Gazprom, Azoty, ksiądz Jerzy

Ubecja, która zakładała wielkie koncerny medialne w III RP, nie była żadną inną ubecją, niż ta, która mordowała błogosławionego księdza Jerzego. Zamiana brzydkiej twarzy Grzegorza Piotrowskiego na gładkie twarze prezenterów i błyskotliwych szołmenów to tylko szczegół techniczny, wymiana instrumentu panowania na bardziej nowoczesny. Wydarzenia ostatnich tygodni zebrane razem pokazują wyraziście, czym jest postkomunizm. W Petersburgu polski przedstawiciel w EuRoPol Gazie podpisał z Gazpromem memorandum ws. budowy drugiej nitki gazociągu Jamał-Europa, która miałaby przebiegać przez Polskę. O dokumencie mieli nic nie wiedzieć premier Donald Tusk i minister skarbu Mikołaj Budzanowski. A wicepremier Janusz Piechociński… opublikował swoje zdjęcie ze spotkania z szefem Gazpromu. Ten sam Piechociński spotkał się dyskretnie w restauracji – jak ujawniła „Gazeta Polska Codziennie" – z rosyjskim oligarchą Władimirem Ponomariowem i jego żoną, rosyjską senator.

Kwaśniewski, Miller i Korwin-Mikke o Smoleńsku

W tych samych dniach w mediach pojawia się informacja o tym, że Aleksander Kwaśniewski lobbował w sprawie przejęcia Azotów na rzecz rosyjskiego oligarchy Wiaczesława Kantora. Wbrew pozorom sprawa nie przypomina zachowania byłego kanclerza Niemiec
Gerharda Schroedera. Tamten lobbował po skończeniu politycznej kariery, Kwaśniewski właśnie usiłuje ją wznowić.

Jednocześnie ze strony partii teoretycznie opozycyjnych, a więc zainteresowanych kompromitowaniem Tuska, padły bardzo agresywne pod adresem opozycyjnego PiS-u wypowiedzi w sprawie Smoleńska. Kwaśniewski we „Wprost" bredził o pancernej brzozie: lotnisko „od lat jest nieużywane, czyli np. brzozy wyrosły o te kilka lat w górę. Samolot trafia na brzozę, pilot nie widzi pasa do lądowania i jest tragedia".

Leszek Miller zaś doniósł do prokuratury na Antoniego Macierewicza po jego słowach o tym, że istnieją wiarygodne dowody wskazujące, że trzy osoby w Smoleńsku przeżyły.

By uzupełnić tę układankę, dodajmy, że w tych samych dniach pojawiły się informacje o wzroście notowań w sondażach Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikkego, który publicznie nazwał Antoniego Macierewicza paranoikiem, o tych zaś, którzy uważają, że w Smoleńsku mogło dojść do zamachu, mówi: „Paranoja ma to do siebie, że jest zaraźliwa. W tej chwili jest nią zarażone całe praktycznie PiS – i ze ćwierć [populacji] Polaków".

Michnik ma rację, PiS jest jak KPP


Spróbujmy przywrócić sprawom właściwe proporcje. Na scenie politycznej II RP działały niepodległościowe ugrupowania od socjalistów, przez ludowców, chadeków, konserwatystów po narodowców, a także mniejszości narodowe. Komunistyczna Partia Polski była zdelegalizowana jako agentura moskiewska.

Dziś mamy sytuację odwrotną: wszystkie poza PiS-em główne ugrupowania polityczne reprezentują interesy oligarchii stworzonej przez komunistów. W II RP byłyby zdelegalizowane jak KPP. Mamy moskiewskich liberałów, moskiewskich socjaldemokratów, moskiewskich ludowców, moskiewskich antyklerykałów. Są też moskiewscy narodowcy, którzy niemal zawsze po 1989 r. potrafili trzymać w ryzach ruch narodowy, w którym działało wielu ideowych patriotów.

Adam Michnik w wywiadzie z października 2010 r. udzielonym „Wprost" wypowiedział słowa paradoksalnie dość trafne: „PiS to opozycja antysystemowa i antypaństwowa. Podobnie jak Komunistyczna Partia Polski, krytykuje i odrzuca cokolwiek by zrobiły jakiekolwiek rządy, choćby to było dobre i pożyteczne. Partia komunistyczna chciała unicestwić państwo polskie".

Chciałoby się powiedzieć: oby Michnik miał rację i nie okazało się, że PiS przecenia, wszak w partii tej nie brak na średnim szczeblu karierowiczów i oportunistów, na co dowodem jest to, że dziesiątki z nich przeszły w ostatnich latach na stronę wroga. Głównym celem PiS-u powinno być unicestwienie III RP. Po 10 kwietnia ktoś, kto nie widzi, że III RP jest tworem rodem z agenturalnej KPP, nie ma prawa uważać się za niepodległościowca. Państwo, które po śmierci własnego prezydenta i przedstawicieli elity nie upomina się o nich, ale przeciwnie – tuszuje tę zbrodnię, jest tworem podporządkowanym obcej agenturze.

