Witamy serdecznie na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.

Mamy nadzieję, że ułatwimy Państwu docieranie do rzetelnej informacji. Tutaj chcemy prezentować wielkość oraz problemy naszego Kościoła, zagadnienia społeczne, cywilizacyjne, publikacje członków Stowarzyszenia, stanowiska w ważnych kwestiach. Nie będziemy konkurować w informacjach bieżących z innymi portalami (niektóre z nich wskazujemy w odnośnikach), natomiast gorąco zapraszamy do lektury wszystkich tekstów - ich aktualność znacznie przekracza czas prezentacji na stronie głównej. Zachęcamy do korzystania z odnośników: "Publikacje" i "Polecane". Mamy nadzieję na stały rozwój strony dzięki aktywnej współpracy użytkowników. Z góry dziękujemy za materiały, uwagi, propozycje.
Prosimy kierować je na adres: lodz@katolickie.media.pl

Publikacje polecane

Nikt nie wierzy w samobójstwo

Sławomir Petelicki. Ulubieniec mainstreamowych mediów. Przedstawiano go tak, jak sam chciał i jak się wykreował: twórca jednostki specjalnej GROM, oficer wywiadu, dyplomata, przyjaciel wielu polityków. Rzeczywistość była jednak zupełnie inna: związki ze służbami specjalnymi PRL-u, przejście na stronę USA po 1989 r., funkcjonowanie w sieci wielkiego biznesu. I chociażby z tych powodów samobójstwo jako przyczyna śmierci gen. Sławomira Petelickiego dla jego znajomych jest po prostu czystym absurdem Mecz Polska–Czechy zgromadził w minioną sobotę przed telewizorami miliony Polaków. Niemal wszyscy emocjonowali się rozgrywkami Euro 2012 i dlatego informacja o śmierci gen. Sławomira Petelickiego nie stała się główną wiadomością serwisów. Dopiero dzień później trafiła na czołówki i – co ciekawe – niemal natychmiast prorządowe media jednoznacznie wskazały na samobójstwo.

Pierwszy raz w mediach nazwisko Sławomira Petelickiego pojawiło się w pierwszej połowie lat 90. i od tego momentu stał się najbardziej rozpoznawalną medialną twarzą służb specjalnych. Jego przeszłość była owiana tajemnicą do momentu, gdy w Instytucie Pamięci Narodowej odtajniono dokumenty wywiadu PRL-u. Było to możliwe dzięki decyzjom szefa IPN prof. Janusza Kurtyki, który zginął w smoleńskiej katastrofie.


Z wojskowej rodziny

„Gazeta Polska” dotarła do niepublikowanych wcześniej dokumentów wywiadu PRL-u. Wynika z nich, że Sławomir Petelicki złożył podanie o przyjęcie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych 13 czerwca 1969 r., tuż przed zdaniem końcowego egzaminu na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Mieszkał wówczas z rodzicami w luksusowej dzielnicy Warszawy, przy ul. Parkowej, tuż obok Łazienek Królewskich.

„Urodziłem się 13 września 1946 r. w Warszawie w rodzinie wojskowej. Mój ojciec Mirosław od 1943 do 1945 r. walczył w szeregach Armii Ludowej i był skoczkiem spadochronowym brygady „Grunwald” w woj. kieleckim. Od 1945 r. jest oficerem zawodowym i pracuje obecnie w Ministerstwie Obrony Narodowej w stopniu pułkownika” – pisał Sławomir Petelicki w swoim życiorysie załączonym do podania o przyjęcie do MSW. W wywiadach Sławomir Petelicki mówiąc o ojcu, wspominał, że był wielokrotnym mistrzem Polski w strzelectwie sportowym, i że jako jeden z dowódców Polskiego Samodzielnego Batalionu Specjalnego dowodził akcją, w której 26 polskich spadochroniarzy zabiło w zasadzce ponad stu esesmanów.

