Publikacje polecane

Bogdan Święczkowski - Oczy i uszy Wielkiego Brata

W ciągu ostatnich lat światowe media ujawniły bulwersujące opinię publiczną przypadki usiłowania ograniczania wolności w sferze komunikacji elektronicznej oraz próby szerokiej inwigilacji tychże. Począwszy od sprawy ACTA, poprzez WikiLeaks i Juliana Assange’a, aż po przypadek Edwarda Snowdena. Szczególnie w przypadku tego ostatniego do świadomości społecznej obywateli wielu krajów dotarła informacja o skali i metodach monitorowania, nadzorowania i kontrolowania mediów elektronicznych przez służby specjalne największego mocarstwa świata.

Internet a wywiad

Edward Snowden, były pracownik CIA (Centralna Agencja Wywiadowcza) oraz NSA (Agencja Bezpieczeństwa Kraju), ujawnił, iż służby specjalne Stanów Zjednoczonych prowadzą tajny program inwigilacji obywateli. Polega on m.in. na zbieraniu billingów telefonicznych milionów obywateli USA. Ujawniona została tajna decyzja sądu, która nakazuje firmie telekomunikacyjnej Verizon przekazywanie Agencji Bezpieczeństwa Kraju billingów telefonicznych klientów. Nadto Narodowa Agencja Bezpieczeństwa i FBI przeszukują dane z serwerów dziewięciu czołowych firm internetowych, mając dostęp do umieszczanych na nich plików audio i wideo, wiadomości, fotografii czy dokumentów. W mediach ujawniono tajny dokument na temat programu o nazwie PRISM, o którego istnieniu nikt wcześniej nie wiedział. Dotyczy on zbierania danych bezpośrednio z serwerów dziewięciu usługodawców internetowych, do których należą: Microsoft, Yahoo, Google, Facebook, Paltalk, AOL, Skype, YouTube i Apple.

Pojawiły się także doniesienia o szpiegowaniu przez amerykańskie agencje biur i agend Unii Europejskiej i innych europejskich sojuszników. Podobno Edward Snowden posiada jeszcze inne informacje, które zamierza ujawnić, a które dotyczą metod i sposobów inwigilacji obywateli w skali światowej.

Wskazane informacje i ujawnione w nich dane wywołały powszechne oburzenie i dyskusję nad granicami wolności w sferze elektronicznej, w szczególności możliwości ingerencji w nią służb specjalnych, a także nad skalą takiej inwigilacji.

Sytuacja taka może budzić u fachowców czy osób zainteresowanych służbami specjalnymi zdziwienie. Powszechnie bowiem wiadomo, iż co najmniej od lat pięćdziesiątych największe mocarstwa świata, nie tylko USA, używając wyrafinowanych technologii, inwigilowały wszelkie istotne z punktu widzenia ich bezpieczeństwa sfery życia społecznego, publicznego, politycznego, medialnego czy kulturalnego. Dotyczyło to w tamtych latach łączy telefonicznych, korespondencji listownej, prasy czy telewizji. Szybki rozwój technologii stworzył nowe pola ludzkich relacji i kontaktów, co spowodowało także konieczność rozwoju skutecznych metod inwigilacji państw, społeczeństw, lecz także konkretnych ludzi.

Pierwsze satelity szpiegowskie

Mało kto pamięta, że pierwsze satelity wystrzeliwane w przestrzeń kosmiczną przez USA i ZSRS przeznaczone były do szpiegowania sąsiadów zarówno w formie fonicznej, jak i wizyjnej. Z czasem pojawiły się możliwości satelitarnego kontrolowania i nadzorowania m.in. za pomocą satelitów szpiegowskich całej przestrzeni radiowo-elektronicznej on-line, z czego mocarstwa skwapliwie korzystały, tworząc systemy SIGINT czy ECHELON. Oczywiście, skale i metody inwigilacji potencjalnych przeciwników tłumaczono „zimną wojną”. Kilka zaś lat po upadku Związku Sowieckiego pojawił się natomiast bardzo poważny problem z fundamentalistycznym terroryzmem zakończony tragicznymi zamachami w Nowym Jorku, Londynie czy Madrycie.

