Publikacje polecane

Agresywny laicyzm podnosi głowę

Wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu stały się obiektem manipulacji środków masowego przekazu po to, aby napuszczać jednych na drugich, a całość pokazać jako walkę o krzyż
Z ks. prof. Andrzejem Maryniarczykiem SDB, kierownikiem Katedry Metafizyki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II i prezesem Polskiego Towarzystwa Tomasza z Akwinu, rozmawia Bogusław Rąpała Po 10 kwietnia miała zapanować większa zgoda społeczna, miały się zmienić język debaty publicznej, podejście do ludzi o innych poglądach. Tymczasem, patrząc na to, co się dzieje przed Pałacem Prezydenckim, raczej trudno powiedzieć, że cokolwiek się zmieniło na lepsze.
- Myślę, że trzeba tutaj uwzględnić dwie sprawy. Pierwsza to okoliczność powstania tego miejsca przed Pałacem Prezydenckim, które jest centralnym punktem spotkań Polaków. Jest ono w pewnym sensie historyczne, związane z tragicznymi wydarzeniami, do jakich doszło w Smoleńsku. Z jednej strony stało się ono symbolem współczucia, z drugiej - symbolem wspólnego przeżywania tej tragedii i uświadomienia sobie pewnych wartości prezentowanych przez ludzi, którzy tam zginęli. Krzyż, który się tam pojawił, jest znakiem łączącym te dwa symbole. Stykają się tam bowiem ból i modlitwa z patriotyzmem i troską o Naród. Problem polega na tym, że jako przyczynę tego, co zaczęło się dziać po wypowiedzi prezydenta elekta, iż krzyż powinien zostać usunięty, wykazuje się sam krzyż. Tymczasem u podstaw tego konfliktu nie leży problematyka krzyża. Głównym powodem jest pragnienie znacznej części Narodu, aby to szczególne miejsce w jakiś sposób zaznaczyć oraz pozostawić ku pamięci i przestrodze Polaków. W tej chwili manipulacja polega właśnie na tym, że z tematyki upamiętnienia tych wydarzeń w formie pomnika chce się zrobić problem krzyża. A kwestia, czy należy go stamtąd usunąć, czy pozostawić, jest wtórna. Tam musi zostać wybudowany pomnik upamiętniający to miejsce, te wydarzenia, i tym pomnikiem jest teraz ten krzyż. Dlatego jeśli nie przedstawi się społeczeństwu żadnej konkretnej deklaracji lub zapewnienia, że stanie tam pomnik, to wszelkie próby przenoszenia czy zabierania stamtąd krzyża są zupełnym nieporozumieniem. I Naród naturalnie to wyczuwa. Nikogo zatem nie powinny dziwić protesty, poprzez które broni się tego miejsca i krzyża jako symbolu upamiętniającego te wszystkie wydarzenia.

Podczas próby przeniesienia krzyża do kościoła św. Anny widzieliśmy dwie grupy, które tak naprawdę wiele - jeśli nie wszystko - łączyło, a które postawiono przeciwko sobie. Z jednej strony byli harcerze i księża, z drugiej - obrońcy krzyża.

- To było tragiczne. Stało się tak dlatego, że księża i harcerze zostali wmanipulowani w tę sprawę.

Komu na tym zależało?


- Myślę, że tym, którzy nie chcą upamiętnić katastrofy pod Smoleńskiem i tego, co działo się tuż po niej i trwa do dziś. Z tego, co widzimy, wynika, że obecny rząd wraz z nowym prezydentem za wszelką cenę dążą, aby tych wydarzeń nie upamiętniać. A trzeba nieustannie podkreślać, że tragedia, jaka wydarzyła się 10 kwietnia, nigdy nie miała sobie podobnych ani w dziejach Polski, ani całego świata. Dlatego tym bardziej trzeba ją upamiętnić, bo dla Polaków była ona szczególnie bolesnym doświadczeniem historycznym. Podejście do tego problemu pokazuje brak dobrej woli ze strony rządzących. Powinni oni podjąć próbę godnego rozwiązania sporu w sposób, który byłby do zaakceptowania przez społeczeństwo i służył jego jednoczeniu. A tymczasem sprawa stała się obiektem manipulacji ze strony środków masowego przekazu po to, aby napuszczać jednych na drugich, a całość pokazać jako walkę o krzyż. To jest walka o godne upamiętnienie tej tragedii, ku pamięci i przestrodze Polaków. W tej chwili krzyż jest tylko symboliczną pamiątką, natomiast jeśli zostanie przedstawiony konkretny projekt pomnika wraz z terminem rozpoczęcia jego budowy, to myślę, że sytuacja szybko się uspokoi.

