Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Rzeczpospolita ludzi dorosłych

To obywatele są suwerenem i ich wola decyduje o tym, co w ich imieniu mogą robić rządzący. Tymczasem Polska może zamienić się w demokrację fasadową. Dzieje się to przy współudziale polskiego rządu i akceptacji polskich wyborców. W filmie „Wiatr ze wschodu” Roberta Enrico oficer NKWD przedstawia premierowi Liechtensteinu porozumienie sowiecko-brytyjsko-amerykańskie o wydaniu w ręce ZSRS białych kozaków. Ich grupa właśnie przekroczyła granicę księstwa i została internowana. Premier czyta dokument i stwierdza: „Brak mi tu jednego podpisu”. „Czyjego?” – dziwi się enkawudzista. „Podpisu księcia Liechtensteinu” – odpowiada premier. „Bez niego to porozumienie nas nie obowiązuje”.

To abc każdej polityki. „Nic o nas bez nas” – zasada znana naszym przodkom jako „Nihil novi nisi commune consensu” od 1505 r. – od czasów, gdy większość Europejczyków wciąż była poddanymi, a najliczniejszą na świecie grupę obywateli stanowili Polacy.

Unia, do jakiej wchodziliśmy

Gdy w referendum z 2003 r. Polacy rozstrzygali o wejściu RP do UE, mieli w ramach systemu nicejskiego mieć w niej silną współdecydującą pozycję, z możliwością koalicji z sąsiadami, których głosy miały realną wagę. Polska z Czechami, Węgrami i Litwą lub Słowacją równoważyła w Radzie UE Niemcy i Francję. Symbolem redystrybucji środków w UE były polityka rolna i regionalna, w ramach których najwięcej pieniędzy otrzymywały kraje biedne z liczną ludnością wiejską, takie jak Polska. Oferując producentom w starej Unii 38 mln konsumentów, tworząc tym od 600 tys. do 1 mln miejsc pracy w samych Niemczech, Rzeczpospolita rezygnowała z pobierania ceł na swoich granicach i dochód z nich zastępowała dotacjami unijnymi – znacznie wyższymi niż cła, ale z punktu widzenia płatników, odmiennie niż one, będącymi nie kosztem, lecz inwestycją. Wszak Polacy tym więcej są w stanie kupić dóbr i usług ze starej UE, im są bogatsi.

Od współobywateli do poddanych

Tej Unii już nie ma. W lizbońskim systemie głosowania w Radzie UE połączone głosy wszystkich 12 nowych państw członkowskich Unii nie wystarczą do przebicia koalicji Berlina i Paryża ani do zablokowania niekorzystnych dla Europy Środkowej decyzji starej Piętnastki. Wejście w życie tego systemu zostało opóźnione przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego o 10 lat, czyli de facto odłożone do następnego rozdania. Rozdanie to nastąpiło w trakcie szczytów UE z przełomu 2011 i 2012 r. Premier Tusk, który publicznie głosił, że podział UE na państwa strefy euro zasiadające przy stole, gdzie podejmuje się decyzje, i kraje spoza tej strefy, czekające w przedpokoju, to „diabelska alternatywa”, nie tylko zaakceptował tę zasadę, ale zadeklarował jej poparcie sumą 6,27 mld euro z rezerw przeznaczonych na obronę stabilności złotówki. Przyrzekając starania o przyjęcie przez Polskę euro, rząd najwyraźniej akceptuje dalszy transfer decyzyjnych uprawnień do ośrodków pozostających poza kontrolą wyborczą obywateli Rzeczypospolitej, a w ślad za nim dalszy transfer pieniędzy polskich podatników na cele wyznaczane bez ich demokratycznej kontroli.

Decyzje, które będą zapadały bez nas, będą miały wymiar materialny. Kryzys jest świetną okazją do cięć funduszy na politykę regionalną i rolną oraz do promocji wydatków na badania naukowe i innowacje, na walkę z globalnym ociepleniem, emisją CO2 itd., czyli do przesunięcia pieniędzy z krajów biedniejszych i rolniczych do bogatych – o czołowych ośrodkach badawczych i eksportowych ekologicznych technologiach energetycznych.