Pomijał natomiast milczeniem prawdziwą historię brygady „Grunwald”, będącej oddziałem sowieckiej partyzantki, jednostki dywersyjnej. Sformowano ją zgodnie z decyzją KC KP Ukrainy z 14 marca 1944 r. i przerzucono z Kijowa przez linię frontu na podstawie rozkazu szefa Ukraińskiego Sztabu Ruchu Partyzanckiego, generała majora Timofieja Strokacza, „celem niesienia pomocy nacierającym oddziałom Armii Czerwonej” – jak pisał dowódca brygady, komunistyczny partyzant Józef Sobiesiak we wspomnieniach pt. „Brygada Grunwald”. Sobiesiak opisywał również walki z „podstępnym wrogiem kryjącym się w faszystowskim gnieździe” – chodziło oczywiście o żołnierzy niepodległościowych Narodowych Sił Zbrojnych.

W momencie składania przez Sławomira Petelickiego podania o przyjęcie do pracy w MSW jego ojciec pracował w II Zarządzie Sztabu Generalnego, z którego później powstały Wojskowe Służby Informacyjne. Kariera zawodowa ojca bardzo pomogła Sławomirowi Petelickiemu w jego pracy w wywiadzie PRL-u. W MSW kluczowe stanowiska zajmowali wówczas ludzie, którzy zanim trafili do pracy w resorcie, byli w LWP i walczyli z podziemiem niepodległościowym, jak np. Mirosław Milewski, wiceminister spraw wewnętrznych, który osobiście skierował Sławomira Petelickiego do pracy wywiadowczej w USA.

Od 1969 do 1990 r. Petelicki był funkcjonariuszem wywiadu PRL-u. Przez dziesięć lat pracował na placówkach dyplomatycznych, początkowo w 1971 r. w Wietnamie Północnym, był także w Chinach – w 1972 r.


Kariera w wywiadzie PRL-u

Ze znajdujących się w IPN dokumentów wywiadu PRL-u dotyczących Sławomira Petelickiego wynika, że przed przyjęciem do pracy w wywiadzie Petelicki intensywnie działał w Komisji Kultury Zrzeszenia Studentów Polskich, gdzie zajmował się m.in. pracą w STS.

„Po wykazaniu dużych zdolności organizacyjnych został powołany na stanowisko wiceprzewodniczącego Środowiskowej Sekcji Teatrów i Kabaretów, którą to funkcję pełni do dziś” – pisali 16 czerwca 1969 r. szefowie Komisji Kultury ZSP.

W I Departamencie MSW (wywiad) Sławomir Petelicki zrobił błyskawiczną karierę. Najpierw przeszedł kurs indywidualny na oficera I Departamentu, a już w 1973 r., mimo niewystarczającej znajomości języka angielskiego, został wysłany do pracy w Nowym Jorku.

„Proszę o delegowanie ppor. Sławomira Petelickiego, st. oficera Wydziału III Dep. I MSW, do pracy w rezydenturze nowojorskiej. (…) Zadania wywiadowcze będzie realizował pod przykryciem attaché konsularnego w Konsulacie Generalnym w Nowym Jorku. Przestrzega należycie tajemnicy służbowej. Ma ugruntowany światopogląd marksistowski. Od lat jest aktywistą społecznym i młodzieżowym. W marcu 1972 r. został kandydatem PZRP” – pisał 3 lutego 1973 r. naczelnik Wydziału III Departamentu I, płk J. Słowikowski w raporcie skierowanym do gen. Mirosława Milewskiego, ówczesnego wiceministra spraw wewnętrznych.

Po dwuletniej działalności w Nowym Jorku przełożeni Petelickiego ocenili go pozytywnie. „Pion informacyjny b. pozytywnie ocenia opracowania por. Petelickiego z zakresu operacji ogólnooperacyjnej, niektórych rejonów kraju pobytu, co miało szczególne znaczenie w związku z państwową wizytą Towarzysza Edwarda Gierka. Por. Petelicki dokonał kilku innych opracowań z zakresu sytuacji wywiadowczej, które okazały się przydatne i pożyteczne w systemie naszej pracy” – czytamy w „Charakterystyce polityczno-zawodowej za okres pracy w rezydenturze od maja 1973 r. do czerwca 1975 r.”, opracowanej 25 lipca 1975 r.

