Publikacje polecane

Włodzimierz Rędzioch-Pedofilia – problem społeczny, a nie kościelny

Dla wrogów Kościoła – a w dzisiejszym świecie jest ich naprawdę wielu – każdy pretekst jest dobry, by go oczerniać, podważać jego autorytet moralny, osłabiać wpływy w społeczeństwie i oddzielać hierarchię od wiernych. Rozliczać obiektywnie

W ostatnich latach takim pretekstem stało się oskarżenie o seksualne molestowanie nieletnich. Tak było w przypadku rozdmuchanego kilka lat temu skandalu w Stanach Zjednoczonych, „powielonego” w czasie wizyty Benedykta XVI w tym kraju, ten sam scenariusz powtórzył się w czasie podróży apostolskiej Papieża do Australii. W ostatnich miesiącach media piętnujące nadużycia seksualne w Kościele dostały w swe ręce bardzo ważny argument – jest nim opublikowany jesienią zeszłego roku szokujący raport o seksualnym wykorzystywaniu dzieci przez księży z archidiecezji dublińskiej w latach 1975-2004. Bulwersujące jest to, że na ten proceder nie reagowały skutecznie ani władze kościelne, ani władze państwowe, a często jedyną karą dla księdza było przeniesienie go na inną parafię.
Dzisiaj Kościół w Irlandii, z nowym arcybiskupem Dublina Diarmuidem Martinem oraz biskupem Down i Connor Noëlem Treanorem, chce definitywnie rozliczyć się z tym czarnym rozdziałem swej przeszłości, gdyż wymaga tego dobro zarówno Kościoła, jak i społeczeństwa. Stolica Apostolska zaczęła już dokonywać zmian personalnych w lokalnym Kościele, a w dniach 15-16 lutego Benedykt XVI przyjął w Watykanie biskupów irlandzkich na konsultacje. Papież opublikował też specjalny list duszpasterski skierowany do katolików Irlandii.
Próba obiektywnego rozliczenia się Kościoła ze skandalem nadużyć seksualnych jest procesem bardzo bolesnym i dramatycznym, ale koniecznym. Tym bardziej że badania z ostatnich 50 lat dowodzą, iż jedynie 1,5 do 5 proc. duchownych katolickich (w zależności od kraju) dopuściło się przestępstwa na tle seksualnym. Problem w tym, że pedofilia – głównie za sprawą oszczerczej kampanii medialnej – wydaje się być kojarzona jedynie z Kościołem katolickim, chociaż statystyki wyraźnie temu przeczą. Zjawisko pedofilii dotyczy ludzi sprawujących urzędy w innych Kościołach i kultach (pastorzy, rabini itp.) oraz wszystkich klas zawodowych i społecznych. Opublikowany kilka lat temu raport ministerstwa edukacji na temat nadużyć seksualnych w szkołach USA podkreśla, że problem duchownych oskarżanych o przestępstwa tego typu jest zdecydowanie przesadzony. Liczba nadużyć seksualnych w amerykańskich szkołach jest ponadstukrotnie (!) większa niż rozdmuchane przez media przypadki z udziałem duchownych. Prawie 10 proc. amerykańskich uczniów pada ofiarą tego typu przestępstw ze strony personelu szkolnego. Poza tym atakując Kościół, przemilcza się, że około 85 proc. nadużyć o charakterze pedofilskim ma miejsce w środowisku rodzinnym, a jego sprawcami są członkowie rodziny, krewni, opiekunowie dzieci lub sąsiedzi czy przyjaciele.
Należały też wyjaśnić, że zdecydowana większość przypadków nadużyć kleru względem nieletnich dotyczy tzw. efebofilii, a nie pedofilii, gdyż 80-90% oskarżonych duchownych było orientacji homoseksualnej i dopuściło się nadużyć z nastolatkami (efebofilia) w wieku od 11 do 17 lat, a nie z dziećmi.

