Antypolski biznes się kręci



„Pokłosie” od dziś w kinach w USA. Świetne recenzje. „Oszałamia”, „odważny”, „wyjątkowy” - takie nagłówki odczytujemy na portalu Gazeta.pl, czyli na internetowej głowie „Wyborczej” hydry.

O kiepskim artystycznie filmie „Pokłosie” czytamy w Gazeta.pl, że Amerykanie są nim zachwyceni! Spływają nań ponoć same najlepsze recenzje, typu: „oszałamia”, „odważny”, „wyjątkowy”.

O, tak! Ten film „oszałamia”, zgoda, ale miernotą. Jest „odważny”, zgadza się, ale w szerzeniu półprawd o Polakach. Niezwykle „wyjątkowy”, jak najbardziej, ale marną grą aktorów i wszechogarniającą kiczowatością, od scenariusza, po zdjęcia, fabułę, muzykę, scenografię.

Jest to jeden z najsłabszych filmów wyprodukowanych w Polsce, jakie w ostatnim czasie oglądałem. A dodam, że oglądam sporo filmów, w tym polskich.

Po godzinie męczenia się tym słabiutkim obrazkiem uznałem, że wystarczy już psucia sobie oczu, ale wtedy pomyślałem, że jeśli nie dotrwam do końca, nie będę mógł powiedzieć ani słowa o tym „przełomowym” wydarzeniu w polskim kinie, wielkim „comebacku” Pasikowskiego. Brnąłem dalej i dotrwałem. Wymęczyłem się, ale warto było, gdyż finalna i decydująca scena jest doprawdy tak tandetna, że tylko boki zrywać. Podobne marne zakończenia robi się wyłącznie w filmach klasy B (czyli w tanich produkcjach, amatorskich wykwitach kręconych przez naturszczyków).

Przyznaję, że nie zdążyłem się nawet zbulwersować przekłamaniami historycznymi, rzekomą prowokacją antypolską, ponieważ skupiłem się na swoim poczuciu zażenowania, wstydząc się za aktorów, którzy drewnianymi kwestiami dobijali cały ten słaby produkt.

„Pokłosie” osiąga momentami poziom serialu polskiego typu „Ranczo”, wszystko się kręci wokół jakiejś szybko rozszyfrowanej tajemnicy, ciągniętej bez ładu i składu. Niby to w trakcie rozwoju wydarzeń nastrój grozy narasta, ale co chwila ktoś musi wszystko popsuć jakimś patetycznym wynurzeniem. Z punktu widzenia wiedzy zdroworozsądkowej ten film jest nielogiczny.

Nawet nie możesz się wczuć w fabułę, nie wierzysz w nic z tego, co obserwujesz, jesteś coraz bardziej zdziwiony. Ani opowiadana historia, ani gra aktorów cię nie przekonują, tak amatorsko kuśtykają w kadrze chyba głównie naturszczycy.

Reżyser nie daje widzowi szans i już w pierwszej scenie wykazuje się kunsztem antylogiki!

Oto ona:

Nasz bohater przyjeżdża do małej miejscowości PKS-em. Wysiada. Jest dzień, jasno, powiedzmy godzina 14.00. Ma ze sobą walizkę. Idzie piechotą wzdłuż lasu. Nagle słyszy jakieś trzaski gałęzi. Zatrzymuje się. Znów rusza. Znów jakieś trzaski. Zatrzymuje się. Stawia walizkę na drodze. Wchodzi w las. Idzie, idzie, potem uderza się w głowę o konar. Upada. Trzeźwieje. Wychodzi z lasu. Jest już ciemno. Walizki nie ma przy drodze. Nadjeżdża samochód policyjny. Odbywa się pierwsza rozmowa z policjantem, ona uchyla nam rąbek tajemnicy, kim jest ten, nie wiadomo po co wchodzący do lasu i naiwnie zostawiający swój bagaż przy drodze, człowiek.

Tego naprawdę nie da się oglądać.

W USA dobrze o tym wiedzą. W Polsce dobrze o tym wiedzą.

Sprawa ma oczywiście drugie dno. Dziś, żeby zarobić, zasłynąć, zrobić szum, zaistnieć, trzeba dokonać ordynarnego donosu na Polskę. Zwykły już nie wystarczy.

Trzeba w swoim przekazie zohydzić Ojczyznę, więc ZAGRANICA na pewno doceni.

Dotyczy to książek, reportaży, artykułów, badań quasi-naukowych, filmów, obrazów, sztuk teatralnych, robionych - można powiedzieć - na nieformalne (lub formalne) zlecenie.

Pseudoartyści nie muszą się przy tym zanadto wysilać. Kicz przejdzie, zarobi na siebie, lecz pod warunkiem, że podepcze i znieważy w swym przekazie symbol, najlepiej religijny lub narodowy, jakąś wartość, najlepiej chrześcijańską lub patriotyczną, upokorzy, zakłamie polską historię, przedstawi Polaków jako hołotę, żulnię, antysemitów, morderców, oprawców, zdrajców, sprzedawczyków…

Byznes się kręci, a uprawiający swój antypolski kicz quasi-artyści to dzisiaj byznesmeni.

dr Tomasz M. Korczyński


za:www.naszdziennik.pl/polska-kraj/58495,antypolski-biznes-sie-kreci.html