Publikacje polecane

Temida Stankiewicz-Podhorecka: Krwawa walka o władzę

"Borys Godunow" Aleksandra Puszkina w reż. Petera Steina w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
 
«Pochodzący z Niemiec Peter Stein to jeden z najwybitniejszych reżyserów teatralnych i operowych w Europie. Od lat związany jest z berlińskim teatrem Schaubühne. Monumentalne inscenizacje dzieł, zwłaszcza klasycznych, antycznych, Steina mają swoje stałe miejsce w historii teatru. Polska publiczność, ta nieco starsza, zapewne pamięta słynną "Oresteję" w inscenizacji Steina przywiezioną w 1983 r. z Schaubühne na festiwal w Warszawie. Spektakl wybitny, profesjonalny w każdym detalu, zarówno reżyserskim, jak i aktorskim, o estetyce harmonijnie spojonej z myślą wyprowadzoną wprost z dzieła Ajschylosa. Owa wierność literze tekstu, idei autorskiej zawartej w utworze była i nadal jest dla Steina jako reżysera podstawową zasadą. Widać to wyraźnie w ostatniej premierze Teatru Polskiego w Warszawie "Borys Godunow" Aleksandra Puszkina.

Stein jest przeciwnikiem uwspółcześniania klasyki, bo - jak powiada - takie uwspółcześnianie może być niszczące dla myśli autorskiej i efektu zapisanego w utworze oryginalnym. To cenna uwaga, którą powinni sobie przyswoić wszyscy pseudoreżyserzy nachalnie uwspółcześniający klasykę. Krótko mówiąc, bezkarnie przepisujący dzieło na nowo, po swojemu. Taka ingerencja w oryginalną tkankę utworu najczęściej kończy się katastrofą. Zamiast dzieła autora pojawia się jakaś bełkotliwa wydmuszka. Peter Stein jest jednym z nielicznych reżyserów dbających o zachowanie w spektaklu myśli autora tekstu.

Warszawska premiera "Borysa Godunowa" jest powtórzeniem inscenizacji moskiewskiej sprzed czterech lat. Peter Stein, wyreżyserował dramat Puszkina z rosyjskimi aktorami w Moskwie w 2015 r. W Warszawie zachował tę samą formę inscenizacyjną. Spektakl ma charakter dość monumentalny w dekoracji, kostiumie, ułożeniu sytuacji i celebrowaniu wielu scen. To celebrowanie jednak chwilami powodowało nadmierną rozciągliwość narracji i tym samym znużenie na widowni. Ponadto wymaga to doskonałego aktorstwa, tym bardziej że fundamentem, na którym zbudowano całość, jest tutaj Puszkinowskie słowo. A z tym u aktorów - poza nielicznymi wyjątkami - jest kiepsko. I to bardzo. Można by się zastanawiać, dlaczego tak wybitny reżyser, przywiązujący przecież wielką wagę do tekstu autorskiego, nie wymógł na aktorach perfekcyjnego mówienia, poprawnej dykcji, właściwego rozłożenia akcentów i należytej rytmiki w podawaniu tekstu i dialogowaniu oraz głośniejszego mówienia, bo na widowni nie słychać. Nie mówiąc już o całkowitym braku słyszalności i rozumieniu tekstu przez publiczność, gdy aktor, stojąc tyłem do widzów, coś szemrze pod nosem. Może to nieznajomość języka polskiego spowodowała, że reżyser "puścił" aktorów z takim niedopracowaniem roli. To jednak nie tłumaczy perfekcjonisty, a takim przecież jest Peter Stein. Natomiast w pamięci pozostają piękne, malarskie wręcz sceny zbiorowe, zrytmizowane przemieszczanie się tłumu czy modlitwy ludu o to, by car przyjął tron.

Drugie pytanie, na jakie nie znalazłam odpowiedzi, oglądając spektakl, dotyczy powodu, dla którego właśnie ten tytuł został zrealizowany. Tym bardziej że "Borys Godunow" jako sztuka teatralna nie jest często grywana na scenach dramatycznych. Wymaga na pewno doskonałej reżyserii i nie mniej doskonałego aktorstwa. Dzieło Puszkina znane jest głównie w wersji operowej Modesta Musorgskiego.

Temat utworu osnuty jest na tle krwawych walk o tron moskiewski na przełomie XVI i XVII wieku. Borys Godunow (grany przez Andrzeja Seweryna) jest postacią historyczną. Dramat opowiada historię Borysa Godunowa, na którego polecenie został zamordowany dziewięcioletni Dymitr, carewicz, syn Iwana Groźnego, prawowity następca tronu. Borys Godunow uproszony przez bojarów i lud osiada na tronie carskim, lecz nie potrafi uwolnić się od wyrzutów sumienia i dopadających go lęków przed publicznym odkryciem zbrodni. Ponadto pojawia się Dymitr Samozwaniec, który jest zbiegłym z monastyru mnichem, ale podaje się za Dymitra, prawowitego następcę tronu. Borys nie jest więc pewien, czy carewicz Dymitr został na pewno zamordowany. Targają nim wątpliwości, miewa zwidy, nie potrafi się z tym uporać. W końcu umiera. Tron obejmuje Dymitr Samozwaniec (w tej roli Marcin Bubółka).»

"Krwawa walka o władzę"
Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik online
29-06-2019       
       
e-teatr.pl - wortal teatru polskiego © Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego     
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/277369,druk.html