Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Poniechane dobro wspólne

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego odmówiło dotacji na konserwację ołtarza Wita Stwosza. Ta decyzja zyskuje wręcz symboliczną wymowę, jeśli zważyć, że ostatnią kompleksową renowację tego arcydzieła przeprowadzono… w stalinowskiej Polsce.

Dzieje ołtarza w ubiegłym stuleciu były dramatyczne. W sierpniu 1939 r. został on zdemontowany pod kierunkiem Karola Estreichera juniora, następnie Wisłą spławiony do Sandomierza i ukryty w tamtejszej katedrze i seminarium duchownym. Nie na długo, bo wkrótce po zajęciu Krakowa gestapo wpadło na trop zabytku i już w październiku oddziały SS przewiozły go do Berlina. Stamtąd pojechał do Norymbergi, rodzinnego miasta swojego twórcy, które podczas bombardowania przez Brytyjczyków w 1945 r. zostało zniszczone w 85 proc. Ołtarz jednak ocalał, zdeponowany częściowo w podziemiach jednego z norymberskich zamków, a częściowo w pobliskiej wiosce Wiesenthau.

Tuż po wojnie i 70 lat później

Wszystkie części odnalazł niezmordowany prof. Estreicher, który podczas wojny pilnie śledził i nagłaśniał losy arcydzieła, kierując Biurem Rewindykacji Strat Kulturalnych przy rządzie londyńskim. Dzięki tym wysiłkom decyzją gen. Dwighta Eisenhowera majstersztyk Wita Stwosza wrócił do Krakowa. Karol Estreicher przywiózł go specjalnym, złożonym z 26 wagonów, pociągiem 30 kwietnia 1946 r. To był wielki dzień. Zdjęcia ze stacji, na której Estreicher demonstrował zrabowane i odzyskane skarby – w tym również „Damę z gronostajem” Leonarda da Vinci – obiegły całą Europę. W Polsce płakali wszyscy, także entuzjaści nowych porządków.

Lipowe drewno mariackich rzeźb, narażone w Norymberdze na piwniczną wilgoć, jak donosiła Polska Kronika Filmowa z 1947 r., zostało uszkodzone i częściowo „stoczone przez robaki”. Pomimo ideologicznej zaciekłości w walce z katolicyzmem przeprowadzono gruntowną renowację ołtarza. Po jej zakończeniu w 1949 r. komunistyczne władze nie chciały wprawdzie zwrócić go kościołowi Mariackiemu – to stało się dopiero po tzw. odwilży w 1957 r. – ale wystawiły gotyckie retabulum na Wawelu, przyznając tym samym, że jest niekwestionowanym dobrem kultury narodowej.

Obecnie ministerstwo zaprzeczyło temu przekonaniu, odrzucając wniosek o dofinansowanie remontu. Troskę o jeden z najcenniejszych reliktów narodowej przeszłości zrzuciło na barki przywiązanych do tego rupiecia parafian. Mogą oni przecież złożyć się na renowację albo żebrać o fundusze za granicą. Tak jak pod zaborem austriackim, gdy w latach 60. XIX w. ołtarz mariacki restaurowano dzięki zbiórce publicznej, ogłoszonej w krakowskim dzienniku „Czas”.

Co więcej – wnosząc z wpisów na forach internetowych – podobnie myśli spora część obywateli. „Jaśnie Państwo purpuraci chcą znowu kasy z naszych podatków” – czytamy na portalu Wyborcza.pl. Albo: „Zabrać czarnuchom jak nie umieją zadbać o zabytek...” To tylko dwie z licznych wypowiedzi w tym duchu.

Czy jest miejsce dla myślenia?

