Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Prowokacja Benedykta

– Nie możemy milczeć, kiedy wierni porzucają Kościół – mówił abp Rino Fisichella, który stanął na czele Rady ds. Nowej Ewangelizacji. – Nadszedł czas, by wyraźnie i odważnie zabrać głos, bo jesteśmy głosicielami Ewangelii.
Mamy do czynienia z prorocką intuicją Benedykta XVI, a nawet z „prowokacją” – przekonywał abp Rino Fisichella podczas prezentacji w Watykanie (12.10) papieskiego listu Ubicumque et semper (Wszędzie i zawsze), który określa zadania nowej Rady ds. Nowej Ewangelizacji. Hierarcha przywołał gorzkie słowa św. Grzegorza Wielkiego: „wierni od nas odchodzą, a my milczymy”, aktualne w kontekście sekularyzacji. Nowa Rada ma inspirować i koordynować ewangelizację w zachodnich społeczeństwach, które odwracają się od wiary. Powołanie do życia nowej dykasterii zbiega się z obchodzonym właśnie Tygodniem Misyjnym. Papieska prowokacja daje do myślenia. Zmusza wszystkich katolików do nowego spojrzenia na misje.

Misje zamachem na wolność?

Tydzień Misyjny kojarzy nam się tradycyjnie z misjami w dalekich, egzotycznych krajach. Konwencjonalny obraz to biały misjonarz pośrodku biednego afrykańskiego kraju, otoczony wianuszkiem uśmiechniętych ciemnoskórych dzieci. Oczywiście, że tradycyjne misje nadal trwają w wielu miejscach, a praca misjonarzy zasługuje na najwyższy szacunek i wsparcie. Nie można jednak ignorować faktu, że na naszych oczach zmieniła się duchowa mapa świata. W Afryce każdego dnia chrzest przyjmują 23 tys. ludzi, liczba powołań kapłańskich na Czarnym Lądzie systematycznie rośnie. Niedawno pisaliśmy o tym, że centrum chrześcijaństwa przenosi się z Europy do Afryki i Ameryki. Na początku XX w. Europejczycy stanowili dwie trzecie wszystkich chrześcijan, dziś mniej niż jedną czwartą, a do 2025 r. liczba ta spadnie poniżej 20 proc. Wzrostowi Kościoła w tzw. krajach misyjnych towarzyszy zjawisko jego słabnięcia w krajach Europy.

Obowiązującą europejską doktryną stała się wielokulturowość i tolerancja. Pod tymi szyldami spora część elit starej Europy z gorliwością zwalcza istniejące jeszcze tu i ówdzie przejawy chrześcijańskiej tożsamości Starego Kontynentu. Współcześni „misjonarze” poprawności politycznej wmawiają nam skutecznie, że wszystkie religie są równe, a różnice między nimi są w gruncie rzeczy nieważne i każdy człowiek ma ostatecznie jakąś swoją religię, którą sam sobie tworzy, więc nawracanie kogokolwiek na wiarę chrześcijańską jest zamachem na wolność. Co ciekawe, przejście Europejczyka na hinduizm czy islam jest odbierane jako oryginalny wybór świadczący o niezależności jednostki.
Z naszego świata wyparowały dwa podstawowe pojęcia, które przez wieki napędzały zapał chrześcijańskich misjonarzy: „zbawienie” i „prawda”. Jan Paweł II pisał o zjawisku „stopniowego zeświecczenia zbawienia”, polegającego na tym, że „owszem, walczy się o człowieka, ale o człowieka pomniejszonego, sprowadzonego jedynie do wymiaru horyzontalnego”. Dlatego misje w krajach biednych kojarzą się raczej z pracą charytatywną na rzecz poprawy doczesnego losu niż z troską o wieczne zbawienie. Z kolei powiedzieć głośno, że chrześcijaństwo jest religią prawdziwą, to narazić się na zarzut nietolerancji i fanatyzmu. Benedykt XVI od lat upomina się o to, by dialog międzyreligijny nie rezygnował z pytania o prawdę religii. Odejście od tego pytania zamienia ten dialog w konwencjonalną pogawędkę bez większego znaczenia. Tylko prawda wyzwala.