Z biegiem lat możliwość satelitarnej inwigilacji uzyskały kolejne państwa. W chwili obecnej satelitami szpiegowskimi dysponują na przykład Niemcy, Izrael czy Białoruś. Dzięki czemu mogą kontrolować na bieżąco sytuację w krajach z nimi sąsiadujących oraz monitorować własne społeczeństwo. Polska jest jednym z niewielu państw średniej wielkości niedysponującym swoim systemem inwigilacji satelitarnej, choć korzystającym z systemów sojuszniczych.

A potem pojawił się internet. Początkowo jako amerykański wojskowy system komunikacyjny APARNET stworzony w latach 60. XX wieku na wypadek wojny nuklearnej. Cywilny rozwój komputerowych systemów łączności i komunikacji, który nazywamy internetem, nastąpił na przełomie lat 80. i 90. XX wieku. Rozwój cywilnej sieci internetowej od razu też wzbudził zainteresowanie służb wywiadowczych, które uzyskały możliwość swobodnego i szybkiego sposobu wymiany informacji, co spowodowało konieczność przeciwdziałania na tym polu instytucjom kontrwywiadowczym.

Z biegiem lat rola internetu rosła, a różnego rodzaju możliwości komunikacyjne, poczynając od poczty elektronicznej, a kończąc na komunikatorach foniczno-wizyjnych, zwiększały pola wolności obywatelskich oraz rozszerzały rolę informacji elektronicznej w kształtowaniu życia społeczno-politycznego państw i narodów. Internet stał się istotnym obszarem wolnej wymiany poglądów, informacji oraz treści kulturowych.

Terroryści w sieci

Jednak sieć była także wykorzystywana do wprowadzania treści przestępczych dotyczących np. pedofilii, konstrukcji ładunków wybuchowych czy też do popełniania przestępstw takich jak oszustwa internetowe czy przejmowanie tożsamości. Z internetu zaczęli także powszechnie korzystać fundamentaliści czy terroryści, i to zarówno do komunikacji, jak i propagowania swoich idei. Zmusiło to wszystkie demokratyczne kraje, w szczególności te wchodzące w skład „koalicji antyterrorystycznej”, do wprowadzenia szerokich programów monitorujących sieci informatyczne, np. polegających na wychwytywaniu i rejestrowaniu zapisów stron internetowych zawierających słowa kluczowe, takie jak „zamach”, „bomba”, „trotyl” itp.

Nadto internet stał się bardzo istotną bazą danych (zarówno jawnych, jak i tajnych) dla instytucji państwowych. Często zresztą z woli samych internautów, którzy na portalach społecznościowych potrafią ujawniać najintymniejsze szczegóły swojego życia prywatnego. Pojawiły się nowe przenośne urządzenia elektroniczne, poczynając od zwykłych telefonów komórkowych, kończąc na tabletach czy smartfonach. Dane z tych urządzeń czy portali stały się kopalnią wiedzy, i to nie tylko dla służb specjalnych, ale właśnie dla przestępców czy manipulatorów.

Kamery na ulicach

Kolejnym istotnym novum ostatnich kilku lat jest wprowadzany na szeroką skalę monitoring miejsc publicznych i prywatnych. Miasta czy właściciele posesji prywatnych instalują olbrzymie ilości kamer z możliwościami rejestracji wizji i fonii, a także transmisji takich zapisów do centralnych serwerów. W Londynie ma już być zainstalowanych ponad pół miliona kamer, które non stop obserwują miejsca i ludzi.

