Publikacje polecane

Prof. Radosław Żurawski vel Grajewski dla Frondy: W obronie Polskich Powstań!



Łukasz Gut, Fronda.pl: Za nami obchody kolejnej rocznicy powstania styczniowego. Wielu historyków, publicystów, polityków uznawało to powstanie za niepotrzebne, a dowodem tego miały być chociażby represje popowstaniowe. Co by Pan odpowiedział krytykom styczniowego zrywu?


Prof. Radosław Żurawski vel Grajewski, Uniwersytet Łódzki:
Dyskusja, czy powstanie styczniowe było potrzebne i czy przyniosło więcej szkody, niż pożytku, toczy się od chwili jego wybuchu. Argumenty tych, którzy wskazują na pozytywne znaczenie tego zrywu są dosyć liczne. Po pierwsze powołałbym się na kwestię rozstrzygnięcia sprawy włościańskiej. Dekret Rządu Narodowego z 22 stycznia 1863 roku ogłaszał reformę rolną na zasadach uwłaszczenia chłopów. W ten sposób, dekret powstańczy – jak pisał znakomity historyk tego okresu Stefan Kieniewicz – sforsował rękę rządowi rosyjskiemu. Znaczyło to tyle, że od tego momentu rząd rosyjski nie mógł ofiarować ani trochę mniej, niż władze powstańcze. Kwestia ta była o tyle istotna, że reforma uwłaszczeniowa w Rosji, w guberniach wielkorosyjskich była przeprowadzona na innych zasadach. Tam bowiem własność otrzymywali nie indywidualni gospodarze, ale tzw. miry, czyli gminy. Natomiast na obszarach dawnej Rzeczypospolitej, ze względu na trwające powstanie, ale także ze względu na chęć osłabienia pozycji ekonomicznej i społecznej szlachty polskiej, przeprowadzono reformę, której wynikiem było uwłaszczenie chłopów jako indywidualnych gospodarzy.

Mówiąc trochę skrótowo, ale chyba bez zbędnej przesady, ziemie dawnej Rzeczpospolitej zostały pod tym względem cywilizacyjnie oderwane od Imperium Rosyjskiego. Myślę, że to kwestia nie do przecenienia. Albowiem, mimo późniejszej klęski powstania, wymusiło ono wprowadzenie reformy dającej początek uobywatelnieniu chłopów – właścicieli gotowych bronić swego stanu posiadania. Na skutek tej reformy, a także oczywiście innych czynników, chłopi po dwóch pokoleniach stali się obywatelami i w 1919 roku masowo poszli wziąć udział w wyborach do Sejmu Ustawodawczego, podczas gdy chłopi rosyjscy – mówiąc w uproszczeniu - od 1917 r. ruszylimordować swoją szlachtę i pogłębiać chaos rewolucji. Dlatego uwłaszczenie włościan to jeden z głównych pozytywnych skutków styczniowego zrywu.

Przeciwnicy powstań podnoszą jednak kwestię strat ludzkich. Według nich powstania były okupione zbyt drogo…


To prawda, że przeciwnicy powstań mówią o ofiarach i rzeczywiście były znaczące jak na tamtą epokę i skalę wydarzeń. W powstaniu styczniowym ponad 20 tysięcy ludzi zginęło na polu bitwy, a prawie dwa razy tyle poszło na Syberię. Niemniej jednak trzeba pamiętać, że w epoce międzypowstaniowej, czyli w latach między 1831 a 1863 rokiem wybrano z Królestwa Polskiego w rekruty około 200 tysięcy młodych ludzi. To liczba, która nawet rozłożona na trzydzieści lat przekonuje nas, że bez powstania wcale nie można mówić o oszczędzaniu krwi. Upływ krwi także miał miejsce, tylko, że Ci ludzie ginęli gdzieś w Kazachstanie, czy podbijając Kaukaz w służbie carskiej. Jak oblicza badający ten problem Wiesław Caban, jedynie mniej niż 10 procent z nich wróciło do Królestwa po odbyciu trwającej 25 lat służby wojskowej. Zatem ta olbrzymia liczba młodych ludzi była dla Polski stracona i to w obcej służbie.

