Piotr Lisiewicz - Łotry zmoskwiciałe, czyli celebryci III RP

To jasne, że gdyby żył Jan Paweł II, nie byłoby tak ostentacyjnej – jak po Smoleńsku – wojny z religią i polskością. No dobrze, a czy byłby Smoleńsk? Czy jego sprawcy nie zrezygnowaliby, wiedząc, że Polska ma tak wpływowego adwokata? Same pytania pokazują stawkę walki o odbudowę siły polskości. To gra o wszystko. Kiedy ją w historii przegrywaliśmy, czekała nas likwidacja, często także fizyczna.

W „Panu Tadeuszu”, w Księdze IX „Bitwa” Adam Mickiewicz kreśli postać majora Płuta – Polaka, który poszedł na służbę u Rosjan:
Ten major, Polak rodem, z miasteczka Dzierowicz,
Nazywał się (jak słychać) po polsku Płutowicz,
Lecz przechrzcił się; łotr wielki, jak się zwykle dzieje
Z Polakiem, który w carskiej służbie zmoskwicieje.

Major Płut jest kanalią, typem podłego, tchórzliwego karierowicza, ceniącego pieniądze i pozycję – demonstracyjnie zapala banknotami cygara.

Znamy to uczucie? Znamy tę bezczelną, pewną siebie, elokwentną, pseudoluzacką twarz? Inkasującą dziś rekordowe honoraria telewizyjne? Przecież kojarzymy ją świetnie. To postawa polskich dziennikarzy-celebrytów-kłamców smoleńskich budzi w nas gorętsze uczucia, niż dość banalny kagebowski morderca.

Kiedy wygrywaliśmy wojny z Moskwą

Poeta Jarosław Marek Rymkiewicz w wywiadzie Joanny Lichockiej w „Gazecie Polskiej” (4/2013) powiedział o tym, o czym pewnie wielu z nas pomyślało, ale wolało milczeć: „Przegraliśmy wszystko 13 grudnia, rewolucja Solidarności nie powiodła się, jeszcze jedno polskie powstanie zostało zduszone siłą, brutalnie przez dzicz moskiewską”.

Wrogów opisał tak: „Nasi wrogowie – tutejsi, miejscowi wrogowie Polski i Polaków – ja ich nazywam naszymi wewnętrznymi Moskalami – to nie jest formacja postkolonialna. To jest coś innego – coś, co się zalęgło i odwiecznie istnieje w głębi polskiej duszy. No może nie odwiecznie, może od jakichś trzystu lat”.

To „coś” opisywało wielu patriotów w Polsce przedkomunistycznej. Włodzimierz Bączkowski, jeden z najwybitniejszych polskich znawców Rosji, pisał w 1936 r.: „Stosunek Polski i Moskwy to zagadnienie likwidacji tego, co cofająca się w 1916 r. fala rosyjska przez 150-letnie wsiąkanie na ziemi polskiej pozostawiła po sobie. Zmycie tych resztek to umożliwienie odkorkowania zamulonych kanałów historycznej świadomości stosunku Polski i Moskwy, jaką posiadały wszystkie umysły polskie złotego okresu kultury i wielkich zwycięskich wojen polsko-moskiewskich”.

Józef Piłsudski o kłopocie z wyzwoleniem się od tego, co się w nas „zalęgło”, mówił tak: „Jest wreszcie słabość, polegająca na poczuciu zależności od tego, co nie jest Polską, i na braku sił do złamania tego, co nie jest Polską. Nie jest nam przyjemny konkubinat, jednak na ten konkubinat idziemy, godzimy się na współrządzenie z tym, co nas chce złamać”.

Rymkiewicz szuka definicji tego, z czym mamy do czynienia. Tu z pomocą przychodzą teksty cytowanego Bączkowskiego: „Moskwa z reguły podbijała narody bądź znajdujące się w stanie kompletnego upadku, bądź też niestawiające większego oporu. (...) Głównym rodzajem broni rosyjskiej, decydującym o dotychczasowej trwałości Rosji, jej sile i ewentualnych przyszłych zwycięstwach, nie jest normalny w warunkach europejskich czynnik siły militarnej, lecz głęboka akcja polityczna, nacechowana treścią dywersyjną, rozkładową i propagandową”.

Jak wskazuje Bączkowski, od wieków zanim Rosja kogoś zaatakuje, stara się rozłożyć jego instytucje polityczne, prawne, kulturalne, bo „wroga należy spreparować tak, żeby go można było »gołymi rękami« wziąć, żeby go można było »szapkami zakidat«”.

Za obalenie Olszewskiego zapłaciliśmy krwią

Co oprócz dojścia do władzy najbardziej bezideowej i cynicznej grupy po 1989 r., czyli PO, przyczyniło się do kryzysu polskości? W ostatnich latach straciliśmy wiele z tego, na czym próbowaliśmy budować tę nową polską tożsamość.

