Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Pluszaki od mokrej roboty

Tam, gdzie zasady demokratyczne są zbyt świeże lub zbyt słabe, władza, szczególnie tak „umoczona” w różne skandale jak rząd Donalda Tuska, bez skrupułów ingeruje w niezależność mediów. To niestety nie powinno nas dziwić. Jednak to, że rolę psów gończych wypuszczanych na niewygodnych dziennikarzy spełniają inni dziennikarze, wciąż szokuje. „Koledzy” po fachu wyrzuconego z „Rzeczpospolitej” Cezarego Gmyza są gotowi iść na pierwszy front walki z tymi, którzy jeszcze potrafią krytykować obóz rządzący. Pierwszą palmę w tym dziele dzierży sowicie opłacany w podporządkowanej rządowi TVP Tomasz Lis. Choć nie jest wyjątkiem. Można wręcz mówić o stadach lisów konkurujących między sobą o łaskę panów z PO. To w końcu platformerscy decydenci rozdają frukta w postaci rządowych reklam, posad w publicznych mediach, a sądząc po ostatnich wydarzeniach w „Rzeczpospolitej”, mają wpływ także na to, kto traci pracę.

Ale wróćmy do Lisa, który stara się zająć miejsce „Gazety Wyborczej” w roli plutonu egzekucyjnego dla krytyków władzy. W niedzielę dał tego kolejny dowód. Pomijam prostacki nie tylko pod względem intelektualnym tekst, w którym ów luksusowy pracownik mediów skupia się na tym, czy Karnowscy, Lisicki, Wildstein oraz Zaremba „mają jaja”. Naczelnego „Newsweeka” zirytowała odwaga tych publicystów, którzy gotowi są bronić standardów dziennikarstwa oraz niesprawiedliwie wyrzucanych z pracy kolegów. Nie może się doczekać, aż stracą pracę i w swoim knajackim stylu żąda, by ją porzucili. Ale pluszak premiera posunął się dalej. Na jednym ze swoich portali umieścił w eksponowanym miejscu tekst, gdzie jawnie nawołuje się do wyrzucenia Joanny Racewicz z pracy w TVP. „W normalnej telewizji publicznej taki wyskok zasługiwałby na dymisję (…) powinna zrezygnować z pracy i zatrudnić się w telewizji ojca Rydzyka”.

Perły przed wieprze


To tylko próbka agresji cechującej ten artykuł. Joanna Racewicz, wdowa po zmarłym w Smoleńsku oficerze BOR-u, pod koniec września udzieliła wstrząsającego wywiadu, w którym mówiła, że czuje się przez polskie władze okłamana. „Ja też pewnie kiedyś będę leżeć w tym grobie. I chciałabym mieć pewność, że będę leżeć obok swojego męża, a nie jakiegoś innego człowieka” - mówiła Racewicz. Cyngle tamten wywiad przełknęły, przemilczały, czekając na odpowiedni moment. Znalazły pretekst. Racewicz cytując słowa Donalda Tuska, który zażartował „ile można znosić takiego typa jak ja”, zapytała za nim: „No właśnie, ile można? ”. Medialne cyngle nie mogły jej tego darować. Nie po raz pierwszy dowodzą, że gdy chodzi o obronę władzy, nie istnieje żadne tabu. „Na świecie nikt nigdy nie ośmieliłby się uczynić najmniejszego, krzywdzącego rodziny i ich uczucia, komentarza. Od tego świata dzieli nas cywilizacyjna przepaść” - powiedziała niedawno w „Naszym Dzienniku” Ewa Kochanowska, wdowa po rzeczniku praw obywatelskich Januszu Kochanowskim. Jej słowa wobec działań cyngli są jak perły rzucane przed wieprze.

Nowa twarz mediów


Nagonka na niewygodnych dziennikarzy to zresztą tylko naturalna konsekwencja powolnego upadku polskich mediów głównego nurtu i ich wzrastającej dyspozycyjności wobec rządu. Tomasz Lis jest tego chyba najwyrazistszym symbolem. Zarówno schamienia mediów, „kreatywnego” oddania władzy, „odważnego” plucia na opozycję i zaangażowania w niszczenie wartości, które mogą budować wspólnotę. Współczesny odpowiednik Jerzego Urbana za pomocą tygodnika, którego kierowanie powierzyło mu niemiecko-szwajcarskie wydawnictwo, pokazuje, jak można współcześnie kopiować sowieckie i nazistowskie metody odczłowieczania oponentów systemu.

Jarosław Kaczyński, Adam Hofman i Mariusz Błaszczak jako liliputy na okładce to powtórka „karłów reakcji” ze słynnego sowieckiego plakatu atakującego Armię Krajową. Antoni Macierewicz w turbanie czy Jarosław Kaczyński z ogromnym żółtym podpisem „świr” to nic nowego. Niemiecki „Der Stuermer” już w latach 30. i 40. XX wieku świecił okładkami z wrogiem narodu, jakim był „odrażający Żyd”. Zdumiewa, że Ringier Axel Springer pozwala sobie w Polsce na stosowanie podobnych metod.

Potęga smaku

Jednak jedna rzecz się zmieniła. Stare metody mają dziś dużo ładniejsze „opakowania”. Telewizja, blichtr, wielkie koncerny i portale. To już nie jest tak jak wierszu Zbigniewa Herberta:

„Samogonny Mefisto w leninowskiej kurtce
posyłał w teren wnuczęta Aurory
chłopców o twarzach ziemniaczanych
bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach.
Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana”.

Być może i dziś nadal wiele zależy od tej herbertowskiej „potęgi smaku”. Tyle że kusi się bardziej kolorowo.

Samuel Pereira

za:niezalezna.pl (pkn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.