Publikacje polecane

Małgorzata Jędrzejczyk: Naprotechnologia według "Wysokich Obcasów"


fot. E. Sądej
22 marca br. w internetowym wydaniu "Gazety Wyborczej" zostały zamieszczone informacje dotyczące naprotechnologii z okazji odbywającej się wówczas konferencji "Naprotechnology. Wyzwania medyczne i etyczne we współczesnej ginekologii" zorganizowanej w Warszawie na UKSW, która cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. W tekście zostały przytoczone m.in. osiągnięcia dr. Phila Boyle'a zebrane podczas 10 lat opieki i doradztwa w prowadzonej przez niego klinice leczenia niepłodności w irlandzkim Galway. Minął zaledwie miesiąc od ukazania się tej publikacji, a "Wysokie Obcasy" - sobotni dodatek "Gazety Wyborczej", zamieścił tekst "Błogosławiona metoda" Sławomira Zagórskiego, prezentujący już zgoła odmienne, zdumiewające i nieprawdziwe treści na temat metody naprotechnologii.

Artykuł opatrzony został dużą ilustracją przedstawiającą zapis tzw. kalendarzyka małżeńskiego, który o ile przyczynił się w swoim czasie do rozwoju metod rozpoznawania płodności, również tych nowszych, obecnie stosowanych, o tyle dziś traktowany jest już w medycynie jako relikt przeszłości. Jaki więc związek kalendarzyka z naprotechnologią widzieli redaktorzy "Wysokich Obcasów" - pozostanie tajemnicą. Ale do rzeczy. Zagórskiego najwyraźniej zaniepokoiło rosnące w Polsce zainteresowanie naprotechnologią; tym, że w Lublinie powstał Instytut Leczenia Niepłodności im. Jana Pawła II, gdzie szkolą się lekarze i instruktorzy; że w Białymstoku dobrze funkcjonuje przychodnia NaProMedica prowadzona na zasadach naprotechnologii przez dr. Tadeusza Wasilewskiego. Dlaczego ta nowa dziedzina medycyny budzi aż taki niepokój?

"Szalbiercza metoda, pseudonauka"?
Naprotechnologia (Natural Procreative Technology) zajmuje się zdrowiem prokreacyjnym, w tym szczególnie niepłodnością. Oferuje diagnostykę, leczenie farmakologiczne i chirurgiczne. Szanuje naturalne symptomy płodności kobiety, opierając się na modelu Creightona, bazującym na biowskaźnikach umożliwiających szczegółową obserwację cyklu miesiączkowego. Informacje uzyskane na drodze tej obserwacji interpretowane są najpierw przez dane małżeństwo, instruktora i wreszcie przez lekarza, który na tej podstawie diagnozuje stan zdrowia kobiety i ewentualnie podejmuje leczenie. Naprotechnologia rozwija się już od 30 lat, opracowano ją w Instytucie Badań nad Ludzką Płodnością im. Pawła VI w Omaha w stanie Nebraska. Została szczegółowo opisana w podręczniku medycznym "Medyczne i kliniczne aspekty NaPro Technology". Inspiratorem rozwoju tej metody na świecie jest prof. Thomas Hilgers pracujący na Wydziale Ginekologii i Położnictwa Uniwersytetu w Creighton, założyciel i kierownik Centrum Edukacyjno-Badawczego Naturalnego Planowania Rodziny przy tym uniwersytecie. Jest również twórcą modelu Creightona - polegającego na modyfikacji metody owulacyjnej Billingsów. Autor przez 5 lat pracował z żoną Susan w Papieskiej Radzie ds. Rodziny. Znając te fakty, trudno się dziwić, że metoda ta zyskała rekomendację Kościoła.
Autor "Błogosławionej metody" przytacza artykuły: Jarosława Dudały z "Gościa Niedzielnego" pt. "Zanim ból i rozpacz zaprowadzą cię do kliniki in vitro, pomyśl o naprotechnologii" oraz "Prawda wyzwala", podając, że jego autorem jest Małgorzata Jędrzejczyk, dziennikarka "Naszego Dziennika". Domyślam się, że chodziło o mój artykuł z 24-25 stycznia br., który nosił tytuł "Komu zależy na in vitro", a "Prawda wyzwala" to jeden z jego śródtytułów. W tekście tym napisałam m.in. o lobby skupionym wokół in vitro i jego sposobach przekonywania dziennikarzy, opinii publicznej, co najwyraźniej Sławomirowi Zagórskiemu z "Gazety Wyborczej" się nie spodobało. Posługiwanie się przez niego sformułowaniami typu: "szalbiercza metoda", "pseudonauka", może jedynie wskazywać, że sam padł ofiarą tejże propagandy rozpętanej wokół naprotechnologii.

