Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Oskarżony Popiełuszko. Dziennikarskie oszczerstwa w sprawie ks. Jerzego

Ksiądz Jerzy Popiełuszko znajdował się nie tylko na celowniku funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, ale również peerelowskiej propagandy. I to zarówno za życia, jak i po śmierci – pisze Grzegorz Majchrzak w „Gazecie Polskiej”.

27 października 1984 r. dziennikarze czuwający w kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu wydali oświadczenie w związku z porwaniem księdza Jerzego Popiełuszki. Stwierdzali w nim, że odpowiedzialność spada nie tylko na bezpośrednich sprawców zamachu. Słusznie zauważyli, że do tragedii przyczyniła się „bezkarność wielu podobnych aktów terroru”.

Współwinne media


W tym kontekście wymieniali wciąż niewyjaśnione sprawy, np. napaść na kościół św. Marcina i pobicie działaczy Prymasowskiego Komitetu Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom czy śmierć działacza rolniczej Solidarności Piotra Bartoszcze. Jako współwinnych wskazywali media kontrolowane przez peerelowskie władze. Argumentowali, że „milczenie i zniekształcanie prawdy źle służą społeczeństwu i władzy. Do tragedii księdza Popiełuszki mogłoby nie dojść, gdyby prasa, radio i telewizja domagały się ujawnienia pełnej prawdy o wcześniejszych aktach terroru i przestrzegały przed konsekwencjami przemocy i lekceważenia sprawiedliwości”. Zauważyli także, że „część środków masowego przekazu uprawia nadal propagandę nienawiści, świadomie zniekształca fakty i przemilcza prawdę”. I ostrzegali na przyszłość: „Przestrzegamy przed konsekwencjami propagandy nienawiści – może ona ściągnąć na nasze społeczeństwo nowe nieszczęście, nowe konsekwencje i kolejne zagrożenia”.

Ten apel był w pełni uzasadniony. Po 13 grudnia 1981 r. „oczyszczone” (w wyniku tzw. weryfikacji) przez władze z dziennikarzy sympatyzujących z Solidarnością media stały się kolejnym narzędziem walki z opozycją i osobami z nią związanymi. Jak stwierdzał w swoim raporcie z pierwszego roku stanu wojennego Komitet Helsiński – prasa, radio i telewizja stały się wręcz jednym z elementów systemu represji. Szkalowani przez nie opozycjoniści nie mieli najmniejszej możliwości obrony dobrego imienia.

Nie zmieniło tego oczywiście formalne zniesienie stanu wojennego 22 lipca 1983 r. Dyspozycyjni dziennikarze nadal byli ważnym elementem w walce z przeciwnikami władzy.

Na celowniku władz


Na ich celowniku znajdowali się również księża, zwłaszcza ci sympatyzujący z opozycją i krytykujący łamanie demokratycznych zasad w PRL. Wśród nich znalazł się również ksiądz Jerzy Popiełuszko. W jego przypadku nie mogło być zresztą inaczej. Tym bardziej że los sprawił, iż w sierpniu 1980 r. odprawił on mszę dla strajkujących pracowników Huty Warszawa, a później stał się kapelanem hutników. I nie tylko. To właśnie on odprawiał mszę dla strajkujących studentów Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarnictwa pod koniec 1981 r., a po pacyfikacji ich protestu zaangażował się w pomoc dla nich. Tego zaangażowania nie przerwało wprowadzenie stanu wojennego. Po 13 grudnia wspomagał on prześladowanych i skrzywdzonych, organizował działalność charytatywną, uczestniczył (w charakterze obserwatora) w procesach represjonowanych za protesty po wprowadzeniu stanu wojennego. Jednak ksiądz Jerzy najbardziej naraził się peerelowskim władzom jako pomysłodawca mszy świętych za ojczyznę, które odprawiał od końca lutego 1982 r.

W efekcie funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa prowadzili przeciwko niemu intensywne działania – od 1982 r. w ramach sprawy operacyjnego rozpracowania o kryptonimie „Popiel” przez Wydział IV Komendy Stołecznej Milicji Obywatelskiej. Nie tylko obserwowano jego działalność, ale też próbowano go zastraszyć – dwukrotnie włamano się do jego mieszkania, wrzucono do niego ładunek zapalający, zniszczono mu samochód. Posunięto się też do prowokacji – do mieszkania księdza przy ul. Chłodnej w Warszawie podrzucono materiały wybuchowe…

Jednocześnie władze PRL kierowały do jego kościelnych przełożonych kolejne pisma, w których oskarżały go o nadużywanie wolności sumienia, zarzucały, że jego kazania godzą „w interesy PRL”. Rządzących wspierali oczywiście dyspozycyjni żurnaliści.

Co ciekawe, w kampanię przeciwko księdzu Jerzemu Popiełuszce zaangażowali się nie tylko polscy dziennikarze. 12 września 1984 r. w moskiewskiej „Izwiestii” ukazał się artykuł pod wymownym tytułem „Czy możliwe jest, aby Popiełuszko i podobni mu duchowni mogli zajmować się rozbijacką działalnością polityczną wbrew woli wyższej hierarchii kościelnej”, sygnowany przez Leonida Toporkowa.