Brak kary dla morderców Żołnierzy Wyklętych, ofiar Czerwca '56 i Grudnia '70, a potem Stanisława Pyjasa, Grzegorza Przemyka czy Piotra Majchrzaka zaowocował Smoleńskiem. Państwo powstałe w 1989 r. służy uprzywilejowanej agenturalnej kaście i blokowaniu szans na awans zwykłych obywateli. W tej warstwie swoich działań jest państwem antypolskim.

Tylko wymiana całej sceny

Polska będzie krajem niepodległym, gdy ze sceny politycznej znikną – z woli Polaków – PO, SLD, PSL, Ruch Palikota oraz narodowcy rodem z Grunwaldu czy liderzy mniejszości narodowych z komunistycznym rodowodem.

Nie należy tego mylić z eliminowaniem jakiejkolwiek opcji ideologicznej. Odwrotnie: przedstawiciele wszystkich niepodległościowych opcji od lewa do prawa, a także mniejszości narodowych przelewali krew za niepodległą Polskę. Każda z tych tradycji wywalczyła sobie prawo do współtworzenia Polski, która powstanie po unicestwieniu III RP.

Józef Mackiewicz pisał o tym: „Społeczeństwo dojrzałego narodu winno być jak rozwarty szeroko wachlarz. Niewątpliwie tak. Dodałbym od siebie, że im więcej ponad 180 stopni rozwarcia tego wachlarza, tym więcej świadczy o dojrzałości, dynamice, a więc i bogactwie myśli społeczeństwa. Podczas gdy zwinięty w mocnej garści robi wrażenie raczej krótkiej pałki".

PiS to efekt odrodzenia się w Polsce tradycji niepodległościowej. Zapewne w największej części piłsudczykowskiej, ale także narodowej czy ludowej.

Jak wyglądało odradzanie innych tradycji niepodległościowych w III RP? Gdy Jan Józef Lipski starał się po 1989 r. odtwarzać PPS, spotkało się to z atakami „Gazety Wyborczej". W 1992 r. powstała Unia Pracy, której szefem został Ryszard Bugaj, przyzwoity polityk z solidarnościowym rodowodem. Na starcie ogłosiła ona, że łączy tradycje lewicy solidarnościowej i tej z PZPR. Skończyło się tym, czym musiało się skończyć, czyli przejęciem władzy w UP przez byłych komunistów – jej szefem został w 1997 r. Marek Pol z PZPR-u. W konsekwencji ludzie nawiązujący do tradycji przedwojennej PPS działają więc w PiS-ie.

Z ruchem ludowym było nie inaczej: „zjednoczone" w 1990 r. PSL na krótko zrobiło swoim przywódcą opozycjonistę z czasów PRL-u Romana Bartoszcze. Po krótkim okresie aparat ZSL wymienił go na działaczy Związku Młodzieży Wiejskiej, organizacji partnerskiej Komsomołu, na czele z Pawlakiem i Piechocińskim. Funkcjonariusze bezpieki działali też otwarcie w Samoobronie. Nurt ludowy wywodzący się z rolniczej Solidarności wydał z siebie parę rachitycznych ugrupowań i bez poparcia mediów zniknął, a jego niepodległościowo myślący działacze są dziś w PiS-ie.

Słyszał ktoś o niepodległościowych liberałach? Istnieją wśród publicystów, jeśli działają w polityce, to także w PiS-ie, wstydliwie skrywając swój liberalizm. Narodowcy, nie licząc tych, którzy są w PiS-ie? Najbardziej znany ich przywódca Roman Giertych został adwokatem Michała Tuska, Radosława Sikorskiego i Sławomira Nowaka.

Nawet oddolny nurt antyklerykalny, obecny choćby w Federacji Anarchistycznej, nie odegrał na oficjalnej scenie politycznej III RP żadnej roli. Miejsce to zajęli antyklerykałowie powiązani z oligarchią, których symbolem pozostają nazwiska Urbana i Palikota.
Zachowanie wobec Smoleńska zakreśliło czytelną linię podziału pomiędzy obozem niepodległościowym, z którego mogą się odradzać różne nurty polityczne wolnej Polski a obozem zdrady, którego wyeliminowanie jest warunkiem koniecznym jej powstania.

Autor: Piotr Lisiewicz
Żródło: Gazeta Polska Codziennie

za:http://niezalezna.pl (kn)