Czy naprotechnologia jest refundowana?
Zagórski, kontestując stwierdzenie, iż za leczenie metodą naprotechnologii trzeba obecnie płacić, gdyż nie jest ona refundowana przez NFZ, pisze: "Odpowiedź Agencji Oceny Technologii Medycznych, o którą zwróciła się minister zdrowia Ewa Kopacz, nie pozostawiła wątpliwości: wszystko, co proponuje pacjentom naprotechnologia, jest od dawna w Polsce refundowane". Z takiej informacji ucieszyłaby się niejedna pacjentka chcąca skorzystać z tej metody leczenia. Jednak na razie tak nie jest. Profesor Bogdan Chazan, ginekolog położnik, jest zaskoczony takim stwierdzeniem. Nie słyszał, by Ministerstwo Zdrowia pytało kogoś o opinię na temat naprotechnologii. Nie wiadomo, kto się zgłaszał do minister Kopacz w tej sprawie, czy Komisja Zdrowia wydawała na ten temat swoją opinię. - Warto by się dowiedzieć, jakie dane komisja brała pod uwagę, jakiego rodzaju zasady postępowania, które obowiązują w naprotechnologii, były przez tę komisję badane - zastanawia się profesor Chazan, dodając: - Naprotechnologia charakteryzuje się bardzo szczególnym sposobem postępowania, jeśli chodzi o zaburzenia zdrowia prokreacyjnego kobiet i mężczyzn, a zwłaszcza niepłodności. Jest to jedyne w swoim rodzaju podejście do problemu niepłodności, które uwzględnia nie tylko zagadnienia medyczne, ale również psychologiczne, społeczne i duchowe.

Ofiary pospiesznej "diagnostyki"
Innym problemem, z jakim borykają się pacjentki, to problem z diagnostyką niepłodności. Sławomir Zagórski podpiera się wypowiedzią prof. Waldemara Kuczyńskiego, prezesa Sekcji Płodności i Niepłodności Towarzystwa Ginekologicznego, który stwierdza, że "każdy lekarz powinien na samym wstępie wyjaśnić, jak wygląda cykl płodności kobiety, poinstruować, jak starać się o dziecko, jeśli to może nastąpić w sposób naturalny". Trudno się nie zgodzić z takim stwierdzeniem. Jednakże praktyka pokazuje co innego. Ten sam prof. Kuczyński przed telewizyjną debatą w rozmowie z Marią Środoń, dyrektorem wykonawczym Fundacji MaterCare Polska, wyznał, że w jego klinice cały komplet badań diagnostycznych wykonuje się w ciągu jednego dnia. - To przesądza o tym, że cykl owulacyjny nie jest brany w ogóle pod uwagę. Nie można przecież do jednego dnia przyspieszyć miesięcznego cyklu kobiety, a tym bardziej kilku cykli. Na jakiej podstawie wystawia się więc diagnozę? Przecież rzetelna ocena fizjologii cyklu wymaga czasu i poważnej oceny informacji, których może dostarczyć tylko sama kobieta, nie laborant - dodaje Maria Środoń. Profesor Chazan również miał do czynienia z pacjentką, która stała się ofiarą takiej "diagnostyki". Zanim trafiła do jego gabinetu, była "badana" w przychodni leczenia niepłodności Novum przez lekarkę, która stwierdziła, że szkoda tracić czas na diagnostykę i lepiej przejść natychmiast do in vitro. Nikt pacjentki nie pytał o jej cykle menstruacyjne, czyli nikt nie był w stanie stwierdzić, czy w ogóle jest płodna, czy też nie.