Demokracja dla tych, którzy potrafią jej bronić

System decyzyjny paktu fiskalnego to tylko teatr. Istotą zachodzących zmian jest przenoszenie rzeczywistego ośrodka decyzyjnego Unii Europejskiej z jej instytucji (Rady Europejskiej, Rady UE, Komisji Europejskiej, parlamentu) do nieformalnych ciał pozatraktatowych (grupy frankfurckiej czy załamującego się po odejściu Sarkozy’ego tandemu kanclerz RFN-prezydent Francji) lub wręcz do instytucji państwa niemieckiego (projekt budżetu Irlandii, zanim trafił do komisji budżetowej parlamentu w Dublinie, znalazł się w komisji budżetowej Bundestagu!). Instytucje wspólnotowe, które miały zmuszać mocarstwa do uwzględniania interesów mniejszych państw, stały się pasem transmisyjnym woli politycznej Berlina i słabnącego Paryża do tych krajów.

Od fiaska referendów konstytucyjnych we Francji i w Holandii federaliści unijni obawiają się głosu obywateli. Zmiany traktatowe przeprowadzane są poza procedurami wyborczymi, a tam, gdzie względy konstytucyjne nie pozwalają ich uniknąć (jak w Irlandii), obywatele zmuszani są do powtarzania głosowania aż do osiągnięcia pożądanego rezultatu. Krajom słabym zakazuje się pytania obywateli o zdanie (Grecja) i wymienia się im premierów (Grecja, Włochy). Te procedery nie dotyczą mocarstw. Niemcy, Francja, Wielka Brytania oraz kraje o zdrowej gospodarce, mocnych elitach, silnej tradycji demokratycznej, obywatelskiej i narodowej (państwa skandynawskie) zachowują demokratyczną kontrolę nad decyzjami rządzących. Jej symbolami są słowa brytyjskiego premiera Davida Camerona odrzucającego pakt fiskalny („Nie mógłbym rekomendować tego traktatu parlamentowi”) oraz wstrzymywanie ratyfikacji tego układu przez trybunał konstytucyjny RFN badający, czy zawarte w nim postanowienia nie naruszają demokratycznej kontroli obywateli Niemiec nad polityką ich państwa. To bowiem obywatele są suwerenem i ich wola decyduje o tym, co w ich imieniu mogą robić rządzący. To z uwagi na możliwą reakcję wyborców po czerwcowym szczycie UE minister finansów Finladii Jutta Urpilainen zagroziła wyjściem jej kraju ze strefy euro, gdyby ktoś chciał go zmuszać do spłacania cudzych długów.

Pozostałym krajom grozi demokracja fasadowa, a faktycznie dyktat „dyrektoriatu” mocarstw europejskich z Niemcami w roli głównej. Szanujące się państwa naszej części UE znajdują się pod presją (Węgry, słabiej Czechy), mającą złamać ich upór. Ich obywatele pozostaną suwerenami w swojej ojczyźnie tak długo, jak długo zechcą ponosić koszty suwerennej polityki swych rządów. A Polacy?

Czas dorosnąć

Zmęczeni półwieczem komunistycznej niewoli Polacy „nie chcą się szarpać”. Chcą być „dziećmi”, którymi zaopiekują się „szlachetni dorośli” z Unii. Ustanowią im prawa, zaprojektują rozwój kraju i dadzą nań pieniądze, obronią przed zagrożeniami, pozwolą się bawić, a gdy trzeba, powściągną niefrasobliwość uwodzonych populizmem wyborców. Rząd, który słucha „dorosłych”, jest nagradzany przez wyborców. Rząd, który uważa, że dorosłymi są także Polacy, „jest niegrzeczny”, burzy dziecięcy świat wiary w bezinteresowną i mądrą Unię, jest więc karany. Unia taka jednak nie istnieje. Właśnie dajemy innym narodom prawo do zarządzania bez nas nami i naszymi zasobami. Naiwna jest wiara w to, że będą to czyniły w naszym, a nie we własnym interesie. Gdyby jakiś pięknoduch u steru władzy w państwie rdzenia UE próbował działać inaczej, jego wyborcy szybko by mu przypomnieli, komu ma służyć. Wyborców polskich te zawiłości zdają się jednak nie interesować.

za:http://niezalezna.pl (kn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.