Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Zakazana troska o dzieci

Obóz postępu się rozkręca. Pod hasłem „walki o prawa dzieci z in vitro” próbuje zakazać naukowej debaty na temat skutków ubocznych tej metody sztucznej prokreacji. A przy okazji zniszczyć ks. prof. Franciszka Longchamps de Bériera. Zachodnia lewica ma już wypraktykowane sposoby niszczenia naukowców czy kapłanów, którzy ośmielili się wystąpić przeciw obowiązującemu dyktatowi poprawności politycznej. Polski obóz „postępu” czerpie garściami z ich doświadczeń i używa metod analogicznych. Scenariusz, według którego rozgrywa się w Polsce nagonka na ks. Longchamps de Bériera, został zatem już przetestowany, i jest do bólu przewidywalny.

Kapłan przeciwko machinie przemysłowej


Zaczęło się od wywiadu dla tygodnika „Uważam Rze”, w którym ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier powiedział wprost, że u dzieci poczętych in vitro o wiele częściej występują wady rozwojowe i genetyczne niż u poczętych w sposób naturalny. „Zwłaszcza cztery takie zespoły: Pradera-Williego, Angelmana, Silvera-Russella oraz Wiedemanna. Dziecko z zespołem Pradera-Williego może mieć na przykład opóźnienie rozwoju mowy, małogłowie, charakterystyczne cechy morfologiczne twarzy. Są tacy lekarze, którzy po pierwszym spojrzeniu na twarz dziecka wiedzą, że zostało poczęte z in vitro. Bo ma dotykową bruzdę, która jest charakterystyczna dla pewnego zespołu wad genetycznych” – powiedział ks. Franciszek Longchamps de Bérier.

A jako że są to fakty naukowe, którym nie da się zaprzeczyć, zwolennicy in vitro nie podjęli polemiki, lecz ruszyli do walki niczym zraniony byk. Najpierw przedstawiciele przemysłu in vitro wystawili do boju rodziców dzieci mających wspomniane wady genetyczne. Rodzice ci (zebrani w Stowarzyszeniu Nasz Bocian) zostali wykorzystani przez środowiska lewicowe, aby udowodnić absurdalną tezę, że rozmowa o poważnych skutkach ubocznych in vitro jest atakiem na godność dzieci czy wręcz spadkiem po nazizmie. Nie zabrakło też w apelu rodziców ze Stowarzyszenia Nasz Bocian, skierowanym do ks. Longchamps, odniesień do eugeniki czy getta ławkowego. „Dlatego dziś pytamy, księże Longchamps de Bérier, co dalej? Pomiary bruzd dotykowych jako element procedury kwalifikacyjnej w przedszkolu? Getto ławkowe dla dzieci poczętych in vitro?” – można było przeczytać w liście.

Rasizm, eugenika i… katolicyzm

Chwilę potem do walki rzucono oddziały złożone z najskuteczniejszych janczarów „postępu”. Katarzyna Wiśniewska zaczęła sugerować w „Gazecie Wyborczej” stworzenie „getta im. ks. Franciszka Longchamps de Bériera”, a dziennikarze telewizyjni z wypiekami na twarzy zbierali kolejne, coraz mocniejsze (i niestety niekiedy pochodzące od duchownych katolickich) wyrazy potępienia ks. prof. Logchamps de Bériera. W sprawie wypowiadali się także politycy Ruchu Palikota, którzy – tym razem piórem Armanda Ryfińskiego – zażądali od władz Uniwersytetu Jagiellońskiego usunięcia duchownego z listy wykładowców. Nie zabrakło także listów „oburzonych” do wydawców „Uważam Rze”, a nawet do Konferencji Episkopatu Polski.

Cały ten szum, wyrazy potępienia, oskarżenia o brak szacunku dla dzieci miał zaś – i gdy spojrzeć na sprawę ze spokojem widać to doskonale – tylko jeden cel: zablokować konieczną naukową dyskusję nad skutkami, jakie ponoszą dzieci poczęte metodą in vitro. Kto choć przez moment zajmował się zapłodnieniem pozaustrojowym, ma świadomość, że jest to nie tylko metoda niemoralna (aby urodziło się jedno dziecko, trzeba poświęcić życie od kilku do kilkunastu innych), ale także bardzo niebezpieczna dla poczętych nią dzieci. Są one bowiem, wielokrotnie częściej niż dzieci poczęte naturalnie, narażone na rozmaite schorzenia genetyczne, w tym te najcięższe. Lobby zapłodnienia pozaustrojowego od dawna czuwa więc nad tym, by po pierwsze badań takich nie prowadzić (często kliniki in vitro uniemożliwiają badaczom dostęp do danych), a po drugie, by te, które już się ukazały, lekceważyć lub zagłuszać. Osiąga to dzięki obecnym w mediach funkcjonariuszom obozu „postępu”, którzy oskarżają ludzi chcących badać konsekwencje stosowania in vitro o rasizm, eugenikę czy... katolicyzm.

To ostatnie nie jest wcale przesadą. Dokładnie taki zarzut sformułował portal naTemat.pl Tomaszów Lisa i Machały wobec naukowców (wszystkich z tytułami profesorskimi i specjalistów od medycyny i genetyki), na których autorytet powołał się ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier. Po dokładnym ich zlustrowaniu – twierdzą ci autorzy – okazało się, że nie sposób traktować „poważnie” zarzutów wobec in vitro, bo – i nie był to żart – ludzie, którzy je formułują, udzielają wywiadów katolickim mediom, uczestniczyli w spotkaniu, które zakończyło się koncertem na cześć Jana Pawła II, a wykłady jednego z nich są reklamowane na „Frondzie Tomasza Terlikowskiego”.

Nie o dobro dzieci tu chodzi

Wszystko to razem byłoby nawet dość zabawne, gdyby nie fakt, że w ten sposób niszczy się nie tylko wolność badań naukowych, ale także uniemożliwia obronę (realną, a nie tylko werbalną) dobra dzieci poczętych metodą in vitro. Ta pierwsza nie jest bowiem możliwa, gdy zamiast kwestionowania wyników badań formułuje się zarzuty ideologiczne, posądzając przeciwników in vitro o faszyzm, eugenikę czy nienawiść do dzieci. Tymczasem nie jest wrogością ostrzeganie kolejnych potencjalnych rodziców, na co mogą narazić swoje potomstwo, tak jak nie było wrogością wobec chorych psychicznie ostrzeganie, że lobotomia (kiedyś w psychiatrii niezwykle popularny środek leczenia wszystkiego) jest niezwykle niebezpieczna.

Ale ta histeria ma jedną zaletę. Pokazuje ona, nie pozostawiając najmniejszych wątpliwości, że w całej tej debacie nie chodzi o prawdę czy dobro dzieci (gdyby chodziło o nie, dyskutowano by o wadach, a nie zakrzykiwano prawdę o nich), lecz o gigantyczne pieniądze, jakie na każdym poczętym (ale i każdym, którego poczęcie się nie udało) dziecku zarabia przemysł zapłodnienia in vitro. Wolność badań, prawda o zapłodnieniu pozaustrojowym, życie dzieci przechowywanych w tej chwili w beczkach z ciekłym azotem czy nawet dobro i zdrowie dzieci już poczętych i urodzonych nie mają znaczenia, gdy idzie o pieniądze. Histeria wokół ks. Longchamps de Bériera jest na to znakomitym dowodem.

Tomasz P. Terlikowski



za:niezalezna.pl (pkn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.