Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Niedoszły prezydent Radek Sikorski

W ciągu jednego dnia Radosław Sikorski zafundował nam przyspieszoną powtórkę z afery taśmowej. Choć teraz jego nagły przypływ szczerości ujawnił się nie na potajemnych nagraniach, ale w wywiadzie dla amerykańskiego portalu „Politico”, którego były minister spraw zagranicznych dobrowolnie udzielił.

Były szef dyplomacji, a obecnie marszałek Sejmu RP opowiedział amerykańskiemu dziennikarzowi o propozycji udziału w rozbiorze Ukrainy, jaką polskiemu premierowi w 2008 r. miał złożyć Władimir Putin.

Spacer na molo

Co oznaczają słowa Sikorskiego? Władze Polski, poza odciętym od tej informacji obozem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, już od sześciu lat mają świadomość, że Rosja planuje agresję na Ukrainę. Dysponując tą wiedzą, robią wszystko, by ocieplić wizerunek Moskwy w Europie i w Polsce, kontynuują politykę skrajnej uległości wobec Kremla, otwierają granice z obwodem kaliningradzkim, a sam Sikorski co chwila wspomina o zwiększeniu obecności Rosjan w Europie i NATO. Wszelkie wypowiedzi zalecające ostrożność wobec moskiewskich władz są wyśmiewane i piętnowane, choć właśnie najgłośniej mówiący o potrzebie zacieśniania relacji z Moskwą najlepiej znają jej plany. Nie przeszkadza to jednak premierowi Donaldowi Tuskowi w spacerach z Putinem po molo w Sopocie, ministrowi Sikorskiemu zaś w zachwytach nad rosyjską demokracją na łamach „Gazety Wyborczej”. W kluczowym dla naszych wzajemnych relacji okresie od obchodów 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej do katastrofy smoleńskiej władze nie tyle chowały głowę w piasek, ile wręcz wpychały Polskę w objęcia Rosjan. Ochoczo włączyły się w intrygi wokół wizyty prezydenta Polski w Katyniu w kwietniu 2010 r. I nawet wtedy, gdy rosyjski uścisk dla 96 ofiar tragicznego lotu okazał się śmiertelny, głoszono polsko-rosyjskie pojednanie. To warte miało być każdej ceny, podobnie jak emisja filmu „Katyń” w jednej z rosyjskich stacji telewizyjnych.
Dowiedzieliśmy się, że Tusk odmówił przyjęcia prezentu w postaci Lwowa w zamian za wysłanie na Ukrainę polskich wojsk. Nie wiemy jednak wciąż, o czym polski premier rozmawiał z Putinem rok później w Sopocie. Również jeszcze bardziej podejrzane rozmowy Tomasza Arabskiego z najbliższymi ludźmi Putina w moskiewskiej restauracji pozostają dla nas tajemnicą. Czy absurdalna propozycja wspólnego rozbioru naszego sąsiada, z którym cztery lata później mieliśmy współorganizować Euro 2012, była jedyną, która padła ze strony Władimira Putina? Czy inne oferty zostały skwapliwie i pryncypialnie odrzucone?

Marszałek pod ochroną


Wśród naszych dziennikarzy nie brak znawców biografii i charakteru Radosława Sikorskiego. Niektórzy z nich twierdzą, że polityk po prostu sobie coś chlapnął, by podtrzymać zainteresowanie wokół swojej osoby, w sytuacji gdy zmiana stanowiska, choć przecież na wyższe, traktowana jest przez wszystkich jako degradacja. Inni uważają, że swoimi słowami chciał uderzyć w Donalda Tuska, a być może również przypomnieć partyjnym kolegom, że choć afera taśmowa została zamieciona pod dywan, to przecież taśmy wciąż mogą pojawić się w grze. Temu służyć ma ponoć wzmianka o nagrywaniu rozmowy ówczesnych premierów Polski i Rosji.
Być może kolejne wydarzenia odsłonią rzeczywiste motywy Sikorskiego, na razie jednak sam marszałek Sejmu chyba zorientował się, że trochę przesadził. Świadczy o tym nerwowość kolejnych ruchów, zwłaszcza zaś ucieczka przed dziennikarzami. Sikorski odmówił odpowiedzi na pytania na własnej konferencji, odesłał do płatnego i nic niewnoszącego do sprawy wywiadu, przed próbującymi wyciągnąć coś z niego reporterami zaś osłaniał się przy pomocy straży marszałkowskiej. Tym samym na próbę wystawił ciepłe uczucia dziennikarskiej braci do siebie i swojej partii, choć oczywiście nie wszystkich. Sikorskiego w obronę wzięła niezawodna „Gazeta Wyborcza”, karkołomną gimnastykę wykonał Tomasz Lis, a na koniec Monika Olejnik surowo oceniła głównego winnego, tradycyjnie obsadzając w tej roli jednego z braci Kaczyńskich, tym razem – Lecha. Sam Sikorski najpierw, idąc po linii najmniejszego oporu, tłumaczył, że został źle zrozumiany przez dziennikarza, a wywiad ukazał się bez autoryzacji, później zaś twierdził, że pomylił spotkania, by na końcu stwierdzić, że takie rozmowy w ogóle nie miały miejsca.

