Publikacje polecane

Świadectwo. Miała umrzeć trzy dni po porodzie















W czasie, gdy Ania żyła jeszcze pod sercem swojej mamy, okazało się, że ma jedną z najpoważniejszych wad serca – HLHS (brak lewej komory serca). Jej stan zdrowia z każdym miesiącem pogarszał się. Wykryto jeszcze towarzyszące przewężenie aorty, a pod koniec ciąży wszystkie zastawki w sercu przestały pracować prawidłowo.

– Na początku, po wykryciu HLHS mówiono nam o możliwości operacji (nie przywracającej zdrowia, ale ratującej życie), jednak kumulacja wszystkich wad spowodowała, iż pod koniec ciąży przygotowywano nas na to, że dziecko po porodzie umrze najdalej w ciągu trzech dni – wspominają rodzice dziewczynki.

Pierwsze dziecko Agnieszki i Andrzeja Janczurów urodziło się zdrowe. W drugiej ciąży było zupełnie inaczej. Podczas jednego z pierwszych badań prenatalnych, po wykonaniu testu PAPP-A wykryto u Ani wadę serca – jedna z zastawek pracowała nieprawidłowo. Ponadto, według prognoz, dziecko miało urodzić się z zespołem Downa lub innymi wadami genetycznymi. – To, co jednak najbardziej nas zaskoczyło, to postawa pani doktor, która wykonywała badanie i poinformowała nas o wynikach. Dla niej było oczywiste, że „takie” dziecko należy usunąć. Mimo iż zastawka wraz z rozwojem dziecka mogła zacząć prawidłowo pracować, a zespół Downa wynikał jedynie z prawdopodobieństwa (1:36), pani doktor zapytała nas czy chcemy usunąć ciążę. Jednoznacznie i bez chwili zastanowienia odmówiliśmy – opowiadają rodzice dziewczynki.

Podczas kolejnej wizyty lekarka znów poruszyła ten temat. – My kolejny raz powiedzieliśmy, że absolutnie aborcja nie wchodzi w grę. Ona spojrzała na nas ze zdziwieniem i dodała, że jeżeli się rozmyślimy, to w każdej chwili możemy do niej zadzwonić. Sugerowała nam aborcję kilka razy. Szybko zdecydowaliśmy o zmianie lekarza prowadzącego, gdyż obawialiśmy się, czy ktoś taki będzie leczył nasze dziecko właściwie. Lekarz, który rozpoczynając pełnienie swojego zawodu przyrzeka „służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu” namawia rodziców (prawdopodobnie) chorego dziecka, do tego, aby odebrali mu szanse właśnie na życie – zaznaczają państwo Janczurowie.

Okazało się, że lekarka miała rację. Kolejne miesiące pokazały, iż mała Ania ma jedną z najpoważniejszych wad serca – HLHS (brak lewej komory serca). Z każdym miesiącem stan Ani się pogarszał. Kiedy rodzice dowiedzieli się, że ich maleńka córeczka nie ma szans na przeżycie, skontaktowali się z najlepszym fachowcem od tej konkretnej wady serca – prof. Edwardem Malcem, pracującym w Klinice w Münster, który zgodził się operować Anię po porodzie. – W ciągu kilku następnych dni wyjechaliśmy do Niemiec. Tam badania potwierdziły diagnozę z Polski, ale pokazały też, że stan naszego maleństwa bardzo się pogorszył. Stwierdzono, iż najprawdopodobniej doszło już do niedotlenienia mózgu i trzeba zakończyć ciążę, aby jak najszybciej operować małą Anię – opowiadają.

Stan Ani przed porodem był krytyczny. Krew nie docierała w dostatecznej ilości do mózgu. Ania urodziła się poprzez cesarskie cięcie. – Poprosiliśmy lekarzy, aby natychmiast po urodzeniu ochrzcili dziecko: wówczas zdarzył się cud. Lekarze badali Anię trzy godziny zanim pozwolono nam ją zobaczyć – mówią państwo Janczurowie i szczęśliwi dodają: – Okazało się, że dziewczynka jest całkowicie zdrowa. Pojawiła się lewa komora serca, prawa komora nagle wróciła do normalnych rozmiarów, przewężenie aorty zniknęło, zastawki zaczęły pracować książkowo, a po niedotlenieniu mózgu czy wadach genetycznych nie ma żadnego śladu. Gdy zapytaliśmy jak to jest możliwe, lekarze powiedzieli, że medycznie tego nie da się wytłumaczyć. Troje lekarzy powiedziało, iż ich zdaniem był to najprawdziwszy cud.

A my dodajmy – cud wymodlony, wyproszony, wybłagany. Nie było bowiem dnia bez modlitwy. Rodzice odmówili Nowennę Pompejańską, kapłani odprawiali Msze św. o zdrowie i życie dziecka.
Ania urodziła się 20 maja 2015 roku. Ma już prawie dwa lata. Jest energicznym, bardzo wesołym i co najważniejsze – całkowicie zdrowym dzieckiem. – Dokonując aborcji, odebralibyśmy jej szanse na życie i nosilibyśmy to brzemię w sercu do końca naszych dni – mówią Agnieszka i Andrzej Janczurowie.

Małgorzata Pabis

Za: TRK Źródło nr 4/2016