Publikacje polecane

Michael Frost - Recenzja filmu “Drzewo życia”

”Drzewo Życia”, do którego scenariusz napisał i który wyreżyserował Terrence Malick, jest filmem wyjątkowym. Ale sądząc po głosach rozczarowania i kpiących komentarzach ze strony osób, które oglądały film razem z nami, dla wielu kinomanów to niekoniecznie pomyślna wiadomość, choć fani twórczości Terrence’a Malicka od czasu realizacji jego pierwszych filmów w latach 70-tych są zapewne lepiej przygotowani na to co ich czeka. Podobnie jak „Niebiańskie dni”, „Cieńka czerwona linia” i „Nowy świat”, także i ten film zawiera charakterystyczne dla Malicka znaki rozpoznawcze takie jak słyszane za kadru monologi wewnętrzne postaci rozstrząsające egzystencjalne kwestie, sugestywne obrazy przyrody (a szczególnie ukochane kadry wysokich traw smaganych wiatrem), wspaniałe operowanie światłocieniem, a także wolne tempo, chłód i zawiłość filmowej narracji. A jednak jest w „Drzewie życia” coś niezwykłego, coś co wynosi ten film na zupełnie nowy i zdumiewający poziom. To, między innymi, obrazy przestrzeni kosmicznej, kadry obrazujące zaranie czasu czy senne sekwencje rozgrywające się w raju. Te fragmenty filmu są majestatyczne, wspaniałe i mówiąc wprost oszałamiające.

A jednak osią filmu jest dość prozaiczna historia dwunastoletniego Jacka O’Briena dorastającego wraz z dwójką młodszych braci w teksańskim miasteczku Waco pod koniec lat 50-tych pod okiem despotycznego ojca, niespełnionego muzyka i wynalazcy.

Film zaczyna się od słów matki Jacka (głosem zza kadru, przemawiającej, jak się okazuje, do swoich synów): „Istnieją dwie drogi, którymi można iść przez życie: droga natury i droga łaski, Musicie wybrać, którą obierzecie. Łaska nie stara się zadowolić siebie. Przyjmuje upokorzenie, zapomnienie i niechęć. Akceptuje zranienia i obelgi. Natura pragnie tylko zadowolić siebie. Chce, by zadowalali ją inni. Lubi narzucać swoją wolę. Robić wszystko po swojemu. Wynajduje powody, by być nieszczęśliwa, podczas gdy wokół promienieje świat. Miłość uśmiecha się do nas przez wszystko co nas otacza.”

Słowa te nadają ton całemu filmowi, ale współgrają także z wymową innych obrazów reżysera. Wszystkie jego filmowe dzieła wydają się opowiadać o walce, jaka toczy się między naturą a łaską. Malick nie stosuje uproszczeń polegających na rozdzieleniu tych dwóch sposobów na życie jako zawsze i całkowicie odrębnych, lecz postrzega naturę i łaskę jako dwa żywioły obecne we wszystkim i pozostające z sobą w nieustannym konflikcie. W „Drzewie życia” wszechobecność łaski ukazana jest poprzez niezwykłe wzory i kształty występujące w przyrodzie i w architekturze, a także kadry niewysłowionego fizycznego piękna.  Ale są tez w filmie obrazy niszczycielskich wulkanów, roztrzaskujących się meteorów, nieprzewidywalnych rozbłysków słońca. Natura i łaska współistnieją ze sobą wszędzie, nawet w samej naturze (przyrodzie). W jednej ze scen cofamy się w czasy, gdy ziemię przemierzały dinozaury i obserwujemy jak dinozaur drapieżca przytrzymuje uzbrojoną w pazury łapą ranną zdobycz, lecz ostatecznie okazuje zwierzęciu łaskę i wypuszcza na wolność.

W scenach zabaw Jacka z młodszymi braćmi obserwujemy chwile wielkiej miłości i zaufania, ale ujawnia się w nich także pogarda i destrukcja. Młody Jack zaczyna w sobie te dwie strony odkrywać wraz z rozwojem fabuły i wtedy słyszymy zza ekranu jego głos cytujący ustęp 7 „Listu do Rzymian”: „Gdyż nie czynię tego co chcę, lecz właśnie to czego nienawidzę”. Według Malicka natura i łaska przenikają wszystko co istnieje we wszechświecie , a szczególnie wnikają w naturę człowieka.

