Piotr Lisiewicz - Ubecki rys w propagandzie III RP

Skąd tak gorąca temperatura dyskusji o ubeckich korzeniach dziennikarzy III RP? To skutek Smoleńska, po którym zademonstrowali oni, że nie są inni od rodziców i dziadków. Ta skala kłamstwa i kpin z ofiar nie byłaby możliwa, gdyby mediami nie trzęsło potomstwo ubeków i sekretarzy. W tej pogardzie dla polskości i śmierci na nieludzkiej ziemi ujawnił się rys domowego i środowiskowego wychowania. „Newsweek” z listopada 2012 r. publikuje w dziale sport tekst „Izabella Łukomska-Pyżalska, czyli piękno polskiej piłki”. Jakub Pyżalski, mąż głośnej byłej modelki, a dziś pani prezes Warty Poznań, pytany o gangsterską przeszłość, odpowiada: „Moi rodzice nie byli krezusami, nie byli sekretarzami partii, ubekami, nie mieli przełożenia na tanie kredyty, więc przemycałem papierosy. To wszystko”.

To wnuki ubeków wygnały nas na zmywak

Tygodnik Tomasza Lisa puszcza tę wypowiedź, a przecież jej przekaz jest nawet mocniejszy od tego, co pisała Dorota Kania o dziennikarzach z komunistycznych rodzin: żeby zrobić w III RP normalną biznesową karierę, nie „dobrze było”, lecz „trzeba było” być dzieckiem ubeka albo sekretarza. „Newsweek” puszcza te słowa, bo tekst jest komercyjny, a nie polityczny, ma nabić czytelnictwo opowieścią o modelce i gangsterze.

Gangster mówi oczywistość. Każdy, kto mieszka w małym miasteczku, wie, że jeśli ktoś miał tatę w SB, ma dziś luksusową willę. A jeśli tata był robotnikiem, który w 1980 r. angażował się w Solidarność, jego synowi nie zawsze starcza do pierwszego. Chyba że wyjechał na zmywak.

Bo w miasteczkach widać wszystko jak na dłoni. Wyjątki zdarzają się rzadko. Tam nikogo nie zdziwi sędzia Igor Tuleya, bo wszyscy wiedzą, czyje dzieci orzekają w pobliskim sądzie rejonowym.

W III RP dzieci i wnuki ubeków dostawały wszystko nie tylko bez konieczności konkurowania z rówieśnikami, ale kosztem zniszczenia życia wielu z nich. Tysięcy tragedii i samobójstw tych, którzy uwierzyli, że ta wolność jest na serio. Założyli małą firmę i zostali zgnojeni przez komunistyczne układy w prokuraturze, policji, bankach, urzędach skarbowych, instytucjach kontroli. Utrzymywaniu przywilejów postkomunistycznej kasty i blokowaniu awansu dla reszty służy cały system III RP.

Po usłyszeniu owego opisu media stworzone przez tę uprzywilejowaną kastę rozpoczynają jazgot: to wy chcecie ludzi karać za rodziców czy dziadków? Nie karać, zakłamane lizusy z luksusowych limuzyn, lecz zniszczyć waszą uprzywilejowaną, wynikającą z ruskiego nadania pozycję.

Do dzieci komunistów, które takich przywilejów nie mają, i my nic nie mamy. A jest ich niemało – choćby wspaniałych opozycjonistów, którzy odcięli się od układów rodziców i w III RP żyją jak reszta. Tym WIĘKSZA dla nich chwała, skoro mogąc być na górze kosztem niegodziwej dyskryminacji reszty, odmówili. Sam mam takich wśród swoich przyjaciół.

Kpiny z mordowanych akowców, kpiny ze Smoleńska

Czy media III RP to tylko część machiny, gdzie wesołe dzieciaki bezpieki w roli szołmenów mają Polakom robić wodę z mózgu, by się nie buntowali, a raczej buntowali właściwie?

Przed 10 kwietnia 2010 r. wolno nam było naiwnie żywić złudzenia, że choć wielkie media bywały zakładane przez bezpiekę, to jednak zreformowały się trochę. Demokracja, kapitał zagraniczny, nowe roczniki dziennikarzy – to miało rozmiękczyć ich ubeckość.

Ta data przecięła te złudzenia. Rezygnacja ze śledztw dziennikarskich w sprawie śmierci prezydenta, z badania niewygodnych dla Rosji tropów, kolportowanie jako newsów numer jeden kagiebowskiej dezinformacji, wreszcie robienie idiotów z kolegów ratujących honor zawodu – to było demonstracyjne wypowiedzenie lojalności wobec własnego narodu.

Nie różniło się to niczym od wspierania przez dziennikarstwo PRL mordowania żołnierzy AK i WiN, zaszczuwania księdza Jerzego czy antysemickiej nagonki z 1968 r.

Smoleńsk pokazał, że ubeckość mediów nie została rozmiękczona wpuszczeniem do nich młodszych, także porządnych dziennikarzy, skoro tamci nadal zajmują kluczowe stołki i pociągają za sznurki.

Widzieliśmy – i widzimy – zło w czystej postaci, do którego nie wolno nam się przyzwyczaić, przywyknąć, którego nie wolno nam uznać za jedną z dopuszczalnych postaw. To, co stało się po Smoleńsku, ostatecznie delegitymizowało media III RP. Polska potrzebuje dziennikarzy o poglądach prawicowych, lewicowych i centrowych. Natomiast cała ta banda kłamców powinna – dla dobra demokracji – zniknąć z przestrzeni publicznej.

