Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Trzykrotne dementi

Od kilku tygodni politycy partii Palikota, PO, SLD i media atakują Antoniego Macierewicza i twórców Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Kampania ma przygotować grunt do powołania komisji śledczej w sprawie WSI. Teksty prasowe, jakie się na ten temat ukazują, co rusz podają nieprawdziwe informacje.

Wczoraj warszawska prokuratura okręgowa została zmuszona do sprostowania informacji podanych w czołówkowym tekście „Gazety Wyborczej” autorstwa Wojciecha Czuchnowskiego i Pawła Wrońskiego pt. „Wędrujące dane polskich agentów”. Chodzi o rzekome śledztwa dotyczące wykradnięcia bazy danych w 2007 roku. Trzy dni temu ta sama gazeta pisała o audycie w SKW, którego nie było. W grudniu rozpętano histerię wokół tłumaczenia raportu z likwidacji WSI na język rosyjski – Macierewicz miał przekazać Rosjanom tajne informacje, zanim raport został opublikowany po polsku. Jak się okazało, histeria oparta była na kompletnych przekłamaniach, które wyjaśniać musieli sama SKW i szef MON.

Kampania medialna ma oczywiście dowieść szkód, jakie likwidacja WSI rzekomo wyrządziła interesom państwa, i braku profesjonalizmu ludzi ją przeprowadzających. Wczoraj „GW” poinformowała o rzekomym nielegalnym skopiowaniu komputerowej bazy danych, jakiego pracownicy SKW mieli się dopuścić w październiku 2007 roku. Miała być ona przechowywana na dwóch specjalnie zabezpieczonych komputerach, które znajdowały się w oddzielnych pomieszczeniach. W jednym były kryptonimy agentów i operacji, w drugim ich prawdziwe nazwiska i opisy konkretnych działań. Tylko specjalny i jednoczesny dostęp do obydwu baz danych miał zapewnić możliwość ich skopiowania przy jednoczesnej zgodzie przełożonego. Dane miały zostać wyniesione przy okazji zbierania informacji na potrzeby Komisji Weryfikacyjnej WSI.

Gazeta napisała, że śledztwo w tej sprawie umorzono rok temu z powodu „niskiej szkodliwości czynu”, choć potwierdzono, że doszło do skopiowania danych. Śledczy ocenili jednak, że nie wyciekły poza Komisję Weryfikacyjną. Na tę decyzję kontrwywiad złożył zażalenie i sąd nakazał dalsze prowadzenie postępowania. Wczoraj Prokuratura Okręgowa w Warszawie wystosowała sprostowanie.


– Postępowanie umorzyliśmy. Ale na innej podstawie niż napisała „Gazeta Wyborcza” i w innym roku. Sąd również tego postanowienia nie uchylił. Do meritum w tej sprawie się nie odnosiliśmy, bo jest ono niejawne, ale dane opublikowane w tym tekście były nierzetelne –tłumaczy „Naszemu Dziennikowi” rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej prokurator Przemysław Nowak.

Jak się okazuje, w toku śledztwa zarzuty przestępstwa przekroczenia uprawnień i działania na szkodę interesu publicznego przedstawiono latem i jesienią 2011 r. pięciu funkcjonariuszom SKW. Natomiast w czerwcu 2012 r. śledztwo umorzono przeciw wszystkim podejrzanym ze względu na brak znamion czynów zabronionych. Ostatecznie 28 marca warszawski sąd rejonowy rozpatrzy zażalenie SKW na tę decyzję.

– To odgrzewana sprawa, która pojawiła się w „GW” już w 2008 roku. Na potrzeby nagonki na Antoniego Macierewicza powiela ona stare zarzuty sprzed 6 lat. Najistotniejsza okoliczność, jaka zaszła od tego czasu, to decyzja prokuratury, która umorzyła postępowanie w związku z opisywanym przez „GW” doniesieniem płk. Reszki. Więcej, nieprawdą jest również informacja o wznowieniu tego śledztwa, co potwierdziła w swoim komunikacie prokuratura, zadając tym samym kłam twierdzeniom dziennikarzy „GW”. Podkreślić przy tym należy, że zgodnie z ustaleniami śledczych kartoteka operacyjna SKW nie była wynoszona poza pierwszą strefę bezpieczeństwa, a więc poza specjalnie zabezpieczone pomieszczenia, gdzie przechowywane są ściśle tajne informacje. Umorzenie tego wątku jest już prawomocnie zakończone i nie potwierdza rewelacji „GW” – tłumaczy Maciej Lew-Mirski, współtwórca SKW, członek komisji weryfikacyjnej ds. WSI.