Dziwnym zbiegiem okoliczności, 10 dni później Prokuratura Wojewódzka w Warszawie wszczęła przeciwko księdzu śledztwo z artykułu 194 Kodeksu karnego „o nadużywanie w okresie od 1982 roku wolności sumienia i wyznania na szkodę interesów Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej […] przy wykonywaniu obrzędów religijnych”.

Rola Jerzego Urbana


W kraju kluczową rolę w atakach propagandowych na osobę warszawskiego kapelana odgrywał rzecznik prasowy rządu Jerzy Urban. To spod jego pióra (jako „niezależnego publicysty”) wyszły najostrzejsze ataki na ks. Jerzego. To on w znacznej mierze tworzył negatywny wizerunek warszawskiego kapłana, jako rzekomego działacza politycznego. Jego tezy powielali później inni dziennikarze.

To właśnie Jerzy Urban (pod pseudonimem Michał Ostrowski) był autorem artykułu „Garsoniera obywatela Popiełuszki”, zamieszczonego 27 grudnia 1983 r. w „Expressie Wieczornym”. Dzień później przedrukował go organ Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej „Trybuna Ludu”. Został on również odczytany w Programie I i IV Polskiego Radia. W artykule tym Urban pisał o warszawskim kapelanie, że ten jest „postacią tajemniczą, uwikłaną w krętactwa uprawiane nie tylko wobec władz państwowych, lecz także kościelnych przełożonych”. Mieszkanie przy ul. Chłodnej, zakupione przez ks. Popiełuszkę, rzecznik prasowy rządu określił jako konspiracyjne, a kapelanowi przypisał dokonanie oszukańczych manipulacji przy jego nabyciu.

Kwestia tego artykułu została nawet podniesiona w pro memoria zastępcy sekretarza Episkopatu Polski z 6 lutego 1984 r., w którym protestowano przeciwko działaniom mediów wobec ks. Jerzego Popiełuszki. Tekst Urbana został oczywiście uznany za zniesławiający. Na marginesie, po latach, w 1995 r. pisał też o nim w rewizji nadzwyczajnej od postanowienia Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy z 28 sierpnia 1984 r. o umorzeniu śledztwa przeciwko kapłanowi, prokurator generalny. Stwierdzał on m.in.: „Pomijając nawet tak oczywiście dwuznaczny w odniesieniu do osoby księdza tytuł, nie sposób nie odnieść się do zawartych w nim pomówień i oszczerstw”.

Oczywiście nie był to jedyny tekst Urbana poświęcony kapłanowi. 19 września 1983 r., tym razem pod swoim najbardziej znanym pseudonimem Jan Rem, napisał on artykuł „Seanse nienawiści” w czasopiśmie „Tu i Teraz”, w którym stwierdzał m.in.: „W kościele księdza Popiełuszki urządzane są seanse nienawiści”. W tym pełnym insynuacji tekście można też znaleźć następujące stwierdzenia: „Ten mówca ubrany w liturgiczne szaty nie mówi niczego, co byłoby nowe lub ciekawe dla kogokolwiek. Urok wieców, jakie urządza, jest odmiennej natury. Zaspokaja on czysto emocjonalne potrzeby swoich słuchaczy i wyznawców politycznych”.

Jak komentował po latach mecenas Edward Wende (pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych w procesie zabójców ks. Jerzego Popiełuszki): „Piotrowski ujawnił w czasie procesu, że bardzo pilnie wsłuchiwali się w to, co mówi rzecznik prasowy rządu. Traktowali to jako rodzaj przyzwolenia dla swojej działalności przeciwko księżom katolickim w Polsce”. W tym kontekście warto przypomnieć, że swojego podopiecznego (rzecznika prasowego rządu) za te ataki chwalił kilka dni po pogrzebie warszawskiego kapelana jego bezpośredni przełożony (premier) Wojciech Jaruzelski. I w ramach walki z księżmi, uznawanymi przez władze za wrogich, zalecał podwładnym: „Trzeba premiować, popularyzować księży pozytywnych” po to, aby „wygodniej […] potem prać jakiegoś takiego księdza Jancarza czy kogoś innego”. I tak się później działo, również w kontekście zabójstwa ks. Jerzego.

Oskarżony Jerzy Popiełuszko


Proces zabójców ks. Jerzego Popiełuszki, trwający od końca grudnia 1984 r. do początków lutego 1985 r. w Toruniu, stał się okazją do powtórzenia oskarżeń pod jego adresem i szerzej – pod adresem polskiego Kościoła. Wytyczne w tej sprawie przygotowało Biuro Polityczne KC PZPR.

W trakcie rozprawy np. zabójca Grzegorz Piotrowski oskarżał zamordowanego kapłana: „Jestem przekonany […], że ani ja, ani moi koledzy, Pękala i Chmielewski, nie znaleźlibyśmy się tutaj, na ławie oskarżonych, gdyby prawo było prawem dla Jerzego Popiełuszki”.