Malick stworzył postaci rodziców Jacka, aby nadać temu konfliktowi wymiar osobowy. Pan O’Brien (Brad Pitt) podąża za głosem natury , zaś jego anielska żona (Jassica Chastain) jest uosobieniem łaski. Ojciec Jack’a jest w stosunku do synów twardy i surowy chcąc przygotować ich do życia na drodze natury , czyli jak usłyszeliśmy, na drodze samozadowolenia, dominacji nad innymi, samorealizacji. W skutek tego Jack wzrasta w pogardzie dla ojca, ale jednocześnie rozpoznaje u siebie wiele właściwych mu cech charakteru. Mimo wszystko pan O’Brien nie jest całkowicie zły. Chwilami, gdy odzywa się w nim działanie łaski, okazuje synom głęboką miłość i przywiązanie. Tak więc, nawet postać pana O’Brien’a jest polem bitwy między łaską i naturą, jednak zważywszy na jego wpływ na syna, widać, że natura bierze w nim górę. Z drugiej strony, pani O’Brien jest chodzącą łaską. Jest wielkoduszna, bezinteresowna, radosna i piękna. W jednej ze scen tańczy w powietrzu, jak gdyby nie imały jej się prawa grawitacji. Myślę, że Malick chce nam przez to powiedzieć, że gdy człowieka ogarnia łaska, to jej efekt jest pełny i całkowity.

Malick, żarliwy katolik, przepełnił swój film otwarcie chrześcijańskim symbolami i obrazami. Jest w filmie kilka scen rozgrywających się w kościele: chrzest, pogrzeb i Komunia Święta. Słyszymy fragmenty kazania nawiązującego do “Księgi Hioba”. Widzimy ujęcia witraży, krzyży Chrystusa, sięgających nieba drzew, organów, etc. W dalszej części filmu, dorosły Jack musi przejść przez drzwi na pustyni, by w poszukiwaniu spokoju znaleźć się na niebiańskiej plaży .

Główny wątek filmu toczy się wokół Jacka, architekta w średnim wieku, którego oglądamy w apogeum kryzysu egzystencjalnego, gdy snuje refleksje na temat dzieciństwa i wspomina przedwczesną śmierć jednego z braci (rozważania te stanowią emocjonalne jądro fabuły). Jack żali się głosem zza ekranu:   ”Ojcze, Matko. Zawsze toczycie we mnie walkę. I zawsze będziecie”

Te wewnętrzne zapasy to odwieczna walka między egoizmem a miłością, którą, jak Malick mówi nam w swoim filmie, skażone są wszystkie elementy ludzkiej społeczności i wszystkie aspekty wszechświata. Matka Jack’a mówi mu: „Siostry nas uczyły, że ten kto ukochał drogę łaski nigdy nie kończy źle”, lecz kiedy umiera młodszy brat -  prawdopodobnie ginie w Wietnamie, choć film nie wyjaśnia tego w pełni – Jack uświadamia sobie, że brat był uosobieniem łaski w takim samym stopniu jak matka. W efekcie, zaczyna się zadręczać pytaniami o współistnienie łaski i cierpienia.

Pytania te znajdują swoje rozwiązanie, o ile można nazwać to rozwiązaniem, na niebiańskiej plaży, co będzie pocieszeniem dla jednych, a u innych wywoła złość. A jednak sceny te są tak pełne emocji i piękna, że w moich oczach pojawiły się łzy.

“Drzewo Życia” zaczyna się cytatem z „Księgi Hioba” (ustęp 38, wiersze od 4 do 7)” “Gdzie byłeś, gdy kładłem fundamenty Ziemi?........

W tym ustępie Jahwe potępia Hioba za to, że ośmielił się poddać w wątpliwość Bożą sprawiedliwość i zasypuje go ogniem retorycznych pytań, nad którymi słabowity Hiob ma się zadumać. To mniej więcej to, czego doświadczamy przez ponad dwie godziny trwania filmu – pytania zadawane przez Boga. Jak wyjaśnić potęgę słońca, nieustępliwość fal, gwałtowność wulkanicznych wybuchów, ogrom układu słonecznego, , majestat oceanicznych głębin, itd ? A będąc świadkami tego wszystkiego, jak wytłumaczyć sposób w jaki toczy się walka między naturą a łaską w sercu każdego człowieka ?

W roku, w którym zaskakująco duża liczba filmów zgłębia tematy religijne z otwarcie chrześcijańskiego punktu widzenia (np. „O bogach i ludziach”, czy tez „Get low”) „Drzewo Życia” jawi się jako zaskakująca medytacja na temat znaczenia życia, obecności Boga, charakteru natury ludzkiej i odwiecznej tęsknoty za łaską. Nawet jeśli nie jest to oczywiste dla mniej spostrzegawczych widzów, którzy zasiedli za nami w sali kinowej.

Tłum. Anna Halicka
(xwk)