Teatr ROMA kpi z katolików!

Z ogromnym niesmakiem słuchałam piosenek i towarzyszących im inscenizacji o mordowaniu, oddawaniu ciepłego moczu na trupy, o masturbacji, zoofilii, gwałceniu dziewic, wylizywaniu czterech liter Marylin Monroe…

Zawsze uwielbiałam musicale. Jak tylko powstał w Warszawie teatr ROMA w 1999 r. poszłam na przedstawienie. Byłam zachwycona. Potem poszłam na drugie, trzecie, i wkrótce ROMA stała się moim ulubionym teatrem w Warszawie. Choć zazwyczaj czytam opinie na temat różnych przedstawień przed wybraniem się do teatru, przez lata chodziłam do ROMY „w ciemno”. I zawsze wychodziłam mniej lub bardziej zachwycona (częściej bardziej).

Aż do maja 2014 r., kiedy to poszłam na spektakl muzyczny: Sofia de Magico.

Spektakl był przedstawiany na małej sali teatru, a mimo to, jak weszłam na salę, zauważyłam wiele wolnych miejsc. Bardzo mnie to zdziwiło, bo przecież zawsze dużo większa sala była ‘wypchana’ po brzegi, a na bilety czekało się miesiącami. Ale już po kilku utworach wiedziałam dlaczego. Ba, nawet dziwiłam się, że aż tyle miejsc było zajętych. Choć zapewne było tak dlatego, że wiele osób przyszło, tak jak ja, bazując na wcześniejszych – miłych doświadczeniach.

Już po 10 minutach od rozpoczęcia przedstawienia miałam ochotę wyjść. Z każdą minutą ochota opuszczenia spektaklu wzrastała; poziom niesmaku wzrastał z każdą piosenką i towarzyszącą jej inscenizacją. Każda kolejna piosenka była bardziej wulgarna, bardziej niesmaczna… od poprzedniej… Pewnie dlatego, że gdyby na samym początku spektaklu pojawiły się piosenki które pojawiały się pod koniec, byłoby to zbyt dużym szokiem dla większości widowni. A tak spektakl stopniowo tępił wrażliwość wielu siedzących wśród publiczności. Ale mojej nie stępił. I choć chciałam wyjść, to zostałam by – z racji wykształcenia mając socjologiczne ‘zacięcie’ – dokończyć obserwacji, jakie treści postanowił propagować dyrektor teatru, który do niedawna cieszył się moim wielkim szacunkiem, a także – skoro już zapłaciłam za bilety – przynajmniej wiedzieć przed czym ostrzec kolejnych potencjalnych widzów.

Z ogromnym niesmakiem słuchałam piosenek i towarzyszących im inscenizacji o mordowaniu, oddawaniu ciepłego moczu na trupy, o masturbacji, zoofilii, gwałceniu dziewic i ciepłych zwłok, wylizywaniu czterech liter Marylin Monroe… W końcu pojawiły się też piosenki, które już nie tylko obrażały moje poczucie sztuki, smaku, czy gustu, ale także uczucia religijne. Były to piosenki o paleniu na grillu zwłok biskupów i papieży, oddawaniu moczu do chrzcielnic, a przede wszystkim o tym, że Jezus brał środki psychotropowe, ale mu nie pomogły. To ostatnie budzi mój największy sprzeciw.

Nie miałam ze sobą długopisu by zapisywać tematy i treści piosenek, a mój zniesmaczony umysł wielu tego typu treści nie zapamiętał, bo starał się za wszelką cenę pozbyć się takich żałosnych treści. Zapewne więc pominęłam jakieś inne przykłady wulgaryzmów, zboczeń, perwersji, pornograficznych treści i najwyższego rzędu patologii,  do których żaden normalny człowiek by się chyba nie posunął gdyby nie był na jakimś totalnym dnie społecznym czy gdyby nie zażył znacznej ilości jakiś środków halucynogennych czy narkotyków (choć tu nie czuję się ekspertem).

Nie obyło się też bez wątków lesbijsko-gejowskich, które jednak w świetle wielu przedstawianych patologii były najmniej niesmacznymi wątkami w całej sztuce. Swoją drogą, aż mnie dziwi, że dotychczas środowiska homoseksualne nie przeciwstawiły się wystawianiu tej sztuki (choć to obsceniczne widowisko zdecydowanie na miano sztuki nie zasługuje), która przedstawia ową ‘anormalność’  wśród (jako jedną z?) największych ludzkich zboczeń i patologii.

Ciekawi mnie też, czy dyrektor teatru - w dobie powszechnej tolerancji i swobody - równie swobodnie wystawiłby widowisko, gdzie bohaterowie śpiewaliby o oddawaniu moczu na działaczy LGBT a psychotropy braliby bezskutecznie liderzy islamu czy innych religii?

Można by powiedzieć, że to tylko teatralny spektakl, który przedstawiany jest w teatrze; że reżyser nie był twórcą słownictwa i treści (choć był twórcą obscenicznej inscenizacji).

Ale dobór repertuaru właśnie świadczy w dużym stopniu o klasie i poziomie teatru… Dobry teatr nie powinien puszczać sztuk obscenicznych, wulgarnych, obrażających uczucia religijne.

Może dyrektor wyszedł z założenia, że każdy teatr powinien mieć sztuki dla każdego rodzaju publiczności? Kwestia jest co najmniej dyskusyjna, zważywszy że teatr zawsze był raczej ośrodkiem wysokiej kultury i chyba nie powinien promować prymitywnych, żałosnych i pornograficznych widowisk, odnoszących się do najbardziej prymitywnych i niskich instynktów. Ale wówczas dyrektor teatru, reżyser oraz osoby odpowiedzialne za promocję sztuki powinni zadbać o to, by w opisie spektaklu na stronie internetowej teatru czy na ulotce było ostrzeżenie, że nie jest to spektakl dla osób, których gust czy smak, mówiąc delikatnie, jest bardziej wysublimowany, że spektakl ten obraża uczucia osób wierzących i jest przeznaczony dla ludzi którzy lubują się w klimatach obscenicznych, wulgarnych, niesmacznych, sięgających dna człowieczeństwa i wszystkich możliwych patologii.

Na ulotce informacyjnej przedstawienia na samej górze jest za to napis: „Nie ma drugiego takiego przedstawienia w Warszawie”. Oby.

Jest też napisane, że „dyrekcja zastrzega sobie prawo do zmiany repertuaru”. Oby jak najszybciej

za:www.fronda.pl/a/teatr-roma-kpi-z-katolikow,38575.html