Piotrowski nie był bynajmniej osamotniony. Wsparł go prokurator Leszek Pietrasiński, który mówił m.in.: „Przyjąć należy, że naruszająca prawo, antypaństwowa, przeciwstawna porozumieniu narodowemu, jątrząca działalność ks. Jerzego Popiełuszki trwała nieprzerwanie od szeregu lat do dnia 19 października 1984 r. Takie są bowiem fakty, którym zaprzeczyć nie sposób”.

Do słów wypowiedzianych przez Pietrasińskiego odniósł się mecenas Wende, który powiedział: „Takiego stwierdzenia oskarżyciela publicznego, które stawiałoby ofiarę zbrodni na równi z jej katem, bez żadnych ku temu podstaw, nie znają chyba kroniki sądownictwa światowego […]. Przedstawiono księdza jako wroga i próbuje się to robić nadal po śmierci”. Wtórował mu inny oskarżyciel posiłkowy Jan Olszewski, który mówił m.in.: „Nie można bowiem stawiać znaku równości między tym, dla którego narzędziem działania było słowo, a tymi, których narzędziem jest pętla i pałka. Takiego zrównania nie przewiduje prawo żadnego współczesnego cywilizowanego kraju”.

Oczywiście ks. Jerzy Popiełuszko (i inni księża, np. Kazimierz Jancarz z Mistrzejowic) byli również przedmiotem ataków prasowych. Przykładem takiego tekstu był artykuł Stanisława Stanucha w „Gazecie Krakowskiej” zatytułowany „Nie ma dla ciebie miejsca”, dotyczący wystawy w parafii św. Maksymiliana Kolbego w Mistrzejowicach, poświęconej zamordowanemu kapelanowi. Spowodował on spory odzew czytelników, a autor upublicznił część kierowanych do niego listów. Pod koniec procesu (w numerze z 31 stycznia 1985 r.) znaleźć można było takie kwiatki: „Zamordowany zapomniał o tolerancji i o starym rzymskim przysłowiu: »Nienawiść wywołuje nienawiść, zaufanie budzi zaufanie« Siejąc nienawiść, zginął od nienawiści”; „Ruszył więc ks. Popiełuszko w Polskę, aby głosić swe nienawistne kazania. Wyposażony w zachodnioniemiecki samochód i kierowcę-ochraniarza czuł się bezpiecznie i w swoim żywiole. Zapomniał tylko o zasadniczej sprawie, że głoszone kazania miały charakter zaciętej walki politycznej – judzenia przeciw władzy, partii i ZSRR, które nie wszystkim mogły w Polsce odpowiadać”.

Kampania trwała dalej…

Ataki na księdza Jerzego Popiełuszkę nie skończyły się wraz ze skazaniem jego zabójców. Doskonałym tego przykładem jest książka Ryszarda Świerkowskiego „Głośno nad trumnami”, opublikowana przez Krajową Agencję Wydawniczą w 1987 r. Jej autor, pisząc o zamordowaniu warszawskiego kapelana, cytował nie tylko kolejne felietony Urbana („Seanse nienawiści” i „Nienawiść”) czy ataki na niego jego morderców przed sądem, ale też stwierdzał: „Przemilcza się, że ksiądz Popiełuszko padł ofiarą zbrodni nie jako duchowny, lecz jako polityczny agitator. Już dawno nie słyszało się, żeby na kogoś czyhano tylko dlatego, że odprawiał mszę; natomiast działacze, owszem bywają narażeni i zbrodnia polityczna jest stara jak ludzkość”.

Publikacja Świerkowskiego nie była jedyna. W tym samym roku w Książce i Wiedzy „Reportaże z beczki prochu” opublikował wspomniany wcześniej Stanisław Stanuch. Pisał on m.in.: „U wielu korespondentów budzi niepokój kwestionowanie przeze mnie »świętości« Zmarłego. Powtarzam więc: nie wiem, czy jazdy po całej Polsce w luksusowym samochodzie (zamiast »posługi religijnej« we własnej parafii), dysponowanie znacznymi kwotami waluty (i to niekoniecznej polskiej), a przede wszystkim wygłaszanie opinii głównie o charakterze politycznym, które cytowałem dosłownie za organizatorami wystawy mistrzejowickiej, świadczą o jakimś szczególnie bogatym życiu religijnym. A może raczej o niezwykle bogatym życiu działacza politycznego? Znam wielu młodych wikarych, ale nie przesiadają się oni z auta do auta – jadąc na przykład do chorego – aby »zmylić« obserwatorów, nie wynajmują zakonspirowanych mieszkań i nie odbywają narad z przedstawicielami opozycji […]. Gdzież więc owa świętość?”.

Na te ostatnie pytanie najlepszej odpowiedzi udzieliło życie. Ks. Jerzy Popiełuszko cztery lata temu został beatyfikowany, w tej chwili trwa jego proces kanonizacyjny. A jego motto „Zło dobrem zwyciężaj” pozostaje aktualne…

Grzegorz Majchrzak

Autor jest pracownikiem Biura Edukacji Publicznej IPN.


za:niezalezna.pl/60616-oskarzony-popieluszko-dziennikarskie-oszczerstwa-w-sprawie-ks-jerzego

Copyright © 2017. All Rights Reserved.