Stanisław Michalkiewicz - Nasi okupanci się zreflektowali

Niektórzy uważają, że wobec rabunkowej gospodarki, jaką uprawiają okupujące Polskę bezpieczniackie hordy i będącego jej następstwem opłakanego stanu finansów publicznych, poddanie naszego nieszczęśliwego kraju kurateli ze strony Brukseli, mogłoby przyczynić się do opanowania sytuacji, a może nawet jakiejś poprawy. Wprawdzie niezależne media głównego nurtu nabrały wody w usta na temat rządowego projektu ustawy przedstawionego na druku sejmowym numer 1066, ale w Internecie rozszalała się burza, której odgłosy, między innymi za pośrednictwem niżej podpisanego, 6 lutego dotarły również na antenę Radia Maryja. Okazało się, że sprawy publiczne jeszcze nie do końca i nie we wszystkich środowiskach zobojętniały - chociaż oczywiście puszczenie premieru Tusku płazem deklaracji, że traktat lizboński podpisał „bez czytania”, woła o pomstę do nieba. Wspomniany rządowy projekt ustawy dotyczył udziału zagranicznych funkcjonariuszy w akcjach pacyfikacyjnych na terenie Polski, co niewątpliwie jest fragmentem scenariusza rozbiorowego.

Nasi okupanci z bezpieczniackich hord najwidoczniej nie są do końca pewni, czy w razie czego uda im się samodzielnie spacyfikować ewentualne rozruchy, spowodowane czy to kryzysem gospodarczym, czy też przyspieszeniem procesu rozbioru Polski - bo rozbiór pełzający, elegancko nazwany „pogłębianiem integracji” przez cały czas postępuje. Najlepszą jego ilustracją jest próba ratyfikowania tak zwanego „paktu fiskalnego”, będącego kolejną amputacją części suwerenności politycznej - tym razem w zakresie budżetu państwa i finansów publicznych.

Niektórzy uważają, że wobec rabunkowej gospodarki, jaką uprawiają okupujące Polskę bezpieczniackie hordy i będącego jej następstwem opłakanego stanu finansów publicznych, poddanie naszego nieszczęśliwego kraju kurateli ze strony Brukseli, mogłoby przyczynić się do opanowania sytuacji, a może nawet jakiejś poprawy. Z góry wykluczyć tego nie można, bo łajdactwo bezpieczniaków i bęcwalstwo Umiłowanych Przywódców, którego skutkiem jest rysująca się demograficzna katastrofa, załamanie gospodarki, systemu emerytalnego i postępująca erozja państwa, przybiera postać groźną - ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że amputacja suwerenności politycznej jest bardzo trudno odwracalna, a być może - nieodwracalna, zwłaszcza w sytuacji, kiedy wiele poszlak wskazuje na to, iż kryzys finansowy, przynajmniej od pewnego czasu, jest wykorzystywany w charakterze wygodnego pretekstu do budowy w Europie IV Rzeszy metodami pokojowymi.

Dlatego lepiej nie frymarczyć resztkami suwerenności, jakie jeszcze nam pozostały po lekkomyślnym przyjęciu traktatu akcesyjnego zawierającego zobowiązanie - na szczęście bez określenia terminu - przystąpienia Polski do unii walutowej, czy ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Warto przypomnieć, kto i dlaczego pożałował narodowi referendum w sprawie ratyfikacji traktatu lizbońskiego, chociaż teraz proponuje referendum w sprawie uczestnictwa w unii walutowej. Ale to tamte traktaty wepchnęły Polskę na równię pochyłą, na której końcu majaczy nie tylko utrata niepodległości i suwerenności politycznej, ale również - scenariusz rozbiorowy.

Przed tym ześlizgiem nie uratują naszego nieszczęśliwego kraju ani patetyczne deklamacje, ani „związki partnerskie”, zwłaszcza w rodzaju tego, który dla niepoznaki został przez uczestników nazwany „Instytutem Myśli Państwowej”. Ten ześlizg może zahamować jedynie zbudowanie w Polsce siły poprzez zastosowanie rozwiązań, jakie bogate kraje zachodnie stosowały u siebie, kiedy były tak biedne, jak Polska. Takiej dobrej rady udzielił Umiłowanym Przywódcom jeszcze w 1990 roku Milton Friedman - ale kiedy Niemcy „zadzwonili kieską pomału”, zapomnieli oni o wszelkich radach i jeden przez drugiego rozpoczęli wyścig „do Europy” w nadziei, że znowu będzie jak za Gierka. Tymczasem właśnie Anschluss Polski do Unii uniemożliwia nam skorzystanie z tamtej dobrej rady - nawet gdyby Polska nie była okupowana przez zdemoralizowane, bezpieczniackie hordy.

Ale wzburzenie opinii perspektywą pacyfikowania nas przez Gestapo, NKWD i Mosad musiało najwidoczniej spłoszyć naszych okupantów, bo 18 lutego Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zatrąbiło do odwrotu. „Konieczne jest dokonanie ponownego przeglądu projektu ustawy” - czytamy w komunikacie MSW, w którym oczywiście znajdują się również obłudne zapewnienia, że chodzi w nim tylko o „zapewnienie ograniczonej i niezbędnej pomocy w działaniach ratowniczych oraz zwalczaniu przestępczości transgranicznej”. Qui s’exscuse - s’accuse - powiadają wymowni Francuzi, co się wykłada, że kto się tłumaczy, ten się oskarża. Kogóż to Gestapo miałoby „ratować” - i przed czym?



za:http://www.michalkiewicz.pl (kn)