W dokumencie wymieniono kryptonimy kilku spraw, w które był zaangażowany Sławomir Petelicki, m.in. „Tobiasz”, „Ptica” i „Sam”.
Rozpracowanie środowisk patriotycznych na terenie USA przez Sławomira Petelickiego było na tyle dobre, że jego przełożeni zdecydowali się na przedłużenie jego pobytu do roku 1979 – na terenie Stanów Zjednoczonych Petelicki używał pseudonimu Wan. W 1976 r. w Wydziale XI Departamentu I, specjalizującym się w rozpracowywaniu wychodźstwa, założył m.in. sprawę o kryptonimie „Tyrmand”, zamkniętą dopiero w 1981 r. Dotyczyła ona Leopolda Tyrmanda, polskiego pisarza znanego z antykomunistycznych poglądów.

Po powrocie do kraju Petelicki najpierw został zastępcą naczelnika Wydziału VIII Departamentu I MSW, który to wydział prowadził sprawy ekonomiczne. W lutym 1980 r. powołano go na zastępcę Wydziału XI, który zajmował się dywersją ideologiczną. Rok później Sławomir Petelicki otrzymał od przełożonych premię specjalną za skuteczne zrealizowanie przedsięwzięć inspiracyjno-propagandowych.

Szefowie MSW mieli tak duże zaufanie do Petelickiego, że w lutym 1983 r. skierowali go do pracy w charakterze rezydenta w ambasadzie polskiej w Londynie, gdzie oficjalnie miał być I sekretarzem ds. politycznych. Zgodę na jego wyjazd wydał ówczesny szef wywiadu MSW, gen. Stanisław Pożoga. Petelicki miał kierować w Londynie pracą rezydentury, ponieważ – jak napisali jego przełożeni w raporcie – znał doskonale problematykę dywersji ideologicznej.

Zaangażowanie Petelickiego w Wielkiej Brytanii spaliło jednak na panewce – nie przyznano mu wizy. „Fakt nieudzielenia wizy przez władze brytyjskie wskazuje, że może on być znany zachodnim służbom jako oficer wywiadu” – czytamy w notatce dyrektora Departamentu I MSW płk. Fabiana Dmowskiego.

Po odmowie wjazdu do Wielkiej Brytanii Sławomir Petelicki został skierowany do pracy w rezydenturze w ambasadzie polskiej w Sztokholmie, gdzie używał pseudonimu Raja. Do kraju wrócił 1 lipca 1988 r. – czytamy w notatce służbowej płk. Wiesława Mickiewicza, naczelnika Wydziału XVI Departamentu I MSW. Powodem powrotu Petelickiego do kraju była dekonspiracja.

„W wyniku dezercji i zdrady Ryszarda Noska został zdekonspirowany mjr Sławomir Petelicki, który może być znany Noskowi z pracy w Centrali” – pisał w czerwcu 1988 r. płk Mickiewicz.

Rok później, gdy w kraju odbywały się obrady okrągłego stołu, mjr Sławomir Petelicki został skierowany na wyjazd do Austrii do pracy operacyjnej.
Oficjalnie wyjechał jako Andrzej Malicki, pracownik „Pagartu” (działającej w czasach PRL-u polskiej agencji artystycznej, zajmującej się m.in. promowaniem polskich artystów). Kolejną służbową podróż Petelicki odbył w listopadzie 1989 r., tym razem do Paryża i Strasburga. Była to jego ostatnia podróż jako funkcjonariusza Departamentu I MSW PRL-u – resort o takiej nazwie przestał istnieć w 1990 r.


Prawda o GROM


W 1990 r. Sławomir Petelicki zadeklarował swoje poparcie dla USA – był w wąskiej grupie komunistycznych funkcjonariuszy, którzy w wywiadzie PRL-u zajmowali wysokie stanowiska i którzy ze służby dla Sowietów przeszli do Amerykanów.

