Budowa drugiej Polski. Miłośnikom Edwarda Gierka

Wielu sądzi, że tamten czas nachalnej propagandy się zakończył – włączmy telewizory. Każdego wieczoru widzimy, że partyjni propagandyści zostali. Dziś nazywają się spin doktorami. Kto by pomyślał, że w 24. roku od rozpoczęcia sławnej transformacji ustrojowej I sekretarz KC PZPR z lat 70. będzie miał aż tylu entuzjastów i obrońców?

Po felietonie, w którym zresztą wyraziłem poparcie dla pomysłu SLD, by rozpoczynający się właśnie rok nazwać imieniem Edwarda Gierka – co prawda z zastrzeżeniem, by w ciągu tego roku odtworzyć całą tamtą dekadę – otrzymałem wiele listów, przeważnie krytycznych.

Większość autorów wspominała, jak to było im wtedy dobrze, a jak źle jest im teraz, przedstawiając również zarys pewnej historycznej wizji. Według niej Edward Gierek został obalony przez wrogie Polsce siły w postaci Żydów i pozostających na ich pasku opozycjonistów, którzy następnie wyprzedali narodowy dorobek. Ponieważ ta historyczna wizja wydaje się bardziej rozpowszechniona, niż myślimy, warto poświęcić jej chwilę uwagi.

Nie ma co się spierać z prawdziwymi odczuciami. Jeśli komuś w latach 70. było dobrze, to na pewno tak było. Warto tylko dodać, że to wrażenie dobrobytu zostało uzyskane za pożyczone pieniądze, a kiedy przyszedł czas spłacania kredytów, czar prysnął, czego najlepszym dowodem były strajki i protesty w czerwcu 1976 roku, ze „ścieżkami zdrowia” i innymi atrakcjami.

Warto o tym pamiętać zwłaszcza dzisiaj, kiedy np. Leszek Miller nie znajduje słów oburzenia dla „stalinowskich metod”. Wtedy, tzn. w 1976 roku, działacze PZPR, zwłaszcza ci ambitniejsi, organizowali stadionowe spędy, podczas których obywatele spontanicznie manifestowali poparcie dla partii, rządu i Służby Bezpieczeństwa za sprawne pałowanie. Wracając do wątku zasadniczego, to znaczy sił, które obaliły Edwarda Gierka, to jako uczestnik ówczesnej opozycji nie mam najmniejszych wątpliwości, że nie była ona w stanie obalić nie tylko Edwarda Gierka, ale nawet sekretarza wojewódzkiego.

Komunistyczni przywódcy obalani byli albo w następstwie rewolucji pałacowych, albo rozruchów. Beria i Chruszczow zostali obaleni w następstwie rewolucji pałacowych, ale już Gomułka i Gierek – na fali rozruchów, z tym że skala buntu przeciwko PZPR w roku 1980 z pewnością była zaskoczeniem również dla tych, którzy obalenie Gierka przygotowywali.

Pod naporem tego buntu partia bowiem zaczęła się rozpadać, wytwarzając polityczną próżnię, którą natychmiast wypełniły tajne służby: wywiad wojskowy i SB. To one przygotowały i przeprowadziły stan wojenny, ze względów pedagogicznych internując również Edwarda Gierka.

Chodziło o pokazanie społeczeństwu, że partia już się nie liczy, bo oto wojsko wsadziło za kratki I sekretarza i nikt w jego obronie nawet nie pisnął. W rezultacie tej degradacji PZPR, a także konfliktu, jaki w połowie lat 80. wybuchł między razwiedką wojskową i SB – w drugiej połowie lat 80. absolutnym hegemonem na polskiej scenie politycznej został wywiad wojskowy.

To on, w ramach selekcji kadrowej w strukturach podziemnych, eliminując przeciwników „lewicy laickiej”, przygotował, przeprowadził i nadzoruje przebieg transformacji ustrojowej, utrzymując oficjalne struktury demokratyczne w charakterze parawanu przysłaniającego faktyczną okupację kraju. Razwiedka zachowuje się nie tylko jak okupant, ale w dodatku jak okupant niepewny trwałości okupacji.

Stąd taki entuzjazm do Unii Europejskiej i uwodzenie naiwnej części opinii publicznej obietnicami, że Unia sypnie forsą i znowu będzie jak za Gierka. Dobrze jest o tym pamiętać, żeby ewentualne pretensje o złe samopoczucie kierować pod właściwy adres. Niestety zdecydowana wiekszość miłośników Edwarda Gierka takich związków przyczynowych chyba nie dostrzega, potwierdzając tym samym trafność opinii Franciszka de La Rochefoucauld, że Pan Bóg tylko dlatego nie zesłał na ziemię drugiego potopu, że przekonał się o bezskuteczności pierwszego.


