Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Platforma oszustów

Nic innego, tylko obniżenie płac pracowników jest rzeczywistym celem wniesionych do Sejmu zmian w kodeksie pracy. Pod pretekstem walki z kryzysem, wykorzystując ludzkie obawy, PO realizuje interesy grup najbogatszych ze szkodą dla całej gospodarki. Premier udaje, że nie rozumie masowych protestów, oskarżając związki o nieuczciwe intencje. Wygłasza cynicznie zapewnienia o tym, że rząd w trosce o ludzi podejmuje działania, walcząc z kryzysem i przeciwdziałając bezrobociu. Praktyka jego działań jest jednak dokładnie odwrotna.

Rząd nowej burżuazji

Rządząca koalicja forsuje w Sejmie dwa projekty ustaw dotyczące prawa pracy. Projekt rządowy – o wydłużeniu do jednego roku okresu rozliczeniowego dla nadgodzin – oraz poselski, który jednocześnie obniża dopłaty do nadgodzin (ze 100 proc. na 80 i z 50 na 30 proc.). Wydłużanie okresu rozliczeniowego jest potrzebne pracodawcom do manipulowania czasem pracy pracownika tak, żeby mu jak najmniej zapłacić. W proponowanych przez koalicję rozwiązaniach chodzi wyłącznie o obniżenie pensji. Te zmiany powinny się nazywać: „Ustawa o obniżeniu wynagrodzeń". Całe to gadanie – o potrzebie elastyczności kodeksu pracy, o nowoczesnej gospodarce – służy wyłącznie odwracaniu uwagi i wprowadzaniu w błąd opinii publicznej co do rzeczywistych motywów tych działań. W filozofii PO bowiem pracownik to tylko pozycja w kosztach, a te trzeba za wszelką cenę ograniczać, by firma była bardziej rentowna dla właściciela. Aby więcej pieniędzy było na apanaże dla zarządów i rad nadzorczych.

Manipulacja i hipokryzja


W odpowiedzi na protesty premier powołuje się na pakt antykryzysowy. Na sprawdzone, jak mówi, rozwiązanie przyjęte latem 2009 r. Przypomnę więc: kiedy w grudniu 2008 r. partnerzy społeczni zaniepokojeni bezczynnością rządu wobec nadciągającego kryzysu zaprosili premiera Tuska na prezydium komisji trójstronnej, ten wygłosił szczerą do bólu sentencję (być może życiowe credo): „Jak nie wiadomo co robić, to najlepiej nic nie robić". Pracodawcy i związkowcy, pozbawieni złudzeń co do postawy premiera, sami, bez strony rządowej, usiedli do negocjacji zakończonych trzynastopunktowym pakietem rozwiązań, nazwanym paktem antykryzysowym. To był trudny kompromis. W dużym uproszczeniu polegał na tym, że za przyjęcie dłuższego okresu rozliczeniowego dla pracodawców, pracownicy mieli uzyskać regulację ograniczającą zawieranie umów na czas określony, subsydiowanie zatrudnienia (pomoc dla firm w przejściowych trudnościach) i określenie drogi do zwiększenia płacy minimalnej do poziomu 50 proc. średniej krajowej. Wiosną, wręczając pakiet premierowi, partnerzy społeczni zażądali deklaracji – rząd przyjmuje wszystko, cały pakiet, albo nic. Donald Tusk obiecał, że nie będzie wybierania spośród uzgodnionego dokumentu tylko pojedynczych rozwiązań. Podobnie, zobowiązał się, że rząd przedstawi do końca roku propozycje dotyczące podniesienia płacy minimalnej. Po spotkaniu powtórzył te deklaracje publicznie na konferencji prasowej przed Centrum Dialogu.

Pakiet przełożono na język ustawy i został uchwalony jako ustawa antykryzysowa. Warto dodać, że podczas prac w komisjach sejmowych przedstawicieli związków zawodowych praktycznie nie dopuszczano do głosu i wypaczono w wielu punktach intencje autorów.

Wybrano tylko część rozwiązań, zmieniono je, nie dotrzymano deklaracji w sprawie płacy minimalnej ani umów śmieciowych. W świetle ówczesnych składanych publicznie deklaracji premiera jego dzisiejsze oświadczenia, że nie rozumie protestów związkowców, to skrajna hipokryzja. Premier Donald Tusk nie szanuje ludzi.

Ulgi dla Krauzego i Kulczyka


Kolejna historia, którą przytoczę, dotyczy określenia po reformie emerytalnej, po przejściu z systemu repartycyjnego na system kapitałowy górnego pułapu wynagrodzeń wynikających ze stosunku pracy. Od zarobków powyżej tego pułapu – 30-krotność średniej krajowej rocznie – nie odprowadza się składki na ZUS. Z tego powodu do ZUS-u nie trafia rocznie ok. 6 mld zł składek od najbogatszych Polaków. O taką kwotę musi więc się zwiększyć dopłata z budżetu państwa do systemu emerytalnego. Grupa najbogatszych płaci na ZUS nawet kilkakrotnie mniejszy odsetek swojego wynagrodzenia od osób zarabiających przeciętnie. W 2010 r. dotyczyło to 200 tys. osób, a w listopadzie 2012 r. już 295 tys. Składka na ZUS to nie tylko inwestycja w przyszłą emeryturę pracownika, to także bieżące utrzymanie systemu – wielkie zobowiązanie międzypokoleniowe, które powinno być ponoszone solidarnie przez wszystkich. W Polsce tak nie jest, a PO od lat stoi na straży „Polski dla bogatych". Prawo i Sprawiedliwość złożyło poselski projekt ustawy znoszący limit zarobków, powyżej którego nie opłaca się składki. Rząd przedstawił analizę, według której większe wpływy do ZUS-u poprawią bilans tylko przez pierwsze ćwierć wieku. Jego zdaniem potem stopniowo rosnące koszty wynikające z konieczności wypłaty wyższych świadczeń emerytalnych dla najbogatszych zniwelują te korzyści. To wątpliwa prognoza i niewystarczająca do podważania idei sprawiedliwej i solidarnej składki. Obrony zwolnienia najbogatszych z części składki nie uzasadnia żaden interes społeczny ani względy moralne. Ale to dzięki takim rozwiązaniom Polska znalazła się w grupie światowych liderów w rozwarstwieniu płac. Niestety głosowania w Sejmie pokazują, że PO nie ma zamiaru rezygnować z obrony interesów grupy najbogatszych Polaków. Przerzuca ciężar utrzymania systemu emerytalnego na barki pozostałych, mniej zamożnych grup społecznych. Również na barki innych przedsiębiorców, tych o niewielkich dochodach.

Jedno jest pocieszające. Zamiast rządu rozwiązującego problemy gospodarcze i społeczne kraju mamy tzw. rząd wizerunkowy. Ale coraz mniej ludzi daje się nabrać na jego socjotechniczne sztuczki. Pokazują to wyniki przedterminowych wyborów samorządowych w okręgach uznawanych za matecznik PO, w których zwyciężyło PiS. Ludzie są zmęczeni nabieraniem ich przez oszustów.

Autor: Janusz Śniadek
Żródło: Gazeta Polska Codziennie

za: http://niezalezna.pl (kn)




Copyright © 2017. All Rights Reserved.