Idee mają swoje konsekwencje. Zjawiska obecne w kulturze przenikają do Kościoła. Po Soborze Watykańskim II wyraźnie ostygł zapał misyjny wśród katolików. Wielu pyta: skoro można zbawić się poza widzialnym Kościołem i wszyscy ludzie są w gruncie rzeczy „anonimowymi chrześcijanami”, to po co właściwie misje? Pewien werbista, który ponad 30 lat spędził na typowej misji w Afryce i Azji, mówił mi kiedyś, że w jego zgromadzeniu, z definicji misyjnym, jest coraz mniej misjonarzy, a coraz więcej badaczy, religioznawców, etnografów, specjalistów od dialogu itd. W samym Kościele panuje w tej dziedzinie zamieszanie. „Często uważa się, że wszelkie próby przekonywania innych w sprawach religijnych są ograniczaniem wolności. Uprawnione byłoby jedynie prezentowanie własnych poglądów i zachęcanie innych, aby postępowali w zgodzie z własnym sumieniem, bez zabiegania o ich nawrócenie do Chrystusa i na wiarę katolicką: twierdzi się, że wystarczy pomagać ludziom, aby byli bardziej ludźmi lub wierniejsi własnej religii, że wystarczy budować wspólnoty zdolne zabiegać o sprawiedliwość, wolność, pokój i solidarność”. Ta obserwacja pochodzi z Noty Kongregacji Doktryny Wiary z 2007 r.

Wszędzie i zawsze

W programie „Katechizm poręczny” ks. Piotra Pawlukiewicza jeden ze słuchaczy, bodaj po doświadczeniu wieloreligijnego Londynu, pytał, czy jest sens nawracać muzułmanów, hinduistów czy buddystów, czy nie należy raczej uszanować ich tradycje i zostawić w spokoju. Odpowiedź ks. Pawlukiewicza brzmiała w ten sposób: „Jeśli poznam jakiegoś dobrego lekarza, który odkrył lek np. na raka, to wszystkim chorym będę podawał jego adres. Dla ich dobra. To naturalne, że chcemy dzielić się z innymi wiadomością o najlepszym Lekarzu – o Jezusie Chrystusie”. Głoszenie Ewangelii nie ma nic wspólnego z nawracaniem na siłę, z narzucaniem czegoś komukolwiek. Misja jest zawsze apelem do wolności człowieka. Czy jednak nie daliśmy sobie skutecznie wmówić, że dawanie świadectwa o swojej wierze jest przejawem agresji i nietolerancji wobec inaczej wierzących? W tym roku mija 20 lat od ogłoszenia przez Jana Pawła II encykliki Redemptoris missio. Podtytuł: „O stałej aktualności posłania misyjnego”. Pisał w niej papież m.in.: „Kościół zwraca się do człowieka w pełnym poszanowaniu jego wolności: misja nie uszczupla wolności, ale działa na jej korzyść. Kościół proponuje, niczego nie narzuca: szanuje ludzi i kultury, zatrzymuje się przed sanktuarium sumienia” (39). Papież sporo miejsca poświęca kwestii relacji między dialogiem międzyreligijnym a koniecznością misji. „Chociaż Kościół chętnie uznaje wszystko to, co jest prawdziwe i święte w tradycjach religijnych buddyzmu, hinduizmu i islamu (…) nie zmniejsza to jego obowiązku i zdecydowania, by bez wahania głosić Jezusa Chrystusa, który jest »drogą, prawdą i życiem«” (55). Głoszenie Ewangelii jest głoszeniem prawdy o Bogu, który jest miłością. A miłość z natury jest bezbronna. Tu tkwi podstawowa gwarancja tolerancji i wolności od przymusu.

