Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Ks. prof. Czesław S. Bartnik - "Uderzmy sprawiedliwego" (Mdr 2, 12)

Wszelkie grupy społeczne i całe państwa winny dążyć do obiektywnego dobra oraz wychowywać ludzi do najwyższych wartości - materialnych i duchowych. Jednak w historii społecznej zdarza się, że jest odwrotnie i niektóre czynniki społeczne dążą do ewidentnego zła - atakują lub niszczą ugrupowania dobre. W człowieku istnieje skłonność do grzechu, którą należy przezwyciężać przez moralność i religię, czego jednak, niestety, nie rozumieją ateiści i liberałowie. A jak jest u nas?

Starotestamentalna Księga Mądrości z II wieku przed narodzeniem Chrystusa przestrzega przed tworzeniem takich ugrupowań czy społeczności, które gwałtownie atakują człowieka dobrego tylko za to, że jest dobry, moralny i religijny. To głęboka prawda. Cały "program" zasadzających się na dobro Księga Mądrości streszcza następująco: Nie ma Boga ani wieczności, realna jest tylko śmierć i nicość. Używajmy zatem świata, pijmy, swawolmy, pędźmy za rozkoszami i uciechami. Udręczmy ubogiego, wdowę i starca, tego, kto wierzy, że moralność i sprawiedliwość przyniosą mu szczęście, kto chełpi się Bogiem jako swym Ojcem. A dlaczego trzeba zniszczyć sprawiedliwego? Dlatego że droga prawdy i dobra jest prowokacją - sprawiedliwy sprzeciwia się naszym (liberalnym) sprawom, zarzuca nam łamanie prawa, wypomina nam błędy naszych obyczajów. Potępia nasze zamysły, sam jego widok jest przykry, bo drogi sprawiedliwego są inne (por. Mdr 2).
Tekst świętej księgi zdaje się dosyć dobrze obrazować współczesną orientację liberalną, ateistyczną i amoralną w kulturze euroatlantyckiej, a częściowo już i u nas - w Platformie Obywatelskiej, Sojuszu Lewicy Demokratycznej, wśród ateistów i masonerii. Ostatnio także zaraza liberalizmu i ateizmu dosięgła organizacji młodzieżowych - jak Młodzi Racjonaliści czy Młodzież Socjalistyczna, które 1 września w 47 miastach zorganizowały akcję przeciwko wychowaniu katolickiemu i moralności klasycznej, a także przeciwko udziałowi katolików jako katolików w życiu publicznym i państwowym.
Owymi sprawiedliwymi, na których czyhają grzeszni, są u nas katolicy, mimo że atakujący maskują to na różne sposoby. Katolicy jako wierzący, łagodni, ubodzy, cierpliwi, nienapastliwi - stają się w życiu społeczno-politycznym łatwym łupem oszustów społecznych. Państwo ich nie obroni, a nawet zapala zielone światło napastnikom. Katolicy aktywni na forum publicznym są powoli już i w naszej Ojczyźnie uważani za przeszkodę w budowaniu nowego utopijnego świata postkomunistycznego i liberalnego, świata bogacenia się nade wszystko, używania i płynącej z rozkoszy radości (por. "Oda do radości"). Podobno w Polsce najczęściej w Unii Europejskie wykonuje się "Odę do radości", choć obrazuje ona mitologię pogańską...

Ataki na sprawiedliwą "Solidarność"