To właśnie wtedy – według oficjalnych źródeł – miała powstać jednostka wojskowa GROM. Istnieje kilka wersji pochodzenia nazwy jednostki, nigdzie jednak nie ma jednoznacznego dowodu na wiarygodność tych informacji. Oficjalnie jest to skrót od Grupa Reagowania Operacyjno-Manewrowego. Według innej, niepotwierdzonej wersji nazwa ma nawiązywać do imienia Gromosława Czempińskiego, funkcjonariusza wywiadu PRL-u, a później Urzędu Ochrony Państwa, który odpowiadał za organizację tzw. Operacji Samum (chodzi o operację polskiego wywiadu, podczas której z Iraku w 1990 r. wywieziono sześciu oficerów CIA). Wdzięczni za jej sukces Amerykanie sfinansowali stworzenie jednostki 2305.

Jeszcze inna wersja mówi, że nazwa GROM wywodzi się od Grupy Realizacyjnej Operacji „MOST”, w skład której wchodzili m.in. funkcjonariusze Departamentu I MSW Gromosław Czempiński, Sławomir Petelicki, zajmujący się na początku 1990 r. ochroną transportu dużej liczby Żydów z ZSRS przez Polskę do Izraela.

GROM początkowo podlegał Ministerstwu Spraw Wewnętrznych i w rzeczywistości był kontynuacją specjalnej jednostki antyterrorystycznej utworzonej przez gen. Edwina Rozłubirskiego, twórcę wojsk powietrzno-desantowych w LWP. Co ciekawe, jednostka stworzona przez gen. Rozłubirskiego powstała nie w strukturach MON, lecz w MSW. Powodem powstania formacji były wydarzenia, które miały miejsce 6 września 1982 r. w ambasadzie PRL-u w Bernie.

„Uzbrojona w broń maszynową grupa Polaków – m.in. Florian Kruszyk, Krzysztof Wasilewski i Mirosław Plewiński – występująca jako oddział Polskiej Powstańczej Armii Krajowej, dokonała napadu na ambasadę PRL w Bernie, podczas którego przy całkowitej bierności i błędach personelu zajęła attachat wojskowy, przejmując dokumentację operacyjną Zarządu II. Napastnicy zażądali od władz PRL zniesienia stanu wojennego, uwolnienia Lecha Wałęsy, zwolnienia wszystkich internowanych i aresztowanych oraz zakończenia represji. Okupacja placówki trwała kilka dni (do 9 września). Nikomu nic się nie stało, ale wywiad poniósł olbrzymie straty” – czytamy w dokumentach Departamentu I MSW przytoczonych w książce pt. „Długie ramię Moskwy” dr. hab. Sławomira Cenckiewicza.

Po tych wydarzeniach gen. Edwin Rozłubirski w 1982 r. został oddelegowany z MON do dyspozycji gen. Czesława Kiszczaka, gdzie opracował m.in. koncepcję centralnego ośrodka szkolenia antyterrorystycznego, który później przekształcił się w GROM. Co ciekawe, nazwa ta funkcjonowała już w latach 80., po ataku na ambasadę w Bernie. Kryptonim GROM miał być użyty w razie ataku na zagraniczne placówki PRL-u. W 1990 r. Sławomir Petelicki faktycznie przejął struktury stworzone przez gen. Rozłubirskiego, jednak publicznie o tym nie mówił.

Pierwszy raz odszedł z GROM w 1995 r. – w 1996 r. na krótko został pełnomocnikiem rządu Włodzimierza Cimoszewicza ds. zwalczania przestępczości zorganizowanej. Rok później, w 1997 r., wrócił do jednostki, z której został odwołany przez ówczesnego koordynatora do spraw służb specjalnych Janusza Pałubickiego. Tuż przed odejściem Sławomir Petelicki udostępnił część należących do GROM budynków Wojskowym Służbom Informacyjnym, co spotkało się z krytyką części żołnierzy.


