Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Radiowa Jedynka, czyli „dzień kundelka”

Rządzący i popierające ich grupy uprzywilejowane rozumieją, że jedynie utrzymywanie Polaków w bierności i w głupocie zapewnia im władzę. Podejmują jawne działania, by ów stan zapewnić.

PRL – jak wiemy – nie mógłby istnieć bez odwoływania się do przemocy, bez nieustannej groźby jej użycia. Ale po 1956 r. stosowano ją selektywnie, często w sposób ukryty i rzadko na masową skalę. Klęska komunistów w grudniu 1981 r. polegała na tym, że Jaruzelski i Kiszczak musieli odwołać się do nagiej siły, pokazując, że bez niej nie mogą rządzić, że polskie społeczeństwo ich odrzuca. Latami PRL wspierał się także na dwóch innych filarach zapewniających jego względną stabilność – na niewiedzy obywateli oraz na ich pasywności, sprowadzeniu ich do tego rodzaju egzystencji, którą znany polski socjolog Adam Podgórecki nazwał „przyziemnym trwaniem”. Tylko izolowanie od świata, pozbawienie rzetelnych informacji i systematyczne ogłupianie sprawiało, że obywatele PRL mogli – a takich było wcale niemało – wierzyć w realny socjalizm, sądzić, że żyją w dobrobycie, że PRL jest państwem demokratycznym i praworządnym – choć była to demokracja i praworządność „socjalistyczna” – że Polska należy do 10 najbardziej rozwiniętych krajów świata. I tylko ktoś, kto nie miał pojęcia o filozofii czy socjologii, mógł wierzyć w tak prymitywną doktrynę jak marksizm-leninizm w wersji sowieckiej.

Bierność i głupota

III RP miała opierać się na innych zasadach. Po 1989 r. miały rozwijać się wolne media, które kontrolowałyby władze państwowe, a także stały na straży zasad konstytucyjnych i wolności obywatelskich. Wolne media miały wyposażać Polaków w wiedzę o świecie i kraju, tak by mogli oni podejmować świadome decyzje polityczne. Miało powstać społeczeństwo polityczne i obywatelskie – Polacy mieli się zrzeszać w niezależne stowarzyszenia i organizacje, być aktywnymi obywatelami, debatować i działać na rzecz dobra wspólnego. Rzeczywistość szybko okazała się inna, ale w sferze deklaracji te szczytne cele pozostały.

W epoce Tuska znaleźliśmy się w zupełnie nowej fazie. Dzisiaj rządzący i popierające ich grupy uprzywilejowane rozumieją, że jedynie utrzymywanie Polaków w bierności i głupocie zapewnia im władzę. Podejmują jawne działania, by ów stan zapewnić. Zaczęło się już w roku 2007 osławioną kampanią „Zabierz babci dowód”, w której chodziło o pozbawienie części uprawnionych do głosowania – ludzi starszych – prawa udziału w wyborach. W każdym rzeczywiście praworządnym i demokratycznym kraju tego rodzaju hasło byłoby uznane za kompromitujące, a nawet karalne. W Polsce „oświeceni” przyjęli je z zachwytem.

Zawieszona demokracja

Potem było coraz gorzej. Otwarcie głoszony pogląd, że nie można dopuścić do tego, by największa partia opozycyjna mogła kiedykolwiek przejąć rządy, jest w gruncie rzeczy stwierdzeniem, że demokracja parlamentarna zostaje zawieszona.

Niedawno znowu mieliśmy do czynienia z sytuacją pogwałcenia zasad demokratycznej kultury politycznej, kiedy to premier wzywał do nieuczestniczenia w warszawskim referendum, znajdując w tym apelu wsparcie także u prezydenta RP. Oczywiście wiemy, że w najbliższych wyborach taktyka się zmieni. PO będzie zależało na podniesieniu frekwencji. Ale nie miejmy złudzeń – będzie jej chodziło tylko o jednorazowe oddanie głosu, nie o uczestnictwo obywateli w procesach politycznych.