Podobnie Lew-Mirski komentuje informacje na temat rzekomego audytu, który koordynator ds. służb specjalnych minister Zbigniew Wassermann miał zlecić w sprawie likwidacji WSI i powołania SKW.

– Ten dokument nigdy nie powstał i nikt nie zlecał żadnego audytu. Nigdy nie prowadzono w tej sprawie żadnych czynności kontrolnych. Jeśli kiedykolwiek powstałby taki dokument, to nie mógłby on być jawny, jak ma to miejsce w przypadku opisywanym przez „GW”. Natomiast dokument, o którym pisze „Wyborcza”, prawdopodobnie powstał na podstawie donosów, jakie do ministra Wassermanna kierowali anonimowo sfrustrowani żołnierze i tajni współpracownicy WSI. Nazwanie takie dokumentu audytem koordynatora ds. służb specjalnych jest nadużyciem mającym na celu wprowadzenie w błąd opinii publicznej. Świadczy o tym także fakt, iż gazeta nie opublikowała tego „raportu” ani nie ujawniła jego autora – mówi Lew-Mirski.

W jego ocenie, za kampanią, która trwa od kilku tygodni, stoją ludzie dążący do rehabilitacji WSI, a zarazem publicznej dyskredytacji ich likwidatorów.


– Poprzedza ona głosowanie nad powołaniem sejmowej komisji śledczej ds. likwidacji WSI, a więc musi być traktowana jako próba wymuszenia na klubie PO poparcia tego pomysłu. Tymczasem wiemy, że zarówno premier Tusk, jak i minister obrony Tomasz Siemoniak są przeciwni temu pomysłowi –komentuje Lew-Mirski. Jak tłumaczy, ataki, których jesteśmy świadkami, skupiają w sobie interesy kilku środowisk. Poza byłymi oficerami WSI są to politycy Twojego Ruchu, który traci poparcie i nie ma szans na wejście do Sejmu, a także Platformy Obywatelskiej, która obawia się działalności Antoniego Macierewicza jako przewodniczącego zespołu parlamentarnego ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. – Do tego dochodzi ciągle niespełnione marzenie Bronisława Komorowskiego, aby dokonać reaktywacji WSI – dodaje prawnik.

Maciej Walaszczyk

za:www.naszdziennik.pl/polska-kraj/66829,trzykrotne-dementi.html

***

Dlaczego zlikwidowano WSI


Od kilku tygodni opinia publiczna zarzucana jest informacjami na temat rzekomych przestępstw, które miał popełnić Antoni Macierewicz w czasie weryfikacji żołnierzy Wojskowych Służb Informacyjnych. Media oskarżały przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej o kolejne niegodziwości, łącznie ze „zdradą stanu”. Partia Janusza Palikota zaproponowała nawet powołanie sejmowej komisji śledczej, projekt poparł SLD. Obserwując te niespokojne harce obrońców WSI, można odnieść wrażenie, że czas cofnął się o kilkanaście lat, prawie do lat PRL.

WSI nigdy nie miały dobrej marki, nawet w środowisku obecnych obrońców. Były one wielokrotnie oskarżane o liczne nieprawidłowości, złą pracę, zaniechania w ochronie bezpieczeństwa państwa. Wystarczy przypomnieć sejmową dyskusję z 2003 roku, kiedy posłowie omawiali ustawę dotyczącą tej służby.

Nawet dla PO: „haniebne, szkodliwe i zdradzieckie”


W trakcie debaty padały pod adresem WSI najcięższe oskarżenia. W dodatku nie formułowali ich jedynie posłowie PiS i ROP, ale również parlamentarzyści Platformy Obywatelskiej.

