Policzek dla Pileckiego

Na obchodach 70. rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz zabrakło miejsca dla dzieci rotmistrza Witolda Pileckiego – jedynego dobrowolnego więźnia obozu. Ta odmowa uczestnictwa dla jego potomków to próba wymazania jego bohaterskiej ochotniczej misji. Powróciły za to kłamstwa o „polskich obozach koncentracyjnych”.

„Może lepiej powiedzieć, że to front ukraiński [wyzwalał Auschwitz], I Front Ukraiński i Ukraińcy wyzwalali, bo tam żołnierze ukraińscy byli wtedy w ten dzień styczniowy i oni otwierali bramy obozu” – tak szef MSZ-etu Grzegorz Schetyna odniósł się do obchodów 70. rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz.

Ukraińcy zmobilizowani


Strona rosyjska zareagowała histerycznie. Kremlowski odpowiednik Schetyny – Siergiej Ławrow – i główne proputinowskie media uznali wypowiedź za prowokacyjną i skandaliczną. Tylko czy rzeczywiście jest to tak szokujące? Historyk prof. Bogdan Musiał na łamach „Super Expressu” tłumaczył, że „pan Schetyna ma rację o tyle, że w 1944 roku, kiedy Armia Czerwona parła na Berlin, na »wyzwalanych« przez Sowietów terenach miała miejsce szeroka mobilizacja – zarówno na Białorusi, jak i na Ukrainie. Etniczna ludność tych obszarów była więc masowo wcielana do wojska. Nie sądzę, żeby w ten sposób np. Ukraińcy stanowili większość czerwonoarmistów, ale na pewno ich odsetek był bardzo znaczący”.

Ale nawet nie w tym rzecz. Bo Sowieci, obojętne czy bardziej Rosjanie, czy Ukraińcy, KL Auschwitz nie wyzwolili – weszli do obozu praktycznie bez walki, po wcześniejszej ucieczce Niemców. Bo Sowieci – za sprawą morderców z NKWD – niemal natychmiast  zamknęli tu przeciwników swojej okupacyjnej władzy, polskich patriotów.

Na tegorocznych obchodach nie będzie potomków pułkownika Pileckiego – Zofii i Andrzeja Pileckich. Organizatorzy – Muzeum Auschwitz – rozkosznie wytłumaczyli, że po prostu… zabrakło dla nich miejsca. To fakt bez precedensu, po prostu skandal. Przecież właśnie Witold Pilecki był dobrowolnym więźniem obozu, ochotnikiem do Auschwitz. I to on – polski bohater, wyznawca arcypolskich wartości: Bóg-Honor-Ojczyzna, chciał naprawdę wyzwolić więźniów (o czym niżej). Pilecki to fenomen w dziejach świata. Niestety wciąż niedoceniony, odrzucany przez polski i europejski salon (w 2009 r. posłowie do Parlamentu Europejskiego – również, co szczególnie żenujące z Polski – odrzucili jego kandydaturę na bohatera walki z oboma totalitaryzmami – niemieckim i sowieckim). Rotmistrza odrzucają też resortowe, mainstreamowe media w Polsce, które bardziej przejmują się brakiem na uroczystościach rocznicowych nie Witolda Pileckiego, ale prezydenta Rosji i zbrodniarza Noworosji Władimira Putina.

Odmowa uczestnictwa w obchodach dla dzieci rotmistrza to policzek dla Pileckiego, próba podważenia jego ochotniczej misji. Ale to też policzek dla wszystkich tych, którzy szanują historię Polski i naszych bohaterów.