W najnowszym liście Benedykta XVI uderzyły mnie tytułowe słowa: „wszędzie i zawsze”. Co wszędzie i zawsze? „Wszędzie i zawsze Kościół ma obowiązek głosić Ewangelię Jezusa Chrystusa”. Jak to jest u mnie z głoszeniem Ewangelii? „Gdzieniegdzie i czasami”, a może już „nigdzie i nigdy”? Nie chcę moralizować, tylko pytam, skąd w nas tyle lęku przed przyznawaniem się do wiary? Dlaczego bywamy zakompleksionymi katolikami? Czy jest w nas choć trochę zdrowej dumy z przynależności do Kościoła, do Jezusa Chrystusa? Ks. Blachnicki pisał przed laty krytycznie o naszym duszpasterstwie, że panuje w nim jakiś rodzaj kapitulanctwa, zgody na przeciętność w wierze. On sam, zainspirowany wołaniem Jana Pawła II: „Otwórzcie drzwi Chrystusowi”, opracował w 1980 r. szczegółowy plan ewangelizacji całej Polski, ostatecznie niezrealizowany z powodu wprowadzenia stanu wojennego. Plan można oceniać jako utopijny, ale była w tym jakaś prorocka odwaga, myślenie w kategoriach walki o dusze dla Chrystusa. Było w tym owo „zawsze i wszędzie”, którego dziś tak bardzo brakuje Kościołowi w Polsce i Europie. Dziś w naszym kraju wciąż pocieszamy się, że jeszcze nie jest tak źle. Uspokaja nas liczba 40 proc. uczestników niedzielnej Mszy św. No dobrze, ale gdzie jest pozostałe 60 proc.? Czy nie powinniśmy ich szukać?

Mądrość prostej wiary

„U podstaw każdej ewangelizacji nie ma żadnego ludzkiego projektu ekspansji, lecz pragnienie dzielenia się z innymi bezcennym darem, jakim Bóg zechciał nas obdarzyć, udziałem w Jego życiu” – wyjaśnia Benedykt XVI. Nowy watykański urząd sam niczego nie załatwi, ale jest przypomnieniem, że nowa ewangelizacja – hasło rzucone przez Pawła VI i rozwinięte przez Jana Pawła II – jest coraz bardziej aktualnym zadaniem w sekularyzujących się społeczeństwach. W improwizowanym przemówieniu podczas trwającego właśnie Synodu dla Bliskiego Wschodu Benedykt XVI zwrócił uwagę, że zwycięstwo prawdy o Bogu wiąże się z upadkiem bożków. Tak było, kiedy chrześcijaństwo weszło w ostry spór z pogańskim wielobóstwem. Tak jest i dziś, choć dzisiejsi bogowie przybierają nowe twarze. Są nimi anonimowe kapitały, fundamentalistyczny terroryzm, narkotyki, ideologie propagujące rozwiązły styl życia – przeciwne małżeństwu i czystości.

Bóstwa te muszą upaść, mówił papież, choć dokonuje się to zawsze w „bólu świętych, w bólu wierzących”. Benedykt XVI odwołał się do obrazu Niewiasty z 12. rozdziału Apokalipsy. Mowa tam jest o smoku, który wyrzucił wielką rzekę wody na uciekającą kobietę, aby ją pochwycić. „Wydaje się nieuniknione, że kobieta utonie w rzece” – powiada Benedykt. „Ale dobra ziemia pochłania tę rzekę i nie może ona zaszkodzić. Myślę, że łatwo zinterpretować tę rzekę: to te nurty, które wszystkich zdominowały i które pragną, aby zanikła wiara Kościoła, która zdaje się już nie mieć miejsca w obliczu mocy owych nurtów narzucających się jako jedyny racjonalny sposób na życie. Ziemią zaś, która wchłania te nurty, jest wiara prostych ludzi, która nie pozwala się zrujnować tym rzekom, i ratuje Matkę i ratuje Syna. (…) Ta prawdziwa mądrość prostej wiary, która nie pozwala się pożreć wodom, jest siłą Kościoła”. Dodajmy, ta mądrość prostej wiary jest siłą misji Kościoła

ks. Tomasz Jaklewicz

za: /Gość niedzielny nr 42/2010/ (xwk)

Copyright © 2017. All Rights Reserved.