Wreszcie pozostaje wymiar moralny powstania, może mniej wymierny, bo trudno go przedstawić za pomocą liczb. Jednak powinno nam zawsze towarzyszyć pytanie, co by się stało, gdyby powstania nie było? Co by się stało gdyby ta tradycja insurekcyjna, przekazywana właściwie z pokolenia na pokolenie została przerwana? Na to pytanie nigdy nie będziemy umieli precyzyjnie odpowiedzieć. Warto jednak uzmysłowić sobie, że z chwilą kiedy pojawiła się koniunktura polityczna w latach 1914-1918 dla kolejnej próby odzyskania niepodległości, była ona dosyć krótka w wymiarze czasowym. Trzeba było więc szybko mobilizować się do działania. Tradycja powstańcza niewątpliwie w tym pomogła. Związki ideowe, pamięć historyczna legionistów Piłsudskiego i samego Piłsudskiego odnośnie powstania styczniowego są powszechnie znane. Te narody, które wolniej mobilizowały się w tamtym okresie, np. Ukraińcy, nie zdążyły wykrzesać sił narodowych na tyle potężnych, by obronić niepodległość w 1918, czy w 1919 roku. My zdążyliśmy, choć oczywiście inne czynniki też odegrały swoją rolę. Mimo to, tradycja insurekcyjna zdecydowanie musi być wzięta pod uwagę.

Dochodzi jeszcze sprawa konieczności wybuchu powstań. Były konieczne?


Można się zastanawiać nad koniecznością wybuchu powstań i argumentować, że to nie była kwestia wolnego wyboru. Właściwie wszystkie nasze powstania były sprowokowane sytuacją, która nie pozostawała jakiejś swobodnej alternatywy. Pamiętamy, że powstanie styczniowe zostało spowodowane branką. Przed jego uczestnikami już na samym początku stanęło pytanie, czy dać się wyłapać policji carskiej i wcielić w sołdaty na 25 lat służby, czy zacząć powstanie, nawet jeśli szanse zwycięstwa wydawały się bardzo niewielkie.

Poruszył Pan kwestię dylematów przed jakimi stawali uczestnicy powstań.W przestrzeni publicznej co jakiś czas, jeśli już w ogóle mówi się o powstaniach, pojawia się dylemat chyba sztuczny, który można określić jako hasło „lepiej robić banki niż powstania”. Chyba nie przed takimi dylematami stali nasi przodkowie w XIX wieku?


No właśnie to nie były takie dylematy. Dylematy nie były takie, czy zostaniemy w domu i będziemy pijąc grzane wino bawili się z przyjaciółmi, albo będziemy zakładali banki, czy z drugiej strony pójdziemy walczyć do lasu. Jasne jest przecież dla wszystkich historyków, że jedyną organizacją społeczną powołaną w owym czasie przez obywateli Królestwa Polskiego, na której funkcjonowanie zgodziły się władze rosyjskie, było Towarzystwo Rolnicze, rozwiązane zresztą w 1861 roku. Tak więc możliwości samoorganizowania się były bardzo niewielkie. Reformy proponowane przez Wielopolskiego oczywiście rozszerzały pewną autonomię Królestwa Polskiego w stosunku do epoki Paskiewiczowskiej i proponowały także oczynszowanie chłopów (trzeba zauważyć i podkreślić tę różnicę – oczynszowanie wszak nie było uwłaszczeniem). Pozostaje jednak pytanie postawione jeszcze przed powstaniem listopadowym przez Maurycego Mochnackiego. Mochnacki w liście do senatorów Królestwa Polskiego nie wahał się sformułować opinię, że lepiej stracić tę Polskę jaką się ma, niż porzucić myśl o odzyskaniu całej i niepodległej. W ten sposób chciał wyrazić przekonanie, że w niewoli nie może być wygodnie. Pokusa bogacenia się, chociażby tworzenia tych banków, pójścia w kierunku kreowania warunków takich, by naród pogodził się z niewolą jest pierwszym krokiem na drodze ku śmierci. Ku zaniku myśli o odzyskaniu niepodległości.

