Mikrofony dla homolobby

Moderowana przez liberalne media pseudodebata na temat związków partnerskich staje się coraz bardziej nachalna i agresywna. Odrzucenie przez Sejm wszystkich trzech projektów ustaw proponujących zmianę prawodawstwa poprzez m.in. zalegalizowanie związków osób jednej płci stało się początkiem fanatycznej walki z każdym, kto takich związków nie akceptuje.

Media związane z Agorą i koncernem ITI (nawet tygodnik uważający się za „katolicki”) za wszelką cenę próbują nie tylko obronić zasadność proponowanych przez PO, Ruch Palikota i SLD zmian w prawie, ale również robią z aktywistów homoseksualnych ofiary.

Dziennikarze zestawiają ze sobą posłów sprzeciwiających się prawnemu usankcjonowaniu związków partnerskich (pokazując ich najczęściej jako zacietrzewionych) z „wyważonymi” obrońcami takich układów.

Sposób budowania dyskusji w tym konkretnym temacie nie odbiega od standardów, jakimi z reguły kierują się media. Konfrontacja „dobrych” obrońców tolerancji z tymi, którzy uniemożliwiają dalszy postęp, doszła już do momentu, w którym narzucający styl całej debaty nie przebierają w środkach. Na portalach, łamach tygodników i w głównych wydaniach programów informacyjnych temat „nietolerancji” i dyskryminacji mniejszości seksualnych nie schodzi z czołówek.

TVN24 powtarza wielokrotnie wypowiedzi celebrytów, którzy nazywają posłów głosujących przeciwko projektom homofobami, ale nie przytacza w całości, bez wyrywania z kontekstu i bez drwiącego zabarwienia wystąpienia broniącego tradycyjnego małżeństwa.

Zasadność legalizacji związków partnerskich ma być uwiarygodniona przez relacje osób, które czują się pokrzywdzone decyzją Sejmu. Propagandowy przekaz jest również utrwalany poprzez powtarzanie, że odrzucenie lewicowych projektów stawia nas w szeregu z najbardziej niepostępowymi państwami, czyniąc z Polski kraj zacofany. Podobnie dzieje się, gdy mamy do czynienia z debatą na temat in vitro.

Argumenty formułowane są w oparciu o emocje, a nie fakty. Ten sam schemat widzimy również teraz, gdy aktywiści homoseksualni epatują hasłami o dyskryminacji, o tym, że nie mają żadnych praw itp. Wielu etyków i moralistów zwraca uwagę na klasyczne odwracanie sensu pojęć (ks. prof. Paweł Bortkiewicz mówił wręcz w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” o kryzysie pojęć).

Prorządowe media niezwykle często znajdują sobie jakąś jedną wypowiedź, najlepiej polityka prawicy, którą błyskawicznie określają mianem skandalicznej, i zajmują się nią przez całą dobę, nie zwracając uwagi na inne, dużo ważniejsze kwestie, a już tym bardziej nie zamierzają zajmować się z równym zapałem wypowiedziami np. Janusza Palikota. Kryterium, według którego jedni mogą mówić, co chcą, a drudzy są rozliczani z każdego słowa, wynika ze skrajnej poprawności politycznej.

Pomimo iż od głosowania w sprawie związków partnerskich mija już tydzień, sprawa ta jest dla prorządowych dziennikarzy sprawą najwyższej wagi. Tolerancja według lewicowych polityków, jak również sprzyjających im mediów rozumiana jest – jak zauważył na konferencji naukowej pod patronatem „Naszego Dziennika” pt. „Oblicza tolerancji – od prawdy do zakłamania” ks. prof. Paweł Bortkiewicz – jako wyzbycie się swoich przekonań religijnych, fundamentów wiary i pozostawanie dobrym w znaczeniu bliżej nieokreślonym. Takiej tolerancji życzyliby sobie na pewno moderatorzy ciągnącej się debaty o związkach jednopłciowych, niemogący pogodzić się z tym, że Polska nie dołączy do państw sankcjonujących takie przywileje.

Z drugiej strony, media, wyczuwając coraz gorszą sytuację rządu, konstruują tematy zastępcze. Dodatkowo nie potrafią zaakceptować porażki (SLD zamierza złożyć swój projekt ponownie). Zwolennicy liberalnych projektów cały czas atakują społeczeństwo nachalną i szkodliwą moralnie propagandą, budując „niusy” oderwane od rzeczywistości. Schemat ten, abstrahując od tego, że zamydla oczy odbiorcom i ogłupia społeczeństwo, fałszywie pokazując, co jest warte uwagi, jednocześnie wtłacza jeden, ściśle określony punkt widzenia, daleko odbiegający od tradycyjnych norm.

Sytuacja, jaką obecnie obserwujemy we Francji, gdzie pomimo głośnych protestów społecznych rząd najprawdopodobniej wesprze uzurpację lobby homoseksualnego i zalegalizuje prawo do adopcji przez związki jednopłciowe, pokazuje, jaki jest cel postępowych aktywistów.

Z jednej więc strony mamy rzeczywiste interesy konkretnych grup, które naciskają na polityków, a z drugiej strony rządzących, którzy podrzucają mediom taki „kontrowersyjny” temat, aby sączyły przez tydzień albo więcej propagandową papkę. Rząd oczywiście zastępczymi „wrzutkami” stara się zakryć własną nieudolność albo „po cichu” przeforsować niekorzystne z punktu widzenia interesu Polski ustawy.

Paulina Gajkowska


za:www.naszdziennik.pl (pkn)