Tymczasem podział społeczeństwa jest pogłębiany. Można odnieść wrażenie, że jedną grupę chce się skompromitować i odebrać jej prawo głosu w debacie publicznej jako osobom niepoczytalnym i fanatykom.

- Na tym to właśnie polega, że stosuje się starą łacińską zasadę "divide et impera", czyli dzielić, aby rządzić. Dlatego trzeba głośno stawiać pytanie: komu na tym zależy? Jeśli prezydent ogłaszał, że będzie prezydentem jednoczącym, to właśnie ma okazję, żeby to udowodnić. Ale jeśli sprawowanie urzędu rozpoczyna od podejmowania decyzji dzielących społeczeństwo, to jest to konkretna odpowiedź na pytanie o całą jego prezydenturę.

Tego typu wydarzenia wykorzystywane są przez wiele środowisk, głównie lewicowych, do ataków na Kościół. W odniesieniu do krzyża w miejscach publicznych, ostatnio nawet do lekcji religii w szkołach znowu pojawiają się głosy: z tym trzeba zrobić porządek.

- Niewątpliwie jest to dobra okazja dla wszelkiego rodzaju lewicujących liberałów, grup ateizujących, które są aktywne w całej Europie i którym chodzi o to, żeby ateistyczny laicyzm na wszelkie sposoby wprowadzać w życie społeczne. Nie tylko chce się pokazać, że kultura i polityka są laickie, ale że laicka jest cała rzeczywistość. Zgodnie z takim sposobem myślenia krzyż nie może być postawiony ani na ziemi, ani na budynku, które są państwowe. Ten pełzający, ateistyczny laicyzm chce w takich sytuacjach wygrywać i na nich korzystać. Tylko czekać, kiedy nasi lewicowcy zaczną organizować swoje happeningi i wysuwać coraz to nowe postulaty i żądania. W tym kierunku właśnie to zmierza.

Są jakieś szanse na rychłe zakończenie tego konfliktu?
- Rozwiązanie jest bardzo proste. Przede wszystkim musi tam stanąć pomnik. Należy jednak działać szybko, aby nie dopuścić do zaostrzenia sytuacji.

Z czyjej strony teraz powinien zostać wykonany jakiś ruch?

- Oczywiście ze strony nowego prezydenta i rządu. Powtarzam, tam musi powstać pomnik, a wcześniej musi być przedstawiony jego projekt i podany konkretny termin realizacji. To uspokoiłoby społeczeństwo. Bo tutaj nie chodzi tylko o grupę ludzi przed Pałacem Prezydenckim. Oni reprezentują Naród, który po tragedii smoleńskiej masowo wyszedł na ulice polskich miast i podobnie jak w Warszawie zamanifestował swoje uczucia. I tego nie wolno zlekceważyć. Nie wolno mówić, że ludzie, którzy protestują pod krzyżem, są nawiedzeni. To są przedstawiciele potężnego społeczeństwa, o czym przekonaliśmy się przed pogrzebem pary prezydenckiej i po nim. Natomiast krzyż musi pozostać tam dotąd, dopóki nie powstanie pomnik.

Czy zauważa Ksiądz Profesor próby spychania odpowiedzialności za to, co się dzieje, na Kościół?


- Tak. Z kwestii upamiętnienia tej tragedii chce się zrobić problem krzyża, a to, co jest istotą tego sporu, próbuje się zamieść pod dywan. To nie jest problem krzyża, to nie jest problem Kościoła, to walka o godne upamiętnienie wielkiej tragedii.


za: NDz z 7-8 sierpnia 2010, Nr 183(3809)  Dział: Myśl jest bronią (xwk)