„Spotkał ciebie zaszczyt”


Ale cofnijmy się trochę w historii. Mamy początek 1940 r. Wtedy (i jeszcze przez następne wojenne lata) nikt nie zdawał sobie sprawy, czym jest KL Auschwitz, że to nie jeden z wielu obozów pracy, ale wielki kombinat zagłady. Kiedy jedną z pierwszych antyniemieckich konspiracyjnych organizacji – Tajną Armię Polską – dotknęły aresztowania i część schwytanych jej członków przewieziono do Auschwitz, na jednej z narad ustalono, że ktoś z kierownictwa organizacji dostanie się do obozu „w celu wysondowania możliwości uwolnienia niektórych więźniów, zdobycia materiałów dotyczących złego traktowania więźniów politycznych przez Niemców, zorganizowania podziemnej organizacji wewnątrz obozu. Do wykonania zadania zgłosił się ochotniczo por. Witold Pilecki” – pisze Kazimierz Malinowski w pracy „Tajna Armia Polska”.

Sam Pilecki tak to wspominał: „Mjr Jan Włodarkiewicz, pseudonim »Jan« [komendant TAP, późniejszy pierwszy komendant »Wachlarza«], gdy spotkał mnie z początkiem sierpnia 1940 r., powiedział: No, spotkał
ciebie zaszczyt, a twoje nazwisko wymieniłem u »Grota«, jako jedynego oficera, który tego dokona”.

Witolda Pileckiego wybrano nieprzypadkowo. Miał wcześniej piękną kartę w służbie ojczyźnie. Członek POW, obrońca Wilna przed Sowietami w 1920 r., ułan II Rzeczypospolitej, żołnierz września 1939 r. Teraz czekała go kolejna próba – dobrowolna misja do Auschwitz.

Zamelduj, że rozkaz wykonałem


Po zdobyciu dokumentów na nazwisko Tomasza Serafińskiego – oficera WP, który wedle posiadanych wówczas informacji miał zginąć podczas wojny obronnej, Pilecki czekał dogodnej chwili, aby dać się schwytać. Udało się 19 września 1940 r. Jego kuzynka Eleonora Ostrowska, u której wówczas przebywał, tak to wspomina: „Otworzyłam i w drzwiach stanął niemiecki żołnierz – zapytał, kto tu mieszka. Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdyż w tej chwili z pokoju wyszedł Witold. [...] Ubrał się i żegnając się ze mną szepnął: »Zamelduj, gdzie trzeba, że rozkaz wykonałem«”. Po zatrzymaniu Pilecki zachowywał się tak, by przypadkiem nie został zwolniony. Demonstrował zarówno swoją inteligenckość, jak i to, że jest byłym oficerem WP, który nie poddał się zarządzonemu przez okupanta obowiązkowi rejestracji. To gwarantowało przewiezienie do jednego z obozów koncentracyjnych. „Szczęśliwie” trafił do grupy, którą 21 września 1940 r. wywieziono do Auschwitz. Prawdziwego Tomasza Serafińskiego, zastępcę dowódcy placówki AK w Nowym Wiśniczu, Pilecki poznał w trakcie swojej ucieczki z obozu.

Wyzwolić obóz


Był 21 września 1940 r. „Około 10 wieczór (godzina 22.00) pociąg się zatrzymał w jakimś miejscu [...] Słychać było krzyki, wrzask, otwieranie wagonów, ujadanie psów. To miejsce we wspomnieniach moich nazwałbym momentem, w którym kończyłem ze wszystkim, co było dotychczas na ziemi i zacząłem coś, co było chyba gdzieś poza nią” – pisał Witold Pilecki, który w tym piekle na ziemi spędził dobrowolnie 2,5 roku.

W Auschwitz stał się numerem 4859. Już od pierwszych dni zaczął organizować siatkę konspiracyjną, pod nazwą Związku Organizacji Wojskowej, której nadał formę sprzysiężenia tajnych piątek. „Każda z piątek sądząc, że jest jedynym szczytem Organizacji, rozwijała się samodzielnie, rozgałęziając się tak daleko, jak ją suma energii i zdolności jej członków naprzód wypychały” – czytamy w raporcie Pileckiego. Dodatkowym zabezpieczeniem była grupa, która likwidowała najgroźniejszych konfidentów i funkcyjnych. Wyroki śmierci, po osiągnięciu całkowitej pewności o winie oprawców, wykonywano na ogół w szpitalu. Wkrótce organizacja miała swoich ludzi również w innych, decydujących o życiu i śmierci punktach obozu, m.in. w biurze pracy. Na szeroką skalę niesiono pomoc współwięźniom.