Przyjaciel polityków


Sławomir Petelicki już wiele lat temu stał się celebrytą. Uwielbiał światła jupiterów, media. Szukając w internecie jego zdjęć, najczęściej znajduje się ujęcia na różnych galach lub w studiu telewizyjnym. Po odejściu z GROM Sławomir Petelicki zaczął funkcjonować w biznesie: pracował w polskim oddziale firmy doradczej Ernst & Young, z której odszedł ponad rok temu. Zasiadał m.in. w Radzie Nadzorczej Biotonu – firmy należącej do Ryszarda Krauzego, i w Radzie Nadzorczej Pol-Aqua SA, w której znaleźli posady m.in. byli żołnierze Wojskowych Służb Informacyjnych.

Był także we władzach Fundacji Byłych Żołnierzy GROM oraz w Grupie GROM, które przynosiły spory dochód. Media ujawniły, że byli żołnierze GROM szkolili m.in. ochroniarzy Muammara Kaddafiego. Według nieoficjalnych informacji w drugiej połowie czerwca Sławomir Petelicki miał podpisać duży kontrakt na szkolenie antyterrorystów w jednym z krajów arabskich. Współpracował także z amerykańskimi firmami zajmującymi się wydobyciem gazu łupkowego.

– Miał doskonałe kontakty z ambasadą USA w Warszawie, o czym wiedziało kilka osób. Ostatnio jeden z biznesmenów miał ogromne problemy z dotarciem do Amerykanów. Wystarczył jeden telefon Sławka i od razu przed tym człowiekiem otworzyły się drzwi ambasady – mówi nam jeden ze znajomych Petelickiego.

Generał miał wielu znajomych w kręgach każdej władzy. Znał doskonale m.in. Włodzimierza Cimoszewicza, Jerzego Szmajdzińskiego (obydwaj z SLD), Janusza Wójcika (posła z Samoobrony) czy Pawła Grasia (PO), z którym łączyły go wspólne interesy do czasu, gdy publicznie nazwał go „cieciem na usługach Niemców”. Przyjaźnił się z Radosławem Sikorskim, co wielokrotnie podkreślał w wywiadach. Petelicki krytykował rozwiązanie Wojskowych Służb Informacyjnych i chwalił Sikorskiego jako ministra obrony narodowej.

– Z resortem obrony Sławek był związany od wielu lat, doradzał m.in. podczas przetargu na F16, miał też inne kontrakty z wojska. To urwało się za czasów Bogdana Klicha – mówi nam jeden z byłych żołnierzy GROM.

Sławomir Petelicki miał też ambicje polityczne, dlatego zaangażował się w tworzenie PJN. – Spotykałem się wielokrotnie z gen. Petelickim i rozmawialiśmy o nowej formacji. Był w nią zaangażowany, ponieważ rozczarował się rządami Platformy Obywatelskiej – mówi nam Paweł Poncyljusz, jeden z liderów PJN. Sławomir Petelicki spotykał się także z innymi politykami PJN, m.in. z Joanną Kluzik-Rostkowską, obecnie posłanką PO.

Po katastrofie smoleńskiej gen. Petelicki ujawnił, że politycy PO rozsyłali SMS-y, by winą za katastrofę obciążyć pilotów. Atakował rząd PO, a w szczególności Donalda Tuska, że nic nie robi w sprawie Smoleńska. Powtarzał, że wiele można uzyskać od Amerykanów. Jednocześnie publicznie atakował prezydenta Lecha Kaczyńskiego, m.in. podczas rozmów w studiu telewizyjnym.

W związku ze sprawą Nangar Khel, w której oskarżono polskich żołnierzy o zastrzelenie bezbronnych afgańskich cywilów, broniąc żołnierzy, atakował śp. Aleksandra Szczygły, szefa MON, który na tym stanowisku zastąpił Radosława Sikorskiego.