Poza tym taki dylemat jest chyba fałszywy. Nie było tak,że Polacy w XIX wieku nic nie robili, a jedynie konspirowali i wywoływali powstania, a alternatywą wobec tego była praca organiczna i bogacenie się. W istocie oba wybory były podejmowane przez cały wiek XIX w zależności od sytuacji. Inna sytuacja, zmienna zresztą w czasie była w Galicji, inna w zaborze pruskim, a inna w zaborze rosyjskim. Praca organiczna, gdzie można była ją prowadzić, tam trwała, a gdzie prowadzić jej nie można było, tam podejmowano działania konspiracyjne. Do 1864 r. najczęściej zresztą oba nurty funkcjonowały równolegle. Nie było więc prostego wyboru, że albo pójdziemy w kierunku pracy organicznej, albo konspiracji. Nieprzypadkowo powstania nie wybuchały po 1864 roku, ponieważ nigdzie nie było warunków, aby mogły się one zakończyć sukcesem, zwłaszcza po zjednoczeniu Niemiec w 1871 roku.

Tym samym dochodzimy do kwestii nadziei na interwencję z zagranicy. To stały element naszych powstań narodowych?


Czynnikiem, który stale nam towarzyszył w epoce naszych powstań była bez wątpienia nadzieja, że prędzej czy później możemy liczyć na interwencję Francji, czy Wielkiej Brytanii, być może nawet militarną. To przekonanie funkcjonujące w polskim myśleniu politycznym od epoki napoleońskiej. Kiedy wojska francuskie pojawiły się raz nad Wisłą, uznaliśmy, że to reguła i pojawią się powtórnie. Tymczasem jak wiemy z doświadczenia, zdarzyło się to raz w przeciągu tysiącletniej historii Polski. Tak czy inaczej, po 1871 roku było jasne, że Francja jest zbyt słaba, ma własne problemy i nikt nam już z pomocą nie przyjdzie. To był główny czynnik, który rozstrzygnął, że powstania do I wojny światowej nie było. Trudno, mówiąc szczerze, wyobrazić sobie inne zachowania. Zwróćmy bowiem uwagę na pewne proporcje. Warszawa w 1863 roku liczyła 120 tysięcy mieszkańców. Wyobraźmy sobie, że pomnożymy to dziesięciokrotnie, to będziemy mieli 1 200 tysięcy mieszkańców Warszawy, czyli stan z około 1980 roku. Jeśli odpowiednio pomnożymy liczbę zagrożonych branką, to w 1980 roku mamy około 20 tys. młodych ludzi, którzy mogliby albo zgłosić się do szeregów armii radzieckiej i walczyć w Afganistanie, albo iść do lasu i rozpocząć partyzantkę. Zapewne spodziewalibyśmy się, że wybiorą tę drugą opcję. To były naprawdę trudne wybory.

Konserwatyści i ich spadkobiercy, czy niektórzy publicyści dokonywali często także konfrontacji: romantyczni powstańcy kontra realiści spod znaku Aleksandra Wielopolskiego. Czy taki pogląd da się utrzymać? Powstańcom zawsze brakowało realizmu czy mądrzejsi są dopiero Ci, którzy wiedzą jak wypadki się potoczyły?


Przede wszystkim trzeba sobie zadać pytanie, dlaczego Rosjanie byli skłonni rozmawiać z Wielopolskim i wprowadzać jakieś ustępstwa dla Królestwa Polskiego? Odpowiedź jest dosyć oczywista. Mianowicie, dążyli oni do spacyfikowania ruchu niepodległościowego. Bez tego ruchu Wielopolski nie byłby do niczego im potrzebny i żadne reformy nie miałyby szansy powodzenia. Można też powiedzieć, że polityka Imperium Rosyjskiego nie tylko wobec Polaków, ale np. wobec Wielkiego Księstwa Finlandii, gdzie żadnego powstania nie było, była podobna. Otóż Finlandia, która cieszyła się pewną autonomią, w przededniu I wojny światowej została sprowadzona mniej więcej do poziomu autonomii Królestwa Polskiego, w którym powstania się zdarzały. Myślę, że można więc uznać, że polityka rusyfikacyjna była niezależna od wybuchu powstań, choć może przebiegałaby w innym tempie.

