Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Wiesław Johann - Sędziowie na polityczne zapotrzebowanie

Były I prezes Sądu Najwyższego Adam Strzembosz przekonywał opinię publiczną, że środowisko sędziowskie oczyści się samo. Raczej nic z tego nie wyszło. Pragmatyka służbowa sędziów wymaga, aby czyny uwłaczające godności sprawowanej funkcji były poddawane ocenie w postępowaniu dyscyplinarnym. Nie znam przypadku, aby ktokolwiek z sędziów poniósł odpowiedzialność za postawę w stanie wojennym. Nikogo nie rozliczono. Dalej wydawali wyroki, a niektórzy nawet awansowali.

Władza sądownicza, obok ustawodawczej i wykonawczej, jest filarem państwa demokratycznego, strażnikiem praw i wolności obywatela. Każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez uzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd. Tyle Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Do tego ten napis na gmachu sądów w Warszawie: „Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej”, rzeźba Temidy z opaską na oczach i wagą w rękach, zapewniająca bezstronność. I łacińskie paremie o regułach procesowych umieszczone na kolumnach Sądu Najwyższego. Na przykład ta: „We wszystkich sprawach powinna mieć pierwszeństwo zasada sprawiedliwości i słuszności nad zasadą ścisłego prawa”. Albo inna: „Przywrócić godność prawdzie”. Piękne to słowa, a jak wygląda praktyka?

Po „szkole Duracza”

Lata Polski tzw. ludowej włączyły niezwykle aktywnie wymiar sprawiedliwości do walki politycznej. Kilka dni temu obchodziliśmy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Przypominano bohaterów podziemnej walki, ale również sądowych zbrodniarzy. Często nawet bez prawniczego wykształcenia, po przyspieszonych kursach w słynnej „szkole Duracza” lub szkoleniu w Akademii Wojskowo-Politycznej im. Feliksa Dzierżyńskiego, skazywali polskich patriotów na śmierć. Pomagali im przy tym sprowadzeni do Polski sowieccy „eksperci”. Trudno policzyć te sądowe morderstwa. Na pewno były ich tysiące. Co się stało z tymi „sędziami nie od Boga” – jak mówił o sobie jeden z sądowych zbrodniarzy? Wiadomo. Niezłe emerytury, stanowiska w resorcie sprawiedliwości, a niektórzy wymierzali dalej ludową sprawiedliwość albo sędziowską togę zamieniali na adwokacką. Niewiele zmieniła „odwilż” w 1956 r. Był poznański czerwiec, władza ludowa dostrzegała następnych wrogów. I znów wymiar sprawiedliwości włączył się aktywnie do eliminacji przeciwników politycznych. Wyroki śmierci już nie zapadały, ale długoletnie więzienia tak. Marzec 1968 r. Studenckie protesty i seryjne skazywanie za udział w nielegalnych zgromadzeniach. Potem były Gdańsk, Gdynia, Szczecin, Radom, Ursus. I kolejne wyroki. Te wyroki ferowały polskie sądy, orzekali polscy sędziowie, oskarżali polscy prokuratorzy. Niestety taką rolę spełniał wymiar sprawiedliwości w imię interesu systemu komunistycznego.

Czego nie pamięta Strzembosz

Nie tak dawno uczestniczyłem w interesującej konferencji zorganizowanej przez Uniwersytet Łódzki, poświęconej dekretom stanu wojennego. Była okazja nie tylko do oceny stanu prawnego, ale także roli, jaką odegrali sędziowie w stosowaniu prawa stanu wojennego. W konferencji uczestniczył m.in. prof. Adam Strzembosz, były I prezes Sądu Najwyższego, który przekonywał o postawie warszawskich sędziów. Mówił o wyrokach uniewinniających, powołując się przy tym na dane statystyczne. Nie bardzo dowierzam tej statystyce, bo z mojego doświadczenia wynika coś zupełnie innego. Nie mogę sobie przypomnieć tych uniewinnień. Natomiast pamiętam, że zapadały wyroki z karą wyższą od żądanej przez prokuratora.

I tu drobna osobista refleksja. Dyspozycyjność to wynaturzenie wymiaru sprawiedliwości, a w swojej praktyce spotkałem się z wieloma takimi przypadkami. Oto późnym popołudniem do warszawskiego sądu doprowadzono pięciu studentów. W mieszkaniu jednego z nich Służba Bezpieczeństwa znalazła niewielką ilość podziemnych wydawnictw. Uznano, że wydawnictwa miały być rozpowszechnione przez właściciela mieszkania i jego kolegów, i to w celu wywołania niepokoju publicznego. Obowiązywał wówczas taki przepis kodeksu karnego, że każde zachowanie mogło być uznane za zmierzające do wywołania niepokoju publicznego. Jakaś karkołomna konstrukcja prawna. Żadnych dowodów, żadnych świadków, ale pani sędzia każdemu ze studentów wymierzyła po dwa lata pozbawienia wolności. Kiedy wyraziłem zdumienie tym wyrokiem, pani sędzia z rozbrajającą szczerością powiedziała: przecież pan wie, jak ten wyrok zaskarżyć. Nie wiem, jak to nazwać. Tupet, bezczelność? Przecież sędzia dobrze wiedziała, że nie ma żadnych dowodów winy oskarżonych, a jednak wydała wyrok skazujący.