Kakofonia

Niestety, za narracją naszej władzy nie nadąża ani dziennikarz ze Stanów, który nie zna nawet pojęcia autoryzacji, za to wie, że ma puścić w świat to, co powiedział mu rozmówca, ani prezydent Micheil Saakaszwili, który potwierdza, że od samego Tuska słyszał o propozycji Putina. Boleć musi też fakt, że i Kreml nie potwierdza obowiązującej wersji, na swojej stronie relacjonując spotkanie z 8 lutego 2008 r., którego jakoby nie było. Ślad po nim jest również na stronie naszego MSZ-etu. W dzień Ewa Kopacz, choć nie ma do tego podstaw konstytucyjnych, sztorcuje Sikorskiego, sugeruje, że marszałek Sejmu zostanie odwołany, a media obiega informacja, że już skonsultowała ten ruch z Donaldem Tuskiem. Wieczorem jednak głosem partii staje się Grzegorz Schetyna, informujący, że nic się nie stało i temat został zamknięty.

Afera taśmowa miała zdemolować wizerunek Platformy poprzez ujawnienie mechanizmów rządzących polityką krajową. Wywiad Sikorskiego teoretycznie rujnuje wizerunek polskiej polityki międzynarodowej, tworzony przez ostatnich siedem lat. Co więcej – wskazuje, że po raz kolejny rację w ocenie sytuacji mieli bracia Kaczyńscy. PiS będzie próbowało odwołać marszałka Sejmu, jednak błyskawiczny powrót części dziennikarzy do tradycyjnej postawy wobec rządu wskazuje, że i tym razem Platformie może się udać. Ot, kolejna kompromitacja, jeszcze jeden dowód na to, że państwo nie wywiązuje się ze swoich obowiązków, podejrzenie złamania konstytucji przez kilka kluczowych figur polskiej polityki. Za kilka dni kilku komentatorów być może poczciwie zadziwi się faktem, że znów nie poleciała żadna głowa. Pozostali skupią się na udowadnianiu, że wszyscy zachowali się w jedyny możliwy sposób i nie ma o czym mówić.

Były polityk

Jeśli natomiast Sikorski utraci jednak stanowisko, nie stanie się to z powodu jego działań czy wypowiedzi, ale jedynie w wyniku partyjnej rozgrywki. Kluczem jest odpowiedź na pytanie, wobec kogo w tym tygodniu lojalna czuje się premier Ewa Kopacz.

Każda kolejna afera mocniej demoralizuje kręgi władzy. Im zaś trudniej obronić ich działania, tym intensywniejsza będzie również praca medialnych obrońców. Sponsorowani przez instytucje władzy funkcjonariusze mediów zbyt wiele mają do stracenia, by miały ich otrzeźwić kolejna taśma, rozmowa czy skandal na najwyższych szczeblach władzy. Wtorkowa afera, która nie dorobiła się jeszcze nazwy (określenie „afera marszałkowa” jest już zajęte), też, pomimo kilku krytycznych komentarzy, sytuacji tej nie zmieni.

Co kilka miesięcy powracają spekulacje o prezydenckich aspiracjach Radosława Sikorskiego. Wypowiedzi ujawnione przez „Wprost” i wywiad dla „Politico” mogą się okazać ostatecznym pogrzebaniem tych planów. I chociaż w Polsce prawie wszystko wydaje się możliwe, a spektakularne kompromitacje i wpadki coraz mniej szkodzą politykom związanym z władzą, to jednak możemy już chyba ćwiczyć powtarzanie słów „były polityk Radek Sikorski”.

Krzysztof Karnkowski

za:niezalezna.pl/60727-niedoszly-prezydent-radek-sikorski

***

Sikorski jako Dyzma


Były minister spraw zagranicznych, a obecnie marszałek Sejmu Radosław Sikorski to postać szczególna, jednak nie z powodu tego, kim sam jest, ale dlatego, że odzwierciedla wszystkie słabości Polski, jej elit i jej klasy politycznej.