Ów biblijny los sprawiedliwego zdaje się dzielić u nas "Solidarność", która niespodziewanie znalazła się w bardzo groźnym położeniu, kiedy to liberalizm idzie w sukurs postkomunizmowi i odwrotnie. Buldożer totalnego amoralizmu niszczy w kulturze euroatlantyckiej najwyższe wartości niemal w każdej dziedzinie. Teraz chce poddać eutanazji także "Solidarność" - jej powołanie przypisuje się już nie robotnikom, lecz jakiejś grupce osób, które już dawno zapomniały o "Solidarności", ale w ważniejsze rocznice toczą zacięty spór między sobą o palmę pierwszeństwa przy zakładaniu związku. I coraz więcej polityków nosi logo "Solidarności", ale czyni to tylko w celach propagandowych, faktycznie bowiem z "Solidarnością" nie mają już nic wspólnego. Ukazały to dobitnie obchody trzydziestolecia związku w Szczecinie, Gdyni, Gdańsku i Jastrzębiu Zdroju. Doszło do tego, że decydenci z PO chcą "Solidarność" niejako internować, zniewolić, skompromitować albo zlikwidować, głosząc, że sama się zabiła. Dla nowych ideologów społeczno-politycznych staje się ona przeszkodą w rozwoju ekonomicznym, politycznym, kulturowym i duchowym nowoczesnej Polski. I potępia się ją nie tylko za jej, rzekomo przestarzałą, postawę w dziedzinie związkowo-zawodowej, lecz także za wciąż żywe aspiracje wolnościowe, robotnicze, patriotyczne i katolickie.
Obecna władza zarzuca "upolitycznienie" związku ludziom, którzy są lekceważeni przez kolejne rządy, szczególnie zaś przez obecny. W tym tonie 29 sierpnia w Szczecinie wypowiadał się Bronisław Komorowski. Władza odwraca się plecami do tysięcy bezrobotnych stoczniowców wciąż marzących o odrodzeniu stoczni i o pracy dla siebie i dla Polski. To się nie mieści w żadnej logice. Ponadto ten sam przedstawiciel najwyższej władzy szyderczo stwierdził podczas wizyty w Szczecinie, że tak jak Stany Zjednoczone mają swoją Statuę Wolności, tak polską statuą wolności są te portowe i stoczniowe dźwigi. Mój Boże, czyżby martwe kikuty zniszczonego stoczniowego sprzętu miały być pozytywnym symbolem naszej liberalnej Polski?
Z kolei 30 sierpnia w Gdyni "Solidarność" postanowił zganić pan premier, który się dziwił, że rozbitkowie z zatopionych stoczni buczą i gwiżdżą. A przemawiał tak, jakby chciał wypróbować ich łagodność i cierpliwość. Cóż takiego mówił w Gdyni Donald Tusk? Ano, że związkowcy powinni kierować się miłością do rządu i PO, a tymczasem kierują się nienawiścią, i to w sytuacji, gdy rząd darzy ich miłością (także poprzez podstępne likwidowanie stoczni!).
Premier perorował, że dawna "Solidarność" była powszechna, należał do niej każdy, bez względu na to, czy był partyjny, czy bezpartyjny, wierzący czy niewierzący, czy był konserwatystą, czy anarchistą. Pan premier chciał chyba powiedzieć, że w pierwszej "Solidarności" panował liberalny pluralizm bez żadnych kryteriów i bez wspólnych motywów - ot, taki anonimowy pojemnik na różne, niepowiązane ze sobą przedmioty. To typowe, także obecnie, definiowanie pluralizmu jako chaosu.
Donald Tusk zarzucił związkowcom szyderczo, że w 1981 r. "Solidarność" liczyła blisko 10 mln osób, a dziś liczy tylko ok. 700 tysięcy. Co oznaczają te słowa? Wiele rzeczy - że dzisiejsza "Solidarność" nie ma nic wspólnego ze związkiem z lat 80., że "Solidarności" już nie ma, a jeśli uprzemy się, iż jest, musimy dopowiedzieć, że jest zła - nie słucha rządu, Brukseli, oburza się na likwidację stoczni... Ludzie postępowi i mądrzy nie chcą do niej należeć. Wniosek ze słów premiera jest prosty: "Solidarność" musi słuchać rządu, bo inaczej zdradzi swe początki. Premier nie zauważył, że swoją partię postawił dziś na miejscu PZPR.
Wielu byłych solidarnościowców, którzy dziś znajdują się w PO, bardzo zgorszyły słowa Jarosława Kaczyńskiego, że w 1980 r. podczas rokowań z rządem część doradców dążyła do kompromisu za cenę zbyt daleko posuniętych ustępstw. Trzeba więc im przypomnieć, że rola doradców jest do dziś oceniana jako dwuznaczna i niejasna. Esencją sierpniowego zrywu byli robotnicy, kierujący się dążeniem do wolności, patriotyzmem, motywami religijnymi i troską o dobro ludzi pracy. Doradcy wywodzący się częstokroć z Komitetu Obrony Robotników nawoływali do umiarkowania, ograniczania żądań i koncyliacyjnej postawy w rozmowach z władzą. Wielu z nich gorąco popierało później postanowienia Okrągłego Stołu. Ich sympatie ideowe szły w poprzek katolickiej tożsamości naszego Narodu, szydzili z tych, którzy pragnęli symbiozy naszego Narodu i Kościoła. Ten liberalny kurs usunięcia kategorii polskości i katolicyzmu z życia społeczno-politycznego reprezentował m.in. premier Tadeusz Mazowiecki. Obecne władze doskonale to kontynuują.