Stanisław Michalkiewicz

http://www.naszdziennik.pl/mysl-felieton/20582,milosnikom-edwarda-gierka.html

***

Tęsknią za Gierkiem


Gierek wiecznie żywy”? SLD proponuje rok 2013 ogłosić Rokiem Gierka. Ten pomysł wielu zaskakuje, ale w gruncie rzeczy, jeśli przyjrzymy się gierkowskiej propagandzie sukcesu i rządom Donalda Tuska, trzeba przyznać, że macherzy propagandowi premiera są nie mniej zdolni od tych z czasów gierkowskich. Właściwie mogliby być ich nauczycielami, poza tym mają technologie przekazu, o których propagandziści Gierka mogli tylko marzyć.
Nadzorcy sowieckiej propagandy

W okresie całego PRL kreatorem i nadzorcą systemu propagandowego było najpierw istniejące do 1947 r. Ministerstwo Informacji i Propagandy, następnie Biuro Prasy KC PZPR. Współpracowały z nimi w tym zakresie zawsze Wydziały Kultury oraz Nauki i Oświaty KC PZPR.

Choć nazwy propagandowych politbiur się zmieniały, niezmiennie w Polsce propagandę sowiecką kontrolowała i tworzyła odpowiednia komórka Komitetu Centralnego i zawsze był za nią odpowiedzialny sekretarz KC. Funkcję tę piastowały przeważnie osoby cieszące się na ogół opinią partyjnych „liberałów” i „reformatorów”, na przykład Jerzy Morawski, Artur Starewicz czy Wincenty Kraśko. Można by nazwać ich nadcenzorami czy „obercenzorami” PRL.

Znając tajniki długofalowej polityki propagandowej, decydowali oni w wyjątkowych sytuacjach o tym, czy dana informacja lub trudny, kontrowersyjny tekst mogą się ukazać, czy też nie. Wszystko to rozgrywało się poza pracą szerokiego aparatu cenzury, którego pracownicy zawsze w szczegółach modyfikowanych na bieżąco dobrze wiedzieli, co jest zakazane, a co nie. Jednak w sytuacjach wątpliwych arbitrem był sekretarz KC, który nadzorował „front ideologiczny”. On też zazwyczaj bardzo precyzyjnie określał wszelkie kampanie oraz przedsięwzięcia propagandowe.

Propaganda oswajała Polaków z nową władzą i jej przywódcami. Często wręcz towarzyszyła temu sakralizacja pierwszych sekretarzy KC: polskich i sowieckich. Ich oblicza pojawiały się na tysiącach plakatów, w utworach pisanych wierszem i prozą, filmach. Propagandziści i cenzorzy dbali o nieskazitelność obrazu towarzyszy sekretarzy PRL. Ich nienaganny wizerunek ojców narodu stojących na czele budowy socjalizmu widniał w podręcznikach, a także podczas pochodów pierwszomajowych. Redakcyjne niedopatrzenia i brak czujności ideologicznej w każdym okresie mogły drogo kosztować. Nakład pisma wycofywano z obiegu, zdarzały się też przypadki aresztowań redaktorów i podejrzeń o współpracę z imperialnym wywiadem.


Propaganda dla rządzonych i rządzących

Już w okresie Władysława Gomułki, by wyeliminować tak zwaną krytykę szkodliwą, cenzura zaczęła dopuszczać głosy krytyki pod adresem konkretnych przypadków i zjawisk. Cenzorzy uciekali się do ingerencji zwanej fragmentaryzacją opisywanej rzeczywistości. Przepuszczali opis incydentalny, wyjątkowy zaistniałej nagannej sytuacji z dominującym jednak przekazem, iż niezależnie od pojedynczych błędów cały budowany socjalistyczny system to najlepszy z możliwych panujących ustrojów.

Oprócz propagandy dla mas, która zależnie od potrzeb miała zachęcać, straszyć, mobilizować, przekonywać czy dezinformować, dbano również o „propagandę dla rządzących” albo „propagandę dla siebie samych”, adresowaną w stronę kierownictwa partii i „wodza”. Jej celem było umacnianie aktualnego „pierwszego” w przeświadczeniu, że jest wielki i genialny, a ponadto kochany, podziwiany, wielbiony przez naród.

