Publikacje polecane

Ks. prof.Paweł Bortkiewicz TChr - Po „czarnym poniedziałku”

Trudno jest przejść do porządku dziennego po „czarnym poniedziałku”. Zdecydowanie próbuję odciąć się od wszelkich porównań uczestniczek i uczestników protestu do nazistów, hitlerowców, morderców. Takie porównania mogą podgrzewać emocje, a właśnie na emocjach bazują protestujący. Próbuję zatem szukać jakiejś płaszczyzny spotkania na płaszczyźnie racjonalnej.

Czytam tekst w jednym z portali internetowych: „Ustawa z 1993 roku była prawdziwym zwycięstwem polskiej demokracji, udało się zbudować szeroki konsensus na rzecz ochrony życia. To właśnie wtedy zrozumiano, że prawna ochrona ludzkiego życia na każdym jego etapie stanowi również miarę poziomu demokracji”. Owszem, jest prawdą, że wraz z dyskusją po 1989 roku wokół ochrony życia poczętego mogliśmy uświadomić sobie, że kwestia ochrony tego życia, to kwestia pryncypialna dla demokracji. Mój mistrz etyki na KUL, ks. prof. Tadeusz Styczeń (nota bene także, w jeszcze większym stopniu mistrz intelektualny Autora cytowanego tekstu) stwierdzał wtedy dobitnie „nienarodzony miarą demokracji”. Zwracał uwagę na to, że pisząc słowo „nienarodzony” łącznie, a nie w formie „nie narodzony” zwraca uwagę na to, że ten, kto za tym słowem się kryje jest sam w sobie, w swoim nienarodzeniu osobą, jego wartość jest już w tym momencie wartością, a nie jest zależna od tego, że kiedyś ten ktoś przestanie być nie narodzonym, a będzie  już narodzonym. Ale poza tym, że istotnie niektórzy z nas uświadomili sobie tę zależność obrony godności dziecka nienarodzonego od demokracji, trudno uznać, że tamta Ustawa „była prawdziwym zwycięstwem polskiej demokracji”. Ona była i pozostała wysoce niesatysfakcjonująca.

Autor przywoływanego tekstu zauważa, że „aktualne dążenie do zmiany ustawy kształtuje się zarówno na gruncie pryncypializmu aksjologicznego, nie dopuszczającego żadnych wyjątków normatywnych, jak i na gruncie zaniepokojenia faktem wzrostu liczby aborcji eugenicznych”. Zdumiewa mnie w ustach mojego kolegi z dawnych lat studiów owo spojrzenia na obecne działania przez pryzmat „pryncypializmu aksjologicznego, nie dopuszczającego żadnych wyjątków normatywnych”. Obaj wiemy doskonale, i nie jest to wiedza obca każdemu studentowi etyki klasycznej, że istnieją czyny tzw. wewnętrznie złe, to znaczy takie, których nie da się usprawiedliwić, ze względu na żadne okoliczności, żadne motywacje. Takim czynem wewnętrznie złym jest aborcja.

Zawsze w dyskusję rozumu wkroczy  świat emocji, głosy na temat zagrożenia życia matki, niskiej jakości życia dziecka, które może się urodzić, gwałtu, tragicznych warunków życiowych…

Dlaczego jestem zdystansowany wobec tego typu emocji? Któregoś kwietniowego dnia, w bardzo wczesnych godzinach, niemal 60 lat temu,  rodziło się pewne dziecko. Matka miała niemal 40 lat, a zatem dziecko winno być zagrożone w znacznym stopniu ryzykiem zespołu Downa, poród zagrażał życiu matki, lekarz zdecydował o kawałkowaniu płodu. Gdyby nie wola matki i determinacja pielęgniarki dziecko zostało by pocięte na kawałki i wyrzucone. Nie byłoby autora tych felietonów.