Chodzi o przyszłość Polski


Większość komentatorów zwraca uwagę tylko na szczegóły, zdarzenia i rolę kilku osób w omawianym sporze między Platformą a "Solidarnością". Mimo wszystko są to sprawy drugorzędne. W głębi rzeczy chodzi o problemy istotne: o godność robotnika, ekonomię pracy, wolność Polski i Narodu, o rolę Kościoła w państwie, o prawdę historyczną, o kulturę, tradycję i przyszłość. Nie wolno mówić, że do "Solidarności" należeli i mogą należeć wszyscy bez względu na poglądy, postawy, czyny i intencje, jeśli bowiem związek ma pozostać sobą, to nie może być chaosem. Nie mogą do "Solidarności" należeć zdrajcy, pasożyci, oszuści sprzedający Polskę Niemcom, Rosji czy Brukseli, walczący ateiści, wrogowie Polski, przywódcy PZPR, SLD itp. Mówienie, że dziś każdy Polak ma prawo do znaku "Solidarności", czyni wielki zamęt pojęciowy i jest tanim chwytem propagandowym. Owszem, "Solidarność" przyniosła wielkie dobro wszystkim, w tym i wrogom Polski, ale to nie znaczy, że wszyscy do niej należą. Jeśli armia wywalczyła wolność dla wszystkich, to nie znaczy, że wszyscy byli czy są członkami tej armii. Przede wszystkim ludzi "Solidarności" łączył wspólny mianownik, którym były te same idee, cele i metody, a przede wszystkim troska o Polskę. To, co wspaniale wyśpiewał Jan Pietrzak: "Długi łańcuch ludzkich istnień połączonych myślą prostą: Żeby Polska, żeby Polska, żeby Polska była Polską". Żeby była Polską, a nie Rosją, Niemcami, Brukselą, ani klęską.
Bezsensowny jest zarzut, że "Solidarność" się upolityczniła. Byłby może jakiś sens w zarzucie, iż związek się upartyjnia, ale nie upolitycznia. Od początku związek był polityczny, bo działał na rzecz polskiego świata pracy i całej Polski. A dziś powinien podjąć funkcje polityczne na większą skalę, gdyż z powodu złej ideologii i nieodpowiedzialnych rządów Polsce znowu grozi zagłada. Związki zawodowe są z natury polityczne, bo odnoszą się do stanu państwa - polis. Nie można polityki rozumieć na sposób wilczy - że to tylko walka o władzę między partiami. Istotnie - pazerna, samolubna i już prawie totalitarna władza PO obawia się, że "Solidarność" ją trochę ograniczy. Poza PiS już tylko ona może zagrozić monopolowi PO, gdyż inne ugrupowania - choć szlachetne i patriotyczne, są słabiutkie. Katolicy nie nauczyli się polityki. Obecnie przed "Solidarnością" stoją takie zadania polityczne, jak: obrona przed wilczym kapitalizmem przemysłu, zasobów ziemi, gospodarki, a także świadomości polskiej, historii, tradycji, zdrowego rozsądku. Różne odłamy "Solidarności" rolników muszą bronić polskiej wsi przed nową kolektywizacją, niszczeniem gospodarstw rodzinnych, pogardą dla ludzi wsi, wyzyskiem ze strony pośredników, przed utratą zmysłu polskości i ciągłości narodowej. Dzisiejszych naszych władców liberalnych i postmarksistowskich bardzo drażni związek "Solidarności" z religią i Kościołem - może dlatego nie doszło do przyjazdu na obchody ważnych figur z Zachodu. Były premier Tadeusz Mazowiecki, mieniący się przyjacielem Jana Pawła II, po uroczystości w Gdańsku zarzucił PiS, że pcha "Solidarność" do "sekty religijno-politycznej", a więc wyraził żądanie środowiska lewicowo-liberalnego, żeby związek nie miał nic wspólnego nie tylko z polityką, ale i z Kościołem katolickim. Chyba też dlatego TVP, która transmitowała uroczyste obchody ze Szczecina i Gdyni, już nie wyemitowała Mszy Świętej z Gdańska, która była integralną częścią obchodów święta "Solidarności". Być może obawiano się mocnego kazania ks. abp. Sławoja Leszka Głódzia. Tę Mszę Świętą pokazała Telewizja Trwam. A przecież w czasie strajku w stoczni odprawiano Eucharystie - pierwszy uczynił to ks. prałat Henryk Jankowski, oczywiście potem do końca życia atakowany pod różnymi pretekstami. W stoczni księża także spowiadali, a na bramie umieszczony był obraz Matki Bożej i portret Jana Pawła II. Religia katolicka była i jest wielką mocą duchową "Solidarności", wspierającą także innowierców i ateistów.