Nieżyjący już poseł Konstanty Miodowicz wprost mówił o infiltracji kadry WSI i sugerował zdradę: „Służby wojskowe III Rzeczypospolitej okazały się podatne na zmasowaną infiltrację kadry przez obce, w tym wrogie służby wywiadowcze. Niektóre przypadki ilustrujące ten stan rzeczy bulwersują i napawają lękiem. Wśród przestępstw wobec Rzeczypospolitej Polskiej niełatwo wyobrazić sobie bardziej haniebne, szkodliwe i zdradzieckie”.

Miodowicz wskazał również na liczne nieprawidłowości w pracy WSI. Według parlamentarzysty PO nieprawidłowości dotyczyły np. „kryminalizacji części kadry oficerskiej”, procederu nielegalnego handlu bronią, wprowadzania w błąd cywilnych przełożonych – w tym również premiera i prezydenta, dezinformowania innych służb operacyjno-informacyjnych. Natomiast Jan Olszewski przypomniał wtedy, że szczytowym wykwitem działalności wojskowych służb specjalnych była instytucja Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Antoni Macierewicz pytał: „Dlaczego wobec służby, która zapisała się w dziejach Polaków, narodu i państwa polskiego chyba najgorzej ze wszystkich służb sowieckich, nie podjęto żadnego zabezpieczenia, by sowiecka agentura i ludzie, którzy są odpowiedzialni za nieszczęścia Polski, nie pełnili dalej wysokich funkcji w Wojskowych Służbach Informacyjnych niepodległego państwa polskiego?”.

Warto również przypomnieć, że o konieczności przeprowadzenia zmian w WSI mówili także inni posłowie PO – Paweł Graś i Jan Rokita. W zasadzie jedynym konsekwentnym i jawnym obrońcą WSI był SLD, i to głównie część związana z urzędującym wtedy prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. Ówczesnym szefem tych służb był Marek Dukaczewski, który przed objęciem tej funkcji był wiceszefem prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Podporządkowani Moskwie

WSI zasłużyły na taką opinię, chociaż powstały w 1991 roku, to przez lata III RP nie przeszły gruntownej zmiany, a kadra żołnierska, która jeszcze w latach 80. walczyła z zagrożeniem NATO, kończyła kursy w Moskwie, ścigała solidarnościową opozycję i ograniczała wpływy „reakcyjnego” Kościoła katolickiego w środowiskach wojskowych, mogła bez przeszkód przejść do nowej struktury – WSI. Ta nowa służba utworzona została z komunistycznego wywiadu i kontrwywiadu wojskowego. W czasach PRL pion kontrwywiadu, funkcjonujący w ramach Wojskowej Służby Wewnętrznej, oraz pion wywiadu, czy Zarząd II Sztabu Generalnego Ludowego Wojska Polskiego, były ściśle związane z sowieckimi służbami. Żołnierze wywiadu wojskowego PRL realizowali zadania na rzecz Moskwy. Kończyli sowieckie kursy. Jednym z nich był także Marek Dukaczewski, choć sam tłumaczył, że było to tylko „dwumiesięczne seminarium”.

Przy WSW funkcjonowali oficjalni rezydenci KGB. Mogli oni swobodnie kontaktować się ze wszystkimi oficerami WSW. Taka sytuacja sprzyjała pozyskiwaniu przez KGB i inne sowieckie służby współpracowników z grona oficerów WSW i zwykłej kadry wojskowej. WSW miała ograniczone możliwości, była odpowiedzialna za ochronę jednostek LWP. W czasach PRL za współpracę z sowieckimi służbami specjalnymi nie groziły żadne sankcje, wręcz przeciwnie. Dobre kontakty z „radzieckimi” mogły przyspieszyć karierę każdego oficera. Rezydentura KGB funkcjonowała do stycznia 1990 roku, czyli jeszcze w okresie funkcjonowania rządu Tadeusza Mazowieckiego. Ostatnim sowieckim rezydentem był gen. Aleksander Fomin. Za czasów ostatniego szefa WSW – gen. Edmunda Buły wiele akt WSW zostało zmikrofilmowanych i przekazanych KGB.

