Oswajanie z dewiacjami

Implementacja zaleceń WHO w sprawie seksedukacji doprowadzi do dramatycznych skutków zdrowotnych i moralnych wśród młodzieży – ostrzegają eksperci. Do takich planów przymierzają się ministerstwo edukacji we współpracy z resortem zdrowia. Małgorzata Szybalska (MEN) i dr Dagmara Korbasińska, dyrektor departamentu matki i dziecka w resorcie zdrowia, konieczność wprowadzenia rekomendacji Biura Regionalnego Światowej Organizacji Zdrowia dla Europy w zakresie standardów edukacji seksualnej uzasadniają troską o zdrowie społeczeństwa oraz prawidłowy rozwój psychoseksualny dzieci i młodzieży. Z kolei zapalczywie broniący dalece kontrowersyjnych treści tych zaleceń seksuolodzy uważają, że kluczowe jest formowanie właściwych „postaw wobec seksu”, co według nich oznacza „oswajanie” z tym tematem i „budowanie pozytywnego nastawienia” wśród dzieci wokół spraw intymnych. W rzeczywistości oznacza to niezwykle groźne dla psychiki i rozwoju dzieci rozbudzanie seksualności i wypaczanie dziecięcej natury.

O jakich standardach jest mowa w dokumencie wydanym przez WHO? W tzw. matrycy definiującej zalecenia dotyczące edukacji seksualnej dla konkretnych grup wiekowych czytamy m.in., że dziecko w wieku 0-4 lat powinno już być informowane o seksualności. „Przekaż informacje na temat radości i przyjemności z dotykania własnego ciała, masturbacji we wczesnym dzieciństwie” – to tylko wycinek z szeregu groźnych treści zalecanych przez ONZ-owską organizację. Dalej czytamy, że dziecko w wieku 0-4 lat powinno być informowane na temat „różnych rodzajów związków rodzinnych”. Nie trzeba dogłębnej analizy, aby domyślić się, że celem wprowadzania takich pojęć jest w rezultacie „oswajanie” dziecka już w najmłodszym wieku z dewiacjami seksualnymi takimi jak homoseksualizm czy biseksualizm. Dzieci w przedziale 4-6 lat należy edukować w zakresie akceptacji różnorodności, natomiast w wieku od 6 do 9 lat, a więc wchodząc w wiek szkolny, dzieci powinny znać podstawowe pojęcia dotyczące antykoncepcji oraz rozróżniać metody antykoncepcyjne.

Szkoła demoralizacji


Według „ekspertów” z WHO w tym wieku normą jest, że dzieci znają swoje „prawa seksualne”. Od 9. roku życia pojawiają się takie zalecenia jak np. „Naucz dziecko podejmowania świadomych decyzji dotyczących zyskiwania bądź nie doświadczeń seksualnych”. Cała matryca pełna jest haseł o „samorealizacji”, „samoakceptacji”, „potrzebach”, „świadomości”. Czyli pojęć wyzutych z moralności. Nie znajdziemy w niej tak naprawdę żadnej promocji tradycyjnych i właściwych modeli życia, czyli małżeństwa i rodziny. Dużo miejsca za to eksperci z WHO poświęcają na propagandę różnorodności. Standardy zostały zaprezentowane w tym tygodniu na konferencji współorganizowanej w Polskiej Akademii Nauk m.in. przez resorty zdrowia i edukacji.

Ze stanowiska obu resortów wynika przekonanie, że rodzice są niekompetentni w zakresie edukacji własnych dzieci. Według ekspertów prezentujących dokument WHO, rodzina nie jest w stanie zapewnić dzieciom wiedzy, a co za tym idzie nie jest w stanie formować właściwych postaw w najbardziej intymnych sprawach. MEN zależy na tym, aby edukacja seksualna była przedmiotem obowiązkowym.

W dokumencie WHO nie ma żadnych informacji na temat tzw. dziewictwa immunologicznego. Epidemiczny charakter przenoszonych drogą płciową zakażeń u młodocianych ma u podłoża dwie przyczyny: jedną z nich jest rozwiązłość seksualna, drugą młody wiek. Już sam wiek jest istotnym czynnikiem zagrożenia ze względu na niewykształconą jeszcze obronę immunologiczną, czyli odpornościową. Profesor Lars Weström z Lund na początku lat 90. określił ów stan typowej u młodocianych niedojrzałości układu odpornościowego mianem „immunologicznego dziewictwa”.

Edukacja typu A

Antoni Zięba, wiceprezes Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia, wskazuje, że dokument z zaleceniami WHO dotyczącymi standardów edukacji seksualnej dzieci jest bardzo niebezpieczny. Wymieszano w nim różne treści, jednak ostatecznie generalny wydźwięk pozostaje szkodliwy społecznie. – Zostały w nim zawarte informacje, z którymi trudno się nie zgodzić, jednak przede wszystkim w tych rekomendacjach brakuje polskiego doświadczenia. Dlaczego? Ponieważ Polska od lat realizuje w szkołach edukację seksualną typu A (według klasyfikacji Amerykańskiej Akademii Pediatrii), czyli wychowanie do czystości, bez propagowania antykoncepcji.

Dzięki temu w Polsce na tle krajów Europy Zachodniej, w których prowadzona jest edukacja seksualna typu B, czyli propagująca antykoncepcję, odnotowuje się najniższą liczbę zajść w ciążę na 1000 nastolatek, najniższą liczbę aborcji i najniższe wskaźniki zakażeń HIV i zachorowań na AIDS – zaznacza dr inż. Antoni Zięba. Jak dodaje, w Szwecji wśród uczennic przed maturą zarejestrowanych aborcji jest ponad 7 tysięcy rocznie. – Widzimy zatem bardzo wyraźnie, jakie skutki przynosi realizacja edukacji seksualnej typu B. Stoję na stanowisku, że należy bronić tego, co obecnie jest w polskich szkołach. Oczywiście obecny program należy udoskonalać, ponieważ ma pewne braki, jednak nie możemy pozwolić na to, aby wprowadzony został typ edukacji seksualnej oparty na propagowaniu swobodnych postaw seksualnych i szerokiego dostępu do antykoncepcji – zaznacza nasz rozmówca. Jak dodaje wiceprezes Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia, znając dramatyczne statystyki chociażby ze Szwecji, w której od wielu lat realizuje się seksedukację, powinny być one dla nas wystarczającą przestrogą.

Paulina Gajkowska


za:www.naszdziennik.pl (kn)