Nieznośna niefrasobliwość PO

Gdyby nie reakcja posłów PiS-u oraz profesjonalne ekspertyzy, rząd Donalda Tuska wprowadziłby w Polsce prawo dopuszczające eksperymenty medyczne na dzieciach i osobach chorych psychicznie. Rząd Donalda Tuska pozytywnie zaopiniował projekt rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady „w sprawie badań klinicznych produktów leczniczych stosowanych u ludzi". Sprawa była przedstawiana 29 sierpnia na posiedzeniu sejmowej komisji do spraw Unii Europejskiej i wprawiła w zdumienie posłów i sejmowych ekspertów.

Prawne barbarzyństwo

Wiceminister zdrowia nie dostrzegł, że dokument ten zezwala na eksperymenty medyczne na chorych psychicznie i na dzieciach (!), choć dotąd obowiązywała zasada, że takie doświadczenia są możliwe jedynie w wypadku dobrowolnej i świadomej zgody człowieka. W wypadku chorych psychicznie i dzieci o takiej świadomej zgodzie oczywiście nie może być mowy. Projektodawcy europejscy oczywiście nie omieszkali obłudnie dodać, że eksperymenty takie są dopuszczalne, „jeżeli z badania wynikają bezpośrednie korzyści dla grupy pacjentów". Nie zmienia to jednak faktu, że próbują poświęcić życie lub zdrowie pojedynczych, najbardziej bezbronnych ludzi, by ewentualnie pomóc jakiejś grupie innych. Mało tego. Rozporządzenie to legalizuje też proceder poddawania ludzi bez ich zgody i wiedzy testom nowych leków. Gdy czyta się takie pomysły, nasuwają się pytanie o granice barbarzyństwa prawnego, których prawodawcy europejscy nie byliby w stanie przekroczyć, prawdopodobnie w imię swoiście pojętego „postępu naukowego". Ale w tle pojawia się i inne pytanie, zadawane niedawno intensywnie w Polsce w związku z aferą lekową, która wciąż tli się od przełomu ubiegłego i bieżącego roku. Jest to pytanie o granice zachłanności i pazerności materialnej koncernów farmaceutycznych, które na ołtarzu kolejnych, być może skuteczniejszych leków, gotowe są położyć zasadę godności i autonomii jednostki ludzkiej. Trudno uwierzyć, by pomysł zalegalizowania testowania nowych leków na ludziach bez ich zgody nie pojawił się w tym rozporządzeniu bez pracy lobbystycznej tych koncernów.

Samobójstwo państwa


Najsmutniejsze jednak jest to, że po raz kolejny przyłapaliśmy rząd (wyłącznie posłowie PiS-u, gdyż ci z PO jak zwykle nie zabierali głosu) na bezrefleksyjnym przyjmowaniu każdej, nawet najgroźniejszej i najbardziej bezmyślnej bzdury wymyślanej przez eurokratów, w imię „nieprzeszkadzania" i „nieblokowania" dalszych prac nad dokumentem (takich argumentów użył obecny na komisji wiceminister zdrowia). To skłonność rządu do „płynięcia w głównym nurcie" polityki europejskiej, na płaszczyźnie politycznej wyznaczanej od dłuższego czasu przez duet Niemcy-Francja, a na płaszczyźnie ideowej przez oszalałych, lewicowych inżynierów społecznych. Dla państwa polskiego i wartości podzielanych przez większość Polaków taka taktyka zaczyna być po prostu samobójcza. Nie jest to zresztą pierwszy tego typu wypadek. Obserwujemy groźną dla Polski sytuację, gdy zakulisowo przyjmowane przez rząd europejskie rozwiązania pozbawiają sukcesywnie podmiotowości nasze własne instytucje. Obywatel zaś nie ma nad tym żadnej kontroli.

Nawiasem mówiąc, nie dowiedzieliśmy się, czy stanowisko rządu w tej sprawie podzielały wszystkie resorty. Co na to Ministerstwo Sprawiedliwości zarządzane przez najbardziej znanego platformerskiego konserwatystę? Co na to koalicyjny PSL, tak często demonstrujący swoje przywiązanie do tradycji i Kościoła? Czy w takich sprawach muszą bezkrytycznie ulegać przetransferowanemu z postkomunistycznej lewicy ministrowi zdrowia, który z pewnością nie miał problemu z uznaniem „postępowości" tego koszmaru prawnego?

Rząd oblał egzamin


Na szczęście dzięki bardzo profesjonalnej ekspertyzie prawników z Biura Analiz Sejmowych i aktywności posłów Prawa i Sprawiedliwości komisja sejmowa uznała, że projekt tego rozporządzenia narusza zasadę pomocniczości, gdyż kwestie etyczne w nim regulowane podlegają wyłącznie prawu krajowemu, a nie europejskiemu i nie można nowych rozwiązań w takich sprawach żadnemu krajowi narzucać. Oznacza to, że polski parlament nie zgadza się na jego wejście w życie w takim kształcie. Naruszone zostało prawo do godności ludzkiej i zasada niedyskryminacji. Przeciwko takiemu barbarzyństwu na szczęście tamę stawia też polska konstytucja, która mówi o „nienaruszalności" przyrodzonej i niezbywalnej godności człowieka i przypomina, że „jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych". W tym wypadku z tego obowiązku wywiązali się sejmowi prawnicy i posłowie opozycji, a egzamin ten całkowicie oblał rząd Donalda Tuska i jego minister zdrowia Bartosz Arłukowicz.


za: niezalezna.pl (kn)