Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Płynny Bauman i brak rozliczenia z przeszłością

Płynna nowoczesność to nie jedyny wynalazek Zygmunta Baumana. Nie mniej płynny jest bowiem sam socjolog i jego życiorys. A mocnym tego dowodem jest wywiad, jakiego naukowiec udzielił „Gazecie Wyborczej”. Płynność życiorysu zaczyna się już od pochodzenia Baumana. On sam przekonuje nas, że pochodził z bardzo biednej rodziny. Ale historycy pokazują, że to nieprawda. Jego ojciec był kupcem, właścicielem kamienicy, którą po wojnie socjolog (wtedy jeszcze kabewudzista) sprzedał, a pieniądze przekazał partii. I choć można by się czepiać, że Bauman kłamie, żeby usprawiedliwiać własne wybory, to można też przyjąć, że jego życiorys jest płynny, jak nowoczesność.

Nie inaczej jest z opowieściami o tym, że Bauman dowiedział się, że komunizm mordował, dopiero po referacie Chruszczowa. Wcześniej, jak rozumiem, gdy biegał z naganem po salach wykładowych albo z oddziałem rozbijał oddziały żołnierzy wyklętych czy za pomocą propagandy usprawiedliwiał ich zabijanie, to myślał, że żołnierze nie giną, a nagan służy do pisania? I był przekonany, że KBW zajmuje się przeprowadzaniem staruszków przez pasy, a nie mordami w imię ideologii? Wolne żarty, przynajmniej dla kogoś, kto przyjmuje tradycyjną dwuwartościową logikę.

Wszystko to byłoby nawet dość śmieszne, gdyby nie pewien problem. Otóż sposób myślenia Baumana, jego system filozoficzny sprawia, że w istocie nie jest on w stanie rzeczywiście wyzwolić się z marksizmu, który wciąż w nim siedzi. Gdy czytam, że „nie mógł on inaczej przeżyć swojego życia”, że nigdy nie wybierał, a jedynie był wiernym synem partii, a był nim, bo tak ukształtował go los, to – nie pomniejszając wagi wydarzeń życiowych – trudno mi nie zauważyć, że jest to jakaś forma determinizmu historycznego, który ma usprawiedliwiać rzeczy niegodne. I sprawić, że nie trzeba się rozliczać ze służby w formacjach zbrodniczych.

Tomasz P. Terlikowski

za:www.fronda.pl

***

Donosił, bo musiał?


„Innego życia mieć nie mogłem” – tak „Gazeta Wyborcza” reklamuje dzisiejszy wywiad z Zygmuntem Baumanem, majorem KBW.

Szczegóły opowieści Baumana o swojej młodości poznamy dzisiaj. Ale już samo jej motto ukierunkowuje czytelników, że w zasadzie Bauman nie miał większego wpływu na własne życie i decyzje, on tylko wypełniał swoją rolę.

– Póki nie znamy szczegółów tej opowieści, sprawę można postrzegać czysto filozoficznie. Każdy z nas może mieć inne życie, bo ma wolność wyboru. Nawet jeśli znajdujemy się w sytuacjach skrajnych życiowo, związanych np. z wojną. I nie jest tak, że ktoś z uwagi na uwarunkowania rodzinne czy inne powody musiał wpisywać się w kontekst komunizmu, nie tylko w sensie biernym, ale i czynnym. A taka jest przeszłość Zygmunta Baumana – mówi prof. Mieczysław Ryba, kierownik Katedry Historii Systemów Politycznych XIX i XX w. KUL.

W jego ocenie, opis własnego życia „na sposób koniecznościowy” mógłby być usprawiedliwiony jedynie w sytuacji wyznania winy, przyznania się do błędu i złożenia przeprosin. Inaczej należałoby bowiem uznać, że żołnierze Armii Krajowej, członkowie Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, Narodowych Sił Zbrojnych, których pomordowano w ubeckich katowniach, nie mogli mieć innego życia, bo takie mieli uwarunkowania rodzinne, wychowawcze, wojenne.

– Oni po prostu ginęli. A druga strona, jako że była uwarunkowana nieco inaczej, była po stronie sowieckiej. I wszystko jest w porządku. W ten sposób dochodzimy do swego rodzaju relatywizmu w ocenie wypadków historycznych, a tak być nie może – dodaje Ryba.

Profesor wskazuje, że ofiary komunistycznego aparatu represji też mogły mieć inne życie, gdyby tylko ich ktoś nie zabił. Mogły też wybrać łatwiejszą drogę: kolaborację z komunistyczną władzą, i tak stać się jak Bauman quasi-bohaterami Polski zasługującymi na najwyższy szacunek.

– Niestety istnieje pewien trend do relatywizowania historii. Pokazuje to już sam fakt, że komuś przyszło do głowy, by w Sejmie upamiętniano Wojciecha Jaruzelskiego. W tamtym czasie jego droga była analogiczna, choć on wytrwał w komunizmie, a Bauman nie. Ale też mówi się, że stan wojenny był koniecznością, że były uwarunkowania dziejowe, które zmuszały go do takich zachowań. Tyle że przedstawienie człowieka w takim świetle powoduje wrażenie, że jest tylko marionetką w teatrze dziejów i taką rolę przyszło mu wypełnić – tłumaczy prof. Ryba.

W ocenie naszego rozmówcy, w taki sposób uciekamy od odpowiedzialności indywidualnej.

– Każdy człowiek jest wolny, mimo nawet bardzo silnych uwarunkowań. Oczywiście są takie sytuacje w życiu, że człowiek staje się albo bohaterem, albo świnią, bo albo zdradzi, albo zginie, i nie ma innej drogi. Można wówczas szukać okoliczności łagodzących, ale nie można relatywizować – dodaje.