Zaczął swoją karierę jako oksfordczyk walczący z komunistami w Afganistanie. Wziął go jako wiceministra do swojego rządu Jan Olszewski, a później jako ministra Kazimierz Marcinkiewicz i, w spadku, Jarosław Kaczyński. Ale premier Kaczyński, a także prezydent Kaczyński szybko zorientowali się, że jest to człowiek lichy, więc go się pozbyli. Już to wystarczyło, by stał się atrakcyjny dla Platformy i dla mediów głównego nurtu. Szybko z nieuka, młokosa i awanturnika przedzierzgnął się w męża stanu, najlepszego polskiego ministra spraw zagranicznych, w człowieka, o którym „mówiła Europa”, którego chwalono, że zajmuje miejsce przy głównym stole, a nie w karcie dań.

W rzeczywistości Sikorski był najgorszym ministrem spraw zagranicznych, jakiego mieliśmy od 1989 r., a w tej kategorii konkurencja była naprawdę silna. Kto obserwował jego zachowania, słuchał wypowiedzi, a także czytał twitterowe popisy, ten musiał mocno się zasępić. Pytanie podstawowe, jakie się nasuwało, brzmi: czy w słowach i czynach Sikorskiego był jakiś sens, cel i porządek?

Polityczny schizofrenik

Po jednej stronie mamy takie oto jego deklaracje i działania:

- jako minister obrony mocno niechętnie odnosił się do rozwiązania WSI;

- popierał przyjęcie Rosji do NATO;

- popierał budowę tarczy rakietowej na terenie Rosji, co było pomysłem tak zdumiewająco absurdalnym, że aż brakuje słów;

- chwalił Rosję za demokratyzację i modernizację w czasach rosnącego tam zamordyzmu;

- składał hołd Niemcom i prosił ich o przywództwo w Unii, deklarując poparcie Polski (za co powinien wylecieć z polityki dożywotnio);

- chwalił charakter stosunków polsko-rosyjskich, a w roku 2013, już po wybuchu majdanu, podpisał mapę drogową z Siergiejem Ławrowem, mającą prowadzić do podniesienia tych stosunków na wyższy poziom do roku 2020;

- firmował swoim nazwiskiem tzw. zerwanie z polityką jagiellońską (nazwa kompletnie przypadkowa), polegające na oddaniu Wschodu Rosji oraz poddaniu się protekcji niemieckiej w Unii.

Po drugiej zaś stronie znajdujemy zupełnie inne stwierdzenia i działania:


- ostre deklaracje o tym, że żył i żyć musi w „strefie zdekomunizowanej”;

- wspomnienia o młodzieńczym pobycie w walczącym z Ruskimi Afganistanie, co później spowodowało gniewne sugestie Moskwy, że Sikorski do tychże Ruskich strzelał, a nawet ich zabijał;

- atak na Gazociąg Północny jako nowy układ Ribbentropp-Mołotow;

- depeszę, ujawnioną przez WikiLeaks, krytykującą nieświęte przymierze między Rosją a Niemcami, porównane do „konia trojańskiego”, zagrażające bezpieczeństwu europejskiemu;

- kilkakrotne deklaracje, że nigdy nie miał złudzeń co do rosyjskiego imperializmu;

- ostrą krytykę Rosji za prowadzenie wojny na Ukrainie;

- informację z 2008 r. o rzekomo interesujących rozmowach Tuska z Putinem, o których w ostatnio nagłośnionej rozmowie z „Politico” powie dziennikarzowi, stwierdzając, że Putin zaproponował Tuskowi rozbiór Ukrainy.

Rzekomy Machiavelli


Przykłady można mnożyć. Pominąłem tutaj oczywiście obfitą twórczość twitterową, która absorbuje ogromną część potencjału intelektualnego byłego ministra. Jeśli przyjrzymy się powyższym wypowiedziom, dostrzeżemy kompletny chaos, który jest nie tylko chaosem umysłowym, lecz także praktycznym. Za tym bałaganem myślowym szedł bowiem bałagan w polskiej polityce zagranicznej, czyli rzecz dla każdego kraju katastrofalna. Można odnieść wrażenie, że Sikorski nie tyle mówił i działał, ile raczej przez niego coś mówiło i działało. Zachowywał się jak zdezelowana maszyna, która już dawno utraciła zdolność poruszania się w porządku wyznaczonym przez konstruktora, odbijająca się od ściany do ściany, wydająca pomruki, zgrzyty i trzaski.

Są tacy, którzy twierdzą, że pod tym chaosem tkwił makiaweliczny porządek, a więc że Sikorski tak naprawdę rozgrywał sprytną grę dostosowaną do okoliczności. Ale gdyby tak było, to mielibyśmy fenomen na skalę światową. Wszystkie kraje, które jakoś sobie radzą, prowadzą konsekwentną politykę zagraniczną przez dziesięciolecia, a nawet stulecia. Tylko Polska byłaby wyjątkiem, makiawelicznie miotana od ściany do ściany przez swojego ministra i jego szefa.

Ryszard Legutko

za:niezalezna.pl/60756-sikorski-jako-dyzma

Copyright © 2017. All Rights Reserved.