Programowa ateizacja

Źle się stało, że władza zapala obecnie zielone światło dla działań ateistów. Zadeklarowany tak wyraźnie przez rządzących program ateizacji państwa podsyca wrogość różnych struktur przeciwko Kościołowi. Nasiliły się antykatolickie komentarze w internecie. Dyrektor Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego usunął krzyż ze szczytu Rysów i argumentował to tak samo przewrotnie, jak Warszawa: że był postawiony bez jego zgody, bez zgody władzy kościelnej i TOPR. Krzyż został usunięty rzekomo "godnie", gdyż został przeniesiony do sanktuarium Matki Bożej Jaworzyńskiej, gdzie będzie uroczyście poświęcony. Dyrektor był łaskaw uspokoić górali, że krzyż z Giewontu, tyle razy wspominany przez Jana Pawła II, nie będzie usunięty, a nawet zostanie odrestaurowany, oczywiście dlatego, że stanowi zabytek kulturalny, a nie sakralny - został postawiony w 1901 r. ("Gazeta Wyborcza", 26.08.2010 r.). Następnie w sierpniu i we wrześniu zostały ścięte dwa krzyże na Wzgórzu Trzech Krzyży w Przemyślu. Krzyże te postawiono przed wojną na miejscu grodu piastowskiego i były już usunięte przez komunistów - antyreligijnych i antypatriotycznych jak dzisiejsi liberałowie.
Wzmogły się ataki słowne zepsutej, liberalnej młodzieży na Kościół i na duchownych, a także napaści mediów. Katolickie środki społecznego komunikowania, atakowane od początku ich powstania, są teraz zagrożone likwidacją ze strony szaleńców antyreligijnych. Ktoś w internecie obrońcom krzyża grozi śmiercią. Te i inne rzeczy są tolerowane przez władze liberalne, bo dotyczą one katolików - byłoby zupełnie inaczej, gdyby dotyczyły Żydów albo innej mniejszości. Oto dlaczego "Solidarność" musi żyć i musi ingerować w życie polityczne w naszym państwie. Rząd liberalny nie jest w stanie ani przejąć, ani zastąpić "Solidarności". Ot, taki kwiatek: Europejskie Centrum Solidarności zapłaciło w 2009 r. światowej sławy piosenkarce Kylie Minogue 11 mln zł za występ na obchodach rocznicy powołania związku (W. Reszczyński, "Nasz Dziennik", 2.09.2010 r.). Liberałowie żyją kultem krezusów i gwiazd, ubogi nie jest dla nich obywatelem, lecz tylko niedołęgą i żebrzącym żyjątkiem.
I tak dobrze zorganizowana "Solidarność" stała się dziś większą niż PiS przeszkodą w realizacji obłędnej ideologii liberalnej i brutalnego neokapitalizmu. Związek ma za sobą znaczną część ludzi pracy. Skuteczność "Solidarności" jest jednak coraz bardziej zagrożona, bo wrogie jej państwo dysponuje wszelkimi środkami niszczenia. Klimat wokół "Solidarności" zaczyna przypominać ten z czasów jej początków - władza nie liczy się z ludźmi pracy, ataki na Kościół i polskość się potęgują, PO staje się coraz bardziej zakłamana, postępuje ateizacja całego życia narodowego, nikt nie broni pracowników i rolników, społeczeństwo składa się z niewielkiej grupy bogatych oraz z wielu milionów ubogich i nędzarzy, rząd jest niesłychanie arogancki - nie dialoguje ze światem pracy i często szydzi sobie z obywateli prostych, media są opanowywane przez lewaków, ateistów i postkomunistów; wracają do łask agenci, układy i oskarżeni o korupcję. Słowem: chaos i ucisk uważa się za wolność i demokrację. Stajemy się coraz bardziej podlegli Brukseli, Niemcom i Rosji. W kraju panuje nieład materialny i duchowy, nie ma wyraźnej koncepcji życia, pracy i polityki.

