Ich troje

Czy zwolnienia w „Rzeczpospolitej” i przejęcie „Uważam Rze” mają związek z faktem, że wieloletni współpracownik Grzegorza Hajdarowicza to były oficer WSI? W intrydze związanej z tymi zmianami wzięła udział trójka byłych działaczy podziemnego NZS, którzy po 1989 r. zrobili szokująco błyskotliwe kariery na styku polityki i biznesu. Luty 2012 r. Okładka „Uważam Rze” z twarzą Lecha Wałęsy. W środku o jego donosach opowiadają ci, których Wałęsa szczerze nienawidzi – Cezary Gmyz, Sławomir Cenckiewicz i Krzysztof Wyszkowski.

Tymczasem b. prezydent, który w odpowiedzi na pytania o współpracę z SB zwykł wykrzykiwać, że nawet pomyślenie o tym jest zbrodnią, pięć miesięcy później zaprasza jak gdyby nigdy nic właściciela „Uważam Rze” nie na salę rozpraw, lecz na swoje… urodziny. Ten z uśmiechem wręcza mu prezent.

Czy ktoś mieszkający w kraju innym niż postkomunistyczny jest w stanie coś z tego zrozumieć?

Sąsiedzi z gminy Zabierzów


O małopolskiej gminie Zabierzów zrobiło się ostatnio głośno. Pierwszy raz Polska usłyszała o niej przy okazji słynnej afery „ciecia” Grasia. Chodziło o to, że rzecznik wynajmował willę od niemieckiego biznesmena. W zamian za możliwość mieszkania w Zabierzowie Graś musiał sprzątać budynek.

Z willi, w której cieciował Graś, jest o rzut beretem do pałacyku biznesmena Grzegorza Hajdarowicza. Obaj niedawni sąsiedzi spotkali się o godz. 1.30 w nocy poprzedzającej publikację w „Rzeczpospolitej” na temat trotylu we wraku Tu-154M.

Jak ujawnił „Wprost” osobą, która pomagała i doradzała Hajdarowiczowi „w sprzątaniu po trotylu”, był Andrzej Długosz, były działacz Kongresu Liberalno-Demokratycznego, a dziś lobbysta. W 2005 r. trafił on do aresztu. Prokuratura postawiła mu zarzuty wyłudzenia 1,5 mln zł, udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, prania brudnych pieniędzy i działania na szkodę własnej firmy.

Opozycjoniści zostają biznesmenam
i

Ta historia zaczęła się 30 lat temu w Krakowie od przyjaźni trzech studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego: Pawła Grasia, Grzegorza Hajdarowicza i Andrzeja Długosza.

Hajdarowicz i Długosz działają w KPN, Graś jest związany z ruchem Wolność i Pokój oraz NZS. To właśnie z tego środowiska wyjdą twórcy „nowych” służb specjalnych – Konstanty Miodowicz, Wojciech Brochwicz, Bartłomiej Sienkiewicz. Wtedy zrodziła się u Grasia fascynacja tajnymi służbami, która pozostała mu do dziś.

Przełom 1989/1990 to czas, gdy dawni opozycjoniści, którzy dogadali się z komunistami, wchodzą w politykę lub biznes. Albo w jedno i drugie, jak Graś i Hajdarowicz, który wcześniej był skarbnikiem KPN. Graś zostaje jednym z szefów polsko-niemieckiej firmy Pro-Holding.
Grzegorz Hajdarowicz w 1991 r. zostaje radnym KPN, handluje też m.in. antyrakowymi preparatami Tołpy. Jak wspominają krakowscy znajomi, do biznesu wprowadzili go należący do setki najbogatszych Polaków Henryk Kuśnierz i Andrzej Gocman. Obaj związani byli z Kongresem Liberalno-Demokratycznym, protoplastą PO.