Kampanie propagandowe „wewnętrzne” często rozpoczynały się od wypowiedzi działaczy partyjnych w rodzaju: „Towarzysze, otrzymaliśmy setki tysięcy (miliony?) listów z poparciem dla polityki kierownictwa skupionego wokół Towarzysza…”. Jednak sprawa, iż wcześniej w komitetach wojewódzkich przeprowadzano akcję propagandową polegającą na wysyłaniu listów z poparciem do KC, była już przemilczana. Do propagandy wewnętrznej włączano aktyw partyjny, w praktyce byli to często robotnicy, studenci, nauczyciele czy żołnierze, którzy nie mieli prawa odmowy uczestnictwa w akcji. „Spontaniczne poparcie społeczne” miało przekonywać „wodza”, że „linia polityczna partii” cieszy się „wielkim społecznym poparciem”.



Fala propagandy gierkowskiej lat 70. prowadzona była równie silnie jak w okresie stalinowskim i całym socrealizmie. W czasie rządów Edwarda Gierka dotyczyła nie tyle samej postaci sekretarza, który już na wstępie, obejmując władzę, zapowiedział „budowę drugiej Polski”, ile jego zbawiennych dla kraju rządów. Były to lata otwierające kolejne krótkie okresy cenzorskiej „odwilży”. Liberalizacja postaw cenzorów nastąpiła w 1971 r. – w roku, który nazwali oni (oczywiście z propagandową przesadą) „przełomowym”, w którym – znowu w odczuciu cenzorów – panował „klimat szczerości i wzajemnego zaufania”.

Gierkowscy propagandziści wraz z urzędnikami cenzury zmieniali dotychczasową formę i treść przekazów medialnych. Pracowano nad ich atrakcyjnością, nie agitowano wprost, lecz pośrednio, wplatając różne wątki propagandowe, łącząc różne formy przekazu. Coraz rzadziej odwoływano się do ideologii marksizmu i teorii procesu dziejowego jako ostatecznych argumentów. Publicyści i pisarze nie składali już deklaracji wiary w socjalizm i nieuchronność zwycięskiej wiodącej klasy robotniczej.

Oddziaływanie propagandowe przez telewizję do roku 1970 odbywało się za pomocą jednego kanału telewizyjnego. Gdy po protestach w Radomiu i Ursusie 2 lipca 1976 r. Edward Gierek przemawiał do aktywu partyjnego w katowickim Spodku, transmitowano jego wystąpienie już w obu programach Telewizji Polskiej i we wszystkich czterech programach Polskiego Radia. Jak zauważa historyk Jerzy Eisler: „W miastach po prostu nie można było wtedy skryć się przed wydobywającym się przez otwarte okna na ulice głosem ’Wodza’”.

Ekipa Edwarda Gierka postawiła na propagandę, wzmacniając swoje komunikaty prasowo-radiowe o przesył ich przez kanał telewizyjny. W końcu lat 60. było w Polsce ponad 4 mln użytkowników odbiorników telewizyjnych, pod koniec lat 70. dwukrotnie więcej. Propagandowy sztab kreował pierwszego sekretarza na medialną gwiazdę.

Badacze przypominają, że główne wydanie „Dziennika telewizyjnego”, punktualnie o godzinie 19.30 niemal codziennie rozpoczynało się od informacji o dokonaniach Edwarda Gierka. Ten styl informowania społeczeństwa zdominował całą dekadę.

W 1971 r. telewizję czarno-białą zastąpiła w Polsce kolorowa. Wśród krajów Interwizji miały ją wcześniej tylko Związek Sowiecki i Niemiecka Republika Demokratyczna. Nie miały jej natomiast m.in. takie kraje, jak: Włochy, Finlandia, Hiszpania, Jugosławia. Od roku 1972, gdy prezesem Radiokomitetu został Maciej Szczepański, socjalistyczna propaganda sukcesu weszła w fazę kulminacyjną.

Dziennikarze propagandyści

Również na rynku prasowym rozbudowa Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej Prasa-Książka-Ruch, zakup maszyn drukarskich, poprawa dystrybucji prasy i jej jakości umożliwiły pojawienie się nowych tytułów skierowanych do młodych czytelników. Przykładem tego jest ukazujący się pod koniec lat 70. tygodnik „Razem”. Pismo było owocem „flirtu” Komitetu Centralnego z młodzieżą. Na pierwszych stronach zamieszczano omówienia kolejnych plenów KC PZPR, a dalej drukowano kolorowe plakaty zachodnich zespołów rockowych i nagie modelki. Tygodnik był rozchwytywany, a całą linię pisma wymyślił oraz realizował jego redaktor naczelny Leszek Gontarski, notabene instruktor Komitetu Centralnego.