Dwa tygodnie wcześniej Ministerstwo Kultury ogłosiło listę dotacji dla czasopism. Tak jakoś wyszło, że dofinansowanie otrzymały tytuły przychylne liberalno-postępowym poglądom i hierarchiom, forsowanym przez establishment III RP („Zeszyty Literackie”, „Znak”, „Res Publica Nowa”, „Krytyka Polityczna”, „Przegląd Polityczny”). Nie starczyło natomiast pieniędzy na choćby ograniczone wsparcie periodyków konserwatywnych, zwłaszcza tych, którym bliska jest perspektywa chrześcijańska („Teologia Polityczna”, „Pressje”, „Christianitas”, „44” „Arcana”).

Skład komisji rozstrzygających o podziale środków oraz uzasadnienia decyzji pozostają niejawne, potęgując nieufność tych wszystkich, którzy sądzą, że urzędnicy państwowi rozdysponowują zbierane od nich podatki według własnego widzimisię i partykularnego, politycznego interesu. „Czy w Polsce jest jeszcze miejsce dla »Teologii Politycznej«? – pyta jej założyciel Dariusz Karłowicz w liście rozsyłanym do sympatyków pisma z prośbą o wpłaty. – Czy jest miejsce dla kultury inspirowanej przez konserwatywne spojrzenie na rzeczywistość? Czy jest miejsce dla myślenia niezależnego, dystansu wobec politycznej koniunktury, poważnego myślenia o państwie, chęci do zadawania podstawowych pytań, konserwatywnej ironii, filozoficznego poczucia humoru?”. Dobre pytania.

Degeneracja wspólnoty

Z komunizmu Polacy wynieśli mocno nadwątlone i spaczone wyobrażenia o przestrzeni publicznej i dobru wspólnym. W ciągu minionego ćwierćwiecza, zamiast te wyobrażenia rozwijać i umacniać, rządzący establishment konsekwentnie je rugował. Pod rządami Platformy ten proces erozji dramatycznie przyspieszył. Gwałtownie spada u nas poziom socjalizacji, w ramach której jednostka nabywa umiejętności interakcji społecznej, uczy się powściągać własne dążenia i oczekiwania w imię sprawnej kooperacji w obrębie zbiorowości zdolnej realizować cele, których indywidualnie czy nawet w niewielkich grupach nie sposób osiągnąć. Także cele, które nam osobiście wydają się niekoniecznie bądź nie warte zachodu, ale ponieważ innym wydają się atrakcyjne, szanujemy ich wolę, by oni zdolni byli uszanować naszą.

W rezultacie lekceważenia tych umiejętności następuje zanik więzi społecznych, polska wspólnota degeneruje się w chaotyczną zbieraninę środowisk powiązanych doraźnym interesem, walczących między sobą zamiast współpracować.

Ten rozkład struktury społecznej pogłębiany jest przez instytucje państwowe, które nie działają na rzecz porozumienia, lecz przeciwnie, podsycają coraz to nowe konflikty. Z drugiej jednak strony poszarpane więzi społeczne, wewnętrzne animozje, niska świadomość obywatelska nie pozwalają wyegzekwować od instytucji państwowych działań na rzecz dobra wspólnego i sprzyjają ich postępującej degradacji. Błędne koło się zamyka, ołtarz mariacki niszczeje, a nieuległe wobec władzy pisma i wydawnictwa – upadają.

To jednak zaledwie drobny przejaw gigantycznego problemu, który pustoszy wszystkie sfery naszego zbiorowego życia – uniemożliwia funkcjonowanie sprawiedliwych sądów, budowę sprawnej infrastruktury, rozwój badań naukowych, a tym samym – innowacyjnej gospodarki, powołanie armii zdolnej do walki w obliczu zagrożenia wojną itd. itp. Lista jest zbyt długa, by ją tu przedstawić. Determinuje rozpaczliwie niską jakość życia w kraju, z którego coraz więcej ludzi po prostu ucieka.

Wanda Zwinogrodzka

za:niezalezna.pl/64441-poniechane-dobro-wspolne

Copyright © 2017. All Rights Reserved.