Instrumentalne, cyniczne traktowanie zasad i reguł przez rządzących widać dziś na każdym kroku. Są one naginane do potrzeb bieżących. Gdy władzy przeszkadzają związki zawodowe, straszy zmianą ustawy związkowej. Gdy nie może poradzić sobie z opozycją, zamierza pozbawić ją środków finansowych. Gdy podważone zostają tezy kłamliwego raportu komisji Millera, zaczyna się atak na prawo posłów do powoływania zespołów parlamentarnych. Niedługo można się spodziewać manipulacji ordynacją wyborczą.

Misja publiczna


Utrzymywanie Polaków w bierności i głupocie nie byłoby możliwe bez współpracy zaprzyjaźnionych mediów. Media drugiego obiegu, choć przełamują monopol informacyjny, nie mogą skutecznie zapobiec tej tendencji, gdyż mają małe szanse dotrzeć do lemingowatej części społeczeństwa. Jest na przykład rzeczą uderzającą, że Polskie Radio nie ma ani jednego całodobowego programu informacyjnego. Kto szuka informacji i komentarzy, jest skazany na TOK FM, rozgłośnię skrajnie tendencyjną, z osławionymi piątkowymi seansami nienawiści. Jest także Radio Maryja, które mimo coraz lepszego serwisu informacyjnego ma jednak inną, religijną misję. Jest internetowe Radio Wnet. W internecie bez przeszkód i zakłóceń można też słuchać zagranicznych rozgłośni – NPR, BBC, Deutschlandfunk itd. Kto jednak nie ma dostępu do komputera lub nie zna na tyle żadnego języka, by swobodnie odbierać przekaz, ten skazany jest na coraz bardziej żenującą ofertę polskiego radia publicznego lub na rozgłośnie komercyjne.

Znalazłem się w tej nieszczęsnej sytuacji, gdy niedawno jechałem samochodem z Krakowa do Bremy. Włączyłem odbiornik na Jedynkę. Zero istotnych informacji – poza pogodą. Gdy zaczęła się audycja prowadzona przez jednego z dziennikarzy, reżimowego pałkarza, musiałem wyłączyć. Na szczęście, gdy przekroczyłem granicę, mogłem odbierać Deutschlandfunk. Akurat omawiano dzieło teoretyka mediów Friedricha Kittlera. Był to w zasadzie bardzo dobry esej na temat tego, co się działo w filozofii europejskiej od końca lat osiemdziesiątych. Czy coś podobnego byłoby możliwe w Jedynce? Któż miałby tego dokonać? Potem audycja o nowym wydaniu dzieł zbiorowych Georga Büchnera, następnie blok informacyjny itd. W Deutschlandfunk wiadomości są podawane co godzinę, rano i wieczorem co pół godziny. W czasie dnia cztery długie bloki informacyjne z dogłębnymi komentarzami i analizami. Oprócz tego recenzje z najnowszych publikacji książkowych, wiadomości kulturalne, wiadomości o badaniach naukowych itd., reportaże.

Gole Lewandowskiego


W Jedynce zaś królują konkursiki dla półanalfabetów, muzyczka umpa-umpa (muzyka klasyczna została wygnana do Dwójki), rzekomo zabawne dialogi między prowadzącymi. Audycje polityczne to głównie wywiady z politykami, układne z politykami rządzącej koalicji i agresywne z politykami z PiS, oraz dyskusje przeradzające się w pyskówki, niemające prawie żadnych wartości informacyjnych, służące natomiast podżeganiu słuchaczy przeciw opozycji. O świecie zewnętrznym niewiele można się dowiedzieć – chyba że zdarzy się jakaś katastrofa przyrodnicza lub jakiś skandal pedofilski, który da się przypisać duchownym. Można natomiast dowiedzieć się, że np. w Polsce odbywa się właśnie „dzień kundelka” itd. W gruncie rzeczy jedynymi w miarę dokładnymi i szczegółowymi wiadomościami z Europy i świata przekazywanymi Polakom przez media głównego nurtu są wiadomości sportowe. Udało się przekonać mieszkańców III RP, że to, ile goli strzelił Lewandowski w ostatnim meczu Borussii Dortmund, jest ważniejsze od tego, co naprawdę dzieje się w Waszyngtonie, Berlinie, Paryżu, Pekinie, Brukseli – i w Polsce.