Nie powinna zatem nikogo dziwić skala i metody działania służb państwowych w tych sferach życia obywateli. Istotne jest tylko, z jakich powodów to czynią oraz z jakich metod i sposobów inwigilacyjnych korzystają i jak są kontrolowane. W wielu państwach europejskich możliwości oraz ograniczenia prawne w tym zakresie są bardzo ściśle zdefiniowane w odpowiednich aktach prawnych dotyczących zarówno instytucji publicznych, jak i prywatnych. Nie można bowiem zapomnieć o bardzo szerokim rozwoju „prywatnych” technik monitoringu, poczynając od metod prywatnych firm detektywistyczno-ochroniarskich, a kończąc na np. możliwości obejrzenia na stronach internetowych swojej nieruchomości z kamer cywilnych satelitów czy innych rejestratorów (vide Google Street). W Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii czy Niemczech decyzje w zakresie możliwości i metod inwigilacyjnych służb specjalnych zawsze podejmują sądy.

Rozmyta odpowiedzialność

W Polsce jest podobnie. Niestety, obowiązujące w naszym kraju ustawodawstwo nie przystaje do wyzwań współczesności, pełne jest luk prawnych i daje szerokie pole do interpretacji. Możliwości, metody i sposoby działania poszczególnych służb państwowych unormowane są w ustawach korporacyjnych. Nie ma jednej ustawy o pracy operacyjno-rozpoznawczej, a zaawansowane prace nad nią zostały przerwane za rządów Donalda Tuska.

W żadnej zaś z ustaw nie ma ustawowej definicji terminów: „miejsce publiczne”, „bezpieczeństwo państwa”, a definicja terminu „kontrola operacyjna” jest niepełna i nie obejmuje szeregu nowych rozwiązań radio-elektronicznych funkcjonujących w sferze cywilnej i wojskowej.

O ile np. rejestracja audio-wideo rozmów i transmisji w miejscach niepublicznych wymaga zawsze zgody sądu, o tyle w miejscach publicznych już uzyskanie takiej zgody nie jest potrzebne. Konia z rzędem temu, kto wie, jakie miejsce jest publiczne, a jakie nie. Umożliwia to rozszerzającą interpretację tych terminów i swobodne monitorowanie stron internetowych bez zgody sądów. Bezdyskusyjnie bowiem internet jest siecią publiczną (nie dotyczy to oczywiście prywatnych rozmów prowadzonych poprzez sieć – wtedy zgoda sądu jest wymagana). Projekty odpowiedniego dostosowania polskiego prawa w tym zakresie były już gotowe w latach 2006-2007, ale z nieznanych powodów zaniechano ich wprowadzenia. Może to rodzić poważne przypuszczenia, iż uczyniono tak z powodów intencjonalnych, aby w szerokim zakresie móc inwigilować społeczeństwo, a w szczególności ludzi lub ruchy społeczno-polityczne krytycznie nastawione do obecnej władzy publicznej. Jest to sytuacja niedopuszczalna, tym bardziej że dane dotyczące naszego kraju związane z billingowaniem czy kontrolami operacyjnymi są co najmniej niepokojące, a dane na temat monitoringu miejsc publicznych czy internetu – niedostępne. Być może nacisk społeczny, tak skuteczny wobec Donalda Tuska w przypadku ACTA, doprowadzi do pozytywnych zmian w tym zakresie.

Jednak takie zmiany w ustawodawstwie polskim czy innym nie zmienią ogólnoświatowego trendu. Po pierwsze bowiem, zawsze będą państwa lub instytucje prywatne mające za nic zakazy, a sieci nie znają granic. Po drugie, w wielu krajach istnieje silna potrzeba pozyskiwania nowych danych, bez względu, czy jest to dozwolone, czy nie, oraz bez względu na pozytywne czy negatywne powody ich rejestracji.

Z nowinek technologicznych i sieci internetowych należy zatem korzystać rozsądnie, a informacje o sobie ujawniać ostrożnie, pamiętając, że Wielki Brat zawsze będzie patrzył i słuchał i nikt tego procesu nie zatrzyma.

Bogdan Święczkowski

Autor był szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) w latach 2006-2007.


za:www.naszdziennik.pl (kn)