Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Terlikowska: Co „Gazeta Wyborcza” ma do naprotechnologii?

Jeżeli ktoś katolikom zarzuca manipulacje w sprawie in vitro, to właśnie „Gazeta Wyborcza” dała popis manipulacji w sprawie naprotechnologii. To dopiero manipulacja w pełnej krasie.

„Zgodnie z wolą bożą. Jak zakonnice walczą z niepłodnością?” – w ten sposób „Gazeta Wyborcza” postanowiła dziś wyjaśnić swoim czytelnikom, co mają myśleć o tej metodzie leczenia niepłodności. Pomaga jej w tym niezawodny prof. Waldemar Kuczyński. Cóż, osoba pisząca tekst w zasadzie się nie wysiliła i napisała go na podstawie jednego spotkania tzw. wprowadzającego dla osób, które chciałyby z naprotechnologią się zapoznać. Wszystko oczywiście pod tezę, że to metoda zła, nieskuteczna i „kościółkowa”. W zasadzie zaścianek i cofanie medycyny do średniowiecza. Gdyby osoba pisząca ten tekst zerknęła choćby na polskie strony internetowe poświęcone naprotechnologii czy Modelowi Creighton nie pisałaby takich bzdur.(podkr. kn)

Podtytuł sugeruje, jakoby tylko i wyłącznie naprotechnilogią zajmowały się siostry zakonne. A to wierutna bzdura. Bo tą metodą zajmują się przede wszystkim osoby świeckie. Tej informacji jednak w tekście nie ma, bo i po co.

Naprotechnologia to gałąź medycyny, która zajmuje się szeroko pojętym zdrowiem reprodukcyjnym kobiet. W jej skład wchodzi nie tylko monitorowanie płodności. Naprotechnologia korzysta z najnowszych osiągnięć ginekologii, chirurgii (prof. Hilgers do operacji ginekologicznych używa choćby robota da Vinci, stąd bardzo łatwo podważyć zarzut, jakoby nie była to nowoczesna medycyna), czy endokrynologii. Pomaga także kobietom w ciąży, zapobiega poronieniom czy przedwczesnym porodom. Wbrew obiegowym, zasłyszanym chyba w maglu opiniom, w naprotechnologii nie ma nic z magii, zielarstwa czy homeopatii. To także nie jest sekciarstwo – co zarzuca naprotechnologii prof. Kuczyński. Czyż identycznego zarzutu nie można postawić klinikom in vitro? Kto tam wie, co dzieje się za wysokimi płotami i szczelnie zamkniętymi drzwiami?

Metodą rozpoznawania płodności w ramach naprotechnologii jest Model Creighton. To system opracowany od podstaw przez prof. Hilgersa. Pracując z osobami niepłodnymi, twórca metody zauważył, że pewne kwestie związane z niepłodnością u wielu kobiet mają podobne podłoże. Prof. Hilgers zaproponował także język, którym wszyscy – lekarze, instruktorzy i pacjenci porozumiewają się. Dlatego tak ważna jest nauka systemu, bo dzięki obserwacjom naprawdę można dowiedzieć się wielu informacji nie tylko na temat płodności, ale także na temat zdrowia kobiety w ogóle. I to na przestrzeni całego jej życia. Bo naprotechnologia nie ogranicza się tylko do kwestii związanych z niepłodnością, jak wynika z tekstu „Gazety Wyborczej”: „metoda oparta na precyzyjnym monitorowaniu cyklu miesięcznego przydaje się tylko w niektórych przypadkach, np. jeśli przyczyną niepłodności są np. problemy z owulacją. A jest kompletnie bezskuteczna, kiedy kobieta cierpi np. na niedrożność jajowodów, na endometriozę albo problem z płodnością ma mężczyzna”.

Tyle że to nieprawda. Naprotechnologia pomaga kobietom z endometriozą, z policystycznymi jajnikami, jeśli zachodzi taka potrzeba lekarz może próbować udrażniać jajniki. Również pomaga niepłodnym mężczyznom. Fakt, nie wszystkim parom da dziecko, tak jak nie wszystkim dziecko da in vitro. Gdyby było inaczej, skuteczność sztucznego zapłodnienia wynosiłaby 100 procent, a jest, znacznie, znacznie niższa.

Sporo miejsca w tekście zajmuje opis spotkania wprowadzającego, w którym udział biorą wszyscy zainteresowani. Pozostałe etapy nauki to spotkania indywidualne pary z instruktorem. Nie są to żadne stopnie wtajemniczenia, tylko spotkania dotyczące dość intymnej sfery życia małżeństwa i ich problemu niepłodności, dlatego  odbywają się one w atmosferze szanującej intymność pary. Spotkań jest osiem (zaplanowane są na pół roku, a nie jak pisze „GW” na osiem miesięcy), każde co prawda kosztuje, ale w sumie dlaczego miałoby być za darmo? Bo tak chce „Gazeta Wyborcza”? W końcu wiedza kosztuje. I kosztują materiały. Przecież logiczne jest, że idąc choćby na kurs języka osoba ucząca się płaci za lekcje i płaci za podręczniki. I wtedy nikt się nie buntuje.

Jeśli ktoś kiedyś chciałby uczyć studentów, jak wygląda brak rzetelności dziennikarskiej, tekst o naprotechnologii doskonale się do tego celu nadaje. A autorom polecam choćby dokładną lekturę stron www.naprotechnology.pl czy creightonmodel,pl. Zawarta tam wiedza być może pozwoli im w przyszłości pisać teksty oparte o źródła, a nie o jedno spotkanie, które do niczego nie zobowiązuje, a jedynie informuje o takiej metodzie.

Małgorzata Terlikowska

za:www.fronda.pl/a/terlikowska-co-gazeta-wyborcza-ma-do-naprotechnologii,55281.html

Copyright © 2017. All Rights Reserved.