Dziecko za kilka dolarów

Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt informowania o strasznym zjawisku pedofilii – jest nim specyficzna forma rasizmu. Media – oraz liczni adwokaci próbujący maksymalnie zarobić na odszkodowaniach – interesują się ofiarami nadużyć seksualnych w USA, Irlandii, Niemczech czy Australii, milczą natomiast o milionach dzieci gwałconych i wykorzystywanych na najróżniejsze sposoby w krajach ubogich. Organizacje zajmujące się walką z tymi przestępstwami oceniają, że na świecie ofiarą pedofilów pada milion dziewczynek i 800 tys. chłopców, a regularnych klientów, którzy w ten sposób spędzają „egzotyczne” wakacje, jest ok. 400 tys. Obroty związane z tym procederem sięgają 250 mld euro. Istnieją agencje, które organizują pobyt w ubogich krajach, takich jak Brazylia, Indie, Kambodża, Tajlandia, Kenia, Santo Domingo, gdzie pedofilom łatwo jest „kupić” dziecko za kilka dolarów. Niestety, są to tragedie „drugiej kategorii”, które nie trafiają na pierwsze strony gazet, tak jakby cierpienia i rany zadane przez pedofilów dzieciom z tych krajów nie miały większego znaczenia.
Warto więc porównać te liczby z danymi dotyczącymi nadużyć seksualnych kleru:
– w diecezji bostońskiej, gdzie w 2002 r. wybuchł skandal, lista oskarżonych o tego typu nadużycia obejmowała 80 księży; 540 osób – ofiar pedofilów – wytoczyło proces diecezji;
– w Irlandii raport ujawnił, że w latach 1975-2004 ofiarami 46 księży padło 320 nieletnich;
– w Australii skazano ogółem niewielu ponad 100 księży i zakonników za nadużycia seksualne dokonane w ostatnich kilkudziesięciu latach;
– w Niemczech z danych opublikowanych niedawno przez tygodnik „Der Spiegel”, który przeprowadził dochodzenie w 27 diecezjach, wynika, że od 1995 r. ok. 94 duchownych lub świeckich nauczycieli szkół katolickich dopuściło się nadużyć seksualych. Ujawniono również nadużycia seksualne w latach 70. i 80. ubiegłego wieku – ich ofiarami mieli być również uczniowie sławnego kolegium jezuickiego w Berlinie (problemem tym biskupi niemieccy mają się zająć na najbliższym spotkaniu w lutym).
Dane te mogą – zresztą słusznie – szokować wiernych, ale wydają się czymś marginalnym w stosunku do skali zjawiska, jakim stało się we współczesnym świecie seksualne wykorzystywanie nieletnich.
200 tys. ofiar
A jak nie wspomnieć o ohydnym zjawisku pedopornografii, z którym walczy wspaniały ks. Fortunato Di Noto zwany „łowcą pedofilów” (aby przybliżyć czytelnikom „Niedzieli” postać tego sycylijskiego kapłana i jego heroiczną działalność, w 2008 r. przeprowadziłem z nim wywiad). Według ks. Di Noto, do produkcji materiałów pornograficznych wykorzystuje się na całym świecie ok. 200 tys. dzieci, począwszy od niemowlaków! W 2009 r. organizacja „Meter”, którą kieruje ks. Fortunato, odkryła i zasygnalizowała policji pocztowej aż 7 249 pedopornograficznych stron internetowych. Środki masowego przekazu z reguły przemilczają wkład rzeszy księży, misjonarzy i misjonarek, którzy na całym świecie starają się zapewnić najmłodszym spokojne dzieciństwo i walczą – między innymi – z ich seksualnym wykorzystywaniem.
Dziennikarzom i adwokatom, którzy z taką energią tropią dziś pedofilów – niestety, jedynie wśród księży – należałoby przypomnieć, że najłatwiej jest ich znaleźć na brazylijskich plażach, w ubogich dzielnicach Bombaju, w tajlandzkich kurortach Pattaya i Pukhet (chociaż od kiedy pedofile odkryli tańszą od Tajlandii Kambodżę, „obrońcy dzieci” powinni udać się także na wybrzeże przy Sihanoukville). Tam ich jednak nie widać, co mogłoby świadczyć, że skandalem nie jest sam fakt wykorzystywania nieletnich, lecz ich wykorzystywanie przez kler.
Prawdziwy skandal
Aby unaocznić, jak bardzo selektywnie wybierane i nagłaśniane są wiadomości dotyczące skandali pedofilskich, chciałbym przytoczyć chociaż dwa wydarzenia. W 2002 r. w Portugalii odkryto wielki skandal: przez 30 lat VIP-y stolicy wykorzystywali seksualnie dzieci – 11-,12-letnich chłopców – z najsłynniejszego sierocińca państwowego „Casa Pia” (działa on od ponad 200 lat). Dwa lata później na ławie oskarżonych zasiedli politycy z partii socjalistycznej (w aferę zamieszany był dawny minister pracy i wicesekretarz partii Paulo Pedroso), znany prezenter telewizyjny Carlos Cruz, dawny ambasador Portugalii przy UNESCO Jorge Ritto, dawny dyrektor sierocińca Manuel Abrantes oraz Carlos Silvino, pracownik „Casa Pia”, który oskarżony był o 1164 gwałty. Mało kto słyszał o tych szokująch faktach (widać pracownikom mediów nie zależało na krytykowaniu kolegów dziennikarzy i towarzyszy portugalskich).