Część oficerów, którzy po 1990 roku znaleźli się w WSI, przeszło szkolenie w moskiewskiej akademii KGB i na kursach GRU. Warto podkreślić, że ta wiedza nie była tajemnicą dla nowych elit politycznych III RP. Informacje o ścisłej współpracy elity WSI z sowieckimi służbami specjalnymi pojawiły się już na początku lat 90. w raporcie komisji Janusza Okrzesika, która badała działalność WSW w czasach PRL. Jeszcze w 2006 roku w WSI służyli żołnierze, którzy przeszli takie szkolenie. Prawdziwym skandalem III RP było to, że przez lata nie podjęto decyzji o odsunięciu ich od wpływu na bezpieczeństwo państwa.

Wpływy w wojsku, finansach i mediach


Jedynym wyjątkiem był rząd premiera Jana Olszewskiego, który podjął pierwszą próbę zlikwidowania imperium WSI. Wprawdzie była to próba nieudana, ujawniła siłę tej struktury. Sam premier Olszewski w późniejszym wywiadzie mówił: „Jeżeli chcemy mieć pełną władzę nad naszymi służbami specjalnymi, to musimy mieć pewność, że kierownictwo tych służb gwarantuje lojalność”. Wskazał również, że służbami tymi dowodzili ludzie „szczególnego zaufania” ze strony Moskwy: „Kreml bardzo starannie dobierał ludzi do tych służb. Po puczu Janajewa okazało się, że właśnie w strukturze WSI są bardzo słabe punkty”.

Ministrowie premiera Olszewskiego wskazywali, że „w wojsku istnieje niejawna postkomunistyczna struktura, mająca zasoby finansowe i wpływy w prasie”.

Ta ocena z początku lat 90. została potwierdzona kolejnymi aferami, skandalami. O kolejnych nieprawidłowościach wokół WSI było głośno przez dwie dekady, informowali o nich opozycyjni posłowie i media: nielegalny handel bronią, afera tuszowania sprawy Oleksego, nieprzekazanie do IPN niektórych archiwaliów, afera paliwowa i Orlenu, afera FOZZ czy w końcu wpływ na życie polityczne. Jednak pomimo takiej wiedzy kolejne rządy, aż do 2006 roku, nie zdecydowały się naruszyć wpływów imperium WSI. Dlatego decyzja o likwidacji WSI była konsekwencją festiwalu kolejnych skandali wokół tej służby.

Zamiast szukać szpiegów, inwigilowali opozycję

Warto również wskazać, że WSI odnosiły bardzo mizerne efekty w pracy kontrwywiadowczej. To Urząd Ochrony Państwa aresztował w 1999 roku siatkę emerytowanych oficerów wojskowych służb specjalnych, których oskarżano o szpiegostwo na rzecz Związku Sowieckiego i Rosji. Główny podejrzany ukończył w latach 80. kurs w Moskwie, zarzucono mu przekazywanie Rosjanom tajnych dokumentów. O skali tego zjawiska świadczy fakt, że zatrzymano byłego szefa placówki kontrwywiadu WSW i WSI w Łodzi, również pozostali aresztowani oficerowie należeli do elity wojskowych służb specjalnych. Były to więc osoby ze ścisłego kierownictwa tych służb.

Z drugiej strony WSI zajmowały się z wielką werwą inwigilacją dziennikarzy i posłów opozycji, zwłaszcza tych postulujących reformę służb wojskowych. Już w latach 90. niektóre media sygnalizowały ten problem. Jednak dopiero raport Antoniego Macierewicza z weryfikacji WSI ujawnił dokumenty z tych operacji. Udowodnił, że wojskowe służby specjalne przekroczyły swoje uprawnienia i inwigilowały swoich przeciwników politycznych. „Wiodącym” podejrzanym był Józef Szaniawski, który opublikował cykl artykułów na temat katastrofalnej sytuacji w wojskowych służbach specjalnych. WSI wobec autorów tych publikacji podjęły wiele działań operacyjnych. Mimo że był to rok 1992, to oficer WSI uzasadniał podjęcie tych czynności językiem czasów PRL: „Artykuły o WSI zamieszczane w czasopismach mają wspólne cele, a mianowicie: ukazanie WSI jako organizacji skompromitowanej, nomenklaturowej, zdradzieckiej, niesłużącej interesom Polski; lansowanie opinii, że WSI są strukturą niekompletną, zdegenerowaną i niezdolną do działań wywiadowczych i kontrwywiadowczych; wykazanie, że WSI są agendą służb specjalnych byłego Związku Radzieckiego”.