Skuteczność naprotechnologii
W innej części omawianego artykułu Sławomir Zagórski przywołuje wypowiedź prof. Rafała Kurzawy, kierownika Oddziału Rozrodczości Szpitala Klinicznego w Szczecinie, który naprotechnologii zarzuca małą liczbę publikacji, podając, iż na temat in vitro jest ich o wiele więcej. Niestety i w tej wypowiedzi zabrakło rzeczowej polemiki. Dane, jakie przytacza, mówiąc o naprotechnologii, wskazują, że nie wczytał się dokładnie nawet w tę jedną publikację, którą odnalazł. Podaje więc rzekome dane dotyczące leczenia niepłodności u ponad tysiąca par w Irlandii, których efektem jest 25 proc. żywych urodzeń po dwóch latach leczenia. Po czym stwierdza: "Nie ma się czym chwalić, istnieje wiele doniesień naukowych, w których w tak dobranej grupie bez leczenia osiąga się trzykrotnie więcej ciąż". W dalszym wywodzie Sławomir Zagórski twierdzi, że "metoda ta jest nieefektywna. Bo może pomóc zaledwie co trzeciej parze, i to takiej, która nie ma konkretnego problemu z potencjałem rozrodczym partnerów".
Tymczasem informacje, jak chociażby te publikowane w periodyku Amerykańskiego Komitetu Medycyny Rodzinnej "Journal of the American Board of Family Medicine", zawierają zgoła inne dane na temat skuteczności leczenia niepłodności metodą naprotechnologii. Opisano wyniki leczenia z lat 1998-2002 prowadzonego przez lekarza rodzinnego dr. Phila Boyle'a z Galway w Irlandii. Uczestniczyło w nim 1239 par małżeńskich dotkniętych problemem niepłodności. Średni wiek kobiet to 35,8 lat, średnia długość trwania niepłodności 5,6 roku. 33 proc. z tych par wcześniej było poddanych zabiegom in vitro. Wskaźnik ciąż wyniósł 52 proc., przy czym udało się pomóc około 30 proc. po niepowodzeniach z in vitro.
Niewiedzę wobec tych danych wykazuje też prof. Kuczyński, który w tekście Zagórskiego informuje, iż w 70 proc. przypadków naprotechnologia nie jest w stanie pomóc poza sugerowaniem adopcji. Skąd pochodzą takie informacje, nie dowiemy się w omawianym artykule. Kuczyński stwierdza, iż naprotechologia jest bezradna w przypadku endometriozy, niedrożności jajowodów czy niepłodności męskiej. Takie generalizowanie poszczególnych chorób medycznych przez lekarza budzi już poważne zastrzeżenia co do jego rzetelności w ogóle.
W leczeniu endometriozy naprotechnologia sprawdza się całkiem dobrze. Profesor Chazan informuje, że metoda laparoskopowa, zakładająca bardzo dokładną obserwację miednicy małej w powiększeniu, bez trudu identyfikuje wszystkie ogniska endometriozy, które mogą być zniszczone za pomocą techniki laserowej ("Near-Contact" Laparoscopy). Ta modyfikacja pozwala wykryć endometriozę narządów miednicy małej u kobiet częściej niż w rutynowej laparoskopii. Poza tym prof. Hilgers unowocześnił metody operowania w tak dużym stopniu, że przeciwdziała to tworzeniu się zrostów powodujących niedrożność jajowodów.
Podobnie naprotechnologia znajduje rozwiązanie w leczeniu niedrożności jajowodów. - W przypadku niedrożności jajowodów wyniki klasycznego leczenia mikrochirurgicznego wynoszą 29 procent skuteczności (Gomel V. "Salpingostomy by microsurgery"). Natomiast wyniki leczenia przy pomocy metod mikrochirurgii rozwiniętych przez prof. Thomasa Hilgersa sięgają 58 proc. przy obserwacji pacjentów do 42 miesięcy po zabiegu operacyjnym (Pope Paul VI Institute Research 2004). Z kolei wyniki, jakie osiąga procedura in vitro w przypadku niedrożności jajowodów, jak opisuje kolejne opracowanie z 2001 r. Assisted Reproductive Technology Success rate: National Summary and Fertility Clinics Report (United States Department of Health and Human Services), to tylko 27,5 proc. żywych urodzeń. Pomimo upływu czasu wyniki te nie ulegają poprawie w następnych latach - szczegółowo podaje dr Barczentewicz, ginekolog położnik.
- Jeśli optymalizujemy cykl kobiety, nawet w przypadku słabej płodności męskiej, zwiększają się szanse na poczęcie dziecka. W przypadku niepłodności męskiej stosuje się leki zgodnie z wiedzą andrologiczną - dodaje dr Barczentewicz.
Te doniesienia naukowe wskazują na to, że naprotechnologia jest absolutnie wyjątkową metodą. Jest ujęciem wielu znanych metod postępowania medycznego w kompleksowy system, który ma specyficzny styl. Wyraża raczej troskę o płodność niż kierowanie płodnością oraz szacunek dla wyrazów ludzkiej miłości. Jest to wiedza nie tylko dla wybranych. Informacje na jej temat są coraz łatwiej dostępne. Ktoś, kto rzeczywiście chce dociec prawdy o tej metodzie, z pewnością ją znajdzie.

za: NDz 15.5.09 (kn)