W innym przypadku sędzia, skazując kilku warszawskich robotników, m.in. za kolportaż tekstu Konstytucji 3 maja, uznał, że „robolom” ta konstytucja nie jest potrzebna. Mogę mnożyć te przykłady.

Sędziowie sądów pracy na usługach reżimu

Szczególnie zapisali się sędziowie sądów pracy, których – nie wiem dlaczego – chwalił prof. Strzembosz. Jedną z represji stanu wojennego było pozbawianie ludzi zatrudnienia. Wyrzucano z pracy działaczy Solidarności, np. ok. 2 tys. dziennikarzy. To wówczas sądy pracy wylansowały tezę, że pracodawca może dobierać pracowników wedle swojego uznania. I to właśnie sądy pracy w majestacie prawa decyzje o bezpodstawnym wyrzucaniu z pracy utrzymywały w mocy. Od tych wyroków nie było odwołania.

Trzeba przyznać, że byli wspaniali sędziowie, którzy pomimo politycznych nakazów orzekali zgodnie z własnym sumieniem, i chwała im za to. Ale była to niezwykle wąska grupa osób, które za swoją postawę często płaciły odejściem z sądu.

Czy polityczno-społeczna transformacja zmieniła wymiar sprawiedliwości, czy jego kondycja budzi dziś zastrzeżenia? Czy ci dyspozycyjni, posłuszni władzy pozostali w szeregach sędziowskich? Trudne to pytania, ale trzeba na nie odpowiedzieć. Prezes Strzembosz przekonywał opinię publiczną, że środowisko sędziowskie oczyści się samo. Raczej nic z tego nie wyszło. Pragmatyka służbowa sędziów wymaga, aby czyny uwłaczające godności sprawowanej funkcji były poddawane ocenie w postępowaniu dyscyplinarnym. Nie znam przypadku, aby ktokolwiek z sędziów poniósł odpowiedzialność za swoją postawę w stanie wojennym. Nikogo nie rozliczono. Sędziowie ci nadal wydawali wyroki, a niektórzy nawet awansowali.

Furtka dla lustrowanych

Gdy w kwietniu 1997 r. z niemałym trudem Sejm uchwalił ustawę lustracyjną, a rzecznik interesu publicznego rozpoczął pracę, okazało się, że w środowisku sędziowskim byli tajni współpracownicy Służby Bezpieczeństwa. Konsekwencje właściwie żadne, bo ci TW uciekali do zawodu radcy prawnego, ponieważ tam oświadczeń lustracyjnych się nie składało. Niedopatrzenie ustawowe czy furtka wykonywania innego zawodu prawniczego?

Oczywiście, postawienie ogólnej diagnozy jest niemożliwe. Jestem przekonany, że sędziowie, szczególnie ci młodzi, swoje obowiązki wypełniają dobrze, że w swoich rozstrzygnięciach kierują się wiedzą i doświadczeniem, a przede wszystkim zasadą prawdy obiektywnej. Ale też są wyroki, które wywołują zdziwienie i są znane opinii publicznej jako przykłady zapotrzebowania politycznego. A to już jest niewybaczalny grzech sędziowski. Niedopuszczalna jest postawa, gdy ogłaszając uzasadnienie wyroku, sędzia odwołuje się do argumentów natury politycznej (casus sędziego Igora Tulei).

Sędzia w sprawowaniu swojego urzędu jest niezawisły. Gwarancją tej niezawisłości jest konstytucyjny status sędziego. Konstytucja zakazuje sędziemu przynależności do partii politycznej i związku zawodowego oraz prowadzenia działalności publicznej niedającej się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Gwarancja niezawisłości to szeroko pojęty immunitet chroniący przed odpowiedzialnością karną, to nieusuwalność, a zdjęcie z urzędu możliwe jest tylko w wypadkach wyraźnie wskazanych w ustawie. Ochronie niezawisłości służy instytucja wyłączenia sędziego. Są ustawowe przesłanki, które z mocy prawa wyłączają sędziego od udziału w sprawie, ale są też okoliczności, które może podnieść sam sędzia, uznając, że mogą one wywołać wątpliwość co do jego bezstronności. Rzadkie to przypadki, aby sędzia z własnej woli wyłączył się z orzekania w sprawie.

Sądzić innych, wydawać wyroki to ogromna odpowiedzialność. Mam nadzieję, że nowy tryb naboru i nowy system szkolenia przyszłych sędziów – przewidziany w ustawie z 23 stycznia 2009 r. o Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury – da wymiarowi sprawiedliwości kadrę dobrze przygotowanych i w pełni świadomych ludzi, którzy w swoich decyzjach wolni będą od politycznych uwarunkowań.

Autor jest prawnikiem i dziennikarzem, nauczycielem akademickim, sędzią Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku.

za: http://www.gazetapolska.pl (kn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.