Wymiar niesprawiedliwości

Polskie sądownictwo nie zostało w żaden, nawet powierzchowny sposób oczyszczone ani zreformowane po okresie PRL, natomiast otrzymało bardzo daleko idącą niezawisłość. Teraz, po 23 latach, widać coraz wyraźniej, że jest to niezależność od logiki, faktów, przepisów prawa i elementarnego poczucia sprawiedliwości. Kształt sądom III RP nadał Adam Strzembosz. To jemu powierzono wdrożenie ustaleń Okrągłego Stołu w zakresie wymiaru sprawiedliwości. To on, dzięki swojemu wyniesionemu z okresu Solidarności autorytetowi, jako wiceminister sprawiedliwości w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, a następnie pierwszy prezes Sądu Najwyższego w latach 1990–1998 skutecznie zablokował próby jakiejkolwiek formy lustracji środowiska prawniczego.

Państwo prawa?


PRL-owskie sądy przetrwały dzięki temu transformację w stanie nienaruszonym. Wagę tego faktu dla zbudowania podwalin systemu III RP doceniła zresztą obecna władza. 11 listopada ub.r. prezydent Bronisław Komorowski wręczył Strzemboszowi (oraz Jerzemu Buzkowi i Normanowi Daviesowi) najwyższe polskie odznaczenie – Order Orła Białego za „tworzenie państwa prawa w wolnej Rzeczypospolitej”. Dziś, po wyrokach w sprawie masakry na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. i uniewinnieniu Beaty Sawickiej, to uzasadnienie brzmi jak ponury żart. Ale przecież symptomy gangreny toczącej sądownictwo były widoczne od samego początku. Przypomnijmy sobie, z jakimi oporami, wieloletnimi opóźnieniami i najbardziej dziwacznymi orzeczeniami mieliśmy do czynienia we wszystkich, i to bez wyjątku, procesach dotyczących zbrodni komunistycznych czy w wypadku stalinowskich śledczych, których wyroki skazujące, zresztą w większości symboliczne i nigdy nieegzekwowane, można policzyć na palcach. W wypadku zbrodni z lat 1956, 1970 czy 1980 do dziś nie doszło do wymierzenia nawet symbolicznej sprawiedliwości sprawcom. Zwykle szybko i sprawnie zapadały natomiast wyroki we wszelkich sprawach dotyczących osób związanych z opozycją. Wystarczy przypomnieć skazanie Krzysztofa Wyszkowskiego za stwierdzenie, że Lech Wałęsa współpracował z SB, liczne procesy przeciwko dziennikarzom „Gazety Polskiej” albo kary nakładane w ostatnich latach na kibiców.

Niezlustrowani mają lustrować


Wymownym świadectwem głębokiej choroby wymiaru sprawiedliwości jest historia lustracji. Mało się już obecnie pamięta, jak trudno szło w latach 90. tworzenie instytucji koniecznych do prowadzenia lustracji ze względu na powszechny bojkot ze strony środowiska prawników. A wyroki, które zapadały w sprawach lustracyjnych, i sposób ich prowadzenia, należały do najbardziej kuriozalnych w całej, obfitującej wszak w kurioza, historii sądownictwa po 1989 r.

Przypomnijmy najpierw wyrok uniewinniający Mariana Jurczyka z zarzutu donoszenia SB. Był to jeden z wyjątkowych wypadków, gdyż zachowała się pełna dokumentacja jego współpracy z bezpieką: zobowiązanie do współpracy, donosy, pokwitowania inkasowanych za nie pieniędzy. Sąd Najwyższy dokonał jednak niemożliwego i uniewinnił go wbrew oczywistym faktom.

Podobnie było w sprawie Lecha Wałęsy. Sędzia Paweł Rysiński, wsławiony teraz uniewinnieniem Beaty Sawickiej, najpierw nie zezwolił na przesłuchanie świadków, którzy mieli zeznawać na temat współpracy Wałęsy z SB, a następnie uniewinnił go… z braku dowodów.

Zatrute drzewo


To tylko kilka spośród najbardziej głośnych wyroków w sprawach politycznych. Ale przecież choroby toczącej wymiar sprawiedliwości nie da się wyizolować. Także w najzwyklejszych sprawach cywilnych, z którymi każdy może mieć na co dzień do czynienia, zapadają często wyroki niemające żadnego związku z prawem, sprawiedliwością czy zwykłą logiką. Chory jest po prostu cały system.

Właściwie system nigdy nie został wyleczony. Przecież było oczywiste, że w PRL sędziowie nie tylko nie byli niezawiśli, ale wręcz działali na telefon z komitetu PZPR. Czy nie zdawał sobie z tego sprawy Adam Strzembosz – sędzia od 1961 do 1974 r.? Twierdził, że środowisko samo się oczyści i nie dopuścił do tego, by w Polsce postąpiono podobnie jak w Niemczech, wzorcowym przecież państwie prawa. Po 1989 roku zwolniono tam wszystkich NRD-owskich sędziów i prokuratorów. Analiza akt Stasi dowiodła, że 80 proc. sędziów było zarejestrowanymi tajnymi współpracownikami bezpieki. Ale przecież także pozostałe 20 proc. w pełni wykonywało dyrektywy partii.

Jaki był odsetek takich wypadków w PRL? Nie wiemy. Zapewne podobny. Natomiast wiemy, że 100 proc. PRL-owskich sędziów mogło orzekać nadal w III RP. I orzeka do dziś, jak choćby sędzia Rysiński i jego dwie koleżanki, którzy wydali wyrok uniewinniający posłankę Platformy.

Równie niepokojące jest jednak to, że pomimo upływu lat i wydawałoby się postępującej wymiany pokoleń system nie dokonuje samokorekty. Wręcz przeciwnie. Niektóre wyroki wydawane przez młodszych sędziów, teoretycznie wolnych od PRL-owskich uwikłań, są równie absurdalne i niesprawiedliwe, co werdykty ich starszych kolegów. System uleczyć może więc tylko radykalna terapia. Nie jest nawet pewne, czy wystarczyłaby transfuzja – napływ młodych – skoro kolejne pokolenia, wchodząc do hierarchicznej struktury, przejmują zastane wzorce zachowania. Być może rozwiązaniem jest pomysł na ograniczenie okresu pracy sędziów przez wprowadzenie ich kadencyjności.

Doping Komorowskiego


W styczniu, po aferze związanej z wyrokiem sędziego Igora Tulei w sprawie dr. G., głos zabrał prezydent Bronisław Komorowski. „Gazeta Wyborcza” relacjonowała następująco jego wystąpienie podczas wręczenia nominacji kilkudziesięciu nowym sędziom: „Brak poszanowania dla (waszej) niezależności jest dziś problemem – tak ocenił prezydent Komorowski ataki prawicy na sędziego”. Prezydent życzył sędziom „odporności”. Tekst w „GW” nosił tytuł: „Komorowski: Odwagi, sędziowie!”. Najwyraźniej sędzia Rysiński posłuchał wezwania prezydenta, odważnie przeciwstawił się logice i faktom i uniewinnił partyjną koleżankę Komorowskiego. Podobnie sędziowie wydający orzeczenie w sprawie Grudnia’70, którzy „odważnie” określili zastrzelenie robotników jako „pobicie ze skutkiem śmiertelnym”, aby móc wydać śmiesznie niski wyrok. Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej. Sprawiedliwość sędziów Tulei i Rysińskiego jest ostoją III RP.

Artur Dmochowski

za:niezalezna.pl/40831-wymiar-niesprawiedliwosci