa, że „wszyscyśmy z PRL-u” – kat, zdrajca, szpieg i ofiara.
Nie wszyscy. Ale niektórzy na pewno.
- Myśmy wywodzili się z takiej lewicy, która zbudowała sowieckie łagry – mówił  Seweryn Blumsztajn na promocji książki prof. Friszke, która odbyła się w siedzibie Agory. To wiele tłumaczy.
za: niezalezna.pl/

Wiadomo, że w domu wisielca nie powinno mówić się o sznurze. To jasne - bo domownicy wisielca zaraz mają nieprzyjemne skojarzenia. Okazuje się, że takim domem wisielca jest jeśli nie cała Polska, to w każdym razie - niektóre jej części, ze szczególnym uwzględnieniem redakcji „Gazety Wyborczej” przy ul. Czerskiej w Warszawie. Być może nigdy nie wyszłoby to na jaw, gdyby nie ustanowiony 1 marca Dzień Żołnierzy Wyklętych, a więc - dzień wdzięcznej pamięci Polaków o uczestnikach zbrojnego oporu przeciwko sowieckiej okupacji Polski po zakończeniu II wojny światowej, kontynuujących walkę wbrew nadziei. Ale oczywiście nie wszyscy mieszkańcy naszego nieszczęśliwego kraju zachowują tych ludzi we wdzięcznej pamięci. Dla tych, których przodkowie i krewniacy, kolaborując z sowieckim okupantem, uczestniczyli w eksterminowaniu żołnierzy niepodległości i w ogóle - polskich patriotów, wspominanie „Żołnierzy Wyklętych” nie należy do przyjemności, ponieważ przypomina im, skąd wyrastają im nogi i jaką treść niesie ich rodzinna tradycja. Nic zatem dziwnego, że pan red. Seweryn Blumsztajn nawołuje w „Gazecie Wyborczej”, by „zostawić tych żołnierzy” i w ogóle - zaniechać „patriotycznych wrzasków”. Wtedy pan red. Seweryn Blumsztajn z towarzyszami mógłby wrzeszczeć po swojemu nie tylko bez jakichkolwiek przeszkód, ale również - bez kompleksów wobec gościnnego i cierpliwego tubylczego narodu.

Stanisław Michalkiewicz

za: http://www.michalkiewicz.pl/