Żydzi – patroni IV RP

Cóż na siłę tych argumentów odpowiedziały medialne bojówki uprzywilejowanej kasty? Wam chodzi o Żydów – zakrzyknęły, a słowo to i gwiazda Dawida znalazły się na okładkach magazynów. Wielu Żydów zasiadało w kierownictwie UB, więc wy z powodów rasowych chcecie ich wytropić.

Trudno się dziwić, że dzieciaki komunistów mają takie skojarzenia. Wszak ich rodzice działali w jednej partii z antysemitami, którzy wypędzali Żydów w 1968 r. Popatrzyły na własne środowisko rodzinne i wymyśliły teorię na miarę jego intelektualnych horyzontów.

„Gazeta Polska Codziennie” nawiązuje do tradycji polskiego obozu niepodległościowego i antykomunistycznego. Najważniejszym jego ośrodkiem intelektualnym po wojnie był Londyn. Jego najważniejszym pismem zaś – londyńskie „Wiadomości” Mieczysława Grydzewskiego, wychodzące w latach 1946–1981.

Pismo to krytykowało paryską „Kulturę” z pozycji – jak kpiono – „niezłomnych”. Sowiecki minister Wyszyński w rozmowach z Brytyjczykami wykrzykiwał, że jest to najbardziej zajadle antysowieckie pismo na naszej półkuli.

Józef Mackiewicz pisał o roli „Wiadomości”: „Zastąpiły wielorakość wolnej prasy, zastąpiły parlament, który tu próbowano w różnych zgrupowaniach montować nieudolnie; ześrodkowały wszelką dążność ku niepodległej myśli”. Grydzewski dopuścił na jego łamy wszystkie odłamy niepodległościowej inteligencji. Wśród nich polskich Żydów – zoologicznych antykomunistów. Sam był jednym z nich.

Mackiewicz pisał: „Żydowskość Grydzewskiego była uderzeniem w jedno z największych zakłamań polskich, legendę i obowiązującą wiarę w rasową czystość tzw. »narodowej nieugiętości«. Iluż to hrabiów, konserwatystów, endeków, oenerowców, dobrych katolików, najpobożniejszych socjalistów, jakie masy akowców, oficerów różnych stopni... nie przeliczyć! – przeszło na służbę okupanta komunistycznego – Grydzewski swojej antysłużebnej postawy nie zmienił, i jak kiedyś za żydowskość, tak później wykpiwany był za »niezłomność«”.

Sam Grydzewski, budując ten wspólny antykomunistyczny front, pisał o polskiej literaturze: „Jest jedyną literaturą na świecie, która nie tylko raz po raz ukazuje szlachetne postaci Żydów, ale która wyznacza Żydom funkcję inspiratorską. Jankiel Mickiewicza, Judyta Słowackiego, Zygier Żeromskiego, Rachel Wyspiańskiego odgrywają rolę natchnienia patriotycznego, budzicieli polskości”.

Autorem jadowitej antykomunistycznej satyry na łamach pisma był Marian Hemar (wcześniej Hescheles), który pisał, że „Dla najemnych Judaszów bolszewickiej bestii/Nie będzie przebaczenia. Nie będzie amnestii”.

Czołową współpracowniczką Grydzewskiego była świetna pisarka Stefania Zahorska (z domu Lesser), która pisała o kolaborantach, w tym głównym nauczycielu Adama Michnika: „Słonimszczyzna musi budzić odrazę i po tej, i tamtej stronie kurtyny”. A także inna wybitna pisarka Herminia Naglerowa (z domu Fischówna), więźniarka sowieckich łagrów, przestrzegająca przed reformatorami i odwilżami, które nazywała „mistyfikacją, stosowaną w taktyce komunistycznej”.

Podobnych im twórców o żydowskich korzeniach można wymieniać dziesiątkami. Poeta Jan Lechoń, czołowa postać antykomunistycznej emigracji, pisał w Nowym Jorku: „Jak w Polsce, tak i tutaj kulturę polską popierają przede wszystkim Żydzi. Tutaj, gdzie mają teatr amerykański i najbardziej spęczniały rynek książki świata – cisną się na polskie piosenki i odczyty”.

Postkomuna zasłania się Żydami

Te gwiazdy Dawida na okładkach magazynów, użyte cynicznie dla obrony interesów uwłaszczonej postkomuny, mają uderzać w nasz obóz niepodległościowy, imputując mu wyznawanie prymitywnej ideologii. Tyle że rykoszetem uderzają też w Żydów, poprzez utrwalanie znanej z czasów PRL zbitki Żyd-komunista.

Otóż ludziom z niepodległościowego obozu Żyd nie kojarzy się z komunistą, tak jak wam. Kojarzy się nam także z pięknymi tradycjami bezkompromisowo antykomunistycznej polskiej inteligencji.

To na łamach mediów Strefy Wolnego Słowa ukazują się teksty Dawida Wildsteina, będące odważną próbą odbudowy polsko-żydowskiej przyjaźni, opartej na wspólnocie losów. To te projekty w imię swoich partykularnych interesów zniszczyć się stara przy tej okazji postkomunistyczna mafia.


za:niezalezna.pl (pkn)