Inne młodzieżowe pismo, „Świat Młodych”, w 1974 r. zmieniło podtytuł na „Harcerska Gazeta Nastolatków”. W tym też roku pismo zaczęło ukazywać się 3 razy w tygodniu, w pełnym kolorze. Rozbudowano także partyjny organ, dziennik „Trybunę Ludu”. Od 1972 r. zaczęto organizować doroczne „Dni Trybuny Ludu”. Jednak w roli najważniejszej tuby propagandowej wystąpiła telewizja. Od VI Zjazdu PZPR (w grudniu 1971 r.) TVP rozpoczęła emisję programów w kolorze, zwiększając liczbę godzin codziennej emisji.

„DTV stanowi jedno z najbardziej istotnych ogniw oddziaływania propagandowego realizujących cele polityczne partii, stanowiąc w istotnym stopniu o dynamice przeobrażeń świadomości społecznej w naszym kraju” – pisali propagandyści PZPR w materiałach zjazdu KC PZPR. Telewizja transmitowała festyny, imprezy plenerowe.

Teleturniej „Bank miast” był szczególną audycją, gierkowskim pomysłem na socjalistyczne, szlachetne współzawodnictwo. Zadbano o też o poprawę ogólnej sytuacji zawodowej dziennikarzy, podniesiono im pensje, zapewniono opiekę lekarską, odpowiedni system emerytur, domy wypoczynkowe itp.
Propaganda radości i optymizmu

W mediach miejsce propagandy strachu zajęła propaganda radości i optymistycznego patrzenia w przyszłość. Gdy w miarę upływu lat trudności występujące w gospodarce stawały się coraz bardziej odczuwalne, znaczenie propagandy sukcesu w oficjalnych przekazach nieustannie rosło. Propaganda i cenzura decyzją Biura Politycznego realizowały dyrektywę, by „nie publikować w referacie [na XV Plenum PZPR] liczbowych danych, a zwłaszcza porównawczych o wysokości zbiorów zbóż”, by „na tle występujących zjawisk w sytuacji żywnościowej na świecie szerzej pokazać ogromny wysiłek kierownictwa partii i rządu w zakresie pełnego zaopatrzenia rynku w artykuły żywnościowe”.

Po raz pierwszy w grudniu 1974 r., podczas IX Zjazdu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, ówczesny sekretarz KC PZPR i kierownik Wydziału Propagandy, Prasy i Wydawnictw w jednej osobie ogłosił koncepcję propagandy sukcesu jako oficjalnie obowiązującą wytyczną w działalności środków masowego przekazu. Szef propagandy zachęcał dziennikarzy do tworzenia atmosfery „smaku sukcesu”, ale jednocześnie ostrzegał przed wpadaniem w stan samozadowolenia prowadzący do demobilizacji. Jeden z pisarzy tworzący w Niemieckiej Republice Demokratycznej zauważył, że efektywna cenzura jest życzliwa do czasu. Gdy „wskutek nieustępliwości pisarza ponosi klęskę, to wkracza służba bezpieczeństwa, i wtedy dopiero żarty się kończą”.

W okresie propagandy sukcesu ingerencje cenzury dotyczyły najczęściej problemów wynaturzeń sytemu socjalistycznego, niekonstruktywnej krytyki władz, drastycznego ujmowania problemu kolizji między obowiązującymi przepisami a wymogami życia, niskiego morale społeczeństwa i opisu plag społecznych, wykorzystywania przez PR i TVP tekstów zwolnionych wyłącznie na użytek imprez o małym zasięgu (kabaretów zawodowych i studenckich), deprecjacji wzniosłych treści, np. o przyjaźni polsko-sowieckiej, itp.

Wielu sądzi, że tamten czas nachalnej propagandy się zakończył – włączmy telewizory. Każdego wieczoru widzimy, że partyjni propagandyści zostali. Dziś nazywają się spin doktorami. Ich strategie i technologie, choć zużyte, to jednak wciąż są skuteczne. Dziennikarze tzw. dominującego nurtu, jak w latach gierkowskiej propagandy sukcesu, unikają niekonstruktywnej krytyki władz, opisu wynaturzeń systemu, opisu społecznych plag czy deprecjacji wzniosłych treści, np. o przyjaźni polsko-rosyjskiej…

Dr Hanna Karp


za:www.naszdziennik.pl (pkn)