Wymyślony skandal

Na świecie nagłośniono natomiast wymyślony skandal, którego ofiarą padł mój znajomy włoski misjonarz. Ks. Renato Sesana, który używa też ugandyjskiego imienia „Kizito”, od kilkudziesięciu lat pracuje w Afryce, głównie w Kenii, gdzie na peryferiach stolicy udało mu się założyć kilka ośrodków pomocy dla ubogich i dla dzieci ulicy, których otoczył szczególną opieką. Zorganizował także składającą się ze świeckich i całych rodzin wspólnotę „Koinonia”, wspomagającą jego działalność społeczną i duszpasterską. Jego praca była tak wysoko ceniona, że otrzymywał z całego świata oferty, dzięki którym mógł zakupić tereny i budynki przeznaczone dla podopiecznych. W czerwcu 2009 r. obiegła świat sensacyjna wiadomość: dwaj chłopcy oskarżają znanego misjonarza o seksualne molestowanie. Przez pewien czas media ukazywały ks. Renato jako potwora, który pod pretekstem pomagania dzieciom wyżywał się na nich seksualnie. Jednak w krótkim czasie cała sprawa wyjaśniła się: oskarżycielami byli jego dwaj wychowankowie, którymi się opiekował, których wysłał na uniwesytet i którym bezgranicznie ufał – gdy misjonarz był nieobecny, byli przez niego upoważnieni do podejmowania decyzji, również finansowych. Na początku 2009 r. ks. Kizito Sesana wyjechał do Tanzanii, gdzie pozostał kilka miesięcy; stamtąd próbował kontrolować sytuację w Kenii. Niepokoił go jednak fakt, że jego „doradcy” – bez żadnych wyjaśnień – zaczęli zwalniać dobrych współpracowników i przyjmować nowy personel. Gdy poinformował ich, że chce wrócić do Nairobi, sugerowali, by nie wracał, bo po mieście krążyły o nim dziwne plotki. Misjonarz jednak nie dał się zastraszyć, wrócił do stolicy i odkrył, że jego dwaj najbliżsi pomocnicy chcieli przejąć wszystkie dobra jego organizacji humanitarnej. Ponieważ ich plan się nie udał, postanowili zemścić się na misjonarzu: wysłali do telewizji dwóch chłopców, których przedstawiono jako ofiary nadużyć seksualnych ks. Renato. Policja rozpoczęła śledztwo, a wiadomość natychmiast obiegła świat (media zaraz wydały swój wyrok: znany misjonarz pedofilem!). Spisek jednak został wykryty, gdyż na policję zgłosił się młody człowiek, którego próbowano przekupić – za 800 euro miał złożyć fałszywe zeznania przeciwko księdzu, ale odmówił. Wszystko się więc wkrótce wyjaśniło, ale kto poinformował o tym opinię publiczą? Sprawa ta świadczy o tym, jak łatwo jest oczernić każdego człowieka, zwłaszcza duchownego, oskarżając go o seksualne molestowanie nieletnich, i na jak „żyzny” grunt medialny padają tego typu podejrzenia.
Sądzić jednakowo
Wszystko, co robi Benedykt XVI (i co robił kard. Ratzinger jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary), świadczy, jak bardzo leży mu na sercu los dzieci. Dlatego Papież chce, by kapłani byli tak samo sądzeni za zbrodnie przeciwko nieletnim, jak ludzie z innych kategorii społecznych. W czasie audiencji dla Rady ds. Rodziny, która odbyła się 8 lutego, Benedykt XVI przypomniał zdecydowane słowa Chrystusa z Ewangelii św. Marka: „Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze” (Mk 9,42), dobitnie podkreślając, że tego, kto dopuszcza się haniebnych czynów na maluczkich, czeka nie tylko osąd ludzi, ale też bezapelacyjny sąd Boży.
Kościół katolicki – w świetle prawdy – zajął się oczyszczeniem własnego podwórka, ponieważ jednak zjawisko księży pedofilów jest tu czymś naprawdę marginalnym, byłoby dobrze, gdyby inne instytucje, środowiska i grupy wyznaniowe poszły w jego ślady. Tylko w ten sposób świat stanie się lepszy i bardziej sprawiedliwy.


za:  Niedziela nr 9/2010 (xwk)