I w końcu najważniejsze: przez cały pobyt w Auschwitz – w kompanii karnej czy stolarni – przyświecała mu jedna myśl: wyzwolić obóz, co miało nastąpić przez połączone siły konspiracji obozowej i dzięki pomocy z zewnątrz. Pod koniec 1942 r. pion wojskowy organizacji liczył co najmniej kilkuset zaprzysiężonych konspiratorów. Pilecki zorganizował nawet tajny magazyn broni wykradanej ze zbrojowni SS. A wszystko to działo się w KL Auschwitz, gdzie każdy dzień mógł oznaczać śmierć.

Bo już niedługo po przybyciu do obozu wyjątkowa misja dobrowolnego więźnia mogła się zakończyć: Pilecki zachorował na grypę. W kartce do dr. Władysława Deringa, członka TAP, a potem ZOW, napisał: „Jeśli mnie natychmiast stąd nie zabierzesz – to stracę resztę sił na walce z wszami. W obecnym stanie zbliżam się w przyspieszonym tempie do komina krematoryjnego”.

Obrażają pamięć o więźniach


Bohaterska postawa rotmistrza Pileckiego powinna dać do myślenia wszystkim tym, którzy po dziś dzień mają czelność mówić i pisać kłamstwa o „polskich nazistach” oraz „polskich obozach koncentracyjnych”. Te skandaliczne wypowiedzi wpisują się również w od lat powtarzane nieprawdy, że Auschwitz jest wyłącznie miejscem Holokaustu Żydów, a w dalszej kolejności zagłady Romów. Jeśli w ogóle wspomina się o mordowaniu Polaków, to polskie ofiary są wrzucane do wspólnego kotła, określanego terminem „inne narodowości”. I w tym roku nie mogło zabraknąć oszczerstw o „polskich obozach” – szczególnie obrzydliwe są te, powielane sukcesywnie w prasie… niemieckiej.

Jak wygląda prawda? 14 czerwca 1940 r. do nowo utworzonego obozu koncentracyjnego Auschwitz przybył transport 728 więźniów politycznych z więzienia w Tarnowie. Byli to głównie młodzi Polacy, członkowie podziemnych organizacji niepodległościowych, żołnierze września 1939 r., których aresztowano, gdy próbowali przedrzeć się na Węgry, a stamtąd do Francji, by wstąpić do powstającej tam polskiej armii.

Czyli obóz powstał z myślą o eksterminacji Polaków; pierwsze transporty były wyłącznie polskie; to Polaków zmuszano do budowy baraków. Potem, przez długie miesiące Polacy byli jedynymi więźniami – potworny Holokaust Żydów miał miejsce później. Do obozu deportowano w sumie ok. 150 tys. Polaków, a 75 tys. spośród nich zginęło. Zachowaniu pamięci o polskich ofiarach Auschwitz służą m.in. coroczne uroczystości w Oświęcimiu, odbywające się zawsze 14 czerwca – w rocznicę transportu z Tarnowa.

Twierdzenia o „polskich obozach koncentracyjnych” nie tylko przeczą faktom, ale przede wszystkim obrażają pamięć o więźniach, w tym pamięć o ochotniku do Auschwitz – Witoldzie Pileckim. Jeśli nie będziemy protestowali, za chwilę może się okazać, że pułkownik zostanie wymazany z historii Polski i świata.

Tadeusz Płużański

Tadeusz Płużański. Publicysta polityczny i historyczny, prezes Fundacji „Łączka”, właśnie ukazała się jego najnowsza książka „Moje spotkania z bestiami”.  

za:/niezalezna.pl/63622-policzek-dla-pileckiego