Śmierć w garażu


Gen. Sławomir Petelicki zginął 16 czerwca ok. godz. 16 w garażu apartamentowca, w którym mieszkał. Jego ciało znalazła żona, która zaniepokojona przedłużająca się nieobecnością męża zeszła na dół. Zamontowany w budynku monitoring zarejestrował, jak gen. Petelicki w jasnej koszuli i dżinsach znika za załomem podziemnego korytarza. Później widać jedynie wypływającą smugę krwi. Znajomi generała podkreślają, że garaż, do którego praktycznie każdy może wejść, był właściwie jedynym miejscem, w którym generał nie był bezpieczny. Wystarczyło przejść przez otwartą bramę, kiedy wjeżdżał nią samochód któregoś z lokatorów. Bez użycia specjalnego kodu i karty nie można natomiast dostać się do części mieszkalnej, gdzie znajdują się apartamenty.

Prokuratura wstępnie przyjęła wersję samobójstwa, chociaż nie wierzy w to nikt z jego znajomych. – Miewał huśtawki nastrojów, ale kto ich nie ma? Dla Sławka najważniejsza była rodzina, miał małe dzieci. Nie widzę żadnego powodu, dla którego miałby się zabić – mówi jeden z jego bliskich znajomych.

W podobnym tonie wypowiadają się inni. – To był cholernie twardy facet. Potrafił odizolować się od wielu spraw i iść wytyczoną drogą wbrew wszystkiemu – podkreśla Janusz Wójcik, były trener reprezentacji Polski w piłce nożnej i były poseł Samoobrony, przyjaciel generała.

– Prywatnie nie wierzę, żeby szef popełnił samobójstwo, ale nie chcę spekulować na tym etapie, zostawmy śledztwo prokuraturze – mówi ppłk Krzysztof Przepiórka, prezes Fundacji Byłych Żołnierzy Jednostek Specjalnych GROM.

– Nie wierzę, że Sławek sam targnął się na życie. Odkąd go pamiętam, zawsze grał, bo w rzeczywistości był człowiekiem służb specjalnych. Dlatego najlepiej czuł się w towarzystwie kolegów z wywiadu PRL-u. Był tak jak oni bez poglądów politycznych, bez idei – mówi nam proszący o anonimowość jeden z byłych współpracowników gen. Petelickiego.

– Sławek wiele mówił o honorze żołnierza polskiego, o mundurze, epatował tymi pojęciami, często ich nadużywając. Gdyby rzeczywiście sam, z własnej woli popełnił samobójstwo, to zrobiłby to w mundurze, z listem pożegnalnym, w którym wskazałby przyczyny tak desperackiego kroku. A odszedł po cichu, w najmniej spodziewanym momencie. I to mi najbardziej nie pasuje w tym rzekomym samobójstwie – dodaje nasz rozmówca.      


za:niezalezna.pl/30321-nikt-nie-wierzy-w-samobojstwo

***

Macierewicz: eliminowanie ludzi z SB

- Gen. Czempiński w pierwszym komentarzu powiedział, że nie wierzy, żeby Petelicki popełnił samobójstwo. Później zmienił swoje stanowisko i stwierdził, że nikt generała nie byłby w stanie zamordować. Nagle taka zmiana zdania. Ale ja mu się nie dziwię. Całe to środowisko jest śmiertelnie przerażone. Widać wyraźnie, że ludzie z dawnej SB, którzy zdominowali część świata biznesu są kolejno eliminowani, w taki lub inny sposób - powiedział w pierwszej części rozmowy z Onetem Antoni Macierewicz.

Czy uważa pan, że gen. Stanisław Petelicki popełnił samobójstwo?

- Rzeczywiście, nie uważam, by było to samobójstwo. W tej sprawie są same niejasności. Śmierć nastąpiła w garażu, w jedynym miejscu, gdzie nie docierał monitoring kamer. Petelicki zszedł tam na chwilę, ubrany tylko w dżinsy i koszulę i zaraz miał wrócić do domu. Tak nie zachowuje się samobójca, a zwłaszcza człowiek dbający o swój obraz w oczach opinii publicznej. To dziwne, że media od razu wiedziały, że gen. Petelicki popełnił samobójstwo. Jego przyjaciel, gen. Gromosław Czempiński na cześć, którego podobno nazwano jednostkę "Grom"...

