​Bojkot establishmentu



Jedno z pytań przygotowanych na referendum 6 września bardzo dużo mówi o współczesnej Polsce. Oto państwo poprosiło Polaków o opinie: „Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika? ”. Zaiste jest to poważne zagadnienie, godne ponoć świetnie rozwijającego się państwa prawa w XXI-wiecznej Europie. Postawienie tej kwestii otwiera drogę do kolejnych referendów wzmacniających nasze społeczeństwo obywatelskie.

Możliwości kreowania kolejnych pytań jest bez liku. „Czy jest Pani/Pan za tym, by komornik nie mógł bezprawnie zajmować mienia obywateli?”, „Czy jest Pani/Pan za tym, by obywateli nie można było latami przetrzymywać w areszcie śledczym?”, „Czy jest Pani/Pan za tym, by rząd nie mógł robić, co chce z Pani/Pana pieniędzmi zgromadzonymi na koncie emerytalnym?”, „Czy jest Pani/Pan za tym, by państwo przestało traktować dzieci jako swoją własność i zaprzestało odbierać je rodzicom w sposób oceniany wielokroć jako skandaliczny i nieludzki?”, „Czy jest Pani/Pan za tym, by dostęp do służby zdrowia zaczął odbywać się zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej?” etc., etc.

Referendum do bani

Uważam, że stawiając przytoczone w leadzie pytanie, państwo polskie zarządzane przez ekipę PO napluło Polakom w twarz, traktując rodaków jak stado baranów. Trudno mi zrozumieć, czy stało się tak z powodu złych intencji – czyli działania w ramach programu upodlania narodu i czynienia z niego bezwolnej, ogłupionej masy – czy też może zawiniła tu głupota samych rządzących – ich oderwanie od rzeczywistości i wypaczona wizja demokracji. Niezależnie od przyczyn, samo naplucie pozostaje faktem. Już tylko to stanowiło rację dostateczną, by referendum 6 września zbojkotować. Wątpliwe działania fiskusa, które mają miejsce w oparach niejasnych przepisów, są w wielu wypadkach niczym innym, jak złodziejstwem w majestacie prawa. Gdyby więc przełożyć referendalne pytania z platformerskiego na polski, powinno ono brzmieć następująco: „Czy jest Pani/Pan za tym, byśmy nadal okradali Polaków dzięki bałaganowi prawnemu?”.

Udział w tej grze zainicjowanej przez byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego – najlepszego z platformersów, którego partia oddelegowała jako kandydata na głowę państwa – musi powodować absmak.

Pomijam tu same wątpliwości co do aspektu wad prawnych pytania, podnoszone przez wielu specjalistów – w wymiarze bojkotu referendum istotne są intencje autorów pytania. W kontekście pytania o fiskusa – intencje łaskawych panów, którzy dopytują kmiotków, czy podoba się im pańszczyzna. Porównanie to dobrze oddaje relacje między władzą i podległymi jej urzędami podatkowymi a obywatelami.

„Bić k...y i złodziei”


Sytuacja ta dostarcza dobrego przykładu na to, że myśląc o reformie Polski, nie sposób abstrahować od problemu urzędniczych i politycznych kadr. Ludzie, którzy zadają Polakom pytanie „Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika?” nigdy nie będą w stanie moralnie ani intelektualnie zająć się dźwiganiem kraju z ekonomicznych i organizacyjnych kolan.

Warto o tym pamiętać, kiedy słyszymy hasła w duchu „gospodarka, głupcze”, tak modne w kręgach polskich (tak zwanych) liberałów. Są one niewątpliwie prawdziwe, bo największe wyzwanie, przed którym stoi Polska, dotyczy cywilizacyjnego wyboru między modelem postkomunistycznego ubóstwa a nowoczesnej, kapitalistycznej gospodarki innowacyjnej. Uwagi do tego typu haseł nie powinny polegać na ich kwestionowaniu, lecz raczej dopowiedzeniu, że warunkiem sine qua non realnej reformy są uczciwe i kompetentne kadry urzędnicze i polityczne. Jeżeli działałby gdzieś folwark zarządzany przez złodziei, wydawać by się mogło, że postulat ukrócenia złodziejstwa ma oczywiste pierwszeństwo przed postulatem wprowadzania innowacji. Nie inaczej działa to w wypadku państwa.

Nie wydaje się jednak, by Ziukowe „bić k…y i złodziei, mości hrabio” powinno stać się leitmotivem kampanii wyborczej partii aspirującej do odmienienia oblicza Polski. Polacy są ewidentnie zmęczeni ciągłymi personalnymi walkami politycznymi. Historia ostatnich lat pokazała także, że niewiele interesują ich zagadnienia polityki międzynarodowej i związanej z bezpieczeństwem. Dowodem na prawdziwość tej diagnozy były kolejne wiktorie Platformy Obywatelskiej pomimo kompromitacji Polski na arenie międzynarodowej w związku z okolicznościami wyjaśniania katastrofy smoleńskiej czy choćby skandalicznej polityki energetycznej, której symbolem jest ciągle nieukończony gazoport w Świnoujściu. Można z tą tezą oczywiście polemizować, jednak wydaje mi się, że to raczej rosnąca bieda – odczucie skutków rządu PO-PSL na własnej skórze – sprawiła, że poparcie dla partii Ewy Kopacz zaczęło się sypać.

Trudno się pogodzić z tą właściwością polskiego społeczeństwa, jednak jest ono tkanką, która może edukować się i zmieniać na lepsze. Nie podważa to jednak faktu, że w perspektywie najbliższych wyborów trzeba przyjąć do wiadomości, iż to właśnie kwestie szeroko rozumianego bezpieczeństwa socjalnego wydają się tym, co Polaków interesuje najbardziej.

Należy więc „bić k...y i złodziei”, pamiętając równocześnie, że sam pomysł, by bić, nie jest wystarczającym pomysłem na Polskę. To tak jak z domem, który jest w ruinie. Uprzątnięcie w nim bałaganu jest niezbędną oczywistością, ale później trzeba zaprojektować i wykonać wnętrze i elewacje, i właśnie to jest prawdziwym wyzwaniem i problemem.

Dzisiejsza opozycja powinna stawać na głowie, by rozmowa o tych wyzwaniach stała się dominującym tematem w kampanii. Czyli innymi słowy, by kampania była tym, czym być powinna. Beneficjentom Magdalenki nie można pozwolić, by skierowali ją na tory rozmów o bzdurach spod szyldu „wojna PO-PiS”.

Jakub Pilarek

za:niezalezna.pl/70695-bojkot-establishmentu