Takich przykładów inwigilacji opozycji z lat 90. jest dużo, choćby operacja „Szpak”, dotycząca Radosława Sikorskiego, który obecnie odnalazł się w chórze obrońców WSI.

Raport Antoniego Macierewicza potwierdził tylko bezhołowie w tej służbie i nieprzecięte związki z Moskwą. Natomiast sytuacja, w której duża część polityków, mediów, urzędników domaga się rozliczenia przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej, dowodzi tylko, że wpływy żołnierzy WSI, pomimo zlikwidowania tej służby, są nadal olbrzymie.

Piotr Bączek


za:www.naszdziennik.pl/mysl/67121,dlaczego-zlikwidowano-wsi.html


***

Przywróćmy WSI

Rozwiązanie WSI było ciosem dla polskich służb. Można wyrazić zdziwienie, że obecna władza nie naprawi tego i nie powoła tej instytucji ponownie.
Okazuje się, że w Polsce najważniejszym problemem jest pozbawienie nas perły w koronie wywiadu i kontrwywiadu czyli Wojskowych Służb Informacyjnych. Od czasu ich rozwiązania czyli od 2006 roku, w tej sferze działania państwa mamy do czynienia z kompletną degrengoladą. Żołnierze w Afganistanie są pozbawieni ochrony. Na innych misjach też muszą sami wypatrywać przez lornetkę czy ktoś im nie zagraża. Czas to wreszcie zmienić. Wspaniali ludzie honoru wywodzący się z peerelowskiego naboru, czyli  jedyni profesjonaliści jacy u nas są,  czekają w gotowości.
A nie tylko czekają. Ruszyli do kontrofensywy. O sprawności ich działania świadczy perfekcyjnie  zorganizowana nagonka na Antoniego Macierewicza. Nie można nie zauważyć, że jest to robota fachowa, a front działania niezwykle szeroki. Przy okazji okazało się, że słynne wtyczki WSI w mediach nadal działają bez zarzutu. Wystarczy skinąć wajchową batutą i medialna orkiestra rżnie jazgotliwą  „Pieśń o dziewiczej WSI i złym smoku Macierewiczu”.
Resortowe dzieci już ochłonęły z chwilowej traumy spowodowanej wiadomą książką i powrócili do codziennej wytężonej pracy.
Kto żyw wyraża dezaprobatę dla działań Antoniego Macierewicza. Od polityków z najwyższych szczebli do osób prywatnych poruszonych do głębi jego niszczycielską działalnością.

Reaktywacja WSI nie stanowi żadnego problemu. Pan prezydent jest przecież jej zdeklarowanym zwolennikiem, a i rząd nie ośmieliłby się mieć cokolwiek przeciwko. Większość w Sejmie gwarantuje, że taką ustawę wprowadzamy na jednym posiedzeniu.

A jakie byłyby korzyści. WSI wzięłoby się niezwłocznie za niezależną prokuraturę, która ośmieliła się wydać kuriozalny wyrok. Umorzyła śledztwo w sprawie likwidatora WSI, twierdząc, że nie był on "funkcjonariuszem publicznym", a chociaż tworząc raport, "przekroczył uprawnienia", nie można mu wytoczyć sprawy, bo nie brał za to pieniędzy. Czy coś takiego równie niedorzecznego.

Poza tym jaki to byłby piękny gest w stosunku do Moskwy. Jej przedstawiciele nie musieliby szukać w Polsce nowych kontaktów, urabiać kolejnych „sprzymierzeńców”, tylko oparliby się na sprawdzonych przez dziesięciolecia kadrach.

Zresztą patrząc na zaangażowanie tak wielu osób, by za wszelką cenę pogrążyć Antoniego Macierewicza, widać Rosja wcale nie musi się martwić, że zabraknie u nas jej gorących popleczników.

Ryszard Makowski


za:www.stefczyk.info/blogi/omnibus-prowizoryczny/przywrocmy-wsi,9733271294#ixzz2sG5Duu2L


Copyright © 2017. All Rights Reserved.