- A to nie prawda?


- A skąd. Ale to temat na inną okazję. Gen. Czempiński w pierwszym komentarzu powiedział, że nie wierzy, żeby Petelicki popełnił samobójstwo. Później zmienił swoje stanowisko i stwierdził, że nikt generała nie byłby w stanie zamordować. Nagle taka zmiana zdania. Ale ja mu się nie dziwię. Całe to środowisko jest śmiertelnie przerażone. Widać wyraźnie, że ludzie z dawnej SB, którzy zdominowali część świata biznesu są kolejno eliminowani, w taki lub inny sposób.

- Myśli pan, że Petelickiego ktoś mógł zamordować, bo domagał się prawdy o Smoleńsku, jak podaje jeden z tabloidów?


- Nie wiem. Na razie zbieram fakty. Z pewnością Petelicki znał zakulisowe działania władz. Np. to on podał do wiadomości publicznej informację, że jeszcze 10 kwietnia 2010 r. władze partii rządzącej rozesłały SMS polecający swoim członkom rozpowszechnianie fałszywej wiadomości, co do przyczyn katastrofy smoleńskiej. To poważna sprawa. Ktoś z kierownictwa rządu namawiał do wprowadzania w błąd organy państwa i opinię publiczną. Prokuratura powinna się tym zająć. Niewykluczone też, że konieczne będą działania sejmowe w sprawie wyjaśnienia śmierci gen. Petelickiego.

- Powinna powstać komisja śledcza ds. wyjaśnienia śmierci gen. Petelickiego?

- Nie na tym etapie. Może do tego dojść w przyszłości w zależności od rozwoju sytuacji. Przecież to kolejna tajemnicza śmierć człowieka z wąskiego kręgu establishmentu III RP. Myślę, że warto powołać podkomisję sejmową monitorującą sprawę wyjaśniania śmierci gen. Petelickiego. To nie może nam umknąć, tak jak sprawa śmierci wicepremiera Andrzeja Leppera, ministra Grzegorza Michniewicza, czy gen. Henryka Szumskiego. Gen. Sławomir Petelicki jest kolejną osobą, która popełniła tajemnicze samobójstwo w okresie rządów Donalda Tuska. Wszyscy ci, którzy mają odwagę powiedzieć to głośno, są ośmieszani. Ale kolejne osoby giną... Podkomisja powinna zostać powołana z pośród członków trzech komisji sejmowych: komisji ds. służb specjalnych, komisji sprawiedliwości człowieka i komisji obrony narodowej. Nie chodzi o kontrolę prokuratury, ani o nadzór śledczy. Sejm nie ma takich uprawnień. Chodzi o to, by ktoś był odpowiedzialny za wyjaśnienie tych dramatycznych zdarzeń.

- Wiąże pan śmierć gen. Petelickiego z rządami Donalda Tuska?

- Raczej z bieżącą sytuacją polityczno-biznesową. Jeśli to było samobójstwo lub zabójstwo, to wcześniej musiały mieć miejsce wydarzenia, które doprowadziły do takiej reakcji. I należy podjąć próbę ich rekonstrukcji.

- Gen. Petelicki mógł być niewygodny dla rządzących?

- Od jakiegoś czasu na zapleczu elit politycznych dokonują się wielkie zmiany. Kryzys sprawia, że nie dla wszystkich starcza miejsca. Więc niektórzy muszą odejść. Jedni stają przed prokuratorem jak np. Gromosław Czempiński i Jan W., prezes holdingu Kulczyka. Inni giną lub tajemniczo umierają jak Sławomir Petelicki, Jerzy Pronobis, Leszek Tobiasz czy Marian Cypel. Jeszcze inni, jak np. Aleksander Makowski walczą w sądach. Ale ich czas się kończy i wszyscy to wiedzą.

za:niezalezna.pl/30312-macierewicz-eliminowanie-ludzi-z-sb

***

Przypadki lepsze i gorsze

Co skłoniło generała Petelickiego do samobójstwa i czy na pewno je popełnił? Nad tym zastanawia się wielu dziennikarzy, komentatorów, polityków, ale także inni ludzie. To śmierć zagadkowa i kolejna w ciągu ostatnich dwóch lat. Nie tylko ze względu na okoliczności (strzał w głowę na podziemnym parkingu, bez listu pożegnalnego), ale przede wszystkim ze względu na osobę.

