Do więzienia za krytykę homoseksualizmu

Brytyjska policja zatrzymuje ulicznych kaznodziejów za głoszenie krytyki homoseksualizmu. Jak relacjonuje lifesitenews.com, listy w tej sprawie do londyńskich władz policyjnych pozostają bez odpowiedzi. Szerokim echem odbiło się aresztowanie 1 lipca amerykańskiego pastora ewangelikalnego Tony’ego Miano.

To emerytowany policjant z Los Angeles, znany z osiągnięć w walce z groźnymi przestępcami, wielokrotnie nagradzany. Swoje kazanie głosił w Wimbledonie, niedaleko słynnego kortu, w czasie gdy odbywał się tam doroczny turniej tenisowy.

Gdy zacytował fragmenty Pisma Świętego potępiające kontakty homoseksualne i nazwał je grzechem (mówił też o grzesznych kontaktach heteroseksualnych i wielu innych sprawach), nieznana kobieta podeszła i zaczęła go wulgarnie lżyć. Następnie wezwała policję.

Funkcjonariusze aresztowali kaznodzieję za „używanie homofobicznych wyrażeń, mogących wywołać obawy, niepokój, przykrość lub znieważać ludzi”. Został przesłuchany, zdjęto mu odciski palców i pobrano próbki DNA. Spędził na komisariacie siedem godzin, z czego połowę w celi.

Miano, który sam jest policyjnym instruktorem i ekspertem w zakresie zwalczania gangów narkotykowych, zażądał upublicznienia nagrania swojego przesłuchania, które uważa za „surrealistyczne”. Pytano go na przykład, czy jest wierzący, czy jest gotów udzielić pomocy homoseksualiście.

Pastor odpowiedział, że tak – gdy jakiś homoseksualista poprosi go o jedzenie, to mu da. Następnie oficer pytał, czy Miano żałuje tego, co zrobił, i czy zrobiłby to jeszcze raz. Oczywiście kaznodzieja nie żałował i gotów był ponownie mówić to samo publicznie. Okazało się, że grozi mu proces i do jego zakończenia (co trwa cztery lub pięć miesięcy) nie będzie mógł opuścić Wielkiej Brytanii.

Ostatecznie został jednak zwolniony i wrócił do USA. – Próbowałem wytłumaczyć oficerowi, że nie było niczego homofobicznego w mojej przemowie, gdyż ja w ogóle nie boję się homoseksualistów (a to dosłownie oznacza homofobia). Przeciwnie, bardzo ich kocham i dlatego przynoszę im prawdę Ewangelii – powiedział.

Bezwzględny zakaz dyskryminacji ze względu na tzw. orientację seksualną obowiązuje w Wielkiej Brytanii od 2005 roku. Pięć lat wcześniej zezwolono na „publiczną manifestację” homoseksualizmu. W świetle tych przepisów interpretowana jest też inna ustawa, o porządku publicznym, która m.in. uznaje za przestępstwo groźbę, obrazę lub zniewagę. Obecnie trwa jednak procedura usunięcia słowa „zniewaga”.

Między prawnikami toczy się spór o stosowanie kar z tego powodu. Policja jest jednak bardzo rygorystyczna i niezwykle gorliwa w tropieniu wszystkiego, co uznaje za słowną homofobię.

– Policja i prokuratura są pod dużym wpływem aktywistów gejowskich – uważa adwokat Miano, Michael Philips. W jego ocenie, cała sprawa związana była z obecnością tłumów ludzi i mediów na turnieju tenisowym.

– Ostatecznie nie postawiono Miano żadnego zarzutu, nie wniesiono aktu oskarżenia. Chodziło o to, żeby w odpowiednim czasie zamknąć usta niewygodnej osobie – dodał.

Nierównowaga ochrony praw

Protest i apel o zmianę obowiązujących policjantów wytycznych wystosowało Chrześcijańskie Centrum Prawne. Uznało ono za niedopuszczalne, by zatrzymano kogoś za głoszenie, że akt homoseksualny jest grzechem.

– Jak powszechnie wiadomo, jest to stanowisko przyjęte przez większość Kościołów Zjednoczonego Królestwa. Mam nadzieję, że się zgadzamy, iż głoszenie etyki seksualnej opartej na Ewangelii nie jest łamaniem prawa – mówi Andrea Minichiello Williams, dyrektor Centrum.

Zwraca uwagę, że bezprawne było nie tylko zatrzymanie Miano, ale także postępowanie z nim. Oficer pytał go o osobiste poglądy religijne, a tego wprost zakazuje Europejska Konwencja Praw Człowieka.

W Wielkiej Brytanii działalność ulicznych kaznodziejów ma długą tradycję, należącą do dziedzictwa kultury duchowej kraju. Aktywność tego rodzaju zrodziła się w XVIII wieku w związku z tzw. wielkimi przebudzeniami, kiedy to do wspólnot Kościołów protestanckich przenikały nowinki teologiczne i często powstawały nowe grupy wyznaniowe. Ulicznymi kaznodziejami byli George Whitefield czy John Wesley (założyciel metodystów).

Te nazwiska zna na Wyspach każdy posiadający najbardziej ogólne wykształcenie. Mają muzea i ulice. Dziś jednak na tych ulicach ich następcy nie mogą głosić dokładnie tej samej nauki. Jakoś toleruje się ogólne nawoływanie do nawrócenia, modlitwy i czytania Biblii, ale już cytowanie tejże Biblii w wersetach mówiących o tym, z czego się nawrócić, może narazić na kłopoty.

Obecnie najwięcej ulicznych głosicieli należy do nurtu chrześcijaństwa ewangelikalnego, kładącego nacisk na świadome nawrócenie (nowe narodzenie), odpuszczenie grzechów przez wiarę, osobistą relację z Bogiem, lekturę Pisma Świętego (interpretowanego często dosłownie) oraz silną wiarę w łaskę i bezpośrednie działanie Ducha Świętego. Unikają złożonych teologicznych spekulacji, natomiast w kwestiach moralnych są często bardzo blisko nauczania katolickiego.

Nic dziwnego, że ulicznych protestanckich głosicieli bronią także katolicy. James Bogle, prawnik stojący na czele Związku Katolickiego Wielkiej Brytanii (organizacja podobna do Akcji Katolickiej), zwraca uwagę, że zatrzymania kaznodziejów to głębszy problem, dotyczący praworządności i wolności obywatelskich.

– Szczególna ochrona homoseksualizmu na wszelkich poziomach władzy – od parlamentu do policji – chwieje całym systemem obrony praw człowieka. Dlaczego takiej wyjątkowej ochrony nie mają na przykład obrońcy życia? Albo ewangelikalni kaznodzieje? – pyta Bogle.

Jak zauważa, skutkiem nierównowagi ochrony praw jest sytuacja, w której pod pozorem ochrony równości obywateli następuje dyskryminacja, a prawo staje się stronnicze. – Gdy nieostrożnie ingeruje się w naturę praw człowieka, pojawia się niedopuszczalna dowolność w ocenie poszczególnych sędziów czy policjantów, a także podatność na naciski – dodaje.

Piotr Falkowski

za:www.naszdziennik.pl