Plecami do ludzi pracy

Rząd wyniośle nie chce prowadzić z "Solidarnością" prawdziwego dialogu, tak jak i z opozycją. Może prowadzić ze związkiem nawet ostry spór, ale nie może żądać od niego przyjęcia liberalizmu i zmiany profilu ideowego. Ale niestety te naciski są, i to poważne. "Solidarność" według PO powinna odrzucić całościową koncepcję godnego życia w Polsce i zająć się tylko płacami, urlopami, ceną chleba i sprawami drugorzędnymi.
Człowiek się zastanawia, dlaczego władze, partie polityczne nie czynią głębszej refleksji nad sobą, tylko ograniczają się przeważnie do propagandy w celu zdobycia poparcia ze strony zdezorientowanych ludzi. Podobnie jest na Zachodzie, ale u nas mogłoby być lepiej. Dlaczego politycy Platformy, atakując "Solidarność" i PiS, czują się tak nieomylni w samoocenie i bezkrytyczni? Dlaczego nie widzą żadnych dobrych cech u innych? Czy to brak głębszej refleksji nad sobą? Czy to pycha lub narkotyzowanie się władzą i własną ideologią? I nasuwa się też pytanie, czy naszych polityków i uczonych nie stać na wypracowanie lepszej teorii życia społeczno-politycznego, np. personalizmu społecznego. Czy musimy się zaczadzać nierozumnymi teoriami zachodnimi, jak marksizm, liberalizm, nowa lewica i inne? Czy musimy przyjmować te różne dziwne twory, jak kobieta modę paryską, choćby ta moda była nieludzka i idiotyczna?
Żeby tylko nie doszło do takiego zwyrodnienia duchowego, które objawia się alergią na Boga, prawdę, dobro i duchową miłość. Przed tym właśnie przestrzega Księga Mądrości, analizująca motywacje złych ludzi i złych społeczności: "Uderzmy sprawiedliwego, bo sprzeciwia się naszym sprawom, zarzuca nam łamanie prawa, wypomina nam błędy (...). Zasądźmy go na śmierć haniebną" (Mdr 2, 12.20). I jeszcze jedno - dlaczego w tym czasie milczą Polacy naprawdę mądrzy, szlachetni i wielcy? Tymczasem Platforma Obywatelska spokojnie zmierza do likwidacji wszelkich opozycyjnych wobec siebie struktur, takich jak "Solidarność". Potem pozostanie jej tylko Kościół i kultura polska - ateistyczna Bruksela wyrazi za to serdeczną wdzięczność.




za: NDz. z 11-12.09.2010 Dział: Myśł jest bronią (kn)
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100911&typ=my&id=my21.txt

Copyright © 2017. All Rights Reserved.