Problem w tym, że nie dotyczy to pojedynczych postaci, ale rozliczenia się z całym komunizmem i jego zbrodniami. – To nie jest kwestia jednej czy drugiej osoby, bo to są rzeczy wtórne. Mamy tu do czynienia z czymś o wiele poważniejszym, z nierozliczeniem komunizmu z całym jego bagażem – mówi profesor.

– Każdy jest kowalem swojego losu. Proszę zauważyć, że ludzie, również żydowskiego pochodzenia, w czasach II wojny światowej i po niej znaleźli się po stronie polskiej racji stanu, byli w podziemiu niepodległościowym. Gdyby chociaż Bauman w tym czasie zajął się nauką albo był przeciętnym urzędnikiem, to mógłby powiedzieć, że tak go los ustawił, bo nie każdy musi być bohaterem. Jeśli jednak prof. mjr Bauman „wyróżnił się schwytaniem wielkiej ilości bandytów”, tzn. członków oddziału podziemia niepodległościowego, to nie jest prawdą, że wybrał los skryby-biuralisty – zaznacza dr Jerzy Bukowski, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie.

I przypomina, że jest oczywiste to, jak chwytano owych „bandytów”. I jaki był ich los. – Wiemy, jak represjonowano, wiemy, jak mordowano żołnierzy podziemia niepodległościowego. Oczywiście nie ma dowodu na to, że major Bauman osobiście do kogoś strzelał, ale jeśli ujmował „bandę”, to z pewnością nie poszedł tam z piórem ani z maszyną do pisania – zaznacza Bukowski.

Nie od każdego człowieka wymaga się bohaterstwa, ale można wymagać uczciwości. Tymczasem Bauman do dziś broni swojego zaangażowania, nie wstydzi się go i nie przeprasza.

Zbrojne ramię bezpieki

Jak przypomina dr Piotr Gontarczyk, Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego powstał tuż po zakończeniu II wojny światowej na wzór wojsk wewnętrznych NKWD i jego głównym zadaniem była fizyczna likwidacja oddziałów podziemia niepodległościowego.

– To było podstawowe zadanie, jakie KBW spełniał. Nie była to formacja wojskowa, ale podporządkowana Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego, czyli było to zbrojne ramię bezpieki – zauważa.

Gontarczyk wskazuje, że Bauman pracował w KBW jako oficer polityczny i do 1953 r. robił błyskotliwą karierę w pionie wychowawczym tej służby.

– Była to struktura, która miała przerabiać młodych żołnierzy na janczarów komunizmu, którzy następnie rozbijali polskie podziemie – dodaje nasz rozmówca. Z tego okresu – podkreśla historyk – zachował się dokument potwierdzający, że Bauman otrzymał odznaczenie – Krzyż Walecznych – za wyłapanie dużej liczby „bandytów”, co w języku KBW oznaczało żołnierzy polskiego podziemia niepodległościowego. Niechlubne w życiorysie przyszłego filozofa były też lata 40., kiedy to był agentem Informacji Wojskowej.

Marcin Austyn

za:www.naszdziennik.pl

***

Czy Dutkiewicz rozumie ponowoczesność?

Grupa NOP-owców, którzy przerwali wykład Zygmunta Baumana, zrealizowała to, co w latach 60. młoda lewica we Francji i w Niemczech nazywała „uniwersytetem krytycznym”. Przerywanie wykładów, obelgi wobec profesorów, wyzywanie policji od gestapo - wszystko to przeszło do popkulturowej legendy jako karnawał wolności, który „oddał władzę wyobraźni” i „zakazał zakazywać”.

Każdy poważny, piszący w „Gazecie Wyborczej” socjolog (z Zygmuntem Baumanem na czele) poświadczy, że rewolucja 1968 r. uruchomiła tak ważne procesy społeczne, że tylko wyjątkowo prymitywni ludzie mogliby ją sprowadzać do ekscesów „lewackiej hołoty”. Nie rozumiem więc wzburzenia prezydenta Rafała Dutkiewicza. Czy nie mógłby po prostu porozmawiać z profesorem Baumanem? Przecież dowiedziałby się, że rygor uniwersytecki należy do „nowoczesności”, która już się skończyła, i to właśnie faszyzmem! W ponowoczesnym świecie wcale nie jest oczywiste, że to studenci powinni słuchać wykładowców, a nie wykładowcy studentów. Zamiast więc nazywać uczestników historiozoficznego performance'u na wykładzie Baumana „nacjonalistyczną hołotą”, prezydent Dutkiewicz mógłby ogłosić Uniwersytet Wrocławski pierwszym „uniwersytetem krytycznym” środkowej Europy. W uroczystym ogłoszeniu „ukrytycznienia uniwersytetu” mogli wziąć udział najwyżsi przedstawiciele Unii Europejskiej: parlament strasburski powinien obowiązkowo reprezentować „Czerwony Dany” Cohn-Bendit, a Komisję Europejską - mógłby sam José Manuel Barroso, za młodu - maoista, czyli zwolennik chińskiego komunizmu. Event miałby wymiar naprawdę metropolitalny, w pełni godny wizji Rafała Dutkiewicza.

Swego czasu prezydent obiecywał Wrocławiowi wybudowanie hali widowiskowej, której Madonna nie będzie mogła ominąć w czasie środkowoeuropejskiej trasy koncertowej. „Uniwersytet krytyczny” to nie hala, Cohn-Bendit i Baroso to nie Madonna, ale też nie byle co.

Marek Jurek

za:niezalezna.pl (pkn)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.