Z pomocą w wyjaśnieniu zagadki przychodzi nam od kilku dni "Gazeta Wyborcza", podpowiadając swoim czytelnikom obowiązujący przekaz w sprawie śmierci generała. Na jej stronach internetowych już dzień po zgonie można było przeczytać opinie anonimowych świadków, jakoby generał miał problemy osobiste. A nawet kłopoty z alkoholem. Po tygodniu przekaz ten wzmocniono. "Przyjaciele zgodnie mówili o problemach osobistych, zastrzegając, by nawet powołując się na anonimowe źródła, nie podawać szczegółów. Uszanowaliśmy to" - obwieściła "Gazeta" dokładnie kilka dni po tym, jak przekonywano czytelników, że zmarły mógł być po prostu alkoholikiem z problemami małżeńskimi.

Kolejny anonim donosi: "Mówiłem: przestań, pomyśl, zanim coś powiesz w mediach, skonsultuj się ze mną. Byłem zszokowany, gdy zobaczyłem go w Telewizji Trwam, gdzie krytykował rząd w sprawie katastrofy smoleńskiej". "Widać, że czuł się pominięty. Po tych występach smoleńskich przestano go zapraszać" - dodaje.

Co ważne, znowu przyznano otwarcie, że krytyczne oceny rządu Tuska, oskarżanie go o zdradę po katastrofie smoleńskiej spowodowały zwolnienie go z pracy. Wywołały problemy finansowe, odcięcie od możliwości pośrednictwa i konsultingu np. przy zakupach broni przez MON. Taka jest współczesna Polska.

Jak się okazuje, śmierć wieloletniego oficera wywiadu, komandosa i twórcy elitarnej jednostki specjalnej może być jednak banalnie prosta. Zwariował, załamał się, bo przestano go lubić. Podobnie jak w PRL śmierć pijanego Stanisława Pyjasa, który spadł ze schodów, pijanego ks. Sylwestra Zycha, zaczadzonego ks. Stanisława Suchowolca czy ks. Stefana Niedzielaka, który miał po prostu spaść ze stołka i skręcić sobie kark.

Nie można przy tym pominąć katastrofy rządowego tupolewa w Smoleńsku. Przecież to rzekomo głupota, brak doświadczenia pilotów, arogancja prezydenta i dowódcy Sił Powietrznych okazały się tragiczne w skutkach.

A to, że akurat Petelicki ujawnił treść SMS-a, który mieli rozsyłać sobie przedstawiciele rządu zaraz po katastrofie, wskazując na winę pilotów i naciski, nie ma oczywiście nic do rzeczy. Podobnie jak fakt, że w tej samej "Gazecie" dokładnie taka narracja była eksploatowana do granic śmieszności. Teraz już sam nie wiem, która wersja obowiązuje: czy ta z raportu MAK, czy komisji Millera?

Na tym tle tylko śmierć Barbary Blidy okazuje się skomplikowanym kryminałem z politycznym spiskiem zasługującym na wyroki najwyższych trybunałów. Tylko w tym przypadku liczyły się szczegóły. "Gazeta" już wcześniej pisała, że w śledztwie popełniono wiele błędów, które uniemożliwiają ustalenie, co się naprawdę stało po wejściu funkcjonariuszy ABW do domu Blidy. "Przypadek?" - zastanawiają się do dziś jej dziennikarze.

Dlaczego tego samego pytania nie można zadać w przypadku śmierci twórcy GROM, samobójstwa Grzegorza Michniewicza czy katastrofy smoleńskiej?

Maciej Walaszczyk

za:www.naszdziennik.pl (pkn)

zob. też:

http://niepoprawni.pl

Copyright © 2017. All Rights Reserved.