Odszedł Jan Paweł II, kolejne roczniki młodych Polaków nie gromadzą się już tłumnie na krakowskich Błoniach i dziesiątkach innych polskich placów, nie słyszą jego kazań o chrzcie Polski, świętym Wojciechu, królowej Jadwidze, krzyżu na Giewoncie, Powstaniu Warszawskim.

To ośmieliło przeciwników tradycyjnej polskości do ofensywy. Gdy w 1999 r. odwiedzający Polskę papież triumfował, Adam Michnik pisał o nim zachwycony: „Słowa Papieża oczyszczały, leczyły, wyzwalały... A ptaki śpiewały mu po polsku”.

Mija dziesięciolecie. W sierpniu 2010 r. trwa lincz na obrońcach Krzyża Pamięci. Plucie i oddawanie moczu na znicze. „Nergal” udziela wywiadu „GW” i mówi... Michnikiem: „Napędza mnie gniew na polską mentalność (...). Na mesjanizm, tę mityczną wyjątkowość polskiego narodu”.

Polskość = PRL


Pisząc o wywiadzie Rymkiewicza, Wanda Zwinogrodzka w „Codziennej” z 1 lutego 2013 r. stwierdziła: „Jeśli dzisiaj polska tożsamość traci na atrakcyjności, to może także dlatego, że gdzieś na wertepach ostatniego półwiecza zapodział się klucz do zbiorowej wyobraźni”.

Jak było jeszcze parę pokoleń wstecz? Dygresja, ale barwna. W 1924 r. do Warszawy przyjechał z rosyjskim emigracyjnym kabaretem Fryderyk Jarosy, Węgier z obywatelstwem austriackim. I zakochał się w Polsce, zostając królem konferansjerów stolicy oraz legendą świata artystycznego II Rzeczypospolitej, nazywaną „Polakiem humoris causa”. Jak silna i prawdziwa była ta miłość, dowiódł, nie wyrzekając się Polski nawet wtedy, gdy trzeba było za to zapłacić aresztowaniem przez gestapo. Siedział w jednej celi z prezydentem Warszawy Stefanem Starzyńskim.

Rzecz w tym, że po 1989 r. elity III RP zrobiły wszystko, by Polakom nie chciało się być Polakami. Wśród licznych metod szczególną odegrała jedna: nieprzezwyciężenie do dziś przekonania, że polskością jest to, co stworzyli ci, którzy polskość planowo niszczyli.

Polskość to po prostu PRL. Były polskie puste sklepy, no a teraz są takie z zachodnimi produktami. Polacy zbudowali brzydkie wieżowce, a jak się otworzyli na zagranicę, to powstają ładne apartamentowce. Polskie zakłady były przestarzałe, a teraz wchodzi Zachód i będą robili nowoczesną produkcję.

Jednocześnie promoskiewski establishment dbał, by z Zachodu trafiało do Polski wszystko oprócz tego, co może służyć jej wzmocnieniu. Ideologia gejowska czy bzdurne reality show? Jak najchętniej. Natomiast nowoczesne technologie przemysłowe czy zbrojeniowe, nowe rurociągi uniezależniające Polskę od ruskiego gazu – o, to niewskazane.

Polskość i wadliwa uszczelka

Kiedy ustawimy to zgodnie z rzeczywistością, czyli PRL i III RP kontra cała reszta historii Polski – w tym II RP plus jej kontynuacja w kraju w postaci antykomunistycznego podziemia w kraju i niepodległościowej emigracji po roku 1939 – to jestem pewien zwycięstwa dobra.

Z polskością po 1989 r. to było tak, że w III RP istniała cała sieć instytucjonalnych zaworów i bezpieczników mających nie pozwolić jej się rozlać. Wystarczyło jednak, że w którymś z zaworów zawiodła uszczelka i polskość wylewała się samoczynnie. Tak było gdy dzięki śp. prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i rządom PiS‑u powstało Muzeum Powstania Warszawskiego, a do kin trafiły filmy o historii najnowszej.

Gdy pojawiła się możliwość umieszczania w internecie piosenek i teledysków, okazało się, że setki tysięcy ludzi chcą słuchać piosenek artystów śpiewających o historii najnowszej. I tych z dorobkiem, jak Pietrzak, Kaczmarski, Gintrowski, Dziubek, Kelus, Długosz, Makowiecki, Kołakowski. I tych nowych, młodych, którzy dzięki internetowi zaistnieli. Nowe pokolenie. Okazało się, że wystarczy zlekceważyć na jakiś czas młodzież ze społecznych dołów chodzącą na mecze piłkarskie, a ich poszukiwania buntu zawiodą ich nie gdzie indziej, jak do polskości.

Piotr Lisiewicz


za:niezalezna.pl (kn)