Także w innych krajach nie brakuje chłamu w eterze. Jeśli ktoś chce tego słuchać, jego sprawa. Ale radio publiczne – szczególnie jego pierwszy program – ma jasno określone zadania i obowiązki. Jedynka powinna stać się całodobowym programem informacyjnym, z poważnymi komentarzami i analizami, z recenzjami książek, filmów, koncertów, z wiadomościami z dziedziny polityki, kultury i nauki.

Wstrząsający poziom

Oczywiście nie ma powodu, by idealizować media zagraniczne, zwłaszcza niemieckie. W Deutschlandfunk nie znajdziemy prawie wyważonych doniesień z Polski, które w sposób obiektywny przedstawiałby argumenty strony opozycyjnej lub głębiej analizowały polskie problemy. Dawny korespondent warszawski Ludgar Kazmierczak z powodzeniem mógłby zatrudnić się w TVN. Obecna korespondentka tego radia Sabine Adler, po obiecującym początku, szybko dostosowała się do obowiązującej linii politycznej. Można jednak powiedzieć, że niemieckie media działają zgodnie z niemieckim rozumieniem świata i niemieckimi interesami w Polsce. Dlatego nigdy nie zabraknie w nich analiz polskiego antysemityzmu, ostrzeżeń przed „populizmem” i polskim nacjonalizmem, ataków na polski Kościół. Ale w czyim interesie działają polskie media?

Także w rozgłośniach radia publicznego w Europie Zachodniej lub w USA przeważają dziennikarze o liberalnych lub lewicowych poglądach. Nie w tym rzecz. Chodzi o to, czy przestrzega się elementarnych zasad, na przykład oddzielenia informacji od komentarza, na przykład traktowania fair i z szacunkiem rozmówców, niezależnie od tego, jaką partię czy jakie poglądy reprezentują. Chodzi też o to, czy dziennikarze w ogóle zdolni są do samodzielnego, kompetentnego, pogłębionego, rzeczowego, analitycznego komentarza.

Słuchając Jedynki, można nie tylko odnieść wrażenie, że słuchaczy traktuje się jak ludzi o potrzebach duchowych fornala, ale też takie, że większość prowadzących od lat nie miała żadnej książki w ręku. Chodzi zatem o drastyczną, wstrząsającą różnicę w poziomie. Ta różnica między Deutschlandfunk a Jedynką Polskiego Radia jest mniej więcej taka, jak kiedyś między dziełami Jerzego J. Wiatra czy Jarosława Ładosza a Jean Paula Sartre’a czy Jürgena Habermasa.

Myśląc o Polsce

Dlaczego to nie przeszkadza tym, którzy mienią się polską elitą lub polską inteligencją? Zastanawiałem się nad tym w niedzielę rano, słuchając w Deutschlandfunk nadawanej od paru lat audycji zatytułowanej „Denke ich an Deutschland” („Myśląc o Niemczech”), w której wybitne postaci życia publicznego mówią o swoim stosunku do Niemiec i niemieckości. Mówią czasami poważnie, czasami ironicznie, czasami krytycznie, czasami sławiąc niemieckie powojenne osiągnięcia. Mówią różnie, ale zawsze ciepło, z uczuciem. Trudno sobie wyobrazić taką audycję w Jedynce. Trudno sobie wyobrazić, by tak ciepło o Polsce, o zwykłych Polakach i o polskości mówili przedstawiciele naszego establishmentu. To dlatego im nie przeszkadza – a wręcz pomaga – ów dramatycznie niski poziom, na jakim usiłują utrzymać polskie społeczeństwo. Im będziemy głupsi, im mniej zainteresowani polityką, im mniej będziemy wiedzieli o świecie, im będziemy prymitywniejsi i wulgarniejsi, tym dłużej będą nami rządzili, tym dłużej będą nad nami panowali.

Zdzisław Krasnodębski

za:niezalezna.pl/47719-radiowa-jedynka-czyli-dzien-kundelka

Copyright © 2017. All Rights Reserved.