Publikacje polecane
Czachorowski: Spór o "Humanae vitae"
W polu dobra i zła
Spór o "Humanae vitae"
Pod koniec omawianego tekstu otrzymujemy oczekiwany argument, rzekomo mający przekonać nas i Papieży, iż antykoncepcyjne praktyki należy uznać za dobre w pewnych okolicznościach. Tym argumentem jest "doświadczenie większości świeckich", które "powinno być uznane za oznakę rozwoju doktryny o antykoncepcji". Najkrócej mówiąc, według publicysty z "TP" magisterium Kościoła katolickiego powinno zorganizować plebiscyt moralny wśród wiernych i do tego głosu "ludu Bożego" dostosować swoje nauczanie. A zatem to panująca opinia miałaby być miarą dobra i zła. Z pewnością nie jest to trafny argument. Nawet gdyby wszyscy ludzie praktykowali antykoncepcję, to i tak stąd logicznie nie wynika, że jest to czyn moralnie słuszny. Na wyprowadzających twierdzenia o dobru z twierdzeń o ludzkich przekonaniach moralnych czyha w warsztacie etyków "gilotyna Hume'a" - narzędzie do uwalniania od zbędnych ciężarów tych, którzy nie odróżniają tych twierdzeń.
Jest jednak pewna możliwość uniknięcia owej "gilotyny", ale poniekąd bardziej kosztowna - straci się wtedy ubranie. Jeśliby to sam człowiek określał granice pomiędzy dobrem i złem moralnym - czyli także granicę pomiędzy tym, co jest miłością, a co miłością nie jest - to zgodzić się należy, że dla wspólnego życia pożyteczne jest organizowanie moralnych referendów, w celu eliminacji społecznych konfliktów o dobro i zło. Ale tę możliwość już przerabialiśmy pod drzewem poznania dobra i zła, za co zapłaciliśmy potężną cenę. Pilnie potrzebny człowiekowi okazał się dobry krawiec, aby mieć się czego uchwycić w erotycznych odlotach, tak aby uszanować osobę ludzką. Nie uwzględnia tej potrzeby w swoich wskazaniach autor drugiego artykułu: "Intymność małżeńska". Te wskazania "odsłaniają" osobę ludzką wobec tylko użytkowego, poniżej-ludzkiego sposobu traktowania. Możliwość prokreacyjną ludzkiej płciowości uznają za coś do manipulacji. Słuszne jest według autora użycie prezerwatywy "uzasadnione odpowiedzialnym rodzicielstwem", tak zresztą jak wszystkie inne zachwalane formy małżeńskiego onanizmu, pod warunkiem oczywiście "wzajemności, wyłączności i stałości relacji". Jako jedyny argument za rzekomą słusznością tych praktyk znów jednak mamy tylko odwołanie się do "powszechnego doświadczenia par małżeńskich", czyli tych prowadzących życie "miłosne" w strojach z lateksu. Wprawdzie to rozumowanie - jak już wskazałem - nie satysfakcjonuje ludzkiego rozumu, jednak niewątpliwie upaja go nowymi możliwościami i gotów jest wtedy zapomnieć o konieczności ubrania dla Adama. Łatwiej jednak uszanować drugiego człowieka i siebie bez ręki czy nogi, a nawet głowy, niż bez ubrania.
Marek Czachorowski
Za: Nasz Dziennik, 22 lipca 2008 r.