Czy byliśmy romantycznie niedojrzali i pochopnie wywoływaliśmy powstania? Myślę, że trzeba spojrzeć na całą epokę, a doszlibyśmy do wniosku, że to był w ogóle wiek rewolucji, bo tak nazywano wówczas wszelkie ruchy niepodległościowe, czy mające na celu zmianę ustroju. My być może mieliśmy najwięcej powodów, by takie działania podejmować i dlatego się one w Polsce zdarzały. Co prawda trzeba się zgodzić, że powstanie styczniowe miało nikłe szanse na zwycięstwo, ale jeśli chodzi o powstanie listopadowe, to można dyskutować chociażby jak mogła skończyć się kampania 1831 roku. Nie były to szaleńcze decyzje, a wręcz przeciwnie, wydaje się, że dosyć racjonalne. Wybitny historyk powstania listopadowego Wacław Tokarz wyraźnie pisze, że car Mikołaj I miał właściwie gotowy scenariusz zajęcia Królestwa Polskiego po wyprowadzeniu armii polskiej do Belgii, gdzie wraz z armią rosyjską miała tłumić tamtejszą rewolucję. A więc bez powstania ta autonomia i tak byłaby zlikwidowana. Ona po prostu nie pasowała do samowładztwa rosyjskiego, zwłaszcza przy charakterze Mikołaja I, który pod tym względem bardzo się różnił od swojego poprzednika Aleksandra I. Myślę, że ten eksperyment konstytucyjnego Królestwa Polskiego i tak zostałby zlikwidowany na rzecz wprowadzenia absolutyzmu.

Na koniec chciałbym zapytać jakie pozytywne skutki powstań narodowych by Pan wymienił jako szczególnie istotne?

Przede wszystkim wymieniłbym utrzymanie tradycji insurekcyjnej i woli walki o niepodległość właściwie z pokolenia na pokolenie. Nie trzeba było studiować zamierzchłej historii z wcześniejszych epok, a wystarczyło porozmawiać z ojcem czy dziadem, by dowiedzieć się jak wyglądała walka o niepodległość. Powstanie listopadowe złamało rysującą się możliwość wtopienia w Imperium Rosyjskie na zasadzie akceptacji autonomii Królestwa Polskiego. To powstanie stworzyło Wielką Emigrację, która była żywym symbolem sprzeciwu wobec sytuacji, w jakiej znalazła się Polska. Była także pewnym czynnikiem, paradoksalnie jednoczącym trzy zabory. Nie myślała bowiem o Polsce w kategorii trzech zaborów, ale o Polsce jako całości i tworzyła swoje dzieła z myślą o jedności. Paradoksalnie więc będąc na uchodźstwie, cementowała jedność narodu i utrzymywała na forum międzynarodowym dyskusje o sprawie polskiej przez trzydzieści lat aż do czasu upadku powstania styczniowego. Myślę więc, że to duże osiągniecie, aczkolwiek mało wymierne.

Sceptycy zawsze pytają co konkretnego udało się osiągnąć. Oczywiście, jeśli będziemy rozumieć, że takim konkretem byłoby odzyskanie niepodległości, to naturalnie tego celu nie udało się osiągnąć. Powstania, moim zdaniem, tak jednak ukształtowały mentalność całego narodu, że trwałe pogodzenie się z niewolą okazało się niemożliwe. Myślę, że główny sukces powstań to właśnie wytworzenie postawy patriotycznej dążącej do odzyskania niepodległości. Bez tego nie wiadomo, czy zdołalibyśmy dostatecznie szybko zmobilizować się, by w czasie I wojny światowej w okresie krótkiej koniunktury po tę niepodległość sięgnąć.

Dziękujemy za rozmowę.

za:www.fronda.pl/a/prof-radoslaw-zurawski-vel-grajewski-dla-frondy-w-obronie-polskich-powstan,86705.html