W 1991 r. Hajdarowicz założył spółkę Grupa Gremi. Dorobił się hurtowym handlu lekami. W 1995 r. trafił na listę najbogatszych Polaków z majątkiem ok. 10 mln nowych złotych. Kupował też upadające przedsiębiorstwa państwowe, które po restrukturyzacji odsprzedawał z zyskiem.
Grupa Gremi kontroluje m.in. Narodowy Fundusz Inwestycyjny SA Jupiter, KCI SA, Dragmor sp. z o.o., ma w Brazylii tereny inwestycyjne i plaże.

Stworzyła także własne wydawnictwo i wydaje miesięcznik „Sukces”, tytuł kupiony wcześniej od biznesmena Zbigniewa Jakubasa. A także tygodnik „Przekrój”, przejęty od „Edipresse”.

Biznesowy wspólnik z WSI


Czy kariera byłego działacza antyokrągłostołowej KPN byłaby możliwa, gdyby nie miał on wspólników mających dobre kontakty w świecie dawnych komunistycznych służb?

Biznesowym współpracownikiem Hajdarowicza został Kazimierz Mochol, były prezes zarządu giełdowej spółki KCI SA, w której przewodniczącym rady nadzorczej jest Hajdarowicz.

Mochol jest byłym żołnierzem WSI, według oficjalnego życiorysu w wojsku służył od 1981 r. Był bliskim współpracownikiem Tadeusza Rusaka, byłego szefa WSI. W latach 1998–2001 piastował funkcję jego zastępcy w WSI, odpowiedzialnym za kontrwywiad.

W Raporcie z weryfikacji WSI Antoniego Macierewicza został on wymieniony wśród oficerów odpowiedzialnych za nieprawidłowości w działalności WSI w kontekście afery fundacji „Pro Civili” na Wojskowej Akademii Technicznej: „Na szczególną uwagę zasługuje ujawniony fakt obecności w przestępczym procederze wielu cudzoziemców, a w szczególności obywateli krajów b. ZSRS, co stwarzało olbrzymie zagrożenie całkowitej przezroczystości WAT jako uczelni wojskowej. Sytuacja była o tyle niepokojąca, że zawierane z WAT umowy często dawały kontrahentom możliwość dostępu do informacji stanowiących tajemnicę państwową i służbową. W szczególności dotyczyło to informacji związanych z finansowaniem prowadzonych przez WAT prac badawczych i wdrożeniowych na potrzeby Sił Zbrojnych RP”.

Z kolei Romuald Szeremietiew mówił o Mocholu jako odpowiedzialnym w 2001 r. za działania związane z usunięciem go z funkcji wiceszefa MON i zatrzymaniem Zbigniewa Farmusa.

Tymczasem ówczesny szef MON Bronisław Komorowski wystąpił z wnioskiem do prezydenta Kwaśniewskiego o awansowanie Mochola na stanowisko generała brygady. Jednak po wyborach i przejęciu WSI przez Marka Dukaczewskiego odszedł on z WSI.
Jak ujawnił we „Wprost” dziennikarz Maciej Gawlikowski, Hajdarowicz był na liście osób, które miały w 2009 r. zostać odznaczone przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Kawalerskim Polonia Restituta. Nagle z tej listy zniknął. Jak ustaliliśmy, poszło o związki Hajdarowicza z ludźmi WSI.

Graś od służb, Długosz od lobbingu


Tymczasem Paweł Graś, zafascynowany służbami specjalnymi, razem z Petelickim i Brochwiczem zasiadał w radzie Fundacji Byłych Żołnierzy GROM. Ze służbami związane były jego kolejne sejmowe funkcje. Był członkiem komisji nadzwyczajnej ds. rządowego projektu ustawy o ABW i Agencji Wywiadu, wiceprzewodniczącym komisji nadzwyczajnej do rozpatrzenia projektów ustaw o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego i Służbie Wywiadu Wojskowego. Od 26 czerwca 2007 r. był przewodniczącym Komisji ds. Służb Specjalnych.

Trzeci z trójki dawnych opozycjonistów – Andrzej Długosz – działał w Unii Wolności i KLD. Potem został wpływowym lobbystą i właścicielem znanej agencji PR Cross Media.

Po aresztowaniu w 2005 r. nie wycofał się z prowadzenia działalności. W 2009 r. media informowały o jego wspólnych interesach z Andrzejem Wyrobcem, skarbnikiem PO. „Zawodowo obu panów łączy Agencja Reklamowa Wenecja. Właścicielką firmy jest żona skarbnika Platformy, sam Andrzej Wyrobiec jest tam zatrudniony. Długosz posiada 50 udziałów Wenecji” – pisał „Newsweek”. „Rz” ujawniła w marcu 2010 r., że z usług Długosza korzystali politycy PO z Lublina.

Przychylność skarbu państwa i Leszka Czarneckiego


Grzegorz Hajdarowicz kupno udziałów w spółce wydającej „Rz”, należących do brytyjskiego koncernu Mecom, wynegocjował 30 czerwca 2011 r. Skąd wziął na to pieniądze? 20 mln zł pożyczył mu fundusz Jupiter NFI, w którym był przewodniczącym rady nadzorczej. Pożyczkę miał spłacić do 30 czerwca 2011 r., ale tego nie zrobił. Obecnie termin przesunięto mu na czerwiec 2013 r.

Pozostałe ok. 60 mln zł pożyczył w Getin Banku, kontrolowanym przez biznesmena Leszka Czarneckiego. Ten biznesmen pomógł mu w zakupie pisma, które ujawniło, że według dokumentów IPN Czarnecki był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB.

Pozostałe 49 proc. udziałów kupił w październiku 2011 r. od skarbu państwa. Na raty. Ma je spłacać do 2017 r.

Koledzy Sikorskiego i Giertycha opanowują sytuację

Po wysłaniu do drukarni publikacji „Rz” o trotylu rozpoczęła się seria zdarzeń, w której udział wzięła cała trójka naszych bohaterów. W nocy o godz. 1.30 Graś spotkał się Hajdarowiczem. Po ukazaniu się „Rz” Jarosław Kaczyński nazwał katastrofę smoleńska zbrodnią. A popołudniu, po konferencji prokuratury, „Rz” wydała oświadczenie odcinające się od własnego tekstu, ośmieszając Jarosława Kaczyńskiego. Wyrzucono też Cezarego Gmyza i trójkę innych dziennikarzy „Rz” na czele z redaktorem naczelnym Tomaszem Wróblewskim.

Jak pisze „Wprost”, „w sprzątaniu »po trotylu« pomagał Hajdarowiczowi jego znajomy Andrzej Długosz. Doradzał, podsuwał pomysły wyjścia z kłopotu”.

Jak gorące muszą być rozgrywki w obozie władzy, wskazuje fakt, że portal Gazeta.pl napisał przy tej okazji: „korzystając z afery trotylowej, wydawca Hajdarowicz pozbył się z redakcji także osób, które nie miały z nią wiele wspólnego, ale w swoich tekstach wielokrotnie krytykowały rząd, a ostatnio – głównie MSZ. Zostawił zaś jako p.o. naczelnego Andrzeja Talagę, który pracował nad tekstem o trotylu, ale – jak twierdzą dziennikarze »Rz« – nigdy nie publikował nic krytycznego o MSZ. No i jest znajomym ministra Sikorskiego”.

Po „Rz” przyszła kolej na „Uważam Rze”, gdzie z funkcji redaktora naczelnego odwołano Pawła Lisickiego. W proteście przeciw temu odeszli z tygodnika wszyscy czołowi publicyści.

Lisickiego zastąpił Jan Piński, kolega Romana Giertycha, który zaprzyjaźniony jest z szefem MSZ Radosławem Sikorskim. Operacja usuwania z mediów Presspubliki dziennikarzy niebezpiecznych dla partii miłości została domknięta.

Dorota Kania, Piotr